Gospodarka
Wycisnąć z zysków Škody jak najwięcej!
Czytelnik CIA, Pią, 2007-03-23 15:20 Gospodarka | PublicystykaGospodarka rośnie – a eksperci mówią o tej sytuacji jako o najwłaściwszej dla pogłębienia reform, które mają pogorszyć położenie klasy robotniczej (pracowników fabryk, biur, szpitali, szkół, bezrobotnych itd.) Także „negocjacje zbiorowe” w Škodzie Mladá Boleslav, w których chodzi przede wszystkim o płace i ich strukturę, rozgrywają się w sytuacji, kiedy Škoda ma ogromne zyski. Ta sytuacja nie jest jednak wygodna dla kapitału. Pracownicy mają bardzo dobrą okazję, aby poprzez niezależną walkę (tzn. bez związków zawodowych i partii politycznych) obrócić ją na swoją korzyść.
W CZYM MOŻE TKWIĆ SIŁA PRACOWNIKÓW I PRACOWNIC ŠKODY?
Kierownictwo Škody nie może zastraszać pracowników groźbą zwolnienia: sektor samochodowy (do którego należą także dostawcy) rozwija się i już teraz ma problem z niedostatkiem siły roboczej. TPCA w Kolínie nie bez problemów zebrała trzy zmiany; Škoda była w podobnej sytuacji zaczynając produkcję w Roomsterze w Kvasinach; z powodu niedostatku pracowników nie może rozszerzyć produkcji pojazdów kolejowych Siemens na praskim Zličínie.
Na korzyść robotników przemawia i organizacja pracy: linia produkcyjna (między warsztatami a fabrykami dostawczymi) jest uzależniona od systemu dostaw typu just-in-time, a zatrzymanie pracy w którymkolwiek miejscu prowadzi do sparaliżowania całości produkcji.
Przykłady pokazują, że właśnie to są słabe punkty kapitału. Kiedy w kwietniu 2005 miał miejsce trzygodzinny strajk w Škodzie, pracodawca wiedział, że nie może ot tak wyrzucać – a tego, że się „udziału w zyskach” zaczną domagać następni pracownicy, bali się również szefowie innych prosperujących firm (Bosch w Jihlavie, TPCA w Kolínie, VDO Siemens w Brandýsie, Visteon w Novym Jičínie, czy Continental w Otrokovicach…). O kruchości organizacji pracy świadczy chociażby to, że zwyczajna awaria elektryczności w lakierni TPCA sparaliżowała na trzydzieści godzin całą fabrykę. Przed trzema laty we Włoszech robotnikom z fabryki Melfi udało się, poprzez dziki strajk, sparaliżować całą krajową produkcję Fiata, która była uzależniona od ich dostaw blachy i wywalczyli w ten sposób polepszenie warunków pracy.
Krwawe banany Chiquita
Yak, Czw, 2007-03-15 21:49 Świat | GospodarkaZnany amerykański eksporter bananów firma Chiquita Brands International Inc. przyznała się do współpracy z prawicowymi szwadronami śmierci w Kolumbii. W latach 1997 – 2004 firma przekazała 1.7 miliona dolarów partyzantce AUC i dostarczała jej nielegalnie broń pod pretekstem kosztów związanych z „ochroną pracowników”.
AUC zasłynęła z egzekucji członków związków zawodowych i osób o poglądach niesprzyjających interesom firm, takich jak Chiquita. Łączna liczba ofiar szwadronów śmierci sięga tysięcy ludzi.
Harówka ponad normę
XaViER, Śro, 2007-03-14 18:37 Kraj | Gospodarka | Prawa pracownikaWedług Głównego Urzędu Statystycznego dodatkową pracę ma w Polsce 1 mln 118 tys. osób. Średnio w tygodniu spędzają oni w pracy dodatkowo 10,6 godz.
- Nie łudźmy się, to nie jest żadna pasja, to twarda konieczność. I niestety wszystko dzieje się kosztem naszych rodzin, zdrowia, zaniedbywania życia towarzyskiego czy po prostu zaniedbywania zwykłego życia - mówi prof. Zbigniew Nęcki, psycholog społeczny z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Polacy zapytani przez ankieterów GUS, dlaczego tak harują, podają jeszcze jeden powód: mają dwa i więcej etatów, bo w Polsce łatwo traci się pracę i trudno znajduje następną. Z badań wynika, że przeciętny czas poszukiwania pracy w naszym kraju wynosi 16 miesięcy.
