Gospodarka
USA: Czy kredyty studenckie staną się kolejnym gwoździem do trumny gospodarki USA?
Yak, Śro, 2011-08-24 16:33 Świat | Edukacja/Prawa dziecka | GospodarkaNiezależne studia wskazują na to, że następnym zapalnikiem kolejnych etapów kryzysu ekonomicznego w USA mogą być kredyty studenckie. Aż 7% studentów nie spłaca kredytów zaciągniętych w celu pokrycia gigantycznych kosztów wyższego wykształcenia.
To poziom porównywalny z niespłacaniem kart kredytowych (8,8% klientów) oraz kredytów hipotecznych (9,1%). W tym roku ujawniono, że niespłacone kredyty studenckie wynoszą w sumie 875 miliardów dolarów, czyli więcej niż zadłużenie Amerykanów na kartach kredytowych. Według raportu Institute for College Access and Success – absolwenci uczelni w 2009 r. mieli średnio 24 tys. dolarów długu, czyli o 6% niż rok wcześniej.
Libia: Notowanie europejskich firm naftowych rosną
Yak, Wto, 2011-08-23 15:51 Świat | GospodarkaChoć nie zakończyła się jeszcze walka o Trypolis, koncerny naftowe już konkurują ze sobą, który z nich będzie mieć największe wpływy w Libii. Faworytem jest w tej chwili włoski koncern ENI. Rebelianci podkreślają, że chętnie podpiszą kontrakty z firmami z Włoch, Francji i Wielkiej Brytanii. Natomiast firmy rosyjskie, chińskie i brazylijskie będą miały kłopoty, w związku z pośrednim lub bezpośrednim wspieraniem przez dyplomację tych krajów reżimu Kaddafiego.
Notowania akcji firm europejskich – ENI, OMV i TOTAL wzrosły o 3-5% na wieść o sukcesach rebeliantów. Personel ENI już jest w kraju i pracuje nad oszacowaniem napraw potrzebnych do ponownego uruchomienia infrastruktury naftowej w Libii.
USA: Fuzja AT&T i T-Mobile spowoduje prawdopodobnie utratę 20 tys. miejsc pracy
Yak, Śro, 2011-08-17 21:29 Świat | GospodarkaKorporacja telekomunikacyjna AT&T zamierza przejąć T-Mobile za 39 miliardów dolarów. Według oficjalnych informacji prasowych publikowanych przez firmę, transakcja jest potrzebna po to, by zwiększyć dostępność szerokopasmowej sieci firmy z 80 do 97% populacji w USA. Jednak dane nie potwierdzają tych stwierdzeń.
Zasięg sieci T-Mobile w USA jest tak naprawdę zbyt słaby, by faktycznie pomóc gigantowi telekomunikacyjnemu. Koszt odpowiedniego rozbudowania własnej sieci AT&T wynosiłby jedynie 3,8 miliarda dolarów. Za pozostałą część kwoty, AT&T kupuje więc tak naprawdę klientów T-Mobile. Najbardziej prawdopodobnym skutkiem fuzji będzie wyeliminowanie ponad 20 tys. miejsc pracy.
Bank Światowy ostrzega przed klęską głodu
Tomasso, Wto, 2011-08-16 05:31 Świat | Gospodarka | UbóstwoDramatyczny wzrost cen żywności, które zbliżają się do poziomów rekordowych zagraża biednym, zwłaszcza w rejonie Rogu Afryki. Braki zapasów produktów żywnościowych, niestabilne rynki i ceny pogarszają sytuację - głosi raport Banku Światowego. W lipcu globalne ceny produktów żywnościowych były o 33 proc. wyższe niż rok temu. Wzrost ceny ropy pociąga za sobą dodatkowo podwyżki cen nawozów.
