Parenti: Przyjazny feudalizm. Mit Tybetu

Publicystyka

Wyjątkowość buddyzmu?

Rzut oka na historię ujawnia, że organizacje buddyjskie nie były wolne od gwałtu, tak charakterystycznego dla grup religijnych. W Tybecie od początków XVII wieku i przez sporą część XVIII konkurujące sekty buddyjskie zajmowały się zbrojną walką i doraźnymi egzekucjami [_1_]. W XX wieku w Tajlandii, Birmie, Korei, Japonii i w innych miejscach buddyści ścierali się między sobą oraz z wyznawcami innych religii. W Sri Lance zbrojne bitwy w imię buddyzmu są częścią syngaleskiej historii [_2_]. Tylko kilka lat temu w Korei Południowej tysiące mnichów z buddyjskiej sekty Chogye zwalczało się wzajemnie na pięści, kamienie, bomby zapalające i pałki w zaciętych bataliach, trwających tygodniami. Walczyli o panowanie nad największym w Korei Południowej zakonem, z rocznym budżetem 9,2 miliona dolarów oraz wartym miliony dolarów majątkiem w postaci nieruchomości. W burdach tych częściowo zniszczono najważniejsze sanktuaria buddyjskie, a rannych zostały dziesiątki mnichów, w tym kilku poważnie. Społeczeństwo koreańskie wydawało się pogardzać obiema frakcjami uważając, że niezależnie od tego, kto przejmie kontrolę, użyje datków od wiernych na luksusowe domy i kosztowne samochody [_3_].

Ale co z Dalajlamą i Tybetem, któremu przewodził przed inwazją chińską w 1959 roku? Wielu żarliwych buddystów utrzymuje, że Stary Tybet był uduchowionym królestwem, wolnym od egoizmu, pustego materializmu i występków korupcji, nękających społeczeństwa uprzemysłowione. Zachodnie środki masowego przekazu, książki podróżnicze, powieści i filmy z Hollywood przedstawiają tybetańską teokrację jako istne Shangri-La.

Sam Dalajlama stwierdził, że "dominujący wpływ buddyzmu [w Tybecie] wśród otwartych przestrzeni nienaruszonego środowiska wytworzył żyjące w harmonii i oddane pokojowi społeczeństwo. Cieszyliśmy się wolnością i zadowoleniem [_4_]." Historia Tybetu pokazuje inny obraz. W XIII wieku cesarz Kubilaj ustanowił pierwszego Wielkiego Lamę, który miał zwierzchnictwo nad wszystkimi innymi lamami, podobnie jak papież nad biskupami. Kilka stuleci później cesarz Chin wysłał do Tybetu armię, żeby wesprzeć Wielkiego Lamę, ambitnego 25-letniego mężczyznę, który nadał sobie tytuł Dalaj [ocean] lamy, władcy całego Tybetu. Oto ironia historii: pierwszy dalajlama otrzymał swój urząd dzięki wsparciu armii chińskiej.

Dla wzmocnienia swej władzy poza możliwość ziemskich wyzwań dalajlama przejął klasztory, które nie należały do jego sekty i podejrzewa się, że zniszczył pisma buddyjskie, sprzeczne z jego roszczeniami do boskości. Kolejny dalajlama prowadził życie sybaryty, miał wiele kochanek, urządzał przyjęcia dla przyjaciół i ogólnie zachowywał się w sposób niestosowny dla wcielonego bóstwa. Z tego powodu zginął z rąk swoich kapłanów. W ciągu 170 lat, mimo przyznanego im statusu bogów, kapłani lub inni dworacy zamordowali pięciu dalajlamów [_5_].
Shangri-La (dla lordów i lamów)

Religie mają ścisłe związki nie tylko z przemocą, ale także z wyzyskiem ekonomicznym. Często to właśnie wyzysk ekonomiczny wymusza przemoc. Tak było z teokracją tybetańską. Do roku 1959, kiedy Dalajlama rządził Tybetem, większość ziemi uprawnej nadal była w rękach właścicieli ziemskich, na których majątkach pracowali chłopi pańszczyźniani. Także autor pełen sympatii do dawnych czasów pisze, że „bardzo wiele ziemi należało do klasztorów, a większość z nich zgromadziła wielkie bogactwa (...) Ponadto poszczególni mnisi i lamowie mogli zgromadzić wielkie bogactwo dzięki działalności handlowej i pożyczaniu pieniędzy" [_6_]. Klasztor Drepung był jednym z największych właścicieli ziemskich na świecie z 185 posiadłościami ziemskimi, 25 tysiącami chłopów pańszczyźnianych, 300 olbrzymimi pastwiskami i 16 tysiącami pastuchów. Bogactwo klasztorów należało na ogół do wyższych rangą lamów, z których wielu było potomkami rodzin arystokratycznych.

Nieźle się także powodziło świeckim przywódcom. Godnym uwagi przykładem był głównodowodzący armii tybetańskiej, który posiadał cztery tysiące kilometrów kwadratowych ziemi i trzy i pół tysiąca chłopów pańszczyźnianych. Był także członkiem świeckiego gabinetu dalajlamy [_7_].

Niektórzy zachodni wielbiciele niezgodnie z prawdą przedstawiali Stary Tybet jako „naród, który nie wymaga policji, ponieważ ludzie dobrowolnie przestrzegają praw karmy" [_8_]. W rzeczywistości istniała tam zawodowa armia, choć niewielka, która służyła właścicielom ziemskim jako żandarmeria do utrzymywania porządku i ścigania zbiegłych chłopów.

Rodzinom tybetańskim systematycznie odbierano małych chłopców i umieszczano ich w klasztorach, by wychować ich na mnichów. Kiedy już raz znaleźli się w klasztorze, byli związani na całe życie. Tashe-Tsering, mnich, opisuje, że molestowanie seksualne dzieci chłopskich było powszechne. On sam był ofiarą wielokrotnych gwałtów, które zaczęły się, kiedy miał 9 lat [_9_]. Klasztory brały także dzieci chłopów w dożywotnią służbę jako służących, tancerzy i żołnierzy.

W Starym Tybecie była niewielka liczba wolnych chłopów oraz dodatkowo około 10 tysięcy ludzi, składających się na „klasę średnią": rodzin kupców, sklepikarzy i drobnych handlowców. Tysiące innych żyło z żebractwa. Niewielką mniejszość stanowili na ogół służący w domach niewolnicy, którzy nie posiadali niczego. Również ich dzieci pozostawały w niewoli [_10_]. Chłopi pańszczyźniani stanowili największą część wiejskiej populacji - szacunkowo 700 tysięcy z miliona dwustu pięćdziesięciu tysięcy mieszkańców Tybetu. Sytuacja chłopów, tak pańszczyźnianych, jak wolnych, była niewiele lepsza od sytuacji niewolników. Obywali się bez oświaty i opieki zdrowotnej. Większość swojego czasu spędzali pracując na rzecz lamów lub świeckiej arystokracji. Ich panowie mówili im, co mają siać i jakie zwierzęta hodować. Bez zgody lorda czy lamy nie mogli zawierać związków małżeńskich. Właściciel bez trudu mógł ich rozdzielić z rodziną, wysyłając do pracy w odległe miejsca [_11_].

22-letnia kobieta, zbiegła chłopka pańszczyźniana, opowiada: „Właściciel zazwyczaj brał ładne chłopskie dziewczęta do swojego domu na służące i robił z nimi, co chciał". Były one „po prostu niewolnicami bez praw" [_12_]. Bez pozwolenia chłop pańszczyźniany nie miał prawa nigdzie się ruszyć. Właścicielom ziemskim przysługiwało prawo łapania uciekinierów. Jeden 24-letni uciekinier, który powitał chińską okupację jako „wyzwolenie". Twierdził, że życie chłopa pańszczyźnianego to nieustanny znój, głód i zimno. Po trzeciej nieudanej ucieczce ludzie pana bezlitośnie go pobili, aż krew lała mu się z nosa i ust, a potem polewano rany alkoholem i sodą kaustyczną, żeby zwiększyć ból [_13_].

Chłopi pańszczyźniani byli na całe życie przywiązani do ziemi pana — lub klasztoru — bez płacy, zobowiązani do napraw domu pana, transportu plonów i zbierania drewna opałowego. Mieli również na żądanie dostarczać zwierząt pociągowych i transportu [_14_]. Podatki płacili od ślubu, od urodzenia każdego dziecka i od każdej śmierci w rodzinie. Opodatkowane było sadzenie drzew we własnym obejściu oraz każde zwierzę. Płacili podatki od świąt religijnych, śpiewu, tańca i bicia w dzwony. Ludzi opodatkowywano przy wsadzaniu do więzienia i przy zwalnianiu. Ci, którzy nie mogli znaleźć pracy, płacili podatek od bezrobocia, a jeśli starali się o pracę w sąsiedniej wiosce, płacili podatek podróżny. Kiedy nie mogli płacić, klasztory pożyczały im pieniądze na 20 do 50 procent. Niekiedy długi przechodziły z ojca na syna i z syna na wnuka. Dłużnikom, którzy nie byli w stanie zapłacić długu, groził los niewolnika, czasami na resztę ich życia [_15_].

Religijne nauczanie teokracji wspierało porządek klasowy. Biednych i dotkniętych chorobą czy nieszczęściem uczono, że sami na siebie sprowadzili kłopoty, bo w poprzednim wcieleniu źle się prowadzili. Musieli więc akceptować udrękę obecnej egzystencji jako pokutę i oczekiwać na poprawę losu po ponownych narodzinach. Bogaci i możni traktowali oczywiście swój szczęśliwy los jako nagrodę i namacalny dowód cnoty w ich przeszłym i obecnym życiu.
Tortury i okaleczenia

W Tybecie dalajlamów tortury i okaleczenia — włącznie z wyłupywaniem oczu, wyrywaniem języka, przecinaniem ścięgien nóg i amputacją — były ulubionymi karami dla zbiegłych chłopów pańszczyźnianych i złodziei. Podczas podróży przez Tybet w latach sześćdziesiątych XX wieku Stuart i Roma Gelder przeprowadzili wywiad z byłym chłopem pańszczyźnianym, Tserch Wang Tuci, który ukradł dwie owce należące do klasztoru. Wyłupiono mu za to oczy i okaleczono dłoń tak, że była zupełnie bezużyteczna. Powiedział im, że nie jest już buddystą: „Kiedy święty lama powiedział im, żeby mnie oślepili, zrozumiałem, że niczego dobrego nie ma w religii" [_16_].

