Wayne Price: Anarchistyczny program dla Świata Pracy

Publicystyka | Ruch anarchistyczny

Mamy dziś do czynienia z ogólnym niepokojem i gniewem wśród ludzi pracy, nawet mimo tego, iż większość pracowników nadal hołduje zwyczajowym “amerykańskim” zapatrywaniom (poparcie dla kapitalizmu, systemu dwupartyjnego, w pewnym stopniu rasizmu, patriotyzmu, itp.). To niezorganizowane niezadowolenie wywołało rezultaty w postaci zmian w hierarchii związkowej w stronę bardziej liberalnej i aktywnej grupy biurokratów pod przywództwem Johna Sweeney’a.

Ale świadomy ruch robotniczych radykałów będzie działać w opozycji do związkowych oficjali (ale nie samych związków zawodowych) i tak samo w stosunku do kapitalizmu i państwa. To bardzo istotne, że najbardziej radykalni i bojowi aktywiści porozumiewają się ze sobą tworząc zaczątek szerszej działalności opozycyjnej.

Bardziej precyzyjnie: biurokracja balansuje pomiędzy pracownikami a kapitalistami. Potrzebuje uzyskać cokolwiek dla klasy pracującej (inaczej wypadłaby z interesu), ale przede wszystkim stara się ograniczać konflikt klasowy. Anarchiści powinni świadomie wyzwać związkowych oficjali, krytykując oddolnie ich poczynania. Współpracując, w miarę możliwości, w pewnych doraźnych kwestiach z innymi, anarchiści muszą jednak wyróżnić swój program od reszty. Zakłada on zupełną samoorganizację społeczeństwa. Jeśli anarchiści przedstawią swój program wyraźnie, będą rzadko wybierani na jakiekolwiek związkowe funkcje powyżej komitetu zakładowego. Działając z tak radykalnym programem anarchistyczni aktywiści będą w stanie pozbawić stanowisk najwyższy rząd reformistycznych związkowych bossów tylko w sytuacji wstrząsu i napięcia, kiedy zwykli, konwencjonalnie myślący pracownicy wezmą całościowy program poważnie.

Podczas gdy pełny program dla wszystkich związków zawodowych nie może być tutaj ułożony, to jednak można zaproponować pewne rzeczy. Podstawowe wartości, jak bojowość, demokratyzacja związków zawodowych, demokratyzacja miejsca pracy oraz solidarność.

Bojowość to wola do cywilnego nieposłuszeństwa (łamania prawa), kiedy jest to potrzebne. Prawie bez wyjątku, najbardziej efektywne taktyki walki świata pracy są prawnie zabronione. Nawet zwykłe strajki są nielegalne dla prawie wszystkich pracowników sektora publicznego i bardzo często zakazane wyrokiem sądu dla innych pracowników. Jeśli już strajk jest dozwolony, pikiety są możliwe tylko w celu informacyjnym, ale masowe pikiety mające nie dopuścić łamistrajkom wejście do zakładu są nielegalne. Walczący związek zawodowy może wezwać do bojkotu towarów pracodawcy, ale nielegalne jest organizowanie pracowników u kogoś innego dla odmowy handlu, czy transportu produktów lub odmowy dostarczenie koproduktów. To są strajki “solidarnościowe” i są dotkliwe dla innych szefów (tak, jakby kapitaliści nie wspierali się też wzajemnie w razie strajku). W trakcie negocjacji umowy zbiorowej, konkretne zażalenia w danej sprawie muszą być rozwiązane przez arbitrację, a nie lokalne strajki, czy “dzikie strajki”. Strajkujący mogą pikietować obok zakładu pracy, ale nie wolno im go okupować, ponieważ jest to pogwałcenie prawa własności. Tymczasem wielkie centrale związkowe zostały sformowane właśnie przez takie strajki w latach 30.! Okupacja miejsca pracy jest wyjątkowo skuteczna, ponieważ uniemożliwia to wykorzystanie łamistrajków, chroni maszyny i biura przed wykorzystaniem, czy nawet przeniesieniem; ogranicza to też użycie przemocy (kapitaliści boją się wtedy o uszkodzenie ich maszyn).