Grodzenie wirtualnej przestrzeni: Kapitalizm 2.0
Yak, Wto, 2007-03-13 01:15 Gospodarka | Publicystyka | TechnikaTzw. “Web 2.0” jest sloganem reklamowym, który głosi demokratyzację tworzenia treści w sieci i stara się ukryć centralistyczy aspekt środków technicznych wykorzystywanych do dzielenia się tymi treściami. Dmytri Kleiner i Brian Wyrick widzą zjawisko „Web 2.0” jako raj dla inwestorów, którzy zbijają majątek na wartościach produkowanych przez nieopłacanych użytkowników i na innowacjach wolnego oprogramowania. W ten sposób zabijany jest decentralizacyjny potencjał sieci peer-to-peer.
Według Wikipedii, “Web 2.0 – określenie wymyślone przez O’Reilly Media w 2004 odnosi się do hipotetycznej drugiej generacji serwisów internetowych, takich jak portale towarzyskie, Wiki, narzędzia komunikacyjne i kategoryzacyjne, które stawiają na współpracę i wymianę użytkowników sieci.”
Warto zwrócić tu uwagę na słowo “hipotetyczny”. Wikipedia – będąca największą pracą zbiorową w historii i pupilem społeczności internetowej – z pewnością wie, o czym pisze. W odróżnieniu od większości serwisów Web 2.0, Wikipedia należy do fundacji non-profit, zarabia jedynie dzięki darowiznom i udostępnia swoje zasoby na zasadzie licencji copyleft GNU Free Documentation License. Jeśli Wikipedia twierdzi, że „pojęcie Web 2.0 stało się popularnym, aczkolwiek źle zdefiniowanym i często krytykowanym sloganem w niektórych społecznościach informatyków i specjalistów od marketingu”, to znaczy, że coś jest na rzeczy.
Społeczność wolnego oprogramowania z nieufnością, jeśli nie z otwartą pogardą odnosi się do określenia Web 2.0. Tim Berners-Lee – wynalazca hipertekstu - stwierdził, że „Web 2.0 to tylko żargonowe wyrażenie. Nikt nawet nie wie, co to oznacza”. Tim dodaje: „oznacza to wykorzystanie standardów, które zostały wypracowane przez ludzi, którzy pracowali nad Web 1.0”.
W rzeczywistości nie istnieje ani Web 1.0 ani Web 2.0, lecz ciągły rozwój aplikacji sieciowych, które nie mogą być jasno skategoryzowane.
Gdy próbuje się zdefiniować, czym jest Web 2.0, najłatwiej powiedzieć, że najistotniejsze innowacje polegały na umożliwieniu społeczności tworzenie, modyfikację i dzielenie się treścią w sposób, który uprzednio by dostępny tylko dla scentralizowanych organizacji, które dysponowały drogim oprogramowaniem, pracownikami opłacanymi za zajmowanie się technicznymi aspektami portalu i za tworzenie treści, która z reguły była publikowana tylko na stronie tych organizacji.
Firma należąca do zjawiska Web 2.0 całkowicie zmienia ten model produkcji treści. Aplikacje i usługi sieciowe stały się tańsze i łatwiejsze do zaimplementowania. Pozwalając użytkownikom na dostęp do tych aplikacji firma może w wydajny sposób dokonać outsourcingu produkcji i organizacji treści przekazując tą dziedzinę w całości w ręce użytkowników. Zamiast tradycyjnego modelu polegającego na wydawcy publikującym treść i na użytkowniku konsumującym treść mamy do czynienia z nowym modelem, gdzie firma jest scentralizowanym portalem pośredniczącym pomiędzy użytkownikami, którzy są jednocześnie twórcami i konsumentami.
Użytkownicy zyskują więcej możliwości, gdyż nowe aplikacje umożliwiają im tworzenie i publikację treści bez konieczności kupowania oprogramowania i zdobywania większej wiedzy. Na przykład, dwa podstawowe sposoby produkcji tekstu w Web 2.0 to blogi i Wiki, które umożliwiają użytkownikowi publikację treści bezpośrednio z przeglądarki praktycznie bez żadnej wiedzy na temat języka HTML, protokołu transferu plików i protokołów syndykacji i bez konieczności zakupu oprogramowania.
Wykorzystanie aplikacji web zamiast aplikacji desktopowych staje się jeszcze bardziej znaczące dla użytkowników w przypadku treści innych niż tekstowe. Okazuje się, że nie tylko można tworzyć strony WWW za pomocą przeglądarki bez konieczności kupowania programów do edycji kodu HTML, ale również przetwarzać fotografie bez konieczności zakupu drogich aplikacji do przetwarzania grafiki. Film nagrany na taniej kamerze może być umieszczony na portalu udostępniającym filmy, zakodowany, zintegrowany ze stroną HTML, opublikowany, oznaczony kategoriami i syndykowany w całej sieci jedynie za pomocą przeglądarki użytkownika.
