Współczesny „buddyzm” europejski czyli Dharma konsumpcyjna

Publicystyka

Spoglądając na społeczeństwo polskie (czy europejskie w ogóle) dobrotliwym i wyrozumiałym okiem, bez łzy na policzku i piany na ustach, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że nasz polski współczesny romantyzm to jedynie przykurzone slogany na zapomnianych murach. Gdzie się podziali Polacy, których wrażliwość przekracza objętość butelki po piwie jasnym i konserwy ze szprotkami? Pytam od razu bo nie wiem gdzie szukać podpowiedzi na polską rzeczywistość, w której obywatel zabija obywatela w oczekiwaniu na przeceniony odkurzacz i odtwarzacz DVD... Kategoria myślenia, konstytucja umysłu jaka od pewnego czasu rządzi rodakami to dogłębna penetracja przedmiotowa, to kult martwoty i pomnik posiadania jaki wystawiamy sobie w swej doczesnej próżności. W niejasny, tajemniczy sposób, albo przeciwnie, ewolucyjnie kategoryczny i konsekwentny, zatracamy zdolność najprostszej (by nie napisać pierwotnej) duchowości. Można by się spierać, że owa nienazwana pierwotność ducha odnosi się do głębokiego archaizmu naszych czasów a tym samym staje się dziś anachronizmem i intelektualnym nieporozumieniem... Semantyka niegdyś ważnych znaczeń zostaje wykluczona, zneutralizowana przez cywilizacyjny chaos (porządek pozorny) i generacyjną transgeniczność ścierającą na pył zróżnicowanie, to pozytywne i negatywne. Niby temat na inną historię, ale nie do końca bo całość tych skomplikowanych, wielokrotnie złożonych mechanizmów i procesów współczesności determinuje naszą dzisiejszą zdolność myślenia, naszą percepcje rzeczywistości. Przeganiamy się coraz droższymi samochodami a na basenie coraz trudniej się pokazać w kąpielówkach bez złotych haftów, czy w towarzystwie bez kart rabatowych do największych hipermarketów... Być może nic w tym złego a jedynie to signum temporum współczesnego świata. Era nowej pustki, a dążenia do tej pustki to najwyższy wyraz ideału człowieka na jaki nas stać, taki współczesny miejski i podmiejski buddyzm europejski. I ktoś może powiedzieć, że oto sposób, w jaki dalekowschodnie idee filozoficzne zostały zaadaptowane na potrzeby polskiego (europejskiego) konsumpcjonizmu... Częściowo nieświadomie a częściowo dzięki rozproszeniu się mody na orientalne techniki sięgania absolutu. Niestety, ów absolut nie zawisł pod sufitem polskiej (czy innej europejskiej) strzechy i nie tak łatwo go dosięgnąć stając jedynie na kuchenny taboret. Potrzeba trochę wysiłku i to nie byle jakiego! U nas, łatwo osiągalnym absolutem, bez czasochłonnych medytacji i umartwień, jest ten pół litrowy na półce w monopolowym... W taki naturalny i bezkolizyjny sposób następuje transformacja ideowa, ale nie koniecznie po odpowiedniej spirali... Owocem konsumpcji staje się w efekcie wspomniana pustka. Gromadzenie dóbr materialnych bywa miłym zajęciem, ale ma krótkie nogi gdyż wszystkich tych wymyślnych luksusów nie zapakujemy sobie do trumny mimo szczerych chęci, nawet za cenę pękniętego wieka. Cóż pozostaje? Ano cieszyć się chwilą i aktualnym dobrobytem, w którym, przy odrobinie szczęścia i zmysłu przedsiębiorczości, będziemy mogli się pławić dopóki nie użyźnimy gleby... Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie owa nielogiczna tajemnicza siła (albo może właśnie owo bezwzględne następstwo) jaka modyfikuje nasz umysł na skutek żądzy posiadania i samego posiadania w sobie. Rodzi się duchowa pustka, utrata moralności, obniżenie etyki i wynicowanie z wszelkiej wrażliwości gdyż wypełnieni namacalnym spiżem po same zęby nie zostawiamy już wiele przestrzeni na ten spiż niewidzialny, metafizyczny. Tam po prostu nie ma dla niego miejsca, a potencjał jaki można wykorzystać do duchowej nadbudowy, wlewamy z premedytacją do baku potężnego mechanizmu zysku i władzy. Opary owego potencjału i wytrącone niechybnie pierwiastki „czynnego ducha”, służą wyłącznie nieudolnej obronie zdegenerowanej współczesności i fałszywemu usprawiedliwianiu negatywnych skutków globalizacji. Nad tym już ubolewał w XIXw. Nietzsche pisząc o utracie jedności życia na rzecz szczelnej iluzji wnętrza i wypranego z duchowości zewnętrza; to samo martwiło Adorna i Horkheimera w następnym stuleciu, gdy krytykowali „przemysł kulturalny”, który swoim totalnym racjonalizmem degradował bunt i emancypację czyli to, czego iluzję tak usilnie starano się tworzyć.
Niestety, ortodoksyjni konsumenci zdają się nie być do końca świadomi tego, po co tyle konsumują... Życie w wiecznej ułudzie jest wygodne i nikt nie chce znać prawdy twierdząc, że to jest właśnie prawda jego życia... Niech będzie, tylko dlaczego tak często, i z taką łatwością, pozbywamy się człowieczeństwa w imię bezpieczeństwa swoich dóbr, przywiązania się do nich i bólu ich utraty? Złożona natura człowieka, co to nie pozwala na ekstremalną konsumpcję bez wyrzeczenia siebie i w efekcie przyjęcie postawy, która staje się mną samym czy samą. Jestem przeobrażony, przeobrażona tak samo jakbym dojrzewał, dojrzewała, zmieniał, zmieniała wyznanie czy poglądy polityczne. Takie rzeczy się zdarzają, człowiek ulega ciągłemu procesowi, przemieniając się w dążeniu do prawdy, jest prawdą. Krystian Lupa powiedział: korzystam z prawdy dnia dzisiejszego po to, aby ją jutro zanegować. I to ma wielki sens, ale tylko pod warunkiem, jeżeli nie działamy przeciwko człowieczeństwu swojemu i drugiego człowieka o czym, coraz częściej zdaje się zapominać konsument-fundamentalista.
W buddyzmie „pustka” (śunyata) to pojęcie, które ma odciąć nas od religijnego pocieszenia stając się drogą skoncentrowanej jednostki, drogą do serca naszej rzeczywistości a nie poza nią. Jest więc „pustka”, mówiąc słowami Tsongkhapy, zarówno centrum jak i środkową ścieżką. Nasze modernistyczne społeczeństwo natomiast, traktuje „pustkę” jako metaforę religijnego pocieszenia uosabiając ją chętnie z „Absolutem”, „Prawdą” czy wręcz „Bogiem”, o czym pisał już Stephen Batchelor. Następuje pomieszanie pojęć na skutek być może częściowego niezrozumienia modnych, dalekowschodnich systemów filozoficznych a być może częściowo na skutek uwarunkowania lokalnego, społeczno-kulturowego Polaka – Europejczyka. I w sumie przyczepić się nie ma do czego, bo każde społeczeństwo wytwarza swój system niezbędnych, indywidualnych (dla danego społeczeństwa) wartości i może należałoby nawet pochwalić za te próby inspirowania się jednego narodu drugim. A czy budulec dla owych wartości świadomie jest czerpany z myśli innych narodów czy może samoistnie i równolegle odkrywany w różnych miejscach świata, tego nigdy nikt nie umie szczerze dowieść, za to z łatwością przekłuje nożem heretyka... I tak, gdy na dalekim wschodzie człowiek wychodzi poza krańcowość bycia i niebycia, tak u nas, człowiek zamyka się w krańcowości wyłącznie bycia, gdyż niebyt i tak mają mu zapewnić dobra materialne, jedyne prawdziwe bożki... Ów duchowy, filozoficzny paradoks współczesnego Polaka-Europejczyka to głębokie przekonanie, iż Bóg to to, w co się wieży a nie to, co się czyni. Czyli Dharma nie ma tu nic do roboty, albo roboty jest tyle, że