Ponieważ odbieranie życia ludzkiego sprzeczne jest z nauczaniem Buddy, niektórych winowajców okrutnie chłostano i „zostawiano Bogu" w mroźne noce, by zmarli. „Podobieństwa między Tybetem i średniowieczną Europą są uderzające" konkluduje Tom Grunfeld w swojej książce o Tybecie [_17_].

W 1959 roku Anna Louise Strong odwiedziła wystawę narzędzi tortur używanych przez tybetańskich władców. Były tam kajdanki we wszelkich rozmiarach, włącznie z małymi kajdankami dla dzieci, przyrządy do obcinania nosów i uszu, wyłupiania oczu i łamania rąk. Były instrumenty do wycinania rzepek kolanowych i pięt oraz do przecinania ścięgien nóg. Były żelaza do wypalania piętna, bicze i specjalne urządzenia do wypruwania wnętrzności [_18_].

Na wystawie były fotografie i świadectwa ofiar, których oślepiono lub okaleczono za złodziejstwo. Był tam pasterz, któremu pan winien był wynagrodzenie w pieniądzach i pszenicy, ale odmówił płacenia. Wziął więc jedną z krów pana; za to amputowano mu dłonie. Innemu pasterzowi, który sprzeciwiał się, kiedy pan chciał zabrać mu żonę, połamano ręce. Były tam zdjęcia działaczy komunistycznych z odciętymi nosami i górną wargą oraz kobiety, którą zgwałcono, a potem odcięto jej nos [_19_].

Dawniejsi podróżnicy komentowali teokratyczny despotyzm w Tybecie. W 1895 roku Anglik dr A. L. Waddell pisał, że ludność żyła pod „nieznośną tyranią mnichów" i diabelskich przesądów, które stworzyli do terroryzowania ludzi. W 1904 roku Perceval Landon nazwał rządy dalajlamy „machiną ucisku". W tym samym mniej więcej czasie inny angielski podróżnik, kapitan W. F. T. O'Connor zauważył, że „wielcy właściciele ziemscy i kapłani (...) we własnych posiadłościach sprawują despotyczne rządy, od których nie ma odwołania", podczas gdy ludzie są „uciskani przez potworny rozrost życia klasztornego i duchowieństwa". Władcy tybetańscy „wynaleźli poniżające legendy i pobudzają ducha przesądów" wśród zwykłych ludzi. W 1937 roku inny odwiedzający, Spencer Chapman, napisał: „Lamaistyczny mnich nie spędza czasu na opiekowaniu się ludźmi czy kształceniu ich (...) Żebrak przy drodze jest dla niego niczym. Zazdrośnie strzegą wiedzy, która jest prerogatywą klasztorów i służy wzmocnieniu ich wpływów i bogactwa" [_20_].
Okupacja i rewolta

Chińscy komuniści zajęli Tybet w 1951 roku, roszcząc sobie prawo do zwierzchności nad krajem. Traktat z 1951 roku zapewniał pozorną autonomię pod rządami dalajlamy, ale dawał Chinom kontrolę militarną i wyłączne prawo do prowadzenia polityki zagranicznej. Chińczycy mieli także zapewnioną bezpośrednią rolę w administracji wewnętrznej, żeby „działać na rzecz reform społecznych". Początkowo działali ostrożnie, polegając na ogół na perswazji w celu osiągnięcia zmian. Wśród najwcześniejszych reform było zredukowanie lichwiarskich procentów i zbudowanie kilku szpitali i dróg. „Wbrew popularnemu na Zachodzie przekonaniu — pisze jeden z obserwatorów — Chińczycy starali się pokazać szacunek dla kultury i religii Tybetu". Nie skonfiskowano żadnych arystokratycznych czy klasztornych własności i panowie feudalni nadal sprawowali rządy nad swoimi dziedzicznymi chłopami [_21_].

Przez stulecia tybetańscy lordowie i lamowie widzieli przyjścia i odejścia Chińczyków, mieli dobre stosunki z generalissimusem Chiang Kai-shekiem i reakcyjnymi rządami Kuomintangu w Chinach [_22_]. Kuomintang zatwierdzał wybór dalajlamy i panczenlamy. Kiedy zainstalowano młodego dalajlamę w Lhasie, zgodnie z wielowiekową tradycją uczestniczyła w tym uzbrojona eskorta wojska chińskiego oraz chiński minister. Tybetańskich lordów i lamów niepokoił fakt, że ci najnowsi Chińczycy byli komunistami. Obawiali się, że zaprowadzenie kolektywistycznych, egalitarnych rozwiązań w Tybecie jest tylko kwestią czasu.

W latach 1956-57 uzbrojone grupy Tybetańczyków napadały na konwoje chińskiej armii. Powstanie wspomagała amerykańska CIA, dostarczając treningu wojskowego, obozów wsparcia w Nepalu i wielu dostaw drogą powietrzną [_23_]. W tym czasie w Stanach Zjednoczonych American Society for a Free Asia, finansowane przez CIA, energicznie nagłaśniało sprawę oporu w Tybecie. Aktywny w tej grupie był najstarszy brat dalajlamy, Thubtan Norbu. Drugi z kolei brat, Gyalo Thondup, zorganizował wraz z CIA operację wywiadowczą w 1951 roku. Rozszerzył ją potem w wyszkoloną przez CIA jednostkę partyzancką, której członków zrzucano na spadochronach do Tybetu [_24_].

Wśród tybetańskich komandosów i agentów, których CIA zrzuciła do tego kraju, byli szefowie arystokratycznych klanów i synowie szefów. Według raportu CIA dziewięćdziesiąt procent z nich znikło bez śladu, co oznacza najprawdopodobniej, że zostali schwytani i zabici [_25_].

„Wielu lamów i świeckich członków elity, jak również większość armii tybetańskiej dołączyli się do powstania, ale większość ludności tego nie zrobiła, zapewniając porażkę", pisze Hugh Deane [_26_]. Do podobnego wniosku dochodzą w swojej książce o Tybecie Ginsburg i Mathos: „Na tyle, na ile można ustalić większość zwykłych ludzi w Lhasie i okolicach nie dołączyła do walk przeciwko Chińczykom, ani na początku, ani w miarę jak się nasilały" [_27_].
Wejście komunistów

Przy wszystkich krzywdach i nowym ucisku pod okupacją chińską Chińczycy po 1959 roku rzeczywiście znieśli niewolnictwo, system nieodpłatnej pracy pańszczyźnianej i zakazali chłosty, okaleczania i amputacji jako kar za przestępstwa. Znieśli wiele przygniatających podatków, rozpoczęli prace publiczne i w wielkim stopniu zredukowali bezrobocie i żebractwo. Zapoczątkowali świecką edukację, łamiąc tym samym edukacyjny monopol klasztorów. Założyli w Lhasie wodociągi i elektryczność [_28_].

Heinrich Harrer (później ujawniono, że był sierżantem w SS Hitlera) napisał bestseller o swoich przeżyciach w Tybecie, na podstawie którego nakręcono popularny film w Hollywood. Pisał, że sprzeciwiający się Chińczykom Tybetańczycy „to w przeważającej mierze arystokracja i lamowie; karano ich zmuszając do wykonywania najgorszych prac, jak praca fizyczna przy budowie dróg i mostów. Poniżano ich ponadto zmuszając do sprzątania miasta przed przybyciem turystów". Musieli także mieszkać w obozach pierwotnie zarezerwowanych dla żebraków i włóczęgów [_29_].

Do roku 1961 Chińczycy wywłaszczyli ziemię będącą własnością lordów i lamów i zorganizowali chłopstwo w setki komun. Rozdzielili setki tysięcy akrów między dzierżawców i bezrolnych chłopów. Stada należące kiedyś do arystokracji zostały przekazane kolektywom ubogich pasterzy. Ulepszono jakość zwierząt hodowlanych, wprowadzono nowe odmiany warzyw, pszenicy i jęczmienia, co wraz z ulepszoną irygacją doprowadziło podobno do zwiększenia produkcji rolnej [_30_].

Wielu chłopów było równie religijnych jak poprzednio, dając jałmużnę duchownym. Ale wielu mnichów, zwerbowanych do klasztorów jako dzieci, mogło teraz odrzucić klasztorne życie i tysiące z tego skorzystały, szczególnie młodsi. Pozostali mnisi żyli za skromne stypendia rządowe i dodatkowy dochód z nabożeństw, ślubów i pogrzebów [_31_].

Dalajlama i jego doradca, a zarazem młodszy brat Tendzin Choegyal, twierdzili, że „ponad milion dwieście tysięcy Tybetańczyków straciło życie w wyniku chińskiej okupacji" [_32_]. Spis powszechny z 1953 roku — na sześć lat przed chińską akcją — podał jednak jako całą populację zamieszkującą Tybet milion 274 tysiące osób [_33_]. Inne spisy szacują tybetańską populację w kraju na około dwa miliony. Jeśli Chińczycy zabili milion dwieście tysięcy ludzi w początkach lat sześćdziesiątych, to całe miasta i olbrzymie obszary wiejskie, praktycznie cały Tybet, powinny być wyludnione, przekształcone na pola śmierci upstrzone obozami śmierci i masowymi grobami — a na to nie ma śladu dowodów. Rzadko rozrzucona chińska siła wojskowa w Tybecie nie była wystarczająco liczna, by osaczyć i zlikwidować tak wielu ludzi, nawet gdyby nie robili niczego innego.