Tak, więc wolnościowcy powinni nakłaniać do takich taktyk, jak strajki pracowników sektora publicznego, masowe pikiety, strajki solidarnościowe i, szczególnie, okupacja zakładów. Oczywiście żadna z tych rzeczy nie będzie łatwa. Konieczne jest szczegółowe zaplanowanie wszystkiego wcześniej, gdyż konfrontacja z Państwem i szefami będzie najpoważniejszą próbą.

Problem strajków solidarnościowych podnosi kwestię solidarności w ogóle. Wola pracowników do trzymania się razem w zakładzie, branży przemysłowej, czy w mieście jest największą siłą klasy pracującej. Jest to przeciwwaga dla głównej bolączki tejże klasy, a są nią podziały: rasowe, płciowe, zawodowe, itp. “Cios zadany w jednego z nas jest ciosem we wszystkich nas” musi stać się hasłem wszelkich pracowników. Pracownicy powinni też wspierać (jako pracownicy) walki wszystkich uciskanych ludzi na świecie. Oznacza to sprzeciw wobec wszelkich rasistowskich praktyk w miejscu pracy, oraz poza nim. W starciu z międzynarodowymi korporacjami związki zawodowe potrzebują zorganizować się międzynarodowo, aby być przygotowanym do strajku w kilku państwach naraz.

Chyba najpotężniejszą taktyka walki jest strajk generalny. Jeśli większość pracowników danego miasta (regionu) strajkuje, wówczas znacznie bardziej osłabia to kapitalistów. Można wspólnie zdecydować, które rzeczy powinny dalej funkcjonować (na przykład: straż pożarna, dostarczanie żywności, szpitale. Nie dotyczy to policyjnych związków, ponieważ policjanci, chociaż pracują w “sektorze publicznym”, to nie należą do klasy pracującej i mogą być użyci przeciwko niej. Powinni być zastąpieni przez patrole pracowników i patrole lokalne). Byłoby wtedy bardzo ciężko (jeśli nie byłoby to niemożliwe) wymusić posłuszeństwo poprzez sądowe nakazy i anty-strajkowe prawo. Należące do klasy średniej “białe kołnierzyki” doszłyby prawdopodobnie do porozumienia ze zorganizowaną klasą robotniczą, jeśli stanąłby transport publiczny, mosty zostałyby zablokowane, telefony umilkły, a zaopatrzenie przestałoby dochodzić. Komputery przestałyby pracować bez wsparcia informatyków. Podobnie stanęłaby elektryczność. Taka bojowa i solidarna taktyka jak okupacja miejsca pracy i strajk generalny są potencjalnie rewolucyjne. Stwarzają warunki ku temu, aby robotnicy nie tylko skutecznie przerwali produkcję, ale też ją wznowili pod własną kontrolą. Strajkujący w przejętym zakładzie mogą podjąć taką decyzję i zacząć wytwarzać potrzebne produkty, ale najpierw muszą dogadać się z innymi zakładami, aby uzyskać konieczne surowce, a także zorganizować rozdział wyprodukowanych dóbr. W przypadku strajku generalnego połączonego z okupacjami zakładów, pracownicy mogą zadecydować, w jaki sposób zarządzać miastem lub regionem, pod kątem politycznym i ekonomicznym. Mógłby to być początek rewolucji.

Z tychże powodów klasa kapitalistów i Państwo nie zaakceptowałyby masowych pikiet, strajków okupacyjnych, czy generalnych. Z pewnością uderzyłyby przy pomocy policji, Gwardii Narodowej lub prywatnej firmy ochroniarskiej. Wszystko to miało już wielokrotnie miejsce w historii USA. Robotnicy muszą być przygotowani do obrony w zorganizowany i efektywny sposób. Byłby to początek milicji ludowej.

