Wrocław: Rodziny rumuńskich Romów zagrożone przymusowym wysiedleniem

Kraj | Dyskryminacja | Lokatorzy | Publicystyka

 autor Tomasz Grzyb26 marca 2013 we wczesnych godzinach porannych, na teren koczowiska społeczności rumuńskich Romów przy ulicy Kamińskiego we Wrocławiu przyjechało kilka wozów straży miejskiej oraz policji.
Wszystkie przebywające tam osoby zostały wylegitymowane, poproszono także o okazanie aktów urodzenia dzieci. Każdy z dorosłych członków społeczności otrzymał 2 pisma wydane przez gminę Wrocław. Zgodnie z ich treścią mają oni 14 dni na dobrowolne opuszczenie zajmowanego miejsca. Jeśli nie wywiążą się z nałożonego na nich zobowiązania, mogą zostać obciążeni karą grzywny do 500 zł lub karą nagany. Jeśli nadal nie opuszczą miejsca sprawa zostanie skierowana na drogę sądową. W ten sposób rozpocznie się procedura, która możne zakończyć się eksmisją romskich rodzin z zajmowanego już od kilku lat terenu byłych ogródków działkowych, należących do gminy Wrocław.
Urzędnicy zdecydowali się na radykalne działania m.in. po naciskach mieszkańców z ulicy Kamieńskiego, którzy narzekają na takie sąsiedztwo. Jeden z argumentów jest taki, że w okolicy spadają ceny nieruchomości.

Tło sprawy:
Wrocławska społeczność rumuńskich Romów liczy obecnie 60 osób, w tym 35 dzieci. Pierwsi przedstawiciele tej społeczności pojawili się we Wrocławiu w połowie lat dziewięćdziesiątych na fali zmian systemowych krajów Bloku Wschodniego, które to umożliwiły im przemieszczanie się po krajach Unii Europejskiej.
Obecnie społeczność ta, od ponad 3 lat, zamieszkuje teren byłych ogródków działkowych należących do gminy Wrocław. Wcześniej, podzieleni na mniejsze grupy, Romowie zamieszkiwali inne tereny miasta. W 1997 roku cała grupa, koczująca wtedy na wrocławskim Tarnogaju, została deportowana do Rumunii. Nie zostali wtedy poinformowani o tym, jaki jest prawdziwy cel podjętych działań. Funkcjonariusze powiedzieli Romom, że zostaną objęci pomocą, co poskutkowało tym, że bez protestów wsiedli do podstawionych autobusów. Ich dobytek i baraki zostały zniszczone. Jedną z konsekwencji tych wydarzeń jest panujący wśród rumuńskich Romów brak zaufania oraz niechęć do współpracy z urzędnikami miejskimi.

Od początku swojego pobytu w Polsce (w przypadku niektórych osób jest to 15 lat) społeczność Romów rumuńskich żyje w wykluczeniu. Sytuacja ta spowodowana jest głównie wykluczeniem ekonomicznym (stan "permanentnej biedy", brak pozwoleń na pracę),ale także przez panujące silne i negatywne stereotypy, uprzedzenia i brak wiedzy na temat odmienności etnicznej i kulturowej. Także brak świadomości samych członków społeczności na temat ich praw i obowiązków wynikających z przebywania na terenie Polski wpływa na ten stan rzeczy.

Grupa mieszkająca we Wrocławiu składa się z wielopokoleniowych rodzin. Większość osób jest niepiśmienna i nie potrafi czytać. Posługują się głównie językiem polskim, który dla większości dzieci urodzonych już w Polsce jest językiem o wiele bardziej opanowanym niż język rumuński. Pierwszym i podstawowym językiem społeczności jest jednak jeden z dialektów języka romani. Głównym źródłem dochodów jest żebractwo. Żebrzą głównie kobiety i dzieci. Mężczyźni pracują „dorywczo” oraz zajmują się infrastrukturą obozu. Mimo wyraźnej chęci podjęcia pracy bardzo sporadycznie zdarza się, żeby Romom udało się znaleźć u Polaków chociażby dorywcze zatrudnienie.

Koczowisko:
Zbudowane przy ulicy Kamińskiego koczowisko składa się z kilkunastu baraków skonstruowanych z surowców wtórnych (znalezione deski, stare drzwi i okna). Ich głównym wyposażeniem są łóżka i zrobione z metalowych beczek piece, służące zarówno do ogrzewania, jak i gotowania. Prąd pozyskiwany jest za pomocą agregatów prądotwórczych. Warunki bytowe panujące na terenie koczowiska są bardzo ciężkie i nie mieszczą się lokalnie przyjętych normach.

W najbliższym sąsiedztwie obozu znajduje się osiedle mieszkaniowe. Jego mieszkańcy postrzegają konieczność dzielenia z Romami najbliższego otoczenia jako uciążliwą. Doskwiera im wiele aspektów takiego sąsiedztwa jak np. brak zarządzania odpadami (śmieci są zakopywane pod ziemią, palone są plastikowe materiały). W najbliższej okolicy koczowiska panuje bałagan a drzewa i krzewy pozostałe po ogródkach działkowych zostały powycinane. Ponadto Romowie często zwracają się do mieszkańców osiedla z prośbą o napełnienie butelek wodą (koczowisko nie ma dostępu do bieżącej wody), jedzenie czy pieniądze, co z czasem zaczęło stanowić co raz większy problem, ze względu na coraz większą liczbę mieszkańców koczowiska. Zdarzają się także agresywne sytuacje w których jedna i/bądź druga strona reaguje napastliwie. Panuje obcość i strach jednych przed drugimi. Brak jest jakiejkolwiek platformy do wytworzenia zdrowych relacji społecznych.