Władze chińskie przyznają się do „błędów", szczególnie podczas rewolucji kulturalnej w latach 1966-76, kiedy prześladowania religijne osiągnęły szczyt w Chinach i w Tybecie. Po powstaniu pod koniec lat pięćdziesiątych uwięziono tysiące Tybetańczyków. Podczas „wielkiego skoku" narzucono chłopom przymusową kolektywizację i uprawy zbożowe z katastrofalnymi skutkami. Pod koniec lat siedemdziesiątych Chiny zaczęły rozluźniać kontrolę nad Tybetem „i próbowały odrobić niektóre ze szkód uczynionych w poprzednich dwóch dziesięcioleciach" [_34_].

W 1980 roku rząd chiński rozpoczął reformy podobno zaplanowane tak, by dać Tybetowi większą autonomię. Tybetańczykom pozwolono na uprawianie prywatnej ziemi, sprzedawanie nadwyżki plonów, samodzielne decyzje co do rodzaju upraw oraz hodowanie jaków i owiec. Ponownie pozwolono na kontakty ze światem zewnętrznym i złagodzono kontrolę graniczną, pozwalając Tybetańczykom na odwiedzanie krewnych na wychodźstwie w Indiach i Nepalu [_35_].

W latach dziewięćdziesiątych Hanowie, grupa etniczna stanowiąca ponad 95 procent olbrzymiej populacji Chin, zaczęli w znacznych ilościach osiedlać się w Tybecie i różnych prowincjach zachodnich. Na ulicach Lhasy i Shigatse wyraźnie widać oznaki przewagi Hanów. Chińczycy kierują fabrykami i prowadzą wiele sklepów i straganów. Wybudowano wysokie biurowce i duże centra handlowe za pieniądze, które bardziej by się przydały na budowę stacji uzdatniania wody i domów mieszkalnych. Chińczycy w Tybecie zbyt często uważają swoich tybetańskich sąsiadów za zacofanych leni, którzy potrzebują ekonomicznego rozwoju i „patriotycznej edukacji". W latach dziewięćdziesiątych urzędnicy rządowi podejrzani o sympatie nacjonalistyczne stracili pracę i prowadzono kampanie dyskredytujące Dalajlamę. Tybetańczycy byli aresztowani, więzieni i skazywani na prace przymusowe za działalność separatystyczną i angażowanie się w polityczną „działalność wywrotową". Niektórych aresztowanych pozbawiano wolności w trybie administracyjnym i przetrzymywano bez odpowiedniego wyżywienia, wody czy koców, poddawano groźbom, biciu i innym rodzajom maltretowania [_36_].

Chińskie przepisy dotyczące planowania rodziny pozwalają tybetańskim rodzinom na trójkę dzieci. (Przez lata limit dla rodzin chińskich wynosił jedno dziecko.) Jeśli małżeństwo przekracza ten limit, dodatkowym dzieciom można odmówić subsydiowanej opieki dziennej, opieki zdrowotnej, mieszkania i wykształcenia. Narzucanie tych kar jest nieregularne i różni się zależnie od prowincji. Tymczasem w szkołach zaniedbuje się i pogardza tybetańską historią, kulturą i religią. Podręczniki, choć tłumaczone na tybetański, koncentrują się na historii i kulturze Chin [_37_].
Elity, emigranci i CIA

Dla bogatych lamów i lordów komunistyczna inwazja była katastrofą. Większość z nich uciekła za granice, jak to zrobił sam Dalajlama, któremu w ucieczce pomogła CIA. Niektórzy odkryli ku własnemu przerażeniu, że będą musieli zarabiać na życie. Jednak, według dokumentów ujawnionych przez Departament Stanu w 1998 roku, przez całe lata sześćdziesiąte tybetańska społeczność na wygnaniu w tajemnicy otrzymywała milion siedemset tysięcy dolarów rocznie od CIA. Po opublikowaniu tego faktu organizacja Dalajlamy wydała oświadczenie, w którym przyznaje, że otrzymała miliony dolarów od CIA w latach sześćdziesiątych i wysyłała uzbrojone oddziały emigrantów do Tybetu, żeby przeciwdziałały maoistowskiej rewolucji. Roczna płaca CIA dla Dalajlamy wynosiła 186 tysięcy dolarów. Jego, a także innych wychodźców tybetańskich finansował również wywiad Indii. Odmówił powiedzenia, czy on i jego bracia pracowali dla CIA. Agencja także odmówiła komentarzy [_38_]. W 1995 roku „News & Obserwer" z Raliegh w Karolinie Północnej zamieścił na pierwszej stronie kolorową fotografię Dalajlamy obejmowanego przez reakcyjnego senatora republikańskiego, Jesse Helmsa, z tytułem: „Buddysta zniewala bohatera religijnej prawicy" [_39_].

W kwietniu 1999 roku razem z Margaret Thatcher, papieżem Janem Pawłem II i pierwszym Georgem Bushem Dalajlama wezwał rząd brytyjski do zwolnienia Augusto Pinocheta, byłego dyktatora faszystowskiego w Chile i długoletniego klienta CIA, którego zatrzymano podczas wizyty w Wielkiej Brytanii. Dalajlama wzywał, by nie zmuszano Pinocheta do wyjazdu do Hiszpanii, gdzie miał stanąć przed sądem za przestępstwa przeciwko ludzkości.

Dzisiaj, głównie poprzez National Endowment for Democracy oraz inne kanały brzmiące bardziej szacownie niż CIA, Kongres Stanów Zjednoczonych nadal przydziela rocznie 2 miliony dolarów Tybetańczykom w Indiach, a dodatkowe miliony płyną na „działalność demokratyczną" do społeczności tybetańskich wychodźców. Dalajlama otrzymuje również pieniądze od finansisty George'a Sorosa, który kieruje teraz stworzonym przez CIA Radiem Wolna Europa/Radio Liberty i innymi instytucjami [_40_].
Kwestia kultury

Mówi się nam — na benefis tych, którzy traktują Stary Tybet jako kulturową nieskazitelność, Shangri-La — że kiedy Dalajlama rządził Tybetem, ludzie żyli w pełnej zadowolenia i spokoju symbiozie ze swoimi duchowymi i świeckimi panami, w porządku społecznym podtrzymywanym przez głęboko duchową kulturę, bez przemocy, inspirowani przez humanistyczne i pokojowe nauczanie religijne. Religijna kultura Tybetu była spoiwem i pocieszającym balsamem, utrzymującym w duchowym związku bogatego lamę z biednym chłopem.

Przypomina to wyidealizowany obraz feudalnej Europy przedstawiany przez współczesnych konserwatywnych katolików, takich jak G. K. Chesterton i Hilaire Belloc. Dla nich średniowieczne chrześcijaństwo było światem zadowolonych chłopów, żyjących w głębokim związku duchowym z Kościołem pod protekcją lordów [_41_]. Raz jeszcze namawia się nas, byśmy zaakceptowali daną kulturę na jej własnych warunkach, co oznacza akceptowanie jej tak, jak przedstawiają ją klasy uprzywilejowane, ci, którzy najwięcej z niej korzystają. Obraz Tybetu jako Shangri-La nie przypomina bardziej rzeczywistości niż wyidealizowany obraz średniowiecznej Europy.

Widziany w całej swej ponurej rzeczywistości Stary Tybet potwierdza pogląd wyrażony wcześniej: że kultura nigdy nie jest neutralna. Kultura może działać jako legitymizująca przykrywka dla całego szeregu głębokich niesprawiedliwości, dając korzyści jednej części społeczeństwa wielkim kosztem innych jego części. W teokratycznym Tybecie rządzący manipulowali tradycyjną kulturą, by wzmocnić swoją władzę i bogactwo. Teokracja zrównywała buntownicze myśli i działania z wpływami diabelskimi. Propagowała ogólne założenie wyższości właścicieli ziemskich i bezwartościowości chłopów. Twierdzono, że bogaci zasłużyli na swoje dobre życie, a biedni zasłużyli na swoją nędzną egzystencję, co było skodyfikowane w nauczaniu o karmie, cnocie i występku akumulujących się w poprzednich wcieleniach, a wszystko przedstawiano jako wolę Boga.

Można powiedzieć, że my, obywatele współczesnego, świeckiego świata nie potrafimy zrozumieć zrównania szczęścia z bólem, zadowolenia z obyczajami, które charakteryzują tradycyjne, uduchowione społeczności. Przypuszczalnie jest to prawdą i wyjaśnia, być może, dlaczego idealizujemy takie społeczeństwa. Niemniej wyłupione oko jest wyłupionym okiem; chłosta jest chłostą; a skrajny wyzysk chłopów pańszczyźnianych i niewolników jest brutalną niesprawiedliwością klasową, niezależnie od kulturowego opakowania. Istnieje różnica między więzią duchową, a zniewoleniem człowieka, także wtedy, kiedy istnieją obok siebie.

Wielu zwykłych Tybetańczyków pragnie powrotu Dalajlamy, ale wydaje się, że stosunkowo niewielu chce powrotu porządku społecznego, który on reprezentuje. Według reportażu w „Washington Post" w 1999 roku, Dalajlama jest nadal czczony w Tybecie, ale:
(...) niewielu Tybetańczyków powitałoby chętnie powrót skorumpowanych klanów arystokratycznych, które uciekły z nim razem w 1959 roku i stanowią większość jego doradców. Wielu chłopów tybetańskich na przykład, nie życzy sobie oddania klanom ziemi, którą otrzymali podczas chińskiej reformy rolnej. Byli niewolnicy w Tybecie mówią, że także oni nie chcą powrotu do władzy ich byłych panów. „Już tak żyłem dawniej" — mówi Wangchuk, 67-letni były niewolnik, ubrany w swoje najlepsze odzienie na doroczną pielgrzymek do Shigatse, jednego z najświętszych miejsc tybetańskiego buddyzmu. Mówi on, że czci Dalajlamę, ale dodaje: „Może nie jestem wolny w chińskim komunizmie, ale jest mi lepiej, niż kiedy byłem niewolnikiem" [_42_].