Wszystko to dotyka też problemu demokratycznej organizacji. Strajki generalne i międzynarodowe będą wymagały pewnego zcentralizowania się związków zawodowych, co musi być zrównoważone poprzez wzrost demokracji na szczeblu lokalnym. Żaden strajk nie powinien się odbyć bez starannego planowania i organizacji (za wyjątkiem dzikich lokalnych strajków, które wybuchają pod wpływem sprzyjających okoliczności). Jeśli rozważamy przejęcie fabryk i miast, to musimy uwzględnić bardzo dużo organizacji. Anarchiści powinni domagać się demokratyzacji zarówno związków zawodowych, jak i przemysłu.

Anarchiści muszą wymagać demokratycznej kontroli nad lokalnymi oddziałami związków zawodowych, jak też nad krajowymi (i międzynarodowymi) związkami wraz z bezpośrednimi wyborami wszystkich stanowisk, zamiast mianowania ich z góry. Powinni wzywać do zerwania z systemem jednomyślnej polityki, gdzie związkowa opozycja jest, w najlepszym razie, wyłączona z życia politycznego w wewnętrznych związkowych publikacjach, a w najgorszym - styka się z brutalnym prześladowaniem . Powinni się też domagać rotacji w przypadku związkowych funkcji (nowy przewodniczący związku każdego roku - tak, jak jest w organizacjach zawodowych lekarzy, czy psychologów). W czasie strajków lub nawet negocjacji powinni być rzecznikiem wyboru rady robotniczej w każdym miejscu pracy, mającej kontakt z innymi tego typu tworami. Wszelkie kontrakty powinny być przegłosowane przez całe członkostwo. Jeśli związkowa biurokracja nie zgadza się na tak demokratyczne pomysły, to pracownicy powinni i tak dokonać wyboru rady robotniczej, popierać prawa opozycjonistów w związku, wybierać samemu na lokalne stanowiska, itp.

Związkowi biurokraci i bossowie z reguły negocjują długi, wieloletni kontrakt z klauzulą zakazująca strajków. Wówczas związek zawodowy służy za narzędzie w narzuceniu pracownikom danych warunków pracy. Błędem byłoby powrócenie do odrzucania wszelkich kontraktów, jak niegdyś IWW; umowy zbiorowe mogą też zawierać korzyści dla pracowników. Tak, więc zamiast tego, wskazane byłoby dążenie do jednorocznych kontraktów z prawem do strajku. Jeśli szef będzie przeciągał negocjacje po upływie danego kontraktu, radykalny robotnik powinien mu odpowiedzieć: "nie ma kontraktu, nie ma produkcji". Rozmowy na temat kontraktu nie mogą być postrzegane jako zwyczajna umowa, lecz jako kampania, w którą są zaangażowani wszyscy.

Szczegółowe zagadnienia dotyczące sposobu organizacji związku, czy strajku zależą od sytuacji w każdym miejscu pracy i każdej branży. Nie ma tutaj żadnej magicznej formuły (takiej jak trockistowski "program przejściowy", czy maoistowska "linia mas") na przejście od konkretnych ludzkich potrzeb i żądań do wymogów rewolucyjnych. Musimy po prostu nad tym pracować.

Oczywiście anarchiści powinni być za wyższymi płacami, czy krótszym dniem pracy. W zasadzie domagają się ruchomej skali wynagrodzeń i godzin. Czyli, jeśli wzrasta inflacja, to automatycznie i płace. Dalej, jeśli wzrasta bezrobocie, to zmniejsza się wymiar godzin bez zmiany wynagrodzenia. To jest właściwie podstawa socjalistycznej ekonomii: dzielenie pracy potrzebnej do wykonania na wszystkich dostępnych pracowników. To jest wymóg w stosunku do całego społeczeństwa, a także Państwa, aby zapewniło chociaż roboty publiczne dla bezrobotnych.

