Dodaj nową odpowiedź

BYĆ JAK JOSEPH STALIN

Propagandowa teza tryumfującego dziś mainstreamu mówi o tym, że w latach 1989-1991 obalono komunizm. Punktor (1) podpisuje się pod tą tezą rękami i nogami, co z miejsca dyskwalifikuje go jako osobę kompetentną w dyskusji na temat komunizmu. Przyjmuje jako oczywistą propagandową karykaturę komunizmu jako synonimu krwiożerczego instynktu ludzkich odpadów cywilizacyjnych.
Dla burżuazji masy (ciemne i z założenia złowrogie) nie wymagają psychoanalizy czy choćby próby zrozumienia. Okrucieństwo komunistów jest instynktowne. Zbrodniczość jest takim samym określeniem komunisty, jak to że pies szczeka, a kot miauczy. Mówisz komunista, myślisz - morderca. Mordowanie na śniadanie.
Ilekroć w historii mamy do czynienia z buntami mas, mamy gwałty i przemoc. Ale tylko w przypadku komunistów lewica wini wyłącznie jedną stronę. I to bynajmniej nie stronę przeciwnika klasowego. Dlaczego? Komunista odczuwa bowiem przymus mordowania. Nie ma żadnych innych określeń odnoszących się do jego istoty. Wszystkie ewentualne sprowadzają się do wywołującego dreszcze, rozkosznego w swej straszliwości, lęku przed atawistycznym, ba, wręcz archetypicznym, przejawem Zła w czystej postaci. Tak propaganda burżuazyjna kreśli portret komunisty. Stary to obrazek. Już w II RP postać komunisty była przedstawiana z nieodłącznym nożem w zębach i z ociekającymi krwią rękami. To nie wymaga analizy. To się wymyka analizie. Komunista to ucieleśnienie Szatana w wersji dla niekoniecznie chrześcijańskich kretynów.
Podobnie jak prostackie aparaty ideologiczne Kościoła, aparaty propagandowe psów łańcuchowych burżuazji nie potrafią się jednak zdecydować, czy skuteczniejszym straszakiem dla tych, co to odczuwaliby niezdrowy pociąg do komunizmu (jako jedynego konsekwentnego przeciwnika systemu wyzysku), byłoby przedstawienie komunistów jako kompletnych debilów (utopijne dążenie do "stworzenia nowych ludzi", godnych życia w idealnym społeczeństwie) czy raczej jako potworów o krwiożerczych instynktach (mordujących tak, jak oddychają).
Niestety, zarówno w przypadku ideologów kościelnych, jak i ideologów społeczeństwa klasowego, niemożliwe jest przedstawianie wroga (Szatana czy komunisty) jako jednocześnie jednego i drugiego. Szatan albo jest wyjątkowo przebiegły i bezwzględny, ale tym samym budzi pełen niechcianego podziwu lęk, albo jest wiejskim głupkiem, tyle że w tej postaci nie budzi grozy. Podobnie z komunistą widzianym oczami burżuazyjnej propagandy. To albo zwykły idiota, gardzący sztuką (np. konwersacji), albo ucieleśnienie Zła. Ale wtedy nie może być całkiem głupi. Wówczas rodzi się wątpliwość, że to chyba jego przeciwnicy są głupi. Nie ma nic gorszego, jak zasianie wątpliwości. Jeśli Szatan nie jest całkiem głupi, to może jest nieco bardziej mądry. Czyli mądrzejszy. Od kogo? Od swoich przeciwników? Gdyby był głupszy, to nie zdobyłby przewagi. A przecież przewaga Szatana jest oczywista. Mechanizm propagandowy ten sam, co w przypadku uzasadnienia wojny z wszechświatowym terroryzmem.
Szatan jest przerażający, bo inteligentny. Ale będąc inteligentny, jest jednocześnie atrakcyjny. Komunista uwodzi swoją inteligencją, błyskotliwością. Inaczej przecież nie ulegliby temu Szatanowi liczni intelektualiści.
Czy ci intelektualiści to byli idioci? Czy pociągało ich to, że komuniści mieli mord w oczach? Nie. Dlaczego nie dostrzegali tego, co dziś byle dziecko, byle anonim w dyskusji internetowej jest w stanie dostrzec gołym okiem: że motorem napędowym komunistów było pragnienie mordowania dzieci powyżej trzeciego roku życia?
Szatan buntował się przeciw Bogu. Komunista buntuje się przeciw społeczeństwu klasowemu. Tak jeden, jak i drugi bunt prowadzi do rzezi niewiniątek. Każdy, kto się buntuje, służy obiektywnie Szatanowi. W oczach elity społeczeństwa klasowego komunista czy anarchista to jeden i ten sam sługa Szatana.
Dziś anarchiści uwodzą intelektualistów radykalnej lewicy. Już urodziły się dzieci, które doskonale wiedzą, że piękne słowa o równości, braterstwie i wolności służą tylko za opium dla intelektualistów, którzy zauroczeni frazesami zaciągają się nieświadomie pod sztandary Szatana.
Anarchiści - krytycy komunizmu - są jak stalinowcy: już tak naprawdę nie wierzą w zwycięstwo społeczeństwa bezklasowego. Boją się, strasznie się boją - przegranej, zdrady dawnych ideałów, kary za bunt lub za zdradę, pustki ideowej - wszystkiego po trochu. Wszędzie widzą, że wróg zyskuje przewagę, a walka klasowa zaostrza się. A jednocześnie dostrzegają uroki konwergencji - jej wyrazem jest etos pracy u podstaw, postawa typu "jeden krok w realu jest więcej wart niż sto kroków ideologicznych". Podobnie jak Stalin, anarchiści-antykomuniści uwierzyli, że znaleźli modus vivendi we wrogim otoczeniu i cierpliwie oczekują na swój dzień. Swój dzień na pustyni Tatarów. Jak Stalin. Nawet mają pewne sukcesy. Jak Stalin. Bo są pragmatyczni. Jak Stalin.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
6 czerwca 2013 r.

Odpowiedz



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.