W artykule Paula Grahama o Web 2.0 autor opisuje różne role społeczności i użytkownika dzieląc je na: profesjonalistę, amatora i użytkownika (dokładniej: użytkownika końcowego). Role Profesjonalisty i Użytkownika końcowego były dobrze zdefiniowane w epoce Web 1.0. Natomiast Amator nie miał jasno zdefiniowanej roli. W książce „Co biznes może się nauczyć od ruchu Wolnego Oprogramowania” Graham napisał, że amator kocha pracę i nie jest zainteresowany własnością tej pracy. W dziedzinie programowania amator dodaje swój kod do aplikacji open source, a profesjonalista otrzymuje wynagrodzenie za tworzenie własności intelektualnej.
Opis “Amatora” w wykonaniu Grahama przypomina ten z dzieła „Gdybym kierował cyrkiem” Dr. Suessa, gdzie młody Morris McGurk tak wypowiada się o pracownikach wyimaginowanego cyrku McGurkus:
“Moi pracownicy kochają pracować. Mówią mi: “Każ nam pracować! Proszę każ nam pracować!
Będziemy pracować i wypracujemy tyle niespodzianek
Że nie zobaczysz połowy z nich, nawet gdybyś miał czterdzieści ócz!”
Choć “Web 2.0” może nic nie znaczyć dla Tima Bernersa-Lee, dla którego najnowsze innowacje są tylko płynnym rozwojem sieci, dla kapitalistów szukających zyskownych inwestycji, którzy śnią o niestrudzonych pracownikach produkujących nieskończone ilości materiału i nie wymagających za to zapłaty jest to fascynujące. YouTube, Flickr, Wikipedia… Rzeczywiście nie zobaczysz połowy z nich, nawet gdybyś miał czterdzieści ócz!
Tim Berners-Lee ma rację. Nie ma nic w Web 2.0 z punktu widzenia techniki lub użytkownika, co nie miałoby swoich korzeni w Web 1.0 i w naturalny sposób się nie rozwinęło z Web 1.0. Technologia konieczna do realizacji Web 2.0 była możliwa do wykorzystania, a w niektórych przypadkach faktycznie dostępna zanim pojawiło się to hasło. Jednak reklama z pewnością przyczyniła się do rozwoju witryn wykorzystujących te możliwości.
Internet (a to więcej, niż tylko sieć WWW) zawsze opierał się na idei dzielenia się pomiędzy użytkownikami. Sieć Usenet, rozproszony system przekazywania wiadomości, działa w od 1979 roku! Na długo zanim nastąpiła era Web 1.0 na Usenecie odbywały się dyskusje, było miejsce dla „amatorskiego” dziennikarstwa i możliwe było współdzielenie fotografii i plików. Tak jak Internet, Usenet jest systemem rozproszonym i nie należy do nikogo i nie podlega niczyjej kontroli. Właśnie ta cecha – brak centralnej własności i kontroli – odróżniają usługi takie, jak Usenet od Web 2.0.
Jeśli Web 2.0 ma jakikolwiek sens, to jest nim racjonalność kapitału inwestycyjnego. Web 2.0 oznacza zwrot z inwestycji w początkujące firmy internetowe. Po załamaniu się tzw. „dotcomów” (prawdziwy koniec Web 1.0) ci, którzy próbowali zwabić dolary inwestycyjne potrzebowali stworzyć nowe uzasadnienie dla inwestycji w biznes online. W latach 90’tych dominującym mottem było: „zbuduj, a klienci sami przyjdą”. To okazało się złudzeniem, podobnie jak cała „nowa ekonomia” oparta na mrzonkach. Po tylu porażkach nie było to już atrakcyjne dla inwestorów. Inwestorzy nie byli już zainteresowani budowaniem infrastruktury i finansowaniem kapitalizacji nowych firm. Bardziej atrakcyjne wydało im się przejmowanie wartości stworzonej przez innych.
Web 2.0 to Internetowy Boom 2.0. Web 2.0 jest modelem biznesowym opartym na przejmowaniu przez prywatne firmy wartości stworzonej przez społeczność. Nikt nie może zaprzeczyć, że technologia takich portali, jak YouTube jest trywialna. Na dowód niech posłuży niezwykła ilość identycznych serwisów, takich jak DailyMotion. Prawdziwa wartość YouTube nie została stworzona przez programistów, którzy napisali kod strony, ale przez ludzi, którzy codziennie publikują swoje filmy na tej witrynie. Gdy YouTube zostało kupione za ponad miliard dolarów w akcjach Google, ile procent tych akcji otrzymali ludzie, którzy stworzyli filmy publikowane na portalu? Zero. Nic. To niezły interes dla właściciela firmy Web 2.0.