Kim Lewis, która studiowała metody uzdrawiania z buddyjskim mnichem w Berkeley w Kalifornii, miała okazję do prowadzenia długich rozmów z ponad tuzinem tybetańskich kobiet, które mieszkały w budynku mnicha. Kiedy zapytała, co myślą o powrocie do ojczyzny, reakcje były jednogłośnie negatywne. Początkowo Lewis sądziła, że ich niechęć ma związek z chińską okupacją, ale szybko wyprowadziły ją z błędu. Mówiły, że są niezmiernie wdzięczne, iż „nie muszą brać ślubu z 4 czy 5 mężczyznami i bez przerwy być w ciąży", ani radzić sobie z chorobami wenerycznymi, którymi zaraża niewierny mąż. Młodsze kobiety były „zachwycone, że otrzymują wykształcenie, nie chciały mieć zupełnie nic wspólnego z jakąkolwiek religią i zastanawiały się, dlaczego Amerykanie są tak naiwni". Opowiadały historie o ciężkich przejściach swoich babek z mnichami, którzy używali je jako „nałożnice mądrości", mówiąc im „jakie zyskują zasługi dostarczając 'środków oświecenia' - w końcu Budda musiał być z kobietą, by osiągnąć oświecenie".

Kobiety, z którymi rozmawiała Lewis, mówiły gorzko o zabieraniu małych chłopców przez mnichów w Tybecie. Kiedy chłopiec płakał z tęsknoty za matką, mówiono mu: „Dlaczego płaczesz za nią, ona cię oddała — jest tylko kobietą". Wśród innych poruszanych spraw był „wybujały homoseksualizm w sekcie Gelugpa. Nie wszystko dzieje się dobrze w Shangri-La" — kończy Lewis [_43_]

Mnisi, którzy otrzymali azyl polityczny w Kalifornii, składali podania o pomoc społeczną. Lewis, wówczas także wyznawczyni buddyzmu, pomagała im w wypełnianiu dokumentów. Zauważyła, że dostają czeki z pomocy społecznej na sumy od 550 do 700 dolarów miesięcznie, wraz z ubezpieczeniem zdrowotnym. Dodatkowo mieszkali w przyjemnie umeblowanych mieszkaniach bez konieczności płacenia czynszu. „Nie płacą żadnych rachunków komunalnych, mają darmowy dostęp do internetu na komputerach dostarczonych im darmo wraz z faxami, telefonami stacjonarnymi i komórkowymi oraz telewizją kablową". Ponadto otrzymują miesięczną płacę ze swojego zakonu. A ośrodek dharma przeprowadza specjalne zbiórki wśród swoich członków (wszyscy są Amerykanami), niezależnie od składek członkowskich. Niektórzy członkowie chętnie wykonują prace dla mnichów, włącznie z zakupami, sprzątaniem mieszkań i toalet. Ci sami świątobliwi mężowie nie mają żadnych obiekcji krytykując Amerykanów za ich „obsesję rzeczami" [_44_]

Poparcie chińskiego obalenia feudalnej teokracji nie oznacza przyklaskiwania wszystkim aspektom chińskich rządów w Tybecie. Dzisiejsi wyznawcy Shangri-La na Zachodzie zbyt rzadko to rozumieją. Prawdą jest również odwrotność tego. Potępianie chińskiej okupacji nie oznacza konieczności idealizowania byłego reżimu feudalnego. Wspólnym zarzutem buddyjskich wyznawców na Zachodzie jest to, że okupacja niszczy kulturę religijną Tybetu. Faktycznie wydaje się, że tak jest. Zamknięto wiele klasztorów i teokracja przeszła do historii. Tutaj zaś kwestionuję tę ponoć godną podziwu i czysto duchową naturę kultury sprzed inwazji. Krótko mówiąc, możemy opowiadać się za religijną wolnością i niepodległością Tybetu bez konieczności przyjęcia mitu o Raju Utraconym.

Na koniec chciałbym zauważyć, że przedstawiona tutaj krytyka nie jest zamierzona jako osobisty atak na dalajlamę. Niezależnie od jego byłych związków z CIA i różnymi reakcjonistami mówi on często o pokoju, miłości i niestosowaniu przemocy. Jego samego zaś doprawdy nie można winić za występki ancien régime, ponieważ miał zaledwie 15 lat, kiedy uciekł z Tybetu. W 1994 roku w wywiadzie udzielonym Melvynowi Goldsteinowi powiedział, że od młodości był za budowaniem szkół, „maszyn" i dróg w swoim kraju. Twierdzi, że uważał pańszczyznę i pewne podatki narzucone chłopom za „krańcowo złe". Nie akceptował sposobu, w jaki długi przechodziły z jednego pokolenia na kolejne [_45_]. Ponadto proponuje on teraz demokrację dla Tybetu, zgromadzenie reprezentantów i inne instytucje niezbędne dla demokracji [_46_].

W 1996 roku Dalajlama wydał oświadczenie, które musiało wywrzeć niepokojący skutek w społeczności wychodźców. Przytaczam urywek:
Ze wszystkich współczesnych teorii ekonomicznych system ekonomiczny marksizmu oparty jest na zasadach moralnych, podczas gdy kapitalizm zajmuje się wyłącznie zyskiem i opłacalnością. Marksizm interesuje się podziałem bogactwa na zasadach równości i równym użytkowaniu środków produkcji. Interesuje się także losem klas pracujących — to jest większością - jak też losem tych, którzy są upośledzeni i w potrzebie, i marksizm dba o ofiary narzuconego przez mniejszość wyzysku. Z tych powodów podoba mi się i wydaje mi się sprawiedliwy (...) Uważam się za pół-marksistę, pół-buddystę [_47_].

A niedawno w roku 2001 podczas wizyty w Kalifornii powiedział: „Tybet jest materialnie bardzo, bardzo zacofany. Duchowo jest dość bogaty. Ale duchowość nie może napełnić nam brzuchów" [_48_]. To jest przesłanie, które powinni zauważyć dobrze odżywieni buddyjscy wyznawcy na Zachodzie, którzy rozpływają się nostalgicznie nad Starym Tybetem.

Próbowałem zakwestionować mit Tybetu, obraz Raju Utraconego, który był w rzeczywistości wsteczną teokracją pańszczyzny i nędzy, gdzie nieliczni uprzywilejowani żyli znakomicie z krwi, potu i łez większości. Bardzo to dalekie od Shangri-La.

Michael Parenti

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
źródło: racjonalista.pl

Przypisy:
[_1_] Melvyn C. Goldstein, The Snow Lion and the Dragon: China, Tibet, and the Dalai Lama (Berkeley: University of California Press, 1995), 6-16.
[_2_] Mark Juergensmeyer, Terror in the Mind of God (Berkeley: University of California Press, 2000), 113.
[_3_] Kyong Hwa Seok, Korean Monk Gangs Battle for Temple Turf, "San Francisco Examiner", 3 grudnia 1998.
[_4_] Dalajlama cytowany w Donald Lopez Jr., Prisoners of Shangri-La: Tibetan Buddhism and theWest (Chicago and London: Chicago University Press, 1998), 205.
[_5_] Stuart Gelder i Roma Gelder, The Timely Rain: Travels in New Tibet (New York: Monthly Review Press, 1964), 119, 123.
[_6_] Pradyumna P. Karan, The Changing Face of Tibet: The Impact of Chinese Communist Ideology on the Landscape (Lexington, Kentucky: University Press of Kentucky, 1976), 64.
[_7_] Gelder i Gelder, The Timely Rain, 62 i 174.
[_8_] Jak zanotował sceptycznie Lopez, Prisoners of Shangri La, 9.
[_9_] Melvyn Goldstein, William Siebenschuh i Tashe-Tsering, The Struggle for Modern Tibet: The Autobiography of Tashe-Tsering (Armonk, N.Y.: M. E. Sharpe, 1997).
[_10_] Gelder i Gelder, The Timely Rain, 110.
[_11_] Anna Louise Strong, Tibetan Interviews (Pekin: New World Press, 1959), 15, 19-21, 24.
[_12_] Cytowane w Strong, Tibetan Interviews, 25.
[_13_] Strong, Tibetan Interviews, 31.
[_14_] Malvyn C. Goldstein, A History of Modern Tibet 1913-1951 (Berkeley: University of California Press, 1989), 5.
[_15_] Gelder i Gelder, The Timely Rain, 175-176; i Strong, Tibetan Interviews, 25-26.
[_16_] Gelder i Gelder, The Timely Rain, 113.
[_17_] A. Tom Grunfeld, The Making of Modern Tibet, wyd. popr. (Armonk, NY and London: 1996), 9 i 7-33; ogólne dyskusje o feudalnym Tybecie, patrz: Felix Greene, A Curtain of Ignorance (Garden City, N.Y.: Doubleday, 1961), 241-249; Goldstein, A History of Modern Tibet 1913-1951, 3-5; i Lopez, Prisoners of Shangri-La.
[_18_] Strong, Tibetan Interview, 91-92.
[_19_] Strong, Tibetan Interviews, 92-96.
[_20_] Waddell, Landon i O'Connor cytowani są w Gelder i Gelder, The Timely Rain, 123-125.
[_21_] Goldstein, The Snow Lion and the Dragon, 52.
[_22_] Heinrich Harrer, Return to Tibet (New York: Schocken, 1985), 29.
[_23_] Patrz Kenneth Conboy i James Morrison, The CIA's Secret War in Tibet (Lawrence, Kansas: University of Kansas Press, 2002); i William Leary, Secret Mission to Tibet, "Air & Space", grudzień 1997/styczeń 1998.
[_24_] O powiązaniach CIA z dalajlamą, jego rodziną i osobami towarzyszącymi pisze Loren Coleman, Tom Slick and the Search for the Yeti (London: Faber and Faber, 1989).
[_25_] Leary, Secret Mission to Tibet.
[_26_] Hugh Deane, The Cold War in Tibet, CovertAction Quarterly (Zima 1987).
[_27_] George Ginsburg i Michael Mathos, Communist China and Tibet (1964), cytowane w Deane, The Cold War in Tibet.
[_28_] Patrz Greene, A Curtain of Ignorance, 248 i inne; oraz Grunfeld, The Making of Modern Tibet.
[_29_] Harrer, Return to Tibet, 54.
[_30_] Karan, The Changing Face of Tibet, 36-38, 41, 57-58; "London Times", 4 czerwca 1966.
[_31_] Gelder i Gelder, The Timely Rain, 29 i 47-48.
[_32_] Tendzin Choegyal, The Truth about Tibet, Imprimis (publikacja Hillsdale College, Michigan), kwiecień 1999.
[_33_] Karan, The Changing Face of Tibet, 52-53.
[_34_] Elaine Kurtenbach, raport Associate Press, "San Francisco Chronicle", 12 lutego 1998.
[_35_] Goldstein, The Snow Lion and the Dragon, 47-48.
[_36_] Raport International Committee of Lawers for Tibet, A Generation in Peril (Berkeley, Calif.: 2001).
[_37_] International Committee of Lawers for Tibet, A Generation in Peril, 66-68, 98.
[_38_] Jim Mann, CIA Gave Aid to Tibetan Exiles in '60s, Files Show, "Los Angeles Times", 15 września 1998; "New York Times", 1 października 1998; Morrison, The CIA's Secret War in Tibet.
[_39_] "News & Observer", 6 września 1995, cytowane w Lopez, Prisoners of Shangri-La, 3.
[_40_] Heather Cottin, George Soros, Imperial Wizard, "CovertAction Quarterly", nr 74 (jesień 2002.
[_41_] Porównanie znajduje się w Gelder i Gelder, The Timely Rain, 64.
[_42_] John Pomfret, Tibet Caught in China's Web, "Washington Post", 23 lipca 1999.
[_43_] Kim Lewis, korespondencja z autorem, 15 lipca 2004.
[_44_] Kim Lewis, dalsza korespondencja, 16 lipca 2004.
[_45_] Goldstein, The Snow Lion and the Dragon, 51.
[_46_] Tendzin Choegyal, The Truth anout Tibet.
[_47_] Dalajlama w Marianne Dresser (red.), Beyond Dogma: Dialogues and Discourses, (Berkeley, Calif.: North Atlantic Books, 1996).
[_48_] Cytowane w "San Francisco Chronicle", 17 maja 2001.