nie sposób jej podołać, sama jedna bidula nie da rady. Innymi słowy, człowiek wschodu zabiega o niebyt zdobywaniem wolności tworzenia samego siebie, gdy tym czasem człowiek zachodu, ten sam niebyt, próbuje wykupić za kilka euro-dolarów i butelkę dobrego szampana. I trudno by mieć pretensję do sposobu wkraczania w wieczność człowieka zachodu, gdyby nie owa pewność, iż to właśnie on, zachodni współcześniak, obywatel świata, jest tak cudowną istotą, że swobodnie może gardzić drugim człowiekiem a Królestwo Boże i tak przyjmie go z otwartymi ramionami. Niestety, nie myli się, stąd, paradoksalnie, tak niskie poczucie własnej wartości jak i wartości kolegi czy koleżanki z podwórka. Trudno ocenić czyja filozofia jest lepsza, mnicha ze wschodu czy księdza z zachodu, za to łatwo dojrzeć, że współczynnik frustracji po „zachodniej” stronie jest niewspółmiernie większy od tego po stronie „wschodniej”...
U nas w Polsce (ale również gdzie indziej w Europie, szczególnie wschodniej) człowiek, stosując się świadomie bądź nieświadomie do pozytywnej zasady T.H. Huxleya, by kierować się rozumem tak dalece, jak dalece może on nas zaprowadzić, stawia o jeden krok za daleko dochodząc do krawędzi, na której podważa wartość własną i całego narodu. A na naszą irracjonalną postawę ma wpływ nie tylko opasła konsumpcja, ale cała polska i zachodnia w ogóle zgnilizna polityczno-społeczna, z której nota bene, owa konsumpcja kiełkuje by w efekcie zakwitnąć monstrualnym kwiatem bezgranicznego posiadania. Owocem tej zgnilizny jest zatracenie pojęć o tym co jest normą, a co nie... I czy normy w takim samym stopniu obowiązują wszystkich, i czy wobec wszystkich tak samo są egzekwowane. Tym samym, zgadzając się z myślą prof. Wiktora Osiatyńskiego, stopniowo zanika w nas szacunek do wszelkich norm i „sami ulegamy demoralizacji”. Wszystko to składa się na nasz wspomniany, wysoki czynnik frustracji i auto-pogardy. Dlatego trzeba się zastanowić jak ten współczynnik obniżyć i co zrobić by konsumpcja w swoim dramatycznym zwieńczeniu nie połknęła nas. I jest to pytanie o naturę rzeczy, o doświadczenie siebie, szczęścia i radości, o doświadczenie, idąc za słowami Stephena Batchelora, „szokującego braku tego, czym się jest zazwyczaj, i tej realności, do której się przywykło”.
Ktoś może zapytać po co te porównania z filozofią wschodu, z buddyzmem, bo przecież my to my, mamy swoje idee, filozofie i religie, do których możemy sięgać w obronie naszego sumienia, etyki, tożsamości. Wszystko się zgadza, ale coraz trudniej znaleźć na rodzimym gruncie odpowiedź na naszą umysłową nędzę, na mentalne kalectwo, które pożera nas bez opamiętania. I bliżej mi do myśli, że jesteśmy jak ten zbłąkany, ranny ptak co wpadł do budynku przez otwarte okno i wymaga pomocy, niż do dekonstruktywistycznej idei Derridy nawiązującej do metatekstualnej świadomości Europejczyków. Owa świadomość ma rzekomo wskazywać nowe dla kultury europejskiej wektory myślenia, ale póki nie pozbędziemy się starych (póki się nie uleczymy), nowe nie mają szans zaistnieć, jakkolwiek ich nie nazwiemy i cokolwiek o nich nie napiszemy. Niektórzy już się przebudzili, a niektórzy już w przebudzeniu zostali poczęci i o tych trzeba dbać a pozostałych edukować i wspierać w rozumieniu i szanowaniu drugiego człowieka, w kultywowaniu skarbu duchowego, nie materialnego.
Coraz więcej u nas przecierających oczy po letargu, mentalnie zdrowiejących, ale wciąż ich mało, tych, co mają więcej do powiedzenia niż tekst etykiety piwa jasnego i szprotek konserwowych.

Lukas

Autorze,masz tak wysokie

Autorze,masz tak wysokie mniemanie o swej ideowej słuszności,że marzy ci się oświecanie ciemnego-konsumpcyjnego tłumu ? Wolność polega także na tym,że można zmarnować swoje życie na tyle sposobów ile się chce i nikomu nic do tego. Jeśli uwarzam,że żłopanie piwska jest jedyną metodą radzenia sobie z absurdalnością egzystencji to moja sprawa i nie życzę sobie by ktokolwiek mnie pouczał. Obojętnie czy jest to swojski klecha czy uczeń Adorna czy Derridy. Duch jak i materia są tak samo skalane błędem i nie widzę powodu by jedno stawiać ponad drugim. Śmieszy mnie pojęcie duchowy rozwój. Czym on jest ? Jeśli w ogóle czymś to jest to tak subiektywne,że bezcelowym ,jeśli nawet nie bezczelnym jest sugerowanie sposobów jego doświadczenia.
Poza tym, o jakiej konsumpcji mówisz,skoro większość ludzi żyje od pierwszego do pierwszego ? Czy nie zamgliła ci się nieco perspektywa, oglądana z pozycji "duchowo rozwiniętego" ?

Nie rozumiem tego

Nie rozumiem tego tekstu.
Idę na piwo z kolegami.

współczynnik frustracji po

współczynnik frustracji po „zachodniej” stronie jest niewspółmiernie większy od tego po stronie „wschodniej”...byłeś człowieku w Chinach? Indiach ? albo w Japonii? Wschód o którym próbujesz pisać nie istnieje..albo inaczej, istnieje tylko w książkach. Owszem można sie tam zamknąc w klasztorze buddyjskim ale u nas też są karmelici. W Chinach czy japonii konsumeryzm wywołał juz takie samo spustoszenie mentalno duchowe jak i u nas, więc to co piszesz to niestety mitologizacja...

Tekst bardzo ciekawy. Jednak

Tekst bardzo ciekawy. Jednak nędza "duchowa" Polaków jest nieco uproszczona w tym tekście.
Poza tym jeśli ktoś je tylko szprotki to raczej zaawansowanym konsumentem nie jest.
Niestety w tym kraju często nędza powoduje upadek duchowy, ponieważ ludzie maja zakodowane że "jestem tym co posiadam". Nie każdy rozumie takie nastawienie jakie ty byś chciał widzieć. Znam jednak osoby które mimo naprawdę poważnej biedy(nie wiele posiadają) są osobami zachowującymi w pełni godność i nie prezentują sobą upadku duchowego.
Jednak nędza ekonomiczna wpływa na możliwości edukacji i rozumienia prawdziwych problemów człowieka. Pomyśl - na takie kontemplacje jak Twoje pozwalają sobie ludzie którzy nie urodzili się w nędzy i odcięci od intelektualnych warunków rozwoju.

tez nie rozumiem

o co tutaj chodzi, można by chyba napisać to wszystko troche łatwiejszym jezykiem a nie tak zamotać.

odpowiadam

wolność polega też na tym, że można napisać to, co napisać się chce i skrytykować to i owo w takim czy innym duchu bez niczyjego przyzwolenia. wolność to też nieograniczone możliwości polemiki bez nadawania jej wymuszonego kierunku ani pędu.
Zgadzam się z Punktorem. jednak świadomie zastosowałem tu pewne uproszczenie, jeśli wydaje się ono komuś zbyt zagmatwane, cóż, taki mam styl z pełnym prawem do jego posiadania :) I masz Punktorze zupełną rację, pisząc, że moje warunki ekonomiczne pozwalają mi na takie "kontemplacje". nie jestem zmuszony pracować po 10 godzin na taśmie fabrycznej ani sprzątać przez pół dnia ulic, co oczywiście ani mnie, ani robotników fabrycznych czy ulicznych sprzątaczy nie dyskredytuje jako ludzi wrażliwych i zdolnych do refleksji tak samo jak do ciężkiej fizycznej pracy. Chociaż nie jest prawdą, że ludzie biedni i zapracowani, zajęci walką o przetrwanie, nie mają czasu na refleksje czy filozoficzne przemyślenia. My po prostu o tym nie wiemy, bo się tym nie interesujemy. szkoda nam czasu na biedaków, starców i uliczne przybłędy.
I wreszcie, jest "wschód" i "wschód", tak samo jak jest "zachód" i "zachód"... to czy byłem tu czy tam, nie możesz tego wiedzieć "czytelniku CIA". tak się składa, że byłem. mógłbym być rownie bezczelny pisząc, że znam wschodni świat z autopsji a nie z kolorowych magazynów...
duchowość i pęd do posiadania jest zarówno na wschodzie jak i na zachodzie, ale co z tego? Nie pisałem analizy tych dwóch światów z perspektyw duchowości i konsumpcjonizmu tylko skrytykowałem mityczny konsumpcyjny zachód na tle mitycznego duchowego wschodu. Dlaczego? Bo miałem ochotę :)

p.s. szprotki, to tylko przenośnia... wiem, wiem, hehe

masz dużo racji w tym co

masz dużo racji w tym co piszesz. też troche sie interesuje tym co reprezentuje sobą wschód. Chcialem tylko zanaczyć, że problemy które dotyczą nas, dotyczą także ludzi żyjących tam Globalny rynek, to i globalne spustoszenie w duszach też). W ogóle to ciekawe że często szukamy wskazówek duchowych sięgajac tak daleko. Buddyzm, taoizm , konfucjonizm, joga itp. Może warto byłoby zastanowić się głębiej nad dziedzictwem zachodniej kultury. jak się poszuka to znajdzie się też dużo ciekawych pomysłów na świat i tak dalej. a wracajac do buddyzmu to podoba mi sie jedna z podtawowych prawd tej religi, że każde pragnienie rodzi cierpienie, zatem wyzwoleniem od cierpien będzie pozbycie sie pragnień. To cholernie proste i...radykalne. tego nie może zrozumiec żaden komunista opętany walka klas...Nie chciałem być złosliwy pytajac autora czy był w tych krajach, bo myślimy chyba podobnie.

Mała korekta ;) - każde

Mała korekta ;) - każde niezrealizowane pragnienie rodzi cierpienie,zrealizowane rodzi rozkosz ! :)

"podoba mi sie jedna z

"podoba mi sie jedna z podtawowych prawd tej religi, że każde pragnienie rodzi cierpienie, zatem wyzwoleniem od cierpien będzie pozbycie sie pragnień. To cholernie proste i...radykalne. tego nie może zrozumiec żaden komunista opętany walka klas..." - to prawda, z tym ze pomyśl do czego doprowadziłaby ta filozofia buddyjska rozumiana skrajnie:-). Kiedyś de mello dowalił(rozumujac skarajnie buddyjsko), że w obozie koncentracyjnym ludzie mogli się wyzwolić od cierpienia i nie wydzierać sobie nawzajem chleba gdyby tylko pozbyli sie pragnienia go. A więc wnioskuję ze nieświadomie de mello zaleca obojetnośc wobec opresyjnych warunków zewnętrznych, bo tak naprawdę wg buddyzmu(w rozumieniu de mello)niewolą nas nasze odczucia, pragnienia itd... Warunki zewnetrzne które te pragnienia powodują są drugorzędne albo wręcz nieważne.
W ten sposób jakiś cyniczny władca nie "myślący buddyjsko" mógłby stworzyć niewolników doskonałych.
Kazda skrajność jest zła. Ideologiczne pranie mózgu o walce klas też ryje beret w drugą stronę jeśli robi się skrajną doktryną.