Wartość tworzona przez użytkowników serwisów Web 2.0 takich, jak YouTube została przechwycona przez prywatnych inwestorów. W niektórych przypadkach, twórczość użytkowników staje się własnością właścicieli portalu. Zawłaszczanie wartości wytworzonej przez społeczność przez prywatne firmy stanowi zdradę ideału dzielenia się technologią i wolnej współpracy.
Nie tak jak w epoce Web 1.0, gdy inwestorzy często finansowali kosztowne pozyskiwanie kapitału, rozwój oprogramowania i tworzenie treści, inwestor w epoce Web 2.0 musi tylko finansować reklamę i marketing. Infrastruktura jest tania i powszechnie dostępna, zawartość jest darmowa, a koszt oprogramowania – tego, które nie jest darmowe – jest znikomy. W zasadzie wystarczy udostępnić nieco przepustowości sieciowej i miejsca na dysku, by stworzyć popularny serwis internetowy. Wystarczy jedynie skuteczny marketing.
Głównym źródłem sukcesu firmy Web 2.0 jest umiejętność nawiązania więzi ze społecznością, a dokładniej umiejętność “okiełznania kolektywnej inteligencji” – jak to ujął O’Reilly. Firmy Web 1.0 były zbyt monolityczne i jednostronne w swoim podejściu do zawartości. Przypadki udanego przejścia z modelu Web 1.0 do Web 2.0 opierają się na umiejętności zachowania monolitycznego aspektu zawartości i – jeśli to możliwe, zachowania praw własności do niej – jednocześnie otwierając możliwość tworzenia treści dla członków społeczności. Firma Yahoo! Stworzyła umożliwiła użytkownikom swojego portalu publikację treści, zachowując jednak scentralizowany sposób przechowywania i wyszukiwania tych treści. EBay umożliwia społeczności sprzedaż dóbr zachowując prawo własności do rynku dla tych dóbr. Amazon sprzedaje te same produkty, co wiele innych firm, ale ta właśnie firma odniosła sukces, gdyż pozwoliła użytkownikom uczestniczyć w „otoczce” swoich produktów.
Ponieważ kapitaliści, którzy inwestują w początkujące firmy Web 2.0 często nie uczestniczą we wczesnych fazach kapitalizacji, ich zachowanie jest wyraźnie bardziej pasożytnicze. Zjawiają się późno w grze, gdy tworzenie wartości osiągnęło już masę krytyczną i przejmują serwis na własność. Używają swojej finansowej siły przebicia by promować serwis w kontekście hegemonicznej sieci dużych i silnych partnerów. To oznacza, że firmy, które nie zostaną przejęte przez kapitał inwestycyjny są skazane na śmierć głodową z braku gotówki lub zostaną usunięte poza nawias.
W każdym z tych przypadków wartość portalu internetowego nie została stworzona przez pracowników opłacanych przez firmy zarządzające portalami, ale przez użytkowników portali. Tak wiele uwagi poświęca się tworzeniu i dzieleniu się treścią tworzoną przez społeczność, że łatwo zapomnieć o drugiej stronie doświadczenia Web 2.0: prawa własności tej treści i zarabiania na niej pieniędzy. Użytkownik nieczęsto spotyka się z tym problemem. Wzmianki o tym pojawiają się w umowie użytkownika MySpace i url firmy pojawia się w linku do zdjęć. Nie wydaje się to problemem dla społeczności. Użytkownicy godzą się na taką cenę za to, mają dostęp do tak wspaniałych aplikacji i zapierającego dech w piersiach efektu w wynikach wyszukiwania własnego imienia. Większość użytkowników nie posiada innych środków publikacji i produkcji własnej treści i dlatego decyduje się na wykorzystanie stron takich, jak MySpace i Flickr.
W międzyczasie świat korporacji starał się spopularyzować zupełnie inną wizję Autostrady Informacyjnej: monolitycznych, scentralizowanych “usług online”, takich jak CompuServe, Prodigy i AOL. Tym, co wyróżniało te serwisy od reszty Internetu była centralizacja, która wymuszała bezpośrednie łączenie się użytkowników z centralą. W technologii peer-to-peer każde urządzenie z publicznym adresem IP może bezpośrednio komunikować się z każdym innym urządzeniem. Dzięki temu istnieje sieć peer-to-peer i dzięki temu istnieją niezależne usługi dostępu do Internetu.