dzięki za ten artykuł,

dzięki za ten artykuł,

Hańba - w momencie kiedy

Hańba - w momencie kiedy giną ludzie puszczać takie Maoistowski bzdury!!! Nie wiedziałem ze anarchistyczny portal może zajmować sie pro chińską propagandą. Można odnieś wrażenie ze w ogóle o co tym tybetańczykom chodzi przecież chińczyki im zrobili tak dobrze? Tyle szumu o nic. Ale to przecież kilku sfrustrowanych arystokratów. Cały zaś artykuł jest na poziomie rewizjonistów - ze w Oświęcimiu wcale nie zginęło tylu żydów - ze komory służyły do dezynfekcji itd...

Spokojnie, zawsze warto

Spokojnie, zawsze warto obejrzeć sprawę z drugiej strony. Co nie zmiania faktu, że wstawienie się w obronie wolności Tybetu jest niemal obowiązkiem każdego człowieka ową wolność szanującego.

coś jest tu nieprawdą? no

coś jest tu nieprawdą? no to co konkretnie?

dobry artykuł

brawo,zgraja popbuddystów,gwiazd filmowych z kaliforni fanów jogi,scjentologii,kabały lub buddyzmu bawi się w mit dalajlamy lub innego guru dla bogaczy

GOWNIANY MIT KOLEJNEGO KTORY

GOWNIANY MIT KOLEJNEGO KTORY UWAZA SIE ZA WCIELENIE BOSKIE
ZAL MI WAS WSZYSTKICH-NAIWNYCH

George Orwell jako jeden z

George Orwell jako jeden z nielicznych z Anglosasów bronił w swych artykułach powstania warszawskiego które spotykało się wówczas z powszechną krytyką zarówno z prawa jak i z lewa ( "Powstanie warszawskie i jego krytycy" wydane w zbiorze "I ślepy by dostrzegł"). Jego lewicowe poglądy są chyba nie kwestionowane. A mógł napisać ze polska to kraj gdzie przed wojną panowała prawicowa dyktatura - prawda? -Tak przeciwników przetrzymywano w obozie koncentracyjnym, Bereza Kartuska? - Tak prawda. Polacy to naród klerykalny i antysemicki? - tak można dokonać takiej generalizacji. W postaniu biorą udział siły skrajnie prawicowe i antysemickie? - Tak brał udział NSZ. A całe powstanie zostało wywołane na rozkaz rządu będący kontynuacją przedwojennego reżimu - tak prawda. Cy taki artykuł byłby prawdziwy? Pozwolił by czytelnikowi cokolwiek zrozumieć. Nie! W powstaniu walczyli przede wszystkim zwykli szary ludzie nacjonaliści, anarchiści, socjaliści, komuniści, ludowcy nieraz ramie przy ramieniu czasem nawet w jednych formacjach. Walczyli na rozkaz rządu w Londynie ale większość społeczeństwa ( przynajmniej wg. relacji i wspomnień) opowiadała sie za radykalnymi zmianami społecznymi. Jak widać jeden widzi jesienny krajobraz a drugi jesienne liście. A teraz przejdzmy do samego artykułu. Coz sie dowiadujemy:
>„Wbrew popularnemu na Zachodzie przekonaniu — pisze jeden z >obserwatorów — Chińczycy starali się pokazać szacunek dla kultury i >religii Tybetu"
Fakt póki Chińczycy nie zbudowali lotnisk i dróg postępowali ostrożnie powód jest jasny jak słonce - koszty wojny w terenie pozbawionym nawet podstawowej infrastruktury były by bardzo duże a skuteczność działań partyzanckich wysoka.
dalej
>Obawiali się, że zaprowadzenie kolektywistycznych, egalitarnych >rozwiązań w Tybecie jest tylko kwestią czasu.
Piękny kwiatuszek - jeśli chiny to przykład egalitaryzmu i kolektywizmu to jest to egalitaryzm więźniów dostających jedzenie z jednego kotła i kolektyw ludzi zakutych jednym łańcuchem - nie trzeba także zapominać o strażniku który zawsze wynagrodzi szuje i donosiciela.
dalej
>„Wielu lamów i świeckich członków elity, jak również większość armii >tybetańskiej dołączyli się do powstania, ale większość ludności tego >nie zrobiła, zapewniając porażkę",
Porażka była by pewna nawet gdyby w powstaniu brali wszyscy - i starcy i dzieci - wystarczy spojrzeć na proporcje miedzy Chinami i Tybetem. Szczególnie kiedy Chińczycy wybudowali niezbędna infrastrukturę.
dalej
>Do roku 1961 Chińczycy wywłaszczyli ziemię będącą własnością lordów i >lamów i zorganizowali chłopstwo w setki komun. Rozdzielili setki >tysięcy akrów między dzierżawców i bezrolnych chłopów. Stada należące >kiedyś do arystokracji zostały przekazane kolektywom ubogich >pasterzy. Ulepszono jakość zwierząt hodowlanych, wprowadzono nowe >odmiany warzyw, pszenicy i jęczmienia, co wraz z ulepszoną irygacją >doprowadziło podobno do zwiększenia produkcji rolnej
>a następnie:
>Po powstaniu pod koniec lat pięćdziesiątych uwięziono tysiące >Tybetańczyków. Podczas „wielkiego skoku" narzucono chłopom przymusową >kolektywizację i uprawy zbożowe z katastrofalnymi skutkami.
Mamy wiec opisany mniej więcej ten sam okres raz pozytywnie drugim razem już bardziej negatywnie. choć jak czytamy uwiezienie to co najwyżej widzimy wiezienie itd... nic z tych rzeczy - były to regularne obozy koncentracyjne przy których rosyjskie łagry wydawać sie mogą sanatorium. gdzie czas wypełniała niewolnicza robota połączona z seansami nienawiści, przymuszaniu współwięźniów do wymierzania kar czy nawet zabicia współwięźnia. Dowiadujemy sie tez kilkukrotnie ze Chińczycy znieśli niewolnictwo - otóż nie uczynili je tylko powszechnym i totalnym. Nie kto inny wszak jak Bakunin doszedł już do tego ze socjalizm bez wolności to powszechne niewolnictwo. W tekście mamy tez powoływanie sie na relacje - otóż trzeba mieć świadomość ze wtenczas po komunistycznych chinach nie mógł podróżować bez kontroli i nadzoru żaden "turysta" nawet jeśli był z "bratniej partii" wszelkie relacje są w najlepszym wypadku recenzją ze spektakli które były przed nimi odgrywane - nie raz zaś czysta propagandą. Teks ten jest wiec pisany na zamówienie chińskiej ambasady. Oczywiście teza która wprost opowiadała by sie zbyt absurdalna mamy wiec do czynienia z pozornym obiektywizmem a tak naprawdę próbą zaciemnienia etycznych racji stron - gdzie po jednej stronie mamy prao do samostanowienia a po drugiej czystą przemoc i dominacje.
Przejdźmy teraz do tezy tego artykułu: że kultura nigdy nie jest neutralna - oczywiście czuł to Lenin, wiedział Stalin, Mao, Polpot. I walczyli z nią jak z wrogiem - fizycznie eliminując tych których uznawali za ich przedstawicieli. Najdalej w tej drodze poszedł pomiot paryskiego maja - polpot dożąć do eliminacji wszystkich umiejących choćby pisać. Powoli wiec tezy które wyczytuje na tym portalu zaczynają mi składać w logiczną całość. Jeśli wie w jednym tekście czytam ze trzeba znieść sferę prywatną (bo jest domeną seksistowskich zachowań)i związku z tym wychowanie dzieci powinno być czynnością kolektywną itd. Ze panarchia to poroniona koncepcja - jednym wiec słowem rewolucja rewolucja musi byc pernamentna póki póty wszyscy nie będą idealnie równi ( a jak zawsze gdzieś ktoś odstaje). To widzę ze komuś anarchizm pomylił sie z Maoizmem w swej wizji budowy idealnego społeczeństwa. Nie dziwnym jest wiec próba obrony Maoistowskich zbrodni - wszak tłumaczy je zamysł modernizacyjny a jak mawiają dyktatorzy: cel uświęca środki. Jednym słowem to nie moje dziedzictwo - ja wole sie odwołać do Orwella i jego zrozumienia dla zwykłego szarego życia nie raz niedoskonałego i "grzesznego" niż Mao i jego komun, rewolucji kulturalnej i prób inżynierii społecznej

korekta

jest : jeden widzi jesienny krajobraz a drugi jesienne liście
a powinno być: jeden widzi jesienny krajobraz a drugi zgniłe liście. reszta jest chyba w miarę zrozumiała pomimo błędów.

Podpisuje się pod tym komentarzem rencami i nogami.

Podpisuje się pod tym komentarzem rencami i nogami. W ogóle tybet to tylko wierzchołek góry lodowej. To podobnie jak w przypadku Kuby i krytyki tamtejszego reżimu. Niektórych tzw. lewicowców to oburza, bo zaślepienie nienawiścią do USA bierze górę nad rozsądkiem.

Dobry tekst, dobrze że

Dobry tekst, dobrze że wspomniano Orwella, ale mam małą uwagę "A całe powstanie zostało wywołane na rozkaz rządu będący kontynuacją przedwojennego reżimu" w skład rządu wchodzili przedstawiciele różnych partii
"W powstaniu walczyli przede wszystkim zwykli szary ludzie nacjonaliści, anarchiści, socjaliści, komuniści, ludowcy" tak, tylko czemu nacjonaliści na pierwszym miejscu, a komuniści przed ludowcami?
"Nie kto inny wszak jak Bakunin doszedł już do tego ze socjalizm bez wolności to powszechne niewolnictwo." Kucharzewski ("Od białego do czerwonego caratu") twierdzi że Lenin uważał Bakunina za swój ideał.

Wtrącanie ateistycznych

Wtrącanie ateistycznych przekonać za pomocą chwytliwego tekstu dla zbuntowanych i sfrustrowanych. Co za różnica kogo okupują? Katolików, buddystów czy innych wyznawców. Nikt nie jest wolny od niedoskonałości bo takowa nie istnieje, ale za pomocą idei dąży się do niej. Jaki ma wiec cel przedstawianie tej religii w złym świetle? Czy tzn. że nie powinniśmy się oburzać na chiński rząd? Widać walka z religią przysłoniła już racjonalistom ludzkie spojrzenie na świat.

Rzygac sie chce...

...po przeczytaniu tego tekstu. Ale pomijajac wydzwiek jego opublikowania w danym momencie, skupmy sie na kwestii wolnosci slowa.
Coz, lubie roznorodnosc, ale polityka redakcyjna CIA chadza dziwnymi meandrami. W ramach zakazu promocji ksenofobii mozna stosowac zapis cenzorski na neutralny tekst autora, ktory lat temu x byl zwiazany z nacjonalistami i aktualnie sie od tego odzegnuje. Ciekawostka, ze ten sam mechanizm nie obejmuje "propanstwowosci" Michaela Parenti.
Ale jakos pochwala ChRL i powolywanie sie na propagande maoistow juz sie miesci w polityce redakcyjnej CIA...
Coz, czytanie tego portalu powoli staje sie rownie masochistyczne (choc cenne poznawczo), jak czytanie nacjonalisty.pl

Jak zwykle większość

Jak zwykle większość ludzi reaguje zerojedynkowo. Jeśli się nie popiera feudalizmu tybetańskiego, to znaczy, że się popiera chiński maoliberalny kapitalizm, jeśli się dostrzega manipulacje "pomarańczowych rewolucji", to oznacza, że się popiera biurokratów postkomunistycznych.

Ja rozumiem, że szary człowiek ma potrzebę autorytetu (a Dalaj Lama jest takim uroczym obiektem umożliwiającym spełnienie tej potrzeby), oraz że cudownie jest poczuć jedność z tysiącami hipokrytów, którzy nagle sobie przypomnieli o Tybecie właśnie wtedy, gdy nadeszło wzmocnienie z nadajników telewizyjnych. Nie oczekujmy, że ludzie w stanie hipnozy będą mogli reagować inaczej niż zerojedynkowo (wszak są zaprogramowani). Podobnie ludzie reagowali gdy anteny telewizyjne nadawały program "trzeba zbombardować Irak". Wtedy głupcy mówili, że można albo popierać hitlerowskiego Saddama, albo bombardowanie cywilów. CIA (portal) zawsze mówiło co innego - bo tam gdzie są dwa wyjścia, anarchiści wybierają trzecie.

Yak

Zerojedynkowo reaguje redakcja cia, która puszcza tekst pełen przekłamań tylko dlatego, że atakuje on tybetański feudalizm. Pomijając, jakim sk..syństwem jest publikowanie takich wynurzeń w momencie, w którym wybucha powstanie w Tybecie. I pomijając, że ten tekst jest niezgodny z zamordystyczną polityką redakcyjną CIA.

Jeżeli ten tekst powyżej to nie jest popieranie Mao Zedonga, to dlaczego opiera się wyłącznie na źródłach maoistowskich historyków, którzy Tybet widzieli w trakcie zainscenizowanych pod zachodnich turystów spektakli we wczesnych latach sześćdziesiątych?
Notabene z oryginału wycięto w tłumaczeniu pochwalny wobec Mao fragment...
Tu jest polemika:
http://studentsforafreetibet.org/article.php?id=425

Nie wydaje mi się, żebyś

Nie wydaje mi się, żebyś szczególnie dobrze wczytała się w tekst powyżej. Mało w nim pochwał chińskiego systemu. A skurwysyństwem jest brak umiejętności samodzielnego myślenia i analizy argumentów i zadowalanie się obsmarowywaniem tych, którzy ośmielają się mieć zdanie inne niż to, które jest aktualnie najbardziej modne w tym sezonie.

Jeśli masz jakieś argumenty przeczące istnieniu tortur i bestialskich kar w feudalnym Tybecie, przytocz je zamiast toczyć pianę.

Za to, co Tobie się "wydaje", nie odpowiadam

zważywszy na to, że zwracam Ci uwagę między oryginałem a tłumaczeniem, to wydaje ci się coś dość fantasmagorycznego.
Zalinkowałam polemikę, więc ją przeczytaj, zamiast tu toczyć pianę.
A to, co uważasz za skurwysyństwo, raczej mnie nie dotyczy, więc piszesz nie na temat.
Ziew i dobranoc.

Nie chodzi o feudalny tybet

Nie chodzi o feudalny tybet tylko współczesny i o to także ze tenże feudalny tybet w porównaniu do nowoczesnych i komunistycznych chin był jak niebo do piekła. Z stąd właśnie przywiązanie Tybetańczyków do religii i tradycji. Sam zaś tekst jest wiec klinicznym przykładem manipulacji. redakcja CIA zrobiła gdyby przyznała się do błędu a jak koniecznie chce się tłumaczyć niech sobie wymyśli jakaś pomroczność jasną albo co.

Tekst Joshuy Michaela

Tekst Joshuy Michaela Schreia jest znacznie słabiej udokumentowany niż Michaela Parenti'ego i też cierpi na to, co zarzuca Parenti'emu: brak wiarygodnych źródeł i brak kontaktu z rzeczywistością społeczną Tybetu. Jest to tekst czysto światopoglądowy i nie zawiera żadnych namacalnych faktów, o których można dyskutować.

Argumenty przedmówcy typu "feudalny tybet w porównaniu do nowoczesnych i komunistycznych chin był jak niebo do piekła" są warte tyle co nic - bo niby kto i na jakiej podstawie to porównał?

Jak ktoś się upiera, że krytyka feudalizmu oznacza automatycznie pochwałę maoizmu, czy maoliberalizmu - jestem bezsilny wobec takiego braku refleksji... Dla mnie jest jasne, że można jednocześnie być przeciwnikiem wielu zwalczających się wzajemnie systemów władzy. Ale to chyba zbyt skomplikowane dla niektórych... Lepszy jest czarno-biały obraz świata, gdzie zawsze wiadomo kto dobry, a kto zły (Bush::Saddam), (DalajLama::Mao), itp, itd...

Porównali sami

Porównali sami Tybetańczycy wszczynając powstanie i od przeszło 50 lat trwając przy swoim mimo represji. Jeśli nie zauważyłeś to nikt tu nie broni feudalizmu a jedynie krytykuje tekst który jest nieudolnie ukrytą pochwałą maoizmu. Lecz ty mając gówno na talerzu czując ze śmierdzi dalej twierdzisz ze smaczne. I to dla ciebie jest zbyt skomplikowane ze można się solidaryzować z innymi tylko i jedynie w imię ludzkiej godności lekce sobie ważąc i buddyzm i Dalajlamę.

W tym sęk, że Tybetanczycy

W tym sęk, że Tybetanczycy raczej tego powstania nie poparli. Poaparli tylko ci co stracili (własciciele niewolników) i ci co grają takimi pionkami na globalnej szachownicy - CIA. Powszechne powstanie w Tybecie zapisałoby się w historii militarystyki. Nawet gdyby było nieudane.

No cóż, ja nie widzę w

No cóż, ja nie widzę w tym tekście żadnej pochwały maoizmu, a zawarte w nim argumenty nie doczekały się żadnej merytorycznej kontry, oprócz mało przekonującego gadania o "tekście napisanym na zamówienie ambasady" (pisze to ktoś, kto powątpiewa w działania CIA w Tybecie, jedną "teorię spiskową" kontrując drugą - zaiste owocna polemika).

