Prawdziwe oblicze reformy Kudryckiej

Kraj | Edukacja/Prawa dziecka | Publicystyka | Tacy są politycy

Ustawa o płatnym drugim kierunku studiów przeszła bez większego echa. Co prawda była powszechnie krytykowana przez studentów, jednak nie kryły się za tym konkretne działania. Protesty ograniczyły się do kilku pism i zaskarżenia ustawy do Trybunału Konstytucyjnego. Te działania podejmowały jednak nieliczne grupy, zaś ogół studentów podchodził do sprawy z obojętnością, w myśl zasady „mnie to nie dotyczy”.

Jak bardzo niebezpieczne i szkodliwe są poczynania ministerstwa, przeprowadzane w myśl „podnoszenia standardów kształcenia” przekonujemy się obecnie, gdy na większości publicznych uczelni studentom każe się płacić za wszystko, co wykracza ponad narzucone z góry minimum określone programem i limitem punktów ECTS. Każdy przedmiot uniwersytecki ma ich określoną ilość, która – wg standardów przyjętych w procesie bolońskim – odzwierciedla wysiłek potrzebny do przygotowania się na zajęcia i zaliczenia ich. Teoretycznie, im więcej nauki tym wyższa powinna być liczba ECTSów. Wprowadzenie takiej punktacji ma w założeniu również ułatwić podejmowanie i kontynuowanie studiów na innych uczelniach, zarówno w kraju jak i zagranicą.

W praktyce jednak, abstrakcyjna wartość punktowa staje się o wiele ważniejsza niż wartość merytoryczna zajęć. Studenci często rejestrują się na przypadkowe przedmioty, niezgodne z ich zainteresowaniami, ale odbywające się w dogodnym terminie i mające odpowiednią ilość punktów. Biurokracja doprowadziła do tego, że studia nie są już okresem poszerzania horyzontów, rozwoju pasji i przygodą intelektualną, lecz „etapem, na którym należy wyrobić 120 pkt ECTS” oraz pilnować, aby w wirtualnym świecie Uniwersyteckiego Systemu Obsługi Studentów (USOS) wszystko wyglądało „tak, jak należy” (co bynajmniej nie musi odpowiadać rzeczywistości), po czym można z dumą odebrać swój „papierek” (bo dyplom nie znaczy nic ponadto).

Lecz biada tym, którzy byli zbyt ambitni! Studenci, którzy chcą chodzić na dodatkowe zajęcia w imię samorozwoju – to znaczy, wszyscy ci, którzy ośmielili się przekroczyć wyznaczoną mu przez los i państwo liczbę punktów – słono za to zapłacą. Do tej pory płatności dotyczyły niezaliczonych przedmiotów, czyli tzw. warunków (co jest zupełnie zrozumiałe i powszechne). Teraz jednak do zapłaty będzie zobligowany również każdy, kto nie tylko lekceważy sobie zajęcia (lub nie zalicza ich z innych powodów), ale kto wychyli również w tę dobrą stronę. Jak określiła to Barbara Kudrycka, wraz z nową ustawą „studenci zyskują nowe prawa, szanse i przywileje”. Dziękujemy! Prawo do płacenia za „bezpłatne” studia na publicznej uczelni nie jest dla nas żadnym przywilejem.

Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego twierdzi, że „reforma służy temu, aby student był partnerem dla uczelni, aby zdobywał wysokiej jakości wykształcenie i miał większe szanse na rynku pracy.” Dalej minister Kudrycka dodaje: „Mamy bardzo zdolną młodzież, dlatego musimy stwarzać im warunki do najlepszego rozwoju”. Czy zamykanie studentom możliwości do bezpłatnego dostępu do zajęć uniwersyteckich rzeczywiście stwarza warunki do najlepszego rozwoju? Na pewno nie intelektualnego.

Jak wiele cynizmu trzeba mieć by przekonywać studentów, że ograniczanie ich praw, mnożenie procedur, wprowadzanie opłat za dodatkowe zajęcia, niszczenie idei uniwersytetów gwarantuje „lepszy dostęp do bezpłatnych studiów”? Możliwe, że osobie związanej z prywatnym szkolnictwem wyższym po prostu zależy na umyślnym niszczeniu szkół publicznych celem poprawienia uczelniom prywatnym pozycji na rynku.

Niestety, kampania i retoryka stosowana przez ministerstwo na określenie działań dążących do likwidacji darmowego szkolnictwa wyższego do tej pory przynosiły skutki. Studenci nie zdecydowali się na wyraźny protest, gdy trwały prace nad nowa ustawą, ponieważ ministerstwo prowadziło celowe działania mające na celu dezinformacje i zatajanie prawdziwych efektów reformy. Na uczelniach trwał (i trwa nadal!) chaos, wiele spraw pozostawało nieokreślonych i niejasnych. Nikt dokładnie nie wiedział za co i ile trzeba będzie płacić, tymczasem Kudrycka przekonywała: „Jestem przekonana, że uczelnie wykorzystają nowe możliwości, by coraz lepiej kształcić studentów – przyszłą elitę naszego kraju.”

Teraz, gdy widzimy i odczuwamy prawdziwe oblicze, tej „prostudenckiej” reformy przypieczętowanej przez karierowiczów z samorządów uniwersyteckich powinniśmy w końcu powiedzieć DOŚĆ! Niech przesłaniem dla nas będą słowa naszej drogiej pani minister: „Studentom życzę codziennego zapału do nauki, prawdziwego głodu wiedzy i tych wszystkich uroków czasu studenckiego.” A zatem korzystajmy i róbmy rewolucję, a nie podpięcia!

Organizujmy się!
https://www.facebook.com/ProtestStudentow
(PS. nie tylko na fejsie :-)

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.