Trzeba też dodać, że wiele projektów Open Source wniosło kluczowe innowacje w rozwoju Web 2.0: wolne oprogramowanie takie, jak Linux, Apache, PHP, MySQL, Pyton stanowi rdzeń Web 2.0 a także rdzeń samej sieci. Jednak w tych wszystkich projektach tkwi pewna cecha, która jest wadą z punktu widzenia podstawowych kompetencji firm Web 2.0 (według O’Reilly’ego): brak możliwości kontroli nad unikalnymi, trudnymi do odtworzenia źródłami informacji, które stają się coraz bogatsze w miarę, jak coraz więcej ludzi ich używa, stając się środkami do okiełznania zbiorowej inteligencji. Cechą charakterystyczną udanej firmy Web 2.0 jest udostępnianie użytkownikom możliwości publikacji stworzonej przez nich zawartości na zasadach własności intelektualnej stającej się własnością firmy. Nie jest taką cechą umożliwianie społeczności zachowania prawa własności do tego, co zostało przez nią stworzone. A zatem, aby odnieść sukces i przynieść zysk inwestorom, firma Web 2.0 musi stworzyć centralnie sterowane mechanizmy udostępniania i współpracy. Brak centralnej kontroli w Usenecie i innych technologiach peer-to-peer jest najpoważniejszą przeszkodą. Taka struktura sieci – nie będąc niczyją własnością - przynosi korzyści tylko użytkownikom, a nie nieobecnym inwestorom.
Ponieważ Web 2.0 powstało w Kapitalizmie 2006, Usenet prawie odszedł w zapomnienie. Wszyscy używają Digg i Flickr, YouTube jest warte milion dolarów, a PeerCast – innowacyjna sieć peer-to-peer umożliwiająca przesyłanie strumienia wideo istniejąca od wielu lat (a na pewno dłużej niż YouTube) jest prawie nie znana.
Z technologicznego punktu widzenia, rozproszona sieć peer-to-peer (P2P) jest dużo bardziej wydajna, niż systemy Web 2.0. Lepiej wykorzystuje dostępne zasoby sieciowe komputerów użytkowników i unika tworzenia wąskich gardeł typowych dla scentralizowanych systemów. W sieci P2P treść może zostać opublikowana przy mniejszych nakładach na infrastrukturę. W większości przypadków wystarczy komputer i łącze internetowe. Systemy P2P nie wymagają wielkich hurtowni danych, jak YouTube. Brak centralnej infrastruktury wiąże się z brakiem centralnej kontroli, a to oznacza cenzurę – wszechobecny problem w prywatnych „społecznościach”, które idą na rękę prywatnym grupom nacisku i wprowadzają ograniczenia publikowanych treści. Brak centralnej bazy danych z informacją o użytkownikach ma też duże znaczenie dla zachowania prywatności.
Gdy na to spojrzeć w ten sposób, Web 2.0 zdaje się być prewencyjną odpowiedzią kapitalizmu na atak sieci P2P. Pomimo wielu niedogodności w porównaniu z P2P, Web 2.0 jest bardziej atrakcyjna dla inwestorów, a zatem więcej środków jest dostępnych do promowania i sponsorowania scentralizowanych rozwiązań. Ostateczny rezultat jest taki, że producenci informacji nie znający dobrze technologii i szukający tanich i łatwych rozwiązań garną się do serwisów scentralizowanych. Łatwość dostępu zestawiona z bardziej technicznie wymagającym i droższym przedsięwzięciem posiadania własnego środka produkcji informacji spowodowało wykształcenie „bezrolnego” proletariatu informacyjnego gotowego do dostarczania wyalienowanej pracy przy tworzeniu treści dla nowych panów w wieku info-feudalizmu Web 2.0.
Często się mówi, że internet zaskoczył świat korporacyjny, gdy wyłonił się z publicznych uniwersytetów i wojskowych ośrodków badawczych. Rozwinął się jako drobny przemysł małych i niezależnych dostawców usług internetowych, którzy umieli zarobić na udostępnianiu zasobów sieci zbudowanej z państwowych środków.
Internet wydawał się herezją dla wyobraźni kapitalistów. Pierwotny boom Web 1.0 wyróżniał się pędem do przejęcia na własność infrastruktury i konsolidacji niezależnych dostawców usług internetowych. Choć inwestorzy mieli problem ze zrozumieniem, do czego będzie służyć nowe medium i szastali pieniędzmi w dość przypadkowy sposób, misja polegająca na konsolidacji własności sieci w dużym stopniu zakończyła się powodzeniem. W 1996 r. dostęp do sieci zapewniały małe lokalne firmy. Dziesięć lat później większość ludzi uzyskuje dostęp do Internetu dzięki gigantycznym firmom telekomunikacyjnym, choć niektóre małe firmy przetrwały. Misją Internetowego Boomu Inwestycyjnego było zniszczenie niezależnych dostawców i przywrócenie kontroli wielkich korporacji o dużych zasobach finansowych.
Misją Web 2.0 jest zniszczenie aspektu P2P internetu. Chodzi o to, by użytkownik, jego komputer i jego połączenie sieciowe było uzależnione od scentralizowanego serwisu, który kontroluje jego możliwość komunikowania się. Web 2.0 to koniec wolnych systemów P2P i powrót monolitycznych „usług online”. Warto zwrócić uwagę na pewien szczegół: w latach 90’tych większość łączy internetowych w domach i w biurach – modemowych i ISDN’owych – była synchroniczna – pozwalała na wysyłanie danych z taką samą prędkością, jak na odbieranie danych. Taka konstrukcja usługi umożliwiała użytkownikom być w równym stopniu producentami, co konsumentami informacji. Nowoczesne połączenia DSL są asynchroniczne, co oznacza, że można szybko pobierać informacje, ale wysyłanie informacji jest powolne. Wiele umów z dostawcami usług internetowych zabrania uruchamianie serwerów podłączonych do usługi sieciowej. Podłączenie serwera może skutkować odcięciem dostępu do Internetu.
Kapitalizm jest oparty na idei uzyskiwania dochodu za pomocą biernego prawa własności udziałów. Taki system może działać tylko w warunkach scentralizowanej kontroli, gdy producenci nie mają żadnych powodów, by dzielić swoje zyski z udziałowcami z zewnątrz. Kapitalizm jest zatem niekompatybilny z sieciami P2P. Dopóki rozwój Internetu będzie zależny od finansowania przez prywatnych udziałowców, którzy próbują przechwycić wartość za pomocą prawa własności do zasobów internetowych, dopóty sieć będzie się stawała coraz bardziej ograniczona i scentralizowana.
W przypadku twórczości opartej na wspólnej infrastrukturze, gdy członkostwo grupy jest ograniczone, a potrzeby producentów muszą być zaspokajane za pomocą środków znajdujących się poza obrębem społeczności, sami producenci mogą stać się winni wyzysku czyjejś pracy. Aby zapobiec niesprawiedliwemu przejmowaniu owoców wyalienowanej pracy, dostęp do wspólnoty i członkowstwo w niej muszą się rozciągać tak daleko, jak to możliwe – aż ogarną cały system dystrybucji dóbr i usług. Tylko gdy wszystkie dobra będą dostępne dla wytwórców ze społeczności, wszyscy będą mogli zachować wartość owoców swojej pracy.
Wspólnoty informacyjne mogą odegrać rolę w promowaniu bardziej otwartych modeli produkcyjnych. Jednak nie ma żadnej nadziei na stworzenie prawdziwych zasobów internetowych, które by wzbogacały społeczność jeżeli będą one oparte na prywatnych scentralizowanych serwisach. Aby być autentyczne, muszą się one opierać na kooperacji w ramach systemów P2P, których właścicielami będą wszyscy i nikt. Choć według dzisiejszych standardów wczesny Internet aplikacji peer-to-peer takich, jak Usenet i email wydawał się mały, był to jednak prawdziwie wspólnotowy zasób. Wraz z komercjalizacją Internetu i wzrostem znaczenia finansowania kapitalistycznego nastała era grodzenia wspólnych gruntów informacyjnych i przetwarzania wspólnego dobra na prywatny zysk. Web 2.0 nie jest drugą generacją technicznego i społecznego rozwoju Internetu, ale drugą falą kapitalistycznego grodzenia Informacyjnej Wspólnoty.
Właściwie każdy zasób internetowy dałoby się zastąpić alternatywą opartą na P2P. Wyszukiwarkę Google można by zastąpić wyszukiwarką P2P, każda przeglądarka i każdy serwer WWW mogłyby stać się aktywnymi węzłami wyszukiwania. Flickr i YouTube mogłyby być zastąpione przez aplikacje takie, jak PeerCast i eDonkey, które pozwalają użytkownikom na współdzielenie zdjęć i filmów. Ale rozwój zasobów internetowych wymaga środków finansowych. Tak długo, jak źródłem tych środków są kapitaliści, wielki potencjał P2P Internetu pozostanie niezrealizowany.
Dmytri Kleiner & Brian Wyrick
Strajki pracowników Airbusa przeciw zwolnieniom
Yak, Sob, 2007-03-03 11:24 Świat | Gospodarka | Protesty1 marca tysiąc pracowników niemieckiej fabryki Airbus w Laupheim przerwało pracę w proteście przeciwko grupowym zwolnieniom zapowiadanym przez zarząd firmy. Spontaniczne strajki odbyły się również w czterech fabrykach należących do Airbusa we Francji i w innych miastach w Niemczech.
Zarząd Airbusa chce zwolnić 10 tys. osób do 2010 r. aby “uczynić firmę bardziej konkurencyjną”. Problemy finansowe europejskiego koncernu wynikają jednak przede wszystkim ze złego zarządzania firmą, błędów przy projektowaniu nowego samolotu A380 i marnotrawienia pieniędzy podatników w celu zapewnienia zysku prywatnym inwestorom.
Doluk: Rospuda a demokracja
Recykling Idei, Wto, 2007-02-27 18:24 Kraj | Ekologia/Prawa zwierząt | Gospodarka | Protesty | PublicystykaPozornie wydawałoby się, że wszystko jest w porządku. Lokalna społeczność chce obwodnicy, nawet kosztem przyrody, zatem samorząd zdecydował i koniec. Demokracji stało się zadość, a każdy prawdziwy demokrata powinien się cieszyć, siedzieć cicho i czynnie wspierać projekt premiera Kaczyńskiego dotyczący lokalnego referendum w sprawie losu Rospudy. Niektórzy zwolennicy skrajnego lokalizmu i "antyglobalizmu" właśnie takie konsekwencje mogą wyprowadzić z aksjomatu, że lokalna społeczność zawsze ma rację i z natury swojej chce dobrze dla swego otoczenia. Jak widać nie musi tak być, szczególnie jeśli pewne niezdrowe tendencje są wzmacniane przez obecny system polityczno-gospodarczy.
Bank czasu w Ustce
Czytelnik CIA, Śro, 2007-02-21 12:31 Kraj | GospodarkaW Ustce przyjął się system bezgotówkowej wymiany przysług. W Banku Czasu zapisanych mają już 30 osób, ale ze wzajemnej pomocy mogą korzystać wszyscy uczestnicy Uniwersytetu Trzeciego Wieku, czyli łącznie 130 osób. Przygotowują się do tego, żeby z bankiem wyjść do wszystkich mieszkańców Ustki.
Banki czasu działają na bardzo prostych zasadach. Jest to rodzaj agencji wymiany usług. Każdy uczestnik oferuje w nim jakieś umiejętności lub po prostu swój czas. Kiedy komuś pomoże, ma prawo do skorzystania z innej usługi, świadczonej przez kogoś zarejestrowanego w banku.
Wyzysk w Coroplaście
oski, Pon, 2007-02-12 22:44 Kraj | Gospodarka | Prawa pracownika | ProtestyW środę 7 lutego pracownicy Coroplastu wstrzymali produkcje w Dylankach. Domagają się przede wszystkim wyższych zarobków - 10 zł za godzinę Za ciężką, uczciwą pracę chcemy lepszych zarobków - powiedział dla Nowej Trybuny Opolskiej Jacek Konopka. Domagają się również lepszych warunków sanitarnych. Pracownicy zaproponowali, by kierownictwo i dyrekcja przez miesiąc spróbowało wyżyć za 600 złotych miesięcznie.
Strajk zaczął się od wezwania na forum internetowym NTO. "WIEM JEDNO ZE JAK JUTRO NIE STANIEMY TO BEDZIE TAK JAK DO TEJ PORY CZYLI WYZYSK, HAMSTWO I LAMANIE PRAW PRACOWNICZYCH. WY MUSICIE ZDECYDOWAC TO OD WAS ZALEZY JAK TO WSZYSTKO BEDZIE WYGLADALO. JA SIE NIEBOJE STANAC JUTRO PRZED PANEM PREZESEM I POWIEDZIEC MU TO CZEGO ZADAMY NIE BOJE SIE PANA ZAJACZKOWSKIEGO I WY TEZ NIE POWINNISCIE SIE BAC. LICZE NA SOLIDARNOSC WSZYSTKICH PRACOWNIKOW `COROPLASTU`" - czytamy.
Kapitalizm robi z nas bezdomnych
XaViER, Czw, 2007-02-08 23:58 Kraj | GospodarkaJak wynika z raportu serwisu oferty.net w największych polskich miastach znowu nastąpił wzrost cen mieszkań na rynku wtórnym.
Najwięcej, wzrosła średnia cena metra kwadratowego mieszkania w Gdańsku - o 6% - do 5874 PLN. W Krakowie w ciągu ostatniego miesiąca ceny poszły w górę o 5,7% osiągając średni poziom - 7891 PLN za m2. W Poznaniu cena metra kwadratowego mieszkania wyniosła 4984 PLN (wzrost o 2,7%), a we Wrocławiu 6751 (wzrost o 2,5%). Tym razem najmniej zdrożały mieszkania w Warszawie - o 1,1% tj. do kwoty 8656 PLN za m2 oraz w Łodzi - o 0,95% tj. do kwoty 3912 PLN za m2. Wysokie ceny mieszkań sprawiają, że dla wielu chętnych perspektywa zakupu własnego M bardzo się oddaliła.
Za nielegalny Windows na Sybir?
XaViER, Śro, 2007-02-07 15:13 Świat | Gospodarka | RepresjeRosyjski nauczyciel Aleksander Ponosow został skazany na odbycie kary w syberyjskim więzieniu za instalację "nielegalnych" Windowsów na szkolnych komputerach. Prawdopodobnie nie miał nawet świadomości, że popełnia "przestępstwo". Stał się przypadkową ofiarą rządowej akcji antypirackiej, która ma udowodnić, że Rosja dba o interesy korporacji i dlatego nadaje się na członka Światowej Organizacji Handlu.
List do Billa Gatesa z prośbą o łaskę dla nauczyciela wysłał były przywódca ZSRR Michaił Gorbaczow.
Szczecin: Likwidacja przedszkoli
oski, Sob, 2007-02-03 12:59 Kraj | Edukacja/Prawa dziecka | Gospodarka | ProtestyJest plan prywatyzacji 5 przedszkoli w Szczecinie. Decyzja zapadła bez społecznej konsultacji, o planach restrukturyzacji rozmawia się bez udziału najbardziej zainteresowanych, np. rodzice dzieci chodzących do przedszkola nr 29 przy ul. Wyszyńskiego o planach dowiedzieli się z gazet. Oni też rozpoczęli protest.
Urzędnicy argumentują, że przedszkole można zlikwidować, bo blisko są inne placówki publiczne. Niestety, nie jest to prawdą. Dwa najbliższe przedszkola nie będą w stanie przyjąć dzieci ze zlikwidowanego. Nie będzie też stać rodziców na zapłacenie czesnego w placówkach prywatnych. Rodzice są zbulwersowani.
W obecnych, istniejących, przedszkolach panuje tłok. Likwidacja raczej nie polepszy tego stanu rzeczy.
Przedsiębiorstwo Uniwersytet Rzeszowski
oski, Sob, 2007-02-03 10:58 Kraj | Edukacja/Prawa dziecka | Gospodarka | Kultura | Prawa pracownikaMamy tylko najpotrzebniejsze zajęcia. Już nie jest jak dawniej, gdy program dopasowaliśmy, aby utrzymać profesora – mówi jeden z profesorów Uniwersytety Rzeszowskiego, powtarzając tym samym slogan o zbawczym oddziaływaniu wolnego rynku na wszelkie strefy społeczne. Tak od przedszkoli po uniwersytety, od bibliotek po szpitale – ma się ostać tylko to co przynosi zyski. „Musi zarabiać”, „samo-się-utrzymywać”, a jak nie to likwidacja, bankructwo.
Musimy zaciskać pasa. Zwłaszcza, że coraz mniej pieniędzy dostajemy od ministerstwa. Kilka lat temu było to 70 proc., teraz 58. Resztę musimy zarobić - mówi Ludwik Borowiec, rzecznik UR. - Ograniczamy zajęcia do minimum - dodaje.
Żelazna dama polskich finansów pewnie ma prywatny plan emerytalny
Akai47, Pon, 2007-01-29 06:33 Blog | GospodarkaZyta Gilowska uważa, że "głównym celem reformy finansów to rugowanie socjalizmu z polskich finansów publicznych, czyli między innymi likwidowanie instytucji, które powstały w latach 50. ubiegłego wieku."
Kapitalistyczna utopia
Andrzej, Nie, 2007-01-28 10:55 Świat | Blog | GospodarkaW ostatnich dniach w Davos, jak każdego roku, odbywa się Światowe Forum Gospodarcze. Miejsce spotkań zostało szczelnie odgrodzone murem i odcięte od świata.
A gdyby tak któregoś roku uczestnikom nie udało się już wyjść spoza tych zasieków i zostali tam na zawsze? Niech wtedy założą sobie neoliberalną albo libertariańską "komunę", będącą wzorcowym przykładem kapitalistycznej utopii.
Fajnie byłoby się takiej "komunie" przyjrzeć...
Płacić by się inwestorom podobać
oski, Czw, 2007-01-25 16:01 Kraj | Gospodarka | Tacy są politycyInwestorzy są najważniejsi i dlatego wszystko podporządkowane jest temu, by ewentualnym inwestorom robić dobrze. Oni są punktem zainteresowani, bo jeśli im dobrze będzie i będą szczęśliwi, to szczęśliwi będą wszyscy. Jest to teoria na której nieźle się zarabia. Dość komiczny obrazek prezentuje problem konkursu „Gmina Fair Play”.