Chilavert w rękach pracowników - spotkanie w Poznaniu

Kraj | Publicystyka | Ruch anarchistyczny

1 lipca 2007 r. Poznań odwiedziło dwóch pracowników drukarni Chilavert z Buenos Aires. Podróżują oni od kilku tygodni po całej Europie i opowiadają o swojej walce oraz prezentują album ze zdjęciami z przejętych fabryk, opracowany i wydany przez ich spółdzielnię.

Drukarnia Chilavert jest jednym z ponad 180 zakładów pracy przejętych przez pracowników w Argentynie (głownie Buenos Aires), które zatrudniają ponad 15.000 osób. Fenomen uspołeczniania fabryk na masową skalę rozpoczął się po krachu ekonomicznym w 2001 r. W kwietniu 2002 r. sami drukarze zajęli ją, aby uniknąć wywozu maszyn. Drukarnia została przekazana w ręce pracowników dzięki specjalnej ustawie i do dziś zarządzana jest przez nich w ramach kooperatywy.

Spotkanie w Poznaniu zorganizowane zostało przez Inicjatywę Pracowniczą i Federację Anarchistyczną w sali Teatru Ósmego Dnia. Całość poprzedzona została wstępem Agaty Podemskiej, która odwiedziła Argentynę już po opanowaniu kryzysu ekonomicznego. Opowiedziała ona o swoich odczuciach dotyczących sytuacji społeczno-politycznej w Argentynie oraz istniejących tam ruchach społecznych z perspektywy obcokrajowca.

Pracownicy Chilavert na początku wystąpienia opowiedzieli historię przejęcia fabryki. Właściciel drukarni ogłosił bankructwo po grudniowym kryzysie w 2001 r., jednak już wcześniej pracownicy nie mieli wypłacanej pensji i pracowali za darmo. Po ogłoszeniu upadłości właściciel próbował oszukać pracowników i wywieźć maszyny. Mimo, że według argentyńskiego prawa, takie postępowanie jest nielegalne (majątek fabryki powinien pokryć zobowiązania wobec wierzycieli), udało mu się uzyskać zgodę dzięki łapówkom. Aby nie dopuścić do likwidacji zakładu 8 byłych pracowników rozpoczęło okupację fabryki. Władze wysłały oddziały policji, jednak solidarny opór mieszkańców dzielnicy, w której mieści się fabryka sprawił, że zrezygnowano ze szturmu i rozpoczęto blokadę drukarni. Taki pat trwał prawie rok. Pracownicy nie mogli jednak czekać, sami musieli coś jeść, a mieli jeszcze na utrzymaniu rodziny, postanowili, więc wznowić produkcję bez szefa. Problem realizacji zamówień w sytuacji oblężenia drukarni pomógł rozwiązać, sąsiad fabryki, który wykuł w ścianie dziurę, przez którą wynoszono towar.

Sam fakt podjęcia produkcji, jak podkreślali, nie był motywowany względami ideowymi tylko czystą koniecznością. Dopiero później zaczęto postrzegać samorządową organizację pracy w opozycji do kapitalistycznego sposobu produkcji jako wartość samą w sobie. Początkowo fabryka nie funkcjonowała tak jak powinna, nadal trwał kryzys, zamówień było mało, na dodatek robotnicy musieli rozwiązywać problemy, o których wcześniej nie mieli pojęcia. Sposobu organizowania produkcji uczyli się na własnych błędach oraz dzięki nawiązaniu kontaktu z innymi kooperatywami, które funkcjonowały w Buenos Aires na podobnych zasadach (tylko w tym mieście istnieje 5 drukarń zarządzanych przez pracowników). Przełomem dla Chilavert i innych przejętych zakładów były regulacje prawne uchwalone przez rząd pod naporem społecznym, które pozwalały na zalegalizowanie ich działalności, dzięki czemu zakończyła się policyjna blokada samorządowych fabryk.

Dzisiaj Chilavert to nie tylko drukarnia, to także miejsce spotkań lokalnej społeczności, prowadzone jest tam we współpracy z Uniwersytetem Buenos Aires, archiwum ruchu przejmowania fabryk, a w tym roku otworzono szkolę średnią dla dorosłych prowadzoną za darmo przez nauczycieli. Każdego roku 24 maja, tj. w dzień odparcia policyjnego ataku na fabrykę, mieszkańcy dzielnicy organizują wielki festyn.

Część dyskusyjna poznańskiego spotkania była dłuższa i bardziej burzliwa niż samo wystąpienie pracowników fabryki. Zgromadzona publiczność zadawała wiele szczegółowych pytań dotyczących funkcjonowania fabryki, sposobu podejmowania decyzji itp. Odpowiadając na pytania Argentyńczycy odwoływali się do doświadczeń nie tylko swojego zakładu, ale także innych przejętych fabryk. W drukarni Chilavert pracuje obecnie 13 osób, jedno z pytań dotyczyło więc przykładów większych fabryk zarządzanych na zasadach demokracji bezpośredniej. Jako przykład podana została wytwórnia ceramiki "Zanon", w której pracuje ponad 800 osób. W niej decyzje podejmowane są poprzez delegatów poszczególnych wydziałów, a ogólne zebrania wszystkich pracowników organizowane są w przypadkach rozważania kwestii najważniejszych. W podobny sposób zarządzane są zatrudniające po kilka tysięcy osób zakłady w Brazylii, gdzie również działają samorządowe fabryki.

Publiczność na spotkaniu była dość zróżnicowana: od działaczy radykalnych organizacji i związków zawodowych, po osoby, które nigdy wcześniej nie spotkały się z ideami samorządności pracowniczej. Stąd niektóre pytania były dość zaskakujące dla gości z Argentyny. Jedna osoba próbowała usilnie dopasować spółdzielcze sposoby organizacji do kapitalistycznej formy. Pytając min. o to czy pracownik, który postanowiłby odejść otrzymałby "z powrotem" swój udział, który włożył przystępując do spółdzielni. W czasie dyskusji, która się z tego powodu wywiązała próbował przeciwstawić "naturalne" myślenie w kategoriach własnego indywidualnego zysku, sposobowi kolektywnej organizacji, która temu "naturalnemu" porządkowi przeczy. Zaprezentowany sposób argumentacji jest typowym dla obrońców obecnego porządku niesprawiedliwości społecznej. Osoba ta nie mogła zrozumieć faktu, że sposób myślenia, w którym własny zysk i konkurencja z innymi pracownikami nie jest czymś naturalnym, ale raczej patologią wytwarzaną w systemie kapitalistycznym.

Takie inicjatywy jak drukarnia Chilavert, nie są jedynie przykładem alternatywnego i bardziej wydajnego sposobu zarządzania, ale przede wszystkim są ucieczką od kapitalistycznej logiki zysku ponad wszystko. Co ma swoje przełożenie na wszystkich poziomach życia społecznego? Dlatego pracownicy Chilavert nie rozpatrują tego typu przypadku inaczej jak formy patologii - pracownik, który odchodząc z fabryki próbowałby ją zubożyć traktowany byłby w ten sam sposób, w jaki potraktowany zostałby były właściciel.

Następnego dnia prelegentów czekała długa podroż do niemieckiego Rostocku, gdzie znajduje się następny przystanek na europejskiej trasie.

Dzień przed spotkaniem pracowników Chilavert w Poznaniu, podobna prezentacja odbyła się w Berlinie na skłocie Köpi. Na zaproszenie berlińskiej Federacji Anarchistycznej i redakcji pisma "Abolishing the borders from below" uczestniczyli w nim również działacze poznańskiego środowiska wolnościowego i Inicjatywy Pracowniczej. Spotkanie z gośćmi z Argentyny poprzedzone było wykładem Rafała Górskiego, autora wydanej niedawno książki "Bez państwa. Demokracja uczestnicząca w działaniu". Opowiedział on o próbach przejmowania zakładów pracy w Polsce od czasów powojennego uruchamia pohitlerowskich fabryk, przez ruch rad zakładowych i idee samorządnej rzeczpospolitej Solidarności, po dzień dzisiejszy i brutalne rozprawy policji z pracownikami białostockiego MPK czy Fabryki Kabli w Ożarowie.

Dyskusja z gośćmi z Argentyny miała odmienny od poznańskiego przebieg. W Berlinie publiczność interesowały w większości sprawy ogólnopolityczne i społeczne Argentyny i krajów latynoamerykańskich, a w mniejszym stopniu kwestie praktycznej działalności przejętych zakładów.

Po spotkaniu odbyła się nieformalna narada działaczy niemieckiego FAU (Freie Arbeiterinnen Union) i Inicjatyw Pracowniczej dotycząca dalszej współpracy międzynarodowej tych dwóch związków.