Drobnomieszczaństwo bierze

Drobnomieszczaństwo bierze się za naprawianie świata i śmiech ludzi ogarnia..

A kto to jest

A kto to jest drobnomieszczanin i jakich ludzi ogarnia śmiech?

arbait macht frei " ta mysl

arbait macht frei " ta mysl też zaczerpnieta z filozofii wschodu..wiadomo kto tego sformułowania uzył...jasne punktorze masz racje...Kazda skrajnośc jest osmieszeniem prawdziwego sensu tych głebokich mysli. Trzebaby oddzielić pragniemnia od żeczywistych potrzeb. Choć wiadomo że Budda utrzymywał sie z żebraniny a wczesny buddyzm był nauką przeznaczona tylko dla mnichów utrzymujących sie z datkow, potem nauki rozwinieto tez dla świeckich...co do drobnomieszczaństwa mego... cóż kolego tak jestem nim byc może, ale Żydem nie jestem ( bo może tez taką szuladkę dla mnie znalazłeś), jeżeli masz jeszcze jakiś ciekawy pomysł na klasyfikowanie ludzi wedłóg nie wiadomo jakich przesłanek to dawaj ...z przyjemnoscia cie wyśmieję..

ad. niektóre komentarze

chciałbym odnieść się do samego tekstu który jest niezwykle ciekawy, jeśli mi czas pozwoli
ale na razie odnośnie niektórych komentarzy parę słów wyjaśnienia:

Po pierwsze:

Buddyzm w ogóle nie jest religią w europejskim tego słowa znaczeniu.
Raczej mieszaniną psychologi i filozofii z religią
A jego podstawowym celem jest praca nad sobą, i nad własną świadomości za pomocą różnych technik i sposobów głównie natury psychologicznej.

Najważniejszym zaś jest zrozumienie siebie i tego że jest się już kimś całkiem kompletnym i całkowitym. Kimś kto nie potrzebuje być prowadzony na rozlicznych smyczach przez autorytety religijne, polityczne, intelektualne itd, ale posiada/ jest w stanie posiąść wiedzę o sobie i o świecie.

Świat też nie jest według buddyzmu czymś stałym raz na zawsze, ale raczej dynamicznym procesem. I w przeciwieństwie do np. religii Księgi
islamu i chrześcijaństwa, możesz cały czas pracować nad sobą rozwijając się i zmieniając swój los [karmę, czyli zespół cech]
Inne jest też rozumienie dobra i zła.
Tyle w paru słowach o Buddyzmie.

tu film z "Wolnych mediów"
http://wolnemedia.net/?p=13565
związany z tradycją Kagyu która podzieliła się w Europie na dwa kierunki.

trochę info z Bonu starej odwiecznej tradycji związanej z szamanizmem
http://a.bongaruda.pl/publikacje/youtube/twr/5dg/

film nayou tubie
http://www.youtube.com/watch?v=GaNphuUje_M

o szamanizmie:
http://www.youtube.com/watch?v=L8yboLH7o...re=related

temat myslę ciekawszy niż sam text

z całym szacunkiem dla autora ale nie przebrnąłem nawet przez połowę chociaż temat dla mnie bliski i ważny. Rewolucja jest jak proca- musi mieć dwa ramiona- przemianę społeczną i wewnętrzną. Jak pokazują liczne przykłady z historii ci którzy dokonywali głębokich pozytywnych zmian czerpali swoją siłę z poziomu "duchowości" (nie mylić z religią).
Komunizm m.in. dlatego był taką koszmarna pomyłką ze komuniści kierowali się nienawiścią do ciemiężycieli zamiast "współczucia"(w buddyjskim sensie) do ciemiężonych.
Polecam text "klasyka" Gary Snydera, najbardziej zaangażowanego społecznie z beatników "Buddyzm a nadchodząca rewolucja"
link
i tegoż wiersz "Sutra Szarego niedźwiedzia"
link

dodam jeszcze od siebie że

dodam jeszcze od siebie że buddyjskie pojęcie "współczucie" należy raczej tłumaczyć podobnie jak w prapolskim staropolskim "wspólne czucie, współodczuwanie", to znaczy jakiś rodzaj empatii, zrozumienia a nie litości.

