Akcje bezpośrednie w Urzędzie Marszałkowskim i spółdzielni "Naprzód" w Łodzi

Kraj | Prawa pracownika | Protesty

W poniedziałek, Związek Syndykalistów Polski, wraz z pracownicami bełchatowskiego szpitala wojewódzkiego, zorganizował w Łodzi dwie akcje bezpośrednie.

Protest pracownic szpitala trwa już drugi miesiąc. 60 kobiet znalazło się nagle bez źródła utrzymania, po tym jak dyrekcja szpitala zmieniła podwykonawcę. Pracownice miały zostać przekazane przez Spółdzielnię "Naprzód" - swojego dotychczasowego pracodawcę, firmie DOZORBUD, która jednak nie uznała ich za swoje pracownice. Pracownice są obecnie bez ubezpieczenia i bez źródeł dochodów. W sytuacji, gdy ani dyrekcja szpitala, ani "Naprzód" ani DOZORBUD nie poczuwają się do odpowiedzialności za pracownice, konieczne było podjęcie bardziej zdecydowanych działań. Pierwsza z akcji bezpośrednich miała miejsce w Urzędzie Marszałkowskim. Urząd Marszałkowski jest organem nadzorującym wobec szpitala wojewódzkiego w Bełchatowie i właśnie tam pracownice domagały się uznania swoich praw. Ponieważ nikt z urzędu nie zainteresował się sprawą, pracownice postanowiły wtargnąć do niego siłą. Pomimo oporu ochrony budynku, kilkadziesiąt protestujących wdarło się do budynku, pokonało 9 pięter i stanęło pod biurem Marszałka Województwa domagając się spotkania z nim. Pod presją protestujących, urzędnicy musieli zaprowadzić wszystkich do sali konferencyjnej. Na spotkanie stawiła się jednak tylko wicemarszałek. Podczas spotkania z nią, które było nagrywane przez TVP, przekazano pismo z postulatami pracownic - m.in. zagwarantowanie, że w przetargu na obsługę szpitala w Bełchatowie będzie zagwarantowana klauzula zatrudnienia dotychczasowych pracownic spółdzielni "Naprzód". Wicemarszałek przyjęła pismo z postulatami i obiecała zorganizować w ciągu tygodnia spotkanie władz szpitala, pracownic oraz firm "Naprzód" i DOZORBUD. Po rozmowie z wicemarszałek, pracownice przemaszerowały ul. Piotrkowską do autokaru, który je zawiózł na kolejne miejsce akcji.

Kolejna akcja bezpośrednia miała miejsce pod łódzką siedzibą spółdzielni "Naprzód". Pracownice domagały się tam uzyskania świadectw pracy. Do protestujących wyszedł jeden z szefów firmy, jednak nie miał nic do powiedzenia i szybko salwował się ucieczką. Został jednak szybko dogoniony i okrążony przez kilkadziesiąt osób. Szef tłumaczył się, że za nic nie odpowiada i wszelkie pretensje go nie dotyczą. Twierdził, że niedopełnienie wymogów formalnych przy przekazywaniu umów o pracę innej spółce nie jest jego problemem i odmówił wzięcia odpowiedzialności za błędy firmy. Jego postawa była niezwykle arogancka, jednak był wyraźnie przestraszony. Po burzliwej dyskusji, która została w całości nagrana na wideo, akcja się zakończyła i pracownice wróciły do Bełchatowa.

Dzień akcji zrobił z pewnością wrażenie, sądząc po panicznej reakcji dyrektora szpitala w Bełchatowie, który po powrocie pracownic do Bełchatowa groził im, że jeśli będą kontynuować akcje, zostaną usunięte z terenu szpitala. Akcje oczywiście będą kontynuowane i pracownice nie dają za wygraną. W wypadku gdyby nie odbyło się obiecane spotkanie, dojdzie do dalszej eskalacji działań.

https://cia.media.pl/syndykalizm

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.