Jeśli chcesz pomóc Tybetańczykom, rób to wtedy, gdy to nie będzie modne - na codzień. Wtedy to będzie miało jakiekolwiek znaczenie. A tak, działając wtedy gdy wypada ubrać się na pomarańczowo (tak jak wypada pójść na imieniny do cioci) jesteś tylko pionkiem w grze mediów i grup interesów. Społeczna doniosłość takiej "aktywności" jest zerowa.

A dlaczego nie teraz? -

A dlaczego nie teraz? - przecież im to właśnie najbardziej pomocne. Rozumie tez ze jak tylko słonczy sie szum to wieziesz tira kałachów do Nepalu. Wiesz ja nie mam telewizji nie czytam gazet i nie wiem co wypada. Co do cioci to czemu miałbym nie iść na imieniny - miła kobieta i było by jej przykro.

Skandaliczny pro

Skandaliczny pro komunistyczny tekst. Co ciekawe, jak ktoś napisze komentarz anarcho prawicowy na tym portalu, to on nie pójdzie, zbrodnicze czerwone wyziewy ze stalinowsko maoistowskiej dupy czy najzwyczajniejsze ciężkie wyzwiska w rodzaju "skurwysyny" jak najbardziej przechodzą....

Yak,

No cóż, ostatni komentarz, bo tłuczenie głową w ścianę to nie jest moje ukochane zajęcie:

Ktoś w poście z 24 marca (tym zaczynającym się od George Orwell) podał sporo argumentów, m.in. ten o kolektywizacji. Nie będę powtarzać. Jeśli ich nie zauważyłeś, to faktycznie masz problem.

Podstawowym kontrargumentem jest niewiarygodność i jednostronność źródeł, na których opiera się Parenti. Przyjrzej się bibliografii - kto, kiedy i na jakiej podstawie to napisał. Jeśli potrzebujesz paru innych źródeł - polecam książki wydane przez Fundację Helsińską. Ciekawe, czemu był tak jednostronny?

Wystawa tybetańskich narzędzi tortur - opisana przez ludzi jadących do Tybetu na początku lat sześćdziesiątych - mogła przedstawiać prawdziwe narzędzia tortur, powszechnie i często stosowane, ale nie musiała. A stwierdzenie o tym, że Chińczycy zabronili stosowania tortur wobec uwięzionych (w zestawieniu z enuncjacjami o torturach), podobnie jak oględny tekst o "więzieniach", jest zwyczajną manipulacją w zestawieniu z liczbą uwięzionych i torturowanych w lao-gai. Ciekawe, po co?

Aby zdyskredytować buddyzm tybetański, Parenti pisze o Sri Lance, Birmie, Korei i Japonii. Ciekawe, jaki to ma związek z Tybetem?
Szukając "niepokojowych" wydarzeń politycznych w Tybecie, musi cofnąć się do XVII wieku... Ciekawe, po co?

Co do agenta CIA, Dalajlamy... Pomijając kwestię wysokości pomocy CIA i samej obecności CIA w Tybecie (raczej w Nepalu) - równie dobrze można byłoby dyskredytować Solidarność z tej racji, że była wspomagana przez CIA.

Skąd, drogi Yaku, możesz wiedzieć, kto i co tutaj robi dla Tybetu? A tekst o tym, żeby popieranie Tybetu "jest coś warte" tylko wtedy, gdy nie popierają go media, potwierdza moją tezę o zwykłym elitaryzmie i chęci odróżnienia się od pogardzanych polityków i "szarych ludzi". Innymi słowy, nie chodzi o Tybet, ale o bycie oryginalnym. Nagłośnienie sprawy tybetańskiej jest znakomitą rzeczą dla Tybetańczyków, ale to takie nieanarchistyczne i dobre dla prostaczków "mających potrzebę autorytetu" - mówić to samo co mainstream...
Nie będę Ci odpowiadać na kolejne komentarze. Powinno cię to zmartwić - przecież najważniejsze, że CIA ma reklamę, a nie to, że opublikowało byle jaki tekst...

Tekst sprowokował

Tekst sprowokował dyskusję, a więc spełnił swoje zadanie.

Według mnie, pseudo-działalność na fali mody jest skazana na porażkę z samej natury mody: już w następnym sezonie to nie będzie modne i wszyscy ci, którzy dziś ekscytują się Tybetem będą się krzywić na "niemodny" już Tybet i będą się ekscytować kolejnym powierzchownym trendem (np. kolejnym gadżetem elektronicznym wyprodukowanym w Chinach). Zachowania stadne wywołują we mnie odruch wymiotny i nic na to nie poradzę.

Skoro poruszasz kwestię Solidarności - oczywiście, że się skompromitowała stając się marionetką CIA. Do dziś widać tego fatalne skutki, jak choćby satelicki status naszego kraju.

A budowa kapitalizmu w Chinach nie różni się znów tak bardzo od pierwowzorów brytyjskich i amerykańskich. W końcu i tam kiedyś powstanie klasa średnia na trupach dzieci zaharowanych na śmierć.

Jestem w sumie rozczarowany.

Musze przyznać, że M. Parenti rozczarował mnie swoją postawą. Jako człowiek, który krytykował nie tylko kapitalistyczny system na świecie, ale także reżimy komunistyczne, szczególnie stalinizm, tutaj wyjątkowo mnie zaskoczył. Niestety in minus. Powyższy tekst jest w zasadzie papugowaniem chińskiej komunistycznej propagandy. Świadczy o tym nie tylko charakter owej treści (co dla obeznanych z propagandą Pekinu nie jest problemem), lecz również bibliorafia, przyczym większość pozycji jest wydana przez oficjalne władze ChRL lub sprzyjające jej osoby, instytucje(?).
Zgodzę się z "Yak'iem", który słusznie zauważył tendencyjność tegoż artykułu, jednostronne przedstawienie stosunków chińsko-tybetańskich. A te nie zawsze były dobre, powiem więcej, od IX w. były najczęściej złe, obecnie są najgorsze. Nie dziwota, skoro Chiny od dawien dawna miały zapędy imperialistyczne, chęć bycia żandarmem swojego regionu.
Prawdą są opisane stosunki feudalne i rygor kar dla uciekających chłopów, jednak nie odnosi się to do XX-wiecznego, czy nawet XIX-wiecznego Tybetu. To czasy bardziej odległe, równoległe do europejskiego głębokiego średniowiecza, po wiek XVIII. A przecież i feudałowie w Polsce, w tym także królowie, jak Bolesław Chrobry wyłupywali oczy, wyrywali zęby, ucinali dłonie, czy łamali szczęki nie tylko za nieposłuszeństwo, lecz nawet same słowa sprzeciwu.
Autor za to nie pisze o Tybecie późniejszym, nie pisze o znaczących też dlaTybetu dziejach w XVIII w., o misjach chrześcijańskich (np. jezuity Ippolito Desideri'ego z 1716 r.), misjach brytyjakich, czy wreszcie krwawej kampanii brytyjskiej w XVIII stuleciu. Tybet wtedy jeszcze zdążył yć zależny na krótki czas od Mongolii i -z przerwami- od Chin, które dokonywały niejednokrotnie agresji zbrojnej na ten kraj. Nie jest też prawdą, a co za tym idzie, jest przekłamaniem o rzekomej dobrej komitywie, panującej pomiędzy lamami i świeckimi arystokratami tybetańskimi, a chińską armią Chang-Kaj-Szek'a. Jeżeli chodzi o relacje pomiędzy chińskimi najeźdźcami, a duchownymi tybetańskimi, były one neutralne (gdyż zwyczajnie Chang-Kaj-Szek nie zwalczał buddyzmu), ale były one chłodne z uwagi na okupację. Później uległy diametralnemu zaostrzeniu wobec grabieżczej polityki Kuomitangu, przez co Dalaj-lama musiał uchodzić do Indii w 1910 r. @ lata później powrócił, zaś w 1913 r. po zwycięskim powstaniu i wskutek wycofania się armii chińskiej (bo już zaczynała się rewolucja w Chinach), Tybet ogłosił niepodległość. Stosunki z tybetańskimi arystokratami świeckimi też nie były dobre, a wręcz przeciwnie, wskutek przejmowania ich ziemi przez wyższych wojskowych z Kuomitangu i ludzi Chang-Kaj-Szeka. Feudalizm to czasu wkroczenia ChAL-W niewątpliwie był. Pisał o tym niemiecki historyk Azji, Helmut Uhlig, pisał też, przytaczany tu Melvin Goldstein. Jednak owo okrucieństwo jest tu przez Parenti'ego mocno nagięte. Feudalizm tybetański był dużo bardziej łagodny w porównaniu z europejskim. Obaj wspomniani autorzy o tym pisali. M. Parenti najwyraźniej "zapomniał". ;)
Absolutną nieprawdą jest też, co pisze autor powyższego artykułu, iż w Tybecie były rzekomo wielkie latyfundia liczące "tysiące kilometrów kwadratowych". Powiedzcie mi uczciwie, wyobrażacie sobie takie latyfundia w niewielkim kraju wyżynno-górskim? :)
Owszem, przed 1951 r. w Tybecie była pewna forma feudalizmu, która zachowała się z wcześniejszych stuleci, jednak w porównaniu ze średniowiecznym feudalizmem europejskim był to przysłowiowy pikuś. Nie można mówić też o arystokratach tybetańskich, którzy wśród feudałów stanowili niewielki odsetek i byli to w zasadzie ludzie z otoczenia Dalaj-lamy. Większość z tych właścicieli ziemskich stanowiły klasztory, na których ziemiach, czy pastwiskach pracowali chłopi. Jednak nie było to feudalizm sensu stricte. Był to rodzaj powinności zwykłego obywatela, pracowali tam najubożsi chłopi w ramach spłacenia pewnego rodzaju podatku. Pamiętajmy bowiem, że Tybet miał ustrój teokratyczny, a więc tamtejsze duchowieństwo, klasztory stanowili władzę państwową i urzędy.
Jeżeli był taki straszliwy ucisk chłopastwa, jak utryzmuje M. Parenti, to czemu w takim razie nie było buntów chłopskich, zaś od momentu okupacji ChRL mamy do czynienia z cyklicznymi zrywami, które kończą się w najlepszym razie zamieszkami i demonstracjami (patriotycznymi), w najgorszym zaś - starciami zbrojnymi i walką par excellence i dotkliwymi prześladowaniami???
Ponadto co ma tamtejszy -już BYŁY- feudalizm do obecnej sytuacji w regionie i wolności Tybetu? Przyznam, że nie rozumiem tego, mimo usilnych starań. Bo w końcu musi być tutaj jakieś odniesienie do tego, skoro ów artykuł ukazał się akurat w tym czasie (podejrzewam, że nieprzypadkowo).
Autor też bardzo niewiele poświęcił reżymowi komunistycznyhc Chin, ani słowem nie wspomniał o pomurych obozach lao-gai, które funkcjonują w Tybecie po dziś dzień, które są wienym odwzorowaniem stalinowskich gułagów i które mimo, iż są z nazwy obozami pracy, de facto są obozami zagłady, gdzie przeżywa zwykle ok. 1 % więźniów. Autor nie raczył wspomnieć o ogromnym wyzysku tamtejszej ludności, wyzysku ekonomicznym regionu, gdzie z turystyka jest zmonopolizowana przez chińskie biura podróży, zawyżające ceny do oporu (przez co na zwiedzanie Tybetu pozwolić sobie mogą najbogatsi), o rabowaniu dóbr kulturowych Tybetu, o swoistej i bezlitosnej "chińszczyzofikacji", gdzie nie tylko wypierany i szykanoway jest język tybetański na rzecz chińskiego, ale wszelka kultura narodowa Tybetańczyków. Znamy to doskonale z okresu zaborów i okupacji hitlerowskiej.
Fizyczna eksterminacja każdego, kto przejawia choćby cień oporu wobec okupanckiej władzy, bezlitosne wynaradawianie mieszkańców Tybetu (szczególnie tych rdzennych), wyzysk ekonomiczny całego regionu i liczne prześladowania przy jednoczesnym napływie osadników chińskich i wszechobecnej propagandy to nic innego, jak konsekwentnie prowadzona przez Pekin polityka niszczenia narodu tybetańskiego i jego odrębności. O wolności (państwowej, autonomicznej, ludzkiej [w sensie praw człowieka])nie wspomnę, bo nie ma jej nawet w śladowych ilościach.
Dziwię się, że M. Parenti tak mocno krytykuje buddyzm tybetański. Jestem z gruntu antyreligijny, lecz religie nie są mi obce (to moje zainteresowanie, poniekąd związane z zawodem; jestem historykiem) i zapewniam, że akuratn buddyzm jest najbardziej pokojową religią ze wszystkich obecnych na świecie, łącznie z wszelkimi ich odmianami.

