Jestem indywidualistą, ale się staram – kilka uwag do tekstu Oskara Szwabowskiego.

Publicystyka

W dzieciństwie stoczyłem kilka bitew, wszystkie były zwycięskie. Wszystkie też były kompletnie zmyślone. Mniej więcej jak wizja anarchistycznego indywidualizmu przedstawiona przez Oskara Szwabowskiego w jego tekście zamieszczonym na stronach internetowych Recyklingu Idei oraz na tej stronie pod tytułem „Polityka społeczną, nie indywidualistyczna”. Stąd też trafność argumentów przedstawionych w tym tekście – ze stworzonym przez siebie wrogiem walczy się najłatwiej. Jego policzek doskonale pasuje do naszej pięści zazwyczaj.

Postawy bierno-odlotowe to zawsze problem dla jakiejkolwiek zbiorowej aktywności. Oczywiście to pięknie umieć marzyć, ale jeszcze piękniej te marzenia realizować, konsekwentnie i skutecznie. Czyli owszem, Oskar wskazuje problem. Tłumaczy go krzywdząco – oskarżą ciekawy i inspirujący nurt myśli politycznej. Nie rozumiem tego? Jakaś kryta zawiść?

Nie jestem erudytą. Większość tekstów, które znam, to teksty indywidualistów. Boochina próbowałem czytać, dokładnie wspomniany w artykule Oskara tekst „Anarchizm społeczny, a anarchizm stylu życia”. Nie zdzierżyłem. Błędnie twierdzenia popełnione w tym tekście są te same, co w teście Oskara – przede wszystkim ignorancja historyczna (można byłoby się spytać, co lepsze – postawa ahistoryczna czy antyhistoryczna?), polana sosem zarozumiałości, powiedzmy, metafizycznej. Tutaj należy podkreślić pewną rzecz – tak, anarchoindywidualizmem nazywam określoną czasowo ideologię, której korzenie są ściśle amerykańskie. Jest to myśl zapoczątkowana przez takich ludzi, jak Josiah Warren, William B. Greene, Lysadnder Spooner i innych. Później kontynuowali to tacy ludzie jak Tucker, Labadie, ojciec i syn, i kilku innych. Jeśli czytelniczy czytelnicy tekstu są zainteresowani składem osobowym pewnej formacji ideologicznej, nazywanej anarchizmem indiwidualistycznym, polecam przeglądarkę google. Zwłaszcza polecam ją Oskarowi. Gdyby dotarł dzięki niej do tekstów np. Tuckera, w którym określa się on jako utylitarysta, zrozumiałby, że trudno nazwać go „stirnerianiem” (czymkolwiek ktoś taki mógłby być – bo głos Stirnera w dyskusji jest jednak zupełnie pojedynczy, tak myślę...) – bo jednak utylitaryzm jest postawą etyczną i to dość konkretną. Stirner to natomiast kompletny brak postawy etycznej. Tak przynajmniej ja to rozumiem.

Poza tym dalsze poszukiwanie mogłyby Oskara skierować na postać niejakiego Arrigorniego, komunisty inspirowanego Stirnerem, czy faktu, że nietzscheańskie, bliskie Stirnerowi elementy, widać wyraźnie w pismach Goldman. Tak więc utożsamianie anarchoindywidualizmu z ludźmi będącymi pod wpływem książki Stirnera jest pierwszym błędem, moim zdaniem ważnym – Święty Max to metafizyk po troszku, po troszku heglista, po troszku cholera wie kto. Anarchoindywidualiści to po prostu politykierzy. Dwa inne kółka zainteresowań. On rozważał kwestie powiedzmy... hm... „księżycowe” – obracał się wśród „widm” jak sam mówił. Widm – czyli naszych koncepcji na temat tego, jak jest albo jak być powinno. Odnosił to do dziwnego czegoś, które nazywał „ja”. I moim zdaniem, troszkę jednak kiepsko się wybronił się przed zarzutem, że jedyność, że jego „ja” nie jest widmem. Prawdopodobnie jednak jest, ale nie rzecz w tym. Rzecz w tym, że to nie tylko abstrakcyjna koncepcja jednostki, ale wiele innych widm-abstrakcji inspirowało i inspiruje anarchoindywidualistów – co Oskar raczył pominąć. I będąc niełaskawym, można byłoby napisać – pominął, bo było to dla niego niezwykle wygodne. Są to abstrakcje raczej nie tak oderwane od praktyk społecznych, wręcz przeciwnie – mają służyć ustalaniu, które konkretne zjawiska w życiu międzyludzkim są, a które nie są słuszne. Są pewną dość wyraźnie określoną wizją społeczności, broń boże nie czysto aspołeczną czy antyspołeczną.
Większość anarchoindywidualistów, zarówno tych dawnych, jak i tych obecnych to tzw. mutualiści. Jest to pewien pogląd społeczno-ekonomiczny, który można scharakteryzować jako nurt dążący do pogodzenia pojedynczych ludzi ze zbiorowością. Tak go charakteryzował Greene, człowiek, którego wpływu na Tuckera przecenić nie można, a który był współtwórcą, wraz z Proudhonem, koncepcji mutualizmu. W dodatku był autorem o wiele spójniejszy i jaśniejszym od ojca chrzestnego anarchizmu. Trudno to pogodzić oczywiście z obrazem anarchoindywidualistów przedstawionym przez Oskara. Dlaczego też Oskar wolał skojarzyć ich z nieco nihilistycznymi odlotowcami w stylu Beya? Bardzo smakowite pytanie.