Album "No pasar" prezentujący fotografie z samorządowych fabryk w Argentynie dostępny będzie w najbliższych dniach w dystrybucji Oficyny "Trojka". Dokładamy starań aby dołączona została do niego wkładka z polskim tłumaczeniami opisów do zdjęć. Polecamy. (DK)

fotorelacja: http://foto.rozbrat.org/main.php?g2_view=core.ShowItem&g2_itemId=7561&g2...

www.rozbrat.org

"zabierania swego udzialu" czy "solidarna odprawa"

Nie bralam udzialu w dyskusji w Poznaniu wiec nie znam argumentow jakie padly. Jednak powyzsze podsumowanie, slusznie krytykujace kapitalistyczny tok myslenia, nie wyjasnia jednak kwestii w jaki sposob problem jednostki opuszczajacej spoldzielnie moze byc rozwiazany.

Sama pracuje w istnejacym od ponad 5 lat 17-osobowym kolektywie-spoldzielczym w branzy gastronomicznej. W miedzyczasie kolektyw opuscilo juz okolo 10 osob zastapionych przez nowych pracownikow. Do naszych kolektywnych ustalen, spisanych na kilku-stronicowym wewnetrznym kolektywnym kontrakcie, nalezy m.in. fakt, iz osoba upuszczajaca spoldzielnie nie dostaje (rzecz jasna) "z powrotem swojego wkladu w interes" (?!?!) lecz dostaje "odprawe" aby nie utonac w egzystencjonalnych problemach w okresie przejsciowym - jestesmy bowiem swiadomi tego iz opuszczenie kolektywu wiaze sie najczesciej, badz z proba zawiazania nowej spodzielni (co wymaga w dzisiejszych realiach sporych inwestycji), badz jest zwiazane z powrotem na pelen wyzysku kapitalistyczny rynek pracy. Jednak warto zaznaczyc, ze owe odprawy sa wypracowywane przez caly kolektyw i jest to czescia skladowa wspolnie wypracowywanych zabezpieczen socialnych. Obok kas chorobowych, kasy wakacyjnej, solidarnosciowej kasy w kwestiach represji, odkladamy kazdego miesiaca konkretna kwote do "kasy odpraw". W ten sposob kolega/kolezanka z pracy opuszczjaca kolektyw dostaje konkretne wsparcie, ale jest ono kolektywnie wypracowane i on/ona sama tez je wypracowala.

Jasne, ze sa to rozwiazania dalekie od wizji spolecznych, ktore promujemy promowac (anarcho-komunizm), ale zawsze jest to koncept, ktory pozwala nam zyc z podniesionymi glowami i podtrzymywac pro-anarchistyczne formy organizacji w kwestiach produkcji i reprodukcji.

Czy ludzie z Chilavert mowili cos o kwestii odpraw w ich zakladzie?

Generalnie Chilavert ma

Generalnie Chilavert ma oficjalny narzucony przez władze statut przez który pracownik taki faktycznie mógłby domagać się sądownie czesci zysków, ale jak mówili robotnicy oni ten statut mają w dupie (dzialają tak jak sobie ustalą na spotkaniach) i jeżeli by do czegoś takiego doszło, to ten ktoś traktowany byłby jako "zdrajca". Do tej pory nie mieli takiej sytuacji żeby ktos odszedł więc tego nawet nie rozważali. Choć pewno zroznicowanie pensji ktore wprowadzili (najpierw były równe, potem wprowadzili dodatek w stosunku do potrzeb, czyli wielkości rodziny na utrzymaniu, a teraz dodatek za lata pracy)bylo kompromisem mającym nie dopuścić do opuszczania kolektywu, dzialajacego w "kapitalistycznym otoczeniu". Jednen z nich stwierdził że jezeli do takiej sytuacji dojdzie (tzn. zwolnienia się pracownika) to po prostu po ludzku rozważą to na ogolnym spotkaniu. Pewno zalezeć to bedzie od indywidualnej sytuacji. Jezlei ktos będzie chciał założyć sam spóldzielnie, to zapewne będzie mógl liczyć na wsparcie z funduszu, z którego już teraz pomagają fabrykom samorzadowym mającym klopoty finansowe. A inaczej to by wyglądało jeżeli odejdzie do zwykłej kapitalistycznej firmy gdzie zaproponowano mu wyższą pensję...

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.