Lecz anarchiści muszą wznosić żądania zwiększenia pracowniczej kontroli w miejscu pracy: samodecydowania o warunkach pracy i jakości życia. Te żądania podważają prawo kierownictwa do rządzenia tak, jak by sobie tego życzyło, swoimi podwładnymi w czasie pracy. Anarchiści podnoszą pytanie: jak ludzie są zmuszani do pracy i jak mogliby pracować inaczej, w bardziej ludzki sposób. Dotyczy to odpowiedniej szybkości pracy, zdrowia i bezpieczeństwa w zakładzie, pomieszczeń przeznaczonych do odpoczynku, liczby bezpośrednich przełożonych, czy nawet żądania produkcji lepszych towarów (w znaczeniu bezpieczniejszych, bardziej wytrzymałych, przyjaznych dla środowiska, tańszych). Ruch pokojowy sugeruje wytwórcom broni i związkom zawodowym tego przemysłu przestawienie się na "pokojową" produkcję. Można to rozpatrzyć szerzej: związki zawodowe współpracują z ruchami społecznymi dla przestawienia się na "pokojową", ekologiczną, "postindustrialną" ekonomię.

Związki zawodowe pracowników wykwalifikowanych (nauczycieli, pielęgniarek lub bibliotekarzy) różnią się pod tym względem od "błękitnych kołnierzyków". "Błękitne kołnierzyki" nie mają nic przeciwko negocjowaniu wyższych pensji, ale już warunki o organizację pracy uważają za prerogatyw przełożonych. Natomiast "wykwalifikowani" raczej niespecjalnie zabiegają o wyższe zarobki, za to domagają się większej kontroli nad swoim miejscem pracy (mniej liczne klasy, jakieś decydowanie w kwestii podręczników, więcej pielęgniarek w stosunki do liczby pacjentów, itp.). Spójrzmy na hasło Amerykańskiej Federacji Nauczycieli: "nauczyciele domagają się tego, czego potrzebują uczniowie". Dlaczego nie: "hutnicy domagają się tego, co jest potrzebne dla społeczności"?

Żądanie pracowniczej kontroli nad zakładem nie oznacza oczywiście popierania wszelakich "partnerskich zespołów", czy innych propozycji kierownictwa. Jest to metoda aby przełożeni i pracownicy "pracowali wspólnie". Zaprzeczają oni, aby istniał jakiś konflikt interesów pracowników i ich szefów. Aktywiści powinni wziąć udział w takich "zespołach" po to, aby udowodnić innym pracownikom, że są to tylko metody zwiększenia ich wyzysku.

Zamiast tego moglibyśmy popierać kontrakt kolektywny. Kapitaliści zatrudniają (być może za pośrednictwem związku zawodowego) całą grupę osób naraz, a nie poszczególne osoby pojedynczo. Dostarczają kapitał, maszynerię, surowce oraz cel wyprodukowania jak największej liczby samochodów, czy jakiś gadżetów. Pracownicy rozdzielają zadania pomiędzy siebie i ustalają plan pracy. W grupie mogą się znajdować fachowcy lub mogą być oni (ale nie przełożeni) dostarczeni przez kapitalistę. Pracownicy sami wybierają "przełożonych" (koordynantów) i dyscyplinują samych siebie. W odróżnieniu od "zespołu" nie ma tu kierownictwa na poziomie zakładu. Ostatecznie kapitaliści płacą ryczałt całej grupie, która rozdziela go pomiędzy siebie stosując dowolną metodę.

W rzeczywistości takie metody bywały niekiedy stosowane (na przykład w zakładach samochodowych w Coventry w Wielkiej Brytanii) i pewne jej elementy spotykane są w USA, jak związkowy pokój zatrudnienia. Teoretycznie nie jest to niedostosowane do kapitalizmu i mogłoby nawet zwiększyć produkcję lecz ciężko jest sobie wyobrazić, aby kapitaliści to łatwo zaakceptowali. Kontrakt kolektywny obnaża wprost zbędną rolę kapitalistycznego kierownictwa. Któż ich potrzebuje? Właśnie z tej przyczyny anarchiści-pracownicy powinni propagować takie rozwiązanie lub podjęcie wszelkich kroków w tym kierunku (jak wspólny wybór majstra, czy też niehierarchicznej rady, lokalizacji fabryki, decyzje otwierania i zamykania zakładów, rodzaj i cena wyprodukowanych towarów).