Mutualiści byli i są, w bardzo specyficzny sposób, antykapitalistyczni. Ich specyfika polega na tym, że chcą zachować daleko posuniętą prywatność, także w sprawach ekonomicznych. Chcą, by można było uniknąć w ludzkich wspólnotach zarówno wysokiego poziomu przymusu fizycznego jak i wyzysku ekonomicznego. Dlatego pragną wolnej przedsiębiorczości, ale opartej nie o zasady maksymalnego zysku, ale ochrony czyichś wysiłków. Stąd np. postulat zlikwidowania własności ziemskiej, bo ziemia, rozumiana jako wszystkie nieprzetworzone surowce nie powstaje dzięki pracy, czy zniesienia zysków od pożyczek pieniężnych i wynajmowania, które też, według wielu anarchoindywidualistów, nie mają takiej genezy. Likwidacji dodajmy, nie opierającej się o przemoc, raczej o pokojowy sprzeciw i znoszenie przymusu państwowego.

Czy naprawdę jest to wizja wyjątkowo wroga społecznemu postrzeganiu jednostki? A jeśli już jesteśmy ahistorycznych, abstrakcyjnych pojęciach, to warto chyba zapytać się, na ile pojęcie społeczności jest mniej abstrakcyjne, czy mniej ahistoryczne od pojęcia jednostki? Czy Oskar chce jednak przyjąć, że człowiek, jako gatunek, istniał kiedyś niespołecznie? Albo, że pojęcie społeczeństwa odnosi się tylko do niektórych zbiorowości ludzkich. Czemu więc należałoby jednak założyć, że tak właśnie jest z jednostkami? A może jednak jest tak, że pojęcie jednostkowości, czy raczej jedyności, jest bardzo przydatnym narzędziem, które albo pozwala wyrażać wyobcowanie wobec reszty ludzi lub pozwala je stworzyć? Może jednak widmo jednostki, która twórczo może przekształcać to, co daje jej zbiorowość, tradycja i całą reszta to przydatne narzędzie dla rewolucjonistów? Być może jednak możliwość indywiduacji, oddzielenia się do społecznego tła (które rewolucyjne niekoniecznie jest...), którą w ten sposób można wskazać, ma jednak pewną wartość? Może jednak wyczekiwana co poprzez niektórych rewolucja (jako człowiek o usposobieniu spokojnym – preferuję jednak ewolucję) zyskałaby na ludziach, którzy coś o sobie wiedzą, widzą swoje granice, znają swoje chęci i potrafią oddzielić od rzeczy im obcych? Czy może jednak lepiej czekać na historyczną konieczność, która sam z siebie wzbudzi w ludziach świadomość swojej sytuacji taką, która będzie dogodna dla anarchistów?

Jaś Skoczowski

Tekst mój to recezyja

Tekst mój to recenzja przede wszystkim Bookchina - i relacja z jego myśli z którą się utożsamiam. Ale po kolei. W twoim tekście jest kilka zarzutów.

1. Nie przedstawia całego bogatego nurtu @indywidualistów. A musi? O ile zarzuty są dobre do każdego @indywidualisty, pokazane na przykładzie to nie widze problemu, co najwyżej można pokrzywdzić wyjątki. A myślę, że koncepcje jednostki i antynomii jednostka - społeczeństwo nie unikają @indywidualiści. Stąd liberalne łączenie interesów jednostki i społeczności oraz drobnomieszczańska ochrona drobnej własności prywatnej.

A sam Bookchin pisze o @indywidualistycznych naleciałościach Emmy, mówiąc, że te wątki się przeplatały, próbowane były ich łączenia, tam mniej, tam więcej jednego, ale teoretyczne podstawy tych dwóch tendencji są diametralnie różne.

2. Jednostka jest aspołeczna, ale przecież społeczeństwo jest antyhistoryczne (sic!) [mam nadzieje, że coś tu przekręciłem]. Nie czaisz Jasiu co znaczy, że coś jest ahistoryczne. Oczywiście społeczeństwo też może być ujmowane ahistorycznie, abstrakcyjnie - ale nie w koncepcji anarchistycznej czy Bookchina, gdzie mamy historyczną analizę rozwoju struktury społecznej, z uwzględnieniem jednostki, która pojawia się na pewnym etapie, jak rozum, ale podobnie jest uwikłana w swoje środowisko i jest z nim złączona, sam antagonizm zbiorowość - jednostka wyrasta ze struktury społecznej.

3. Anarchizm nie odrzuca indywidualizmu, nie jest fatalistyczny. Ale inaczej ujmuje jednostkę.

pisząc krótko: nie

1. To, że ty nie lubisz koncepcji własnościowych indywidualistów nie oznacza, że one są związane z egotyzmem Stirnera. nie są. "Jedyny" nie posiada jednej wzmianki o tym, jaki powinien być słuszny ład własnościowy. tak więc może i poglądy na włąsność @ind są niesłuszne i wsteczne itd. ale nie są inspirowane Stirnerem. raczej Greenem czy Proudhonem czy Herbertem Spencerem (akurat wszyscy oni mieli w kwestii własnościwoej identyczne poglądy przez pewien czas). tylko, że tych panów nie da się krytykować tak jak Stirnera krytykujesz. jedyne co można Stirnerowi zarzucić to to, ze wpłynął na odrzucenie tradycji naturalno-prawnych u @ind, choć dla mnie to akurat zaleta.

2. Oski, doskonale czaie. problem w tym, że jeśli używasz jednego terminu do oznaczenia wielu czasoprzestrzennych przedmiotów, to abstrahujesz od ich czasoprzestrzenności. no chyba, że twierdzisz, ze pod pojęcie społeczeństwa mogą podpadać zbiorowości nie mające ze sobą nic wspólnego? czy raczej jest tak, ze zarówno społeczeństwo inkaskie wyróżniało się cechami, które wspólne są dla społeczeństwa polskiego? jeśli tak, to znaczy, ze niezależnie od tego, że zbiorowości Inków i zbiorowości Polaków są od siebie różne pod względem czasu i przestrzeni, to ty ABSTRAHUJESZ od ich czasoprzestrzenności i uznajesz obydwie zbiorowości za społeczeństwa, niezależnie od czasu i przestrzeni. czyli klasyfikujesz je ahistorycznie. czyli pojęcie społeczeństwa jest ahistoryczne (nie anty, anty to się zachowałeś wobec anarchoindywidualistów).

podejrzewam, że w kompletne uhistorycznienie pojęcią "społeczeństwo" czy "społeczność" uczyniłoby je zupełnie bezużytecznym. no chyba, że w poezji.

3. nie zarzuciłem fatalizmu Tobie. tylko zauważyłem, że zasadniczo świadomość ludzi nie jest w twoim obrazku potrzebna. to jeszcze nie fatalizm.

Postanowił tobie jasiu

Postanowił tobie jasiu napisac inaczej, niż miałem. Troche sie znamy i wiemy, ze mamy inne podstawy teoretyczne i to chciał pokazać Bookchin, też częściowo.

Bookchin skazuje jeszcze na jedno: Proudhon odrzuca wszelką władze nad jednoską, Kropotkin uznaje władze społeczeństwa. P. indywidualizuje produkcje, K. pokazuje jej społeczny charakter.

tyle kazania na dziś :*

oki. tylko te różnice nie

oki. tylko te różnice nie oznaczają wcale, że mamy do czynienia z nurtami politycznymi zwalczającymi się. wystarczy nie włazić sobie w drogę, co jest zazwyczaj proste. bo np. odlotowców po prostu się zostawia z ich odlotem sam na sam :).

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.