Koczowisko pozostawione samo sobie jedyne wsparcie otrzymywało od Stowarzyszenia na Rzecz Integracji Społeczeństwa Wielokulturowego "Nomada" oraz Domu Spotkań im. Angelusa Silesiusa, które m.in. organizują warsztaty dla dzieci i młodzieży oraz lekcje pisania i czytania. Dzięki ich interwencji, w czerwcu, udało się doprowadzić do spotkania przedstawicieli rumuńskiej społeczności z władzami miasta. Zgodnie z ustaleniami spotkania władze miasta zapewniały przez kilka ostatnich miesięcy mieszkańcom obozowiska toalety ToiToi, ustawiony został kontener na śmieci oraz raz w tygodniu dowożona była woda. Pomoc władz, które promują miasto Wrocław jako otwarte i wielokulturowe, była jednak bardzo doraźna i niedostateczna. Warto przypomnieć również w tym miejscu o przeprowadzonej jesienią przez miasto kampanii społecznej "Dając pieniądze nie pomagasz". Kampania miała na celu przekonanie mieszkańców Wrocławia do nie przekazywania pieniędzy osobom żebrzącym na ulicy. Jako rozwiązanie podana została informacja o udzielających pomoc ośrodkach. Informacje te jednak były nie rzetelne, ponieważ większość z nich jest przepełniona lub zbyt niewydolna finansowo, a wszystkie z nich nie mogą udzielić pomocy rumuńskim Romom, ponieważ nie są oni obywatelami Polski. Skutkiem przeprowadzonej w sposób nierzetelny kampanii była bardzo trudna sytuacja żywnościowa na koczowisku i panujący przez całą zimę głód.
Ostatecznie "pomoc" władz miasta zakończona została groźbą ewikcji, bez podjętych wcześniej jakichkolwiek konsultacji z mieszkańcami koczowiska, mimo świadomości złej sytuacji materialnej i socjalnej tej społeczności.

Aktualnie sytuacją zainteresowało się także Amnesty International, które wzywa do przesyłania wiadomości listowych, a także na portalach Facebook i Twitter, do władz miasta Wrocławia w celu zaprzestania ewikcji i podjęcia próby znalezienia innego rozwiązania problemu.
więcej informacji:
http://amnesty.org.pl/no_cache/aktualnosci/strona/article/7859.html
http://www.amnesty.org/en/news/imminent-eviction-roma-poland-must-be-sto...

5 kwietnia 2013 przedstawiciele społeczności koczowiska, wraz z członkami Stowarzyszenia Nomada złożyli list do prezydenta miasta Rafała Dutkiewicza z prośbą o pomoc i zrozumienie ich sytuacji.
Oto treść listu:
"Zwracamy się z prośbą o pomoc i zrozumienie naszej trudnej sytuacji. Dostaliśmy wezwanie do opuszczenia byłych ogródków działkowych przy ul. Kamieńskiego, gdzie znajduje się centrum naszego życia - nasze jedyne domy. Mieszkamy tam od kilku lat, a w Polsce niektórzy z nas od kilkunastu. Większość naszych dzieci urodziła się w Polsce, duża część we Wrocławiu. Często nie mówią już po rumuńsku, tylko po polsku i w romani. W ramach zajęć organizowanych przez różne organizacje dwa razy w tygodniu chodzą do szkoły, gdzie uczą się pisać i czytać, chcielibyśmy wysłać je do prawdziwej szkoły.
Czujemy się mieszkańcami tego miasta. Nie mamy się dokąd wyprowadzić. Czy moglibyśmy liczyć na wsparcie i wskazanie nam innego terenu, gdzie moglibyśmy się osiedlić?.
Zdajemy sobie sprawę, że nasze sąsiedztwo może być uciążliwe dla mieszkańców ul. Kamieńskiego, bo jest nas wielu i często zwracamy się do nich o pomoc. Jednocześnie tylko dzięki pomocy innych ludzi nasze dzieci nie chodzą głodne i mają prowizoryczny, ale dach nad głową i ciepło.
Prosimy o pomoc, bo nasza sytuacja jest bardzo trudna, nie mamy gdzie wracać, a nawet w Rumunii nie mamy szans na normalne życie. My nie chcemy tak żyć, ale też nie mamy wykształcenia, pracy, majątku, dlatego wychodzimy na ulice i żebrzemy o pieniądze na jedzenie, leki czy inne produkty potrzebne do życia. Niektórzy mówią, że mamy drogie samochody, tak naprawdę parę rodzin ma stare samochody, którymi czasem przeprowadzają się z miejsca na miejsce i to jest jedyny ich majątek.
Gdyby znalazła się jakaś praca dla nas, to z chęcią byśmy ją podjęli i zaangażowalibyśmy się w rozwój i prace na rzecz miasta Wrocławia. Proszę tylko dać nam szansę. Chcemy zostać we Wrocławiu i integrować się ze społeczeństwem tego miasta."

Z wyrazami szacunku,

w imieniu Romów rumuńskich ich przedstawiciele:
Ita Stoica, Nicolai Stoica, Ion Ciurar."

W napisaniu listu Romom pomogli przedstawiciele Nomady, Domu Spotkań im. Angelusa Silesiusa i dr Paweł Lechowski, etnolog, znawca kultury romskiej, który pełnił rolę tłumacza.

Władze Wrocławia kazały

Władze Wrocławia kazały Romom opuścić należący do miasta teren po działkach przy ul. Kamieńskiego. Romów bronią organizacje pozarządowe, ale są i tacy, którzy w internecie nawołują wręcz do spalenia mieszkańców koczowiska razem z ich barakami.

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,13712549,NOP_chce_przego...

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.