Rodzi się pytanie: kiedy anarchiści powinni być za osiągnięciem czegoś u Państwa. Anarchiści nie wierzą, że rozwiązanie problemów kapitalizmu leży w przejęciu kontroli nad ekonomią przez kapitalistyczne państwo - historia udowodniła to. Lecz co ze związkowymi kampaniami domagającymi się robót publicznych dla bezrobotnych, czy własności publicznej pewnych gałęzi przemysłu (jak np.: Urząd do spraw Doliny Tenessee, czy brytyjskie kopalnie węgla)? W ostatnich latach mieliśmy do czynienia ze wzmagającą się bitwą "o prywatyzację". Prawica stara się wymóc sprzedaż (lub zlikwidowanie) usług pod kontrolą rządu, jak szkoły, transport, kanalizacja, urzędy, poczta, itp. Ukazywane to było jako droga do podwyższenia "efektywności". Dopóki nie będzie żadnej innej magicznej alternatywy dla nauki w szkołach, czy czyszczenia ulic, to prywatna firma może być "efektywna" w tylko jeden sposób: obcinając pensje pracownikom i zwiększając zakres ich obowiązków.

Anarchiści powinni sprzeciwiać się prywatyzacji, jak również domagać się wielu rzeczy u Państwa - Państwo pretenduje do miana reprezentanta społeczności. Ludzie powinni więc wymagać od niego, aby dostosowało się do własnych deklaracji. Dopóki tak się nie stanie, Państwo wprost będzie odsłaniać swój prawdziwy charakter - biurokratyczno-militarystycznego sługi garstki opresorów, klasy kapitalistów i innych ciemięzców. Anarchiści powinni mówić pracownikom, aby nie ufali Państwu i wyjaśniać dlaczego, ale muszą też poprzeć ruch przeciwko prywatyzacji jako walkę w obronie społeczności i praw pracowniczych.

Większość pracowników w Stanach Zjednoczonych nie popiera propozycji przejęcia przez rząd jakiś gałęzi przemysłu, nawet na tych polach, gdzie byłoby to bardzo sensowne. Przekonanie, że własność publiczna jest nieefektywna jest dość upowszechnione u amerykańskich pracowników. Lecz mogliby zaakceptować pomysł odebrania przemysłu bogatym i potężnym (wywłaszczenie) i demokratycznego zarządzania nim przez pracowników i lokalne społeczności. Zdarzały się przypadki, kiedy upadające miejscowe zakłady przejmowano lub próbowano przejąć przez związki zawodowe, pracowników albo społeczności lokalne. Wysiłki te otrzymały znacznie więcej poparcia społecznego, niż wołania o nacjonalizację.

Gdziekolwiek jest to możliwe, anarchiści powinni być za rozwiązaniami bez udziału Państwa. Na przykład: wskazane jest popieranie rządowych programów opieki zdrowotnej ("zsocjalizowana medycyna"). Ale anarchiści powinni być za programami opieki medycznej narodowej federacji spółdzielni pacjentów (być może z państwowymi subsydiami). Miejscowa służba zdrowia mogłaby być zarządzana demokratycznie przez pacjentów i personel medyczny.

Problem Państwa związany jest także z wewnątrzzwiązkową demokracją. Wobec silnie usadowionej związkowej biurokracji liberalnie opozycjoniści często zwracali się do sądów lub agencji rządowych, aby wymusić demokratyczne prawa. Zazwyczaj te wysiłki kończyły się na niczym. Rząd nie lubi interweniować przeciwko silnym związkowym oficjalom i nawet, jeśli już to robi, to w tak stronniczy sposób i powoli, że mało co udaje się osiągnąć.

Jednakże znane są wypadki, kiedy brak demokracji był tak rażący, a klimat polityczny na tyle korzystny, że Państwo interweniowało w konflikt w związku, aby wprowadzić w nim demokratyzację. Dobrze znany przypadek miał miejsce w 1972 w Zjednoczeniu Górników. Dotychczasowy lider Tony Boyle sprawił, że zamordowano jego rywala wraz z całą rodziną zaraz po wyborach w 1969. W rezultacie wyborów przeprowadzonych pod nadzorem rządu przewodniczącym został Arnold Miller - przywódca grupy Górnicy za Demokracją opowiadającą się za zmianami.