Raport Banku Światowego podkreśla, że wysokie ceny żywności przyczyniły się do obecnej klęski głodu w Rogu Afryki. W ciągu ostatnich trzech miesięcy zmarło tam z głodu 29 tys. dzieci, a taki sam los grozi dalszym 600 tys. Kryzys zagraża 12 mln ludzi w tym kraju. Bank Światowy dostarczy tam 686 mln dol. funduszy pomocowych, jednak w opinii Zoellicka, który wielokrotnie nawoływał kraje G20 do uczynienia z ryzyka klęski głodowej absolutnego priorytetu, region ten będzie potrzebował znacznie więcej pieniędzy. Jak dotąd na pomoc dla regionu obiecano globalnie przeznaczyć 2,03 mld dol., z czego 870 mln ma być przekazanych w trybie pilnym. W ocenie raportu Banku Światowego, by uratować Róg Afryki przed głodem potrzeba jeszcze 1,45 mld.
Co piąty Litwin żyje w skrajnym ubóstwie
Tomasso, Czw, 2011-08-11 20:42 Świat | Gospodarka | UbóstwoLitewski Urząd Statystyczny ogłosił, że 20,2 proc. ludności tego kraju, to jest 670 000 osób, żyje w warunkach skrajnego ubóstwa. Jest to skutek ostrego kryzysu gospodarczego, który dotknął kraj w 2009 i 2010 roku. Jako szczególnie ciężką raport Urzędu Statystycznego określa sytuację na wsi litewskiej, gdzie w skrajnym ubóstwie żyje 28,4 procent mieszkańców, podczas gdy w miastach odpowiednio 16,2 procent.
Od 2010 roku minimum dochodów, poniżej którego zaczynało się skrajne ubóstwo, wynosiło 701 litów na osobę (203 euro), podczas gdy rok wcześniej było to 831 litów (241 euro). Litwini, którzy ukończyli 65 rok życia, znajdują się powyżej tej granicy, ponieważ średnia emerytura wynosi na Litwie 750 litów (217 euro). Spośród osób uznanych za żyjące poniżej granicy skrajnego ubóstwa 55,8 procent to bezrobotni, a 12,3 procent zalicza się do kategorii "biednych pracujących".
Szczecin: Manifestacja NIE dla GMO
mtn, Wto, 2011-08-09 07:31 Kraj | Świat | Ekologia/Prawa zwierząt | Gospodarka | ProtestyManifestacja NIE dla GMO
Termin: 2011-08-11, godz.11:00
Lokalizacja: Wały Chrobrego, Szczecin
Organizatorzy: Szczecińska Zielona Alternatywa oraz Zieloni 2004 (koło szczecińskie)
Cel: nakłonienie Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego do zawetowania ustawy o nasiennictwie.
Przyjdź i wyraź swoją dezaprobatę wobec ustawy przyjętej głosami koalicji PO-PSL. Co możesz zrobić? Zabierz ze sobą warzywa lub owoce. Ułożymy z nich napis ,,STOP GMO, TAK DLA VETA"
Więcej:
http://www.facebook.com/event.php?eid=238892476150490
http://alert-box.org/category/gmo/
http://www.icppc.pl/antygmo/gmo/
http://ekosza.wordpress.com/2011/08/07/manifestacja-za-vetem-prezydenta-...
Posłuchaj ważnego wywiadu Jacka Żakowskiego w TOK FM
Metera: Polska powinna dbać o suwerenność żywnościową kraju Gościem Jacka Żakowskiego jest Dorota Metera z partii Zieloni 2004...
http://www.tok.fm/TOKFM/0,88789.html
Guy Standing: Prekariat. Nowa niebezpieczna klasa
oski, Czw, 2011-08-04 14:36 Gospodarka | Prawa pracownika | Protesty | PublicystykaPierwszy raz w historii lewica głównego nurtu nie posiada żadnego postępowego programu. Zapomniała widać o naczelnej zasadzie. Każdy postępowy ruch polityczny od zawsze budowany był na gniewie, potrzebach i aspiracjach wyłaniającej się szerokiej klasy społecznej. Dzisiaj tą klasą jest właśnie prekariat.