P.S. "Yak" wspomniał też coś o "modzie". Niestety mam podobne obawy, że kiedy echo ostatnich wydarzeń w Tybecie ucichnie, minie owa swoista "moda na Tybet". I przyznam szczerze, iż mnie to martwi, bowiem świat znów nie kiwnie palcem ws. ludzi konsekwentnie i bezlitośnie uciskanych. Przeto nie można się dziwić, że Chiny od lat nie robią sobie nic z opinii publicznej. I tak jak bezkarnie uchodziło im mordowanie milionów obywateli chińskich w latach rewolucji kulturalnej Mao, tak jak bazkarnie uszła im rzeź na placu Tien An Men w 1989 r., tak najprawdopodobiej na sucho im ujdzie eksterminacja, terror i prześladowania prowadzone w Tybecie konsekwentnie i nieprzerwanie od 1951 r. :(
Ale czy to znaczy, że należy przyzwolić na ten stan rzeczy, czy to aznacza, że należy odmówić narodowi tybetańskiemu prawa do samostanowienia?..
Pozdrawiam.

Bardzo dziwnie rozumiesz

Bardzo dziwnie rozumiesz tekst. Parenti tutaj nie odnosi się do tematu niepodległości Tybetu. On także nie porównuje systemy lub charakter feudalizmów z różnych krajów. Jego tekst nie jedynie opowiedz na propagandę Tybetańskiego, w którym możemy czytać, że owszem był feudalizm, ale wszyscy mieli co jeść i wszystko było stosunkowo OK.

Witaj, Akai47

Piszesz, że "Parenti tutaj nie odnosi się do tematu niepodległości Tybetu".
Owszem, założyłedm z góry, że odnosi się do tej kwestii. Na jakiej podstawie? Ano na takiej, że -jak sądzę- moment ukazania się tegoż artykułu nie jest przypadkowy (ostatnie wydarzenia w Tybecie i w związku z tym nagłośnienie medialne tego problemu).
A temat niepodległości jest cały czas aktualny i będzie dopóki nie zakończy się bezprawna okupacja Tybetu.
Autor próbując polemizować z rzekomą propagandą rządu w Dharamsali popełnia zasadniczy błąd. Ten błąd polega na tym, że nigdzie (podkreślam: nigdzie ) nie było mowy o tym, że "mimo feudalizmu w Tybecie był raj". Pewne formy feudalizmu były, jednak były krytykowane już przez Dalaj-lamę XIII. Jego reformy zostały jednak ograniczone przez kręgi konserwatywne. Co to oznacza? To, że władze w Tybecie generalnie nie sprzyjały ówczesnemu systemowi społeczno-ekonomicznemu w Tybecie od lat 20-tych ubiegłego stulecia, jednak w swoich dążeniach napotykały trudności i opór ze strony pewnych grup społecznych. Nie twierdzono też, że wszystko było OK. Rząd tybetański twierdzi jedynie, że W PORÓWNANIU Z TYM CO JEST TERAZ, wcześniej było dobrze. Bo nie było prześladowań, nie było okupanta, nie było terroru.
W wątpliwość można też poddać powoływanie się na konkretne przypadki znęcania się nad chłopami lub dziećmi przez seniorów, przytaczane tutaj m.in. z książek M. Goldstein'a. Ów naukowiec pracował na terenie Tybetu, który był już okupowany przez ChRL. Nie uwierzę, że nie było wpływu tamtejszych władz na dostęp do informacji dla Goldberga. Nie uwierzę, że wszyscy ci świadkowie mówili prawdę i nie uwierzę, że większość z nich nie była podstawiona przez komunistów lub zastraszana przez nich, by mówili to, co mieli powiedzieć wg władz chińskich. Zresztą owe argumenty często powtarzały się w naukowych recenzjach książki Goldberga "A History of Modern Tibet 1913-1951". Poza tym takowe przypadki należały do rzadkości.
Jeszcze raz podkreślam, że gdyby to były codzienne praktyki, Tybet byłby niepokojony wewnętrznymi ruchami i buntami chłopskimi.
To, że była powszechna bieda w tamtym Tybecie, jest natomiast wszystkim wiadome i tego nikt z Dharmasali nie ukrywa.

W dwóch rzeczach tylko zgadzam się z Parenti'm, mianowicie:
1) to, że zabierano od czasu do czasu małe dzieci rodzinom na nowych mnichów. Jednak takie było tam prawo (co nie znaczy, że je pochwalam - wręcz przeciwnie). Trzeba pamiętać, że w ustroju teokratycznym w Tybecie klasztory miały szczególne przywileje i nie ma to wiele wspólnego z owym feudalizmem.
2) Zgadzam się z następującym fragmentem:
"Poparcie chińskiego obalenia feudalnej teokracji nie oznacza przyklaskiwania wszystkim aspektom chińskich rządów w Tybecie. Dzisiejsi wyznawcy Shangri-La na Zachodzie zbyt rzadko to rozumieją. Prawdą jest również odwrotność tego. Potępianie chińskiej okupacji nie oznacza konieczności idealizowania byłego reżimu feudalnego. Wspólnym zarzutem buddyjskich wyznawców na Zachodzie jest to, że okupacja niszczy kulturę religijną Tybetu. Faktycznie wydaje się, że tak jest. Zamknięto wiele klasztorów i teokracja przeszła do historii. (...) Krótko mówiąc, możemy opowiadać się za religijną wolnością i niepodległością Tybetu bez konieczności przyjęcia mitu o Raju Utraconym".
Co do homoseksualizmu w klasztorach jest/było to wielce prawdopodobne.

Nie do końca jednak zgadzam się z twierdzeniem, iż feudalizm w Tybecie miał charakter krwiożerczy, aczkolwiek jestwem przeciwny jakiejkolwiek formie anachronicznych systemów wyzysku ekonomicznego ludzi.

Sądzę też, że autor źle odczytał ów "mit utraconego raju". Ten "utracony raj" -jak się wydaje- to po prostu niepodległość...
Pozdrawiam.

ŚWIETNY ARTYKUŁ !

Sam codziennie cwiczę jogę tybetańską ale też uważam, że lamaizm został dziś całkowicie oderwany od realnych kontekstów historycznych i absurdalnie wyidealizowany przez popkulturę amerykańską.

Szkoda, że mało tak obiektywnych i solidnych artykułów. Zwykle albo czarne albo białe. Socjalizm zły, kapitalizm dobry, albo odwrotnie. Lama święty albo przeklęty. A tu proszę akcje przedstawione pod rożnymi kątami, fakty historyczne, obie strony medalu, pozytywy, negatywy, kontrowersje, logika bez emocji. Świetna sprawa.

wyzwolenie

"Do roku 1961 Chińczycy wywłaszczyli ziemię będącą własnością lordów i lamów i zorganizowali chłopstwo w setki komun. Rozdzielili setki tysięcy akrów między dzierżawców i bezrolnych chłopów." rozdzielili czy skolektywizowali? "Podczas „wielkiego skoku" [czyli pod koniec lat 50tych] narzucono chłopom przymusową kolektywizację i uprawy zbożowe z katastrofalnymi skutkami." no i gdzie to wyzwolenie? i czym te komuny różniły się od pańszczyzny? Dalajlama sam siebie określa jako marksistę - od kogo chce wyzwalać Tybet?

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.