Podobnie, w latach 90., rząd przykrócił przypadki zastraszania w związku zawodowym Szoferzy i zdecydował się nadzorować wybory. Wybrany został reformator Ron Carey z poparciem grupy Szoferzy za Demokratycznym Związkiem.

Błędem jest wzywanie do interwencji Państwa w związkach zawodowych. Mimo widocznych pozytywów, oznacza to zezwolenie agentowi klasy rządzącej na podejmowanie wewnętrznych decyzji w pracowniczych organizacjach. Związkowa biurokracja także służy klasie kapitalistów i Państwu, ale i tak związek jest jedną z nielicznych organizacji wciąż "w rękach" pracowników. Celem powinno być pozbycie się biurokracji, nie zwiększenie wpływu Państwa. Lepiej jest budować organizację dla zwalczenia biurokracji, niż polegać na reformistycznych specjalistach prawa pracy.

Jeśli jednak Państwo interweniuje, anarchiści muszą się zdecydować jak się zachować wobec związkowych reformatorów. Ich chęć do użycia Państwa to jedno, ale nie wszystko, zwłaszcza, że już usadowiona biurokracja jest także agentem kapitalistów. Często moglibyśmy wesprzeć opozycjonistów, aby zrobić związek bardziej otwartym i zrobić w nim miejsce dla bojowości i demokracji - co powinno być zrobione w przypadku wspomnianych górników i Związku Szoferzy. Ale anarchiści muszą dostrzegać ograniczoność reformistycznego programu (włączając poparcie dla Państwa, jak i inne).

Niebezpieczeństwo polegania na Państwie demonstruje przykład Związku Szoferzy. Po pomocy Carey'owi, rząd wykreślił go z następnych wyborów, mimo tego, że był najpopularniejszym kandydatem! Pretekstem były jakieś finansowe sztuczki dokonane przez niego, aby uzyskać reelekcję - nic dobrego, ale także wyjątkowego w związkach zawodowych. Zachowanie rządu zagwarantowało wybór Jamesa Hoffa Jr. - kandydata konserwatywnej biurokracji. Co Państwo daje jedną ręką, to potrafi odebrać tą samą ręką.

Podsumowując, od początku istnienia związków zawodowych były dwa różne kierunki. Jednym jest integracja mniejszość klasy pracującej z systemem kapitalistycznym. Budowane jest to przez wpływowych biurokratów żyjących poza walką robotniczą i współdziałającą z klasą rządzącą w utrzymaniu spokoju społecznego. W zamian otrzymują coś dla swej wąskiej kasty - lepsze ubezpieczenia w pracy, lepszy standard życia, nawet jeśli w granicach opresywnego społeczeństwa. Jednakże szefowie spoglądają nawet na takie związki zawodowe jak na konieczne zło (w najlepszym razie) i w razie czego nie zawahają się ich zniszczyć. Osiągnięcia pracowników są dławione, kiedy to tylko możliwe. Obserwujemy obecnie ciągłe takie ataki na związki i widzimy jak te cały czas przegrywają.

Z drugiej strony, związki zawodowe mogą być postrzegane jako przykład samoorganizacji klasy pracującej. Mogą być potencjalnie groźną bronią. Nawet dla pracowników, którzy nigdy nie przeczytali ani słowa związanego z anarchizmem, czy marksizmem, związki zawodowe mają polityczne implikacje. Tworzenie się związków zawodowych udowadnia, że kapitaliści i pracownicy mają sprzeczne interesy. Ich istnienie pokazuje, że jednostki nie mogą działać samotnie, zawierać pojedynczych umów z bossami lecz potrzebują współdziałania w solidarności. Bez wątpienia związki zawodowe są jedyną formą masowego oporu. Nie są też same w sobie nieuniknioną rewolucją. Lecz zagrają główną rolę w północnoamerykańskiej rewolucji. Jeśli nie, to żadnej rewolucji nie będzie.

Wayne Price

(NEFAC-Nowy Jork)
NEFAC – Północnoamerykańska Federacja Anarcho-Komunistów

Tłum: Wojtek Bryk

Tekst pochodzi z 18 numeru anarchistycznego pisma Inny Świat.

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.