Jak do tej pory prekariat przeważnie angażował się w parady EuroMayDay oraz swobodnie organizowane protesty. Obecnie jednak sytuacja zmienia się dynamicznie. Pokazują to choćby protesty w Hiszpanii i Grecji, które nastąpiły po powstaniach pod wodzą prekariatu na Bliskim Wschodzie. Pamiętajmy, że państwa dobrobytu zbudowane były dopiero w momencie, gdy klasie robotniczej, zmobilizowanej w ramach zbiorowych działań udało się zażądać odpowiedniej polityki oraz instytucji niezbędnych do jej realizacji. Prekariat zajęty jest w tym momencie określaniem własnych żądań.
Prekariat wyłonił się na skutek liberalizacji, która podtrzymuje globalizację. Politycy powinni mieć się na baczności. Jest to nowa, niebezpieczna klasa, choć bynajmniej nie jest jeszcze tym, co Karol Marks określiłby mianem klasy dla siebie, ale raczej „właśnie-wytwarzaną-klasą”, podzieloną wewnętrznie na rozwścieczone i rozgoryczone frakcje.
Składa się z wielości ludzi znajdujących się w niepewnej sytuacji, żyjących jedynie skrawkami życia, nieustannie zmieniających tymczasowe zatrudnienie, wyłączonych poza narrację o rozwoju zawodowym. Prekariat obejmuje miliony sfrustrowanej, wykształconej młodzieży, której nie podoba się to, co ma przed sobą; miliony sponiewieranych kobiet w przytłaczających zawodach; rosnącą liczbę ludzi naznaczonych jednym kryminalnym występkiem na resztę swojego życia, miliony osób uznanych za „niepełnosprawnych” oraz setki milionów migrantów na całym świecie. Są mieszkańcami [denizens]; dysponują zakresem praw społecznych, kulturowych, politycznych i ekonomicznych znacznie węższym, niż otaczający ich obywatele [citizens].
Dzwonek dla socjaldemokratów
Inaczej niż w sytuacji proletariatu – przemysłowej klasy robotniczej, w oparciu o którą została zbudowana dwudziestowieczna socjaldemokracja – relacje produkcji, w ramach których funkcjonuje prekariat określane są przez częściowe zaangażowanie w zajęcia, w znacznym stopniu wymagające „pracowania-dla-pracy”, rosnącego zbioru czynności, które nie podlegają wynagradzaniu, a jednak są kluczowe, jeśli prekariat chce zachować dostęp do zatrudnienia i godnych zarobków.
Rozrost prekariatu nabrał tempa wraz ze wstrząsem finansowym, wraz z coraz większą ilością pracy tymczasowej oraz tej, w której pośredniczą agencje, wraz z outsourcingiem oraz porzuceniem przez firmy zapewniania pracownikom świadczeń pozapłacowych. Wstrząs zakończył epokę ułudy, w której życiowe standardy pracowników podnoszono poprzez ulgi podatkowe, zasiłki oraz tanie kredyty. Jednak faza pozornego dostatku nie mogła powstrzymać fal globalizacji, której logika implikowała obniżenie poziomu wynagradzania pracy na „Zachodzie”.
W ten sposób szeregi prekariatu wydatnie spęczniały. Większość znajdujących się w jego ramach osób nie przynależy do żadnej grupy zawodowej czy rzemiosła; nie posiada żadnej społecznej pamięci, na którą może się powoływać, ani żadnego cienia przyszłości ciągnącego się za ich naradami z innymi ludźmi. To wszystko zazwyczaj czyni z nich oportunistów. Największymi niebezpieczeństwami są patologie społeczne i ryzyko, że populistyczni politycy będą grać na ich lękach oraz niepewności, aby zwabić ich na skały neofaszyzmu, obwiniając za ich trudne położenie „rozrośnięty rząd” czy „obcych”. Jesteśmy dziś świadkami tego dryfu, coraz bardziej skrywanