Przypadkowa śmierć robotnika

Prawa pracownika | Publicystyka

Przypadkowa śmierć robotnika

Swego czasu Międzynarodowa Organizacja Pracy podała, że każdego dnia na świecie ginie w pracy ok. 5 tys. pracowników. To liczba przerażająca, zwłaszcza jeżeli do tego doliczymy niewspółmiernie więcej osób, które przeżyły, ale czasowo lub trwale doznały uszczerbku na zdrowiu. Powstaje pytanie dlaczego się tak dzieje?

Maszyna ważniejsza od człowieka

Prawie wszędzie gdzie interweniował nasz związek, mieliśmy do czynienia z groźnymi wypadkami przy pracy: Bridgestone/Firestone w Poznaniu, Velux w Gnieźnie, Greenkett w Stęszewie, M3 we Wrocławiu itd. Po ujawnieniu przez Inicjatywę Pracowniczą wypadku w fabryce cukierków Vobro, otrzymaliśmy także informacje o innych podobnych sprawach. Na przykład w słupeckim Konspolu, w makabrycznych okolicznościach zginął człowiek. Przez pół godziny jego ciało, wciągnięte przez maszynę, wisiało zgniecione w pół. Na widok ten inni pracownicy mdleli. Pojawiły się domysły (na portalu internetowym www.slupca.pl), że nie od razu wezwano odpowiednie służby, bowiem zastanawiano się, co zrobić, żeby nie uszkodzić maszyny. Oto jedna z przyczyn: dla pracodawcy koszt utraty urządzenia jest niewspółmiernie większy od straty człowieka.

Zarówno dla właścicieli firmy, ale także dla wynajętego przez nich menadżerów, liczy się przede wszystkim tzw. „dobro zakładu”, które jednak w pierwszym rzędzie utożsamiane jest z środkami produkcji, a nie z ludźmi. Ideologiczne frazesy w stylu, że najwyższą wartością danej firmy są jej pracownicy, może mają jakieś realne odniesienie w przypadku firm doradczych, banków lub agencji reklamowych, jednak w zdecydowanej większości przedsiębiorstw pracodawcy traktują pracowników jak „mięso armatnie”, zdając sobie sprawę, że większość z nich mogą bez trudu zastąpić, zwłaszcza przy wysokim bezrobociu.

Podejście takie zyskuje także odzwierciedlenie w przyjętych lub tolerowanych uregulowaniach formalnych, na przykład pozwalających wprowadzać premię za brak absencji chorobowej, czy ustanawiając wypłatę 80% wynagrodzenia podczas tzw. chorobowego. Żeby nie tracić na zarobkach dwójnasób, czyli stracić 20% wynagrodzenia i dodatkową premię absencyjną, chorzy i osłabieni pracownicy, stają przy maszynach. Kiedy dziś ponad jedna czwarta umów o pracę ma charakter umów „śmieciowych” (w tym na czas określony), można w każdej chwili „chorowitego” pracownika zwolnić, bez konieczności podawania przyczyny. Dlatego wielu z nich, aby nie stracić pracy, pomimo, że nie czuje się dobrze, idzie do pracy. Do tego planuje się obecnie, pod naciskiem pracodawców, zlikwidować cztery dni urlopów na żądanie, które pracownicy w takich przypadkach często wykorzystywali.

Wydajność ponad wszystko

Innym powodem licznych wypadków jest pogoń za wydajnością pracy. W fabryce Vobro do standardowych działań należało zasłanianie fotokomórek szmatą tak, aby pracownicy mogli wybierać masę czekoladową z urządzenia będącego w ruchu. W takich właśnie okolicznościach zginął Krzysztof Prusiewicz. Pracodawca uchylił się od odpowiedzialności, stwierdzając, że to była własna i nielegalna inicjatywa Prusiewicza. Zwykle jednak kierownictwo aprobuje takie działania. Jak wykazała druga kontrola PIP w firmie Vobro, tak było i w tym przypadku. W głośnej sprawie łódzkiego Indesitu, gdzie zginął Tomasz Jochan (przygnieciony dwutonowym stemplem, który zmiażdżył mu głowę), i którego również obarczono odpowiedzialnością, w trakcie procesu wyszło na jaw, że kierownicy zmiany i działów oraz dyrektor łódzkiej fabryki tolerowali zdejmowanie zabezpieczeń z maszyn, by ułatwić produkcję. Jak powiedział w czasie rozprawy jeden z pracowników: „Bywali w tym dziale, a dyrektor ponaglał, żebyśmy szybciej pracowali”. W zgodnych relacjach wielu robotników, pogoń za wydajnością najczęściej odbywa się kosztem bezpieczeństwa i higieny pracy. Pracować szybciej, ale także dłużej, poprzez narzucanie nadgodzin, zabieranie wolnego, ograniczenia prawa do urlopu.