Tak wracając do tekstu to pojawia się pytanie czy można być w dzisiejszych czasach "Buddą".
Ci którzy prowadzą stado wraz z rozwojem techniki potrzebują coraz więcej środków na na kontrolowanie nas, utrudniając przy okazji nam życie. Chodzenie po urzędach, czekanie na opinie banków, coraz bardziej skomplikowane prawo, to wszystko nie ułatwia głębszemu przyglądaniu się sobie. Bo zwyczajnie nie masz na to czasu i czasami ochoty.Działanie to jest najpewniej celowe.Zagubionym i zrozpaczonym człowiekiem łatwiej jest kierować, i kontrolować go.

"Konsumpcyjna dharma"
Współczesne społeczeństwo Europy i Ameryki, wszystko pakuje i sprzedaje jako towar. Wykłady związane z tematyką Dharmy są zazwyczaj płatne, kursy i spotkania. Nie mówię że ludzie którzy je organizują mają do wszystkiego dopłacać, ale taki handel wygląda jednak dziwnie.
"Haari Kriszna super market" -śpiewał jeśli pamięć nie myli Nowojorski Gong ze 40 lat temu.

Co do naszego społeczeństwa.
Takie łatwe tematy są podrzucane przez media, one narzucają sposób życia i prawda to nie nowa.
Ale jest jeszcze [na razie] dość niezależny internet, trochę filmów na You Tubie, kilka portali. I to tez od nas zależy.
Nie koniecznie wcale żeby tak od razu przeciwstawiać piwo i rzeczy ważne. Bo piwa też się można czasami napić, a czasem nawet ciekawie przy piwie porozmawiać

Taa, bitnicy lubili

Taa, bitnicy lubili buddyzm..Wiersze Ginsberga są nim przesiakniete podobmnie jak i anarchizmem, zaś powieść Keouraca ,,Poszukiwacze Dharmy" to świetna powieść.

metoda na głoda :D

buddyzm to metoda. jeżeli urzeczywistnia się stan braku chwytliwości do pragnień (a nie samego nieistnienia pragnień, poniewaz jest to nierealne) to cel (czyli: kres cierpienia) zostaje zrealizowany. i to bez względu w jakim czasie czy kulturze przyszło żyć danej jednostce, zachodniej, wschodniej, północnej czy południowej. cierpienie jest wszechobecne bez względu naczas i "formę" w jakiej może się przejawiać. jeżeli zaś urzeczywistnia się cel to buddyzm sam w sobie, jako metoda nie jest już do niczego potrzebny.
ciekawy artykuł i spostrzeżenia :-)

Podaję kontrprzykłady dla konsumpcyjnej dharmy

Jeśli chodzi o buddyzm:
socjalizm dhammicznysocjalizm dhammiczny - system nauk społecznych będących wynikiem buddyjskiej analizy obecnego społeczeństwa. Stworzony w Tajlandii przez mnicha buddyjskiego Buddhadasa Bhikkhu
Jeśli chodzi o jogę socjalistyczną:
Anandamarga w Polsce
oraz powiązany z nią ruch społeczny PROUTPROUT http://pl.wikipedia.org/wiki/PROUT_-_Teoria_Post%C4%99powego_U%C5%BCytko...

Zawracanie kijem rzeki

No nawet jeżeli autor ma rację to dla mnie jest to zawracanie kijem rzeki. Lepiej skupić się na pozytywnych zmianach niż ubolewać nad rozlanym mlekiem. Chociaż aspekt edukacyjny (prowokujący do dyskusji) niewątpliwie ważny.

Pozdr!

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.