Zaoszczędzić na BHP

Wypadki biorą się też z prostej próby oszczędzania kosztów nawet na BHP. Do nagminnych praktyk należy np. niewydawanie odzieży ochronnej pracownikom przyjętym na okres próbny (nieraz liczący trzy miesiące). Krzysztof Prusiewicz nie dostał odpowiednich butów antypoślizgowych, co prawdopodobnie przyczyniło się do jego śmierci. Telewizja Polsat ustaliła i pokazała, że buty takie kosztują góra 80 złotych. Tyle, stwierdzono w programie, kosztowało życie młodego pracownika. Ale to nie jedyna tego typu praktyka. Firmy zaniedbują i oszczędzają także na szkoleniach BHP. Po pierwsze dlatego, że przeważnie trzeba je opłacić, po drugie ponieważ powinny się odbywać w czasie pracy. Również z powodów oszczędności przedsiębiorstwa rezygnują z własnych służb BHP, zlecając zadanie z tego zakresu zewnętrznym podmiotom, które jednak nastawiają się na zysk, a nie podniesienie bezpieczeństwa pracy. Narusza się też przepisy BHP, oszczędzając na kosztach pracy. Posyła się często pracownika w pojedynkę, tam gdzie powinno ich pracować dwóch. Jak widzimy w tym zakresie pole do popisu dla pracodawców jest bardzo szerokie i ciągle jesteśmy, jako związki zawodowe, zaskakiwani nowymi pomysłami wprowadzanymi w życie, kosztem zdrowia, a często i życia pracowników.

Sam sobie winien?

Pracodawcy najczęściej starają się wykazać, iż pracownik, który uległ wypadkowi był sam sobie winien. Wcześniej jednak z reguły robią wszystko, aby załoga, o ile to możliwe, żyła w nieświadomości swoich praw (np. co do przysługującego odpoczynku), a nawet przepisów BHP, bowiem mogłoby to skutkować odpowiednimi roszczeniami. Wygodnie jest kapitalistom myśleć, że wypadek przy pracy jest dziełem przypadku, nieszczęśliwego zbiegu okoliczności i nierozwagi pracownika. Zdejmuje to z pracodawcy odpowiedzialność nie tylko majątkową, prawną, ale także moralną.

Oczywiście pracownicy, którzy nigdzie wcześniej nie pracowali, albo nie byli zatrudnieni w firmach o odpowiedniej „tradycji”, gdzie istnieją związki zawodowe, a znajomość zasad BHP jest przekazywana sobie przez robotników z pokolenia na pokolenie. Niejednokrotnie zgadzają się oni wówczas na warunki pracy urągające bezpieczeństwu oraz robią rzeczy, które przeczą rozsądkowi. Częściej jednak z niewiedzy, niż z tzw. „organicznej głupoty”. Tezę tę potwierdzają statystyki. W ostatnich trzech latach (2005-2007) ilość wypadków przy pracy znacząco wzrosła - aż o 17,5%, kiedy równocześnie zatrudnienie wzrosło jedynie o 5,1%. Nie da się tego wytłumaczyć wzrostem zatrudnienia w najbardziej „wypadkowych” sektorach gospodarki jak w budownictwie (zatrudnienie w tym okresie wzrosło o 16,3%) w przemyśle, w tym wydobywczym (wzrost zatrudnienia jedynie o 6,7%), czy w rolnictwie (zatrudnienie w zasadzie się nie zmieniło). Spadły po prostu standardy i cena ludzkiego życia.

Jarosław Urbański

TRW w Częstochowie

Dnia 30 pażdziernika tego roku częstochowskim zakładzie TRW przez blisko kwadrans ochroniarze nie wypuszczali karetki pogotowia z pracownicą w/w zakładu która prawdopodobnie miała zawał.Karetka została zatrzymana na rządanie dyrektora zakładu.Powodem tego miało byc to ze lekarz z karetki był pod wpływem alkoholu.Na rządanie lekarza by wezwali policje ale aby pracownice można było zawież do szpitala,ochroniarze zbyli go milczeniem.Mieli wyrażne polecenie dyrektora by karetki nie wypuszczac.Wreszcie karetka wyjechała bo w pomoc przyszli robotnicy którzy przed zakładem układali bruk.Po prostu na siłe odsuneli brame. Lekarz został przebadany i nie stwierdzono by był pod wpływem alkoholu. Jak piszą sami pracownicy TRW na forum G.Wyborczej takie rzeczy są normą w tym zakladzie,ludzie są traktowani jak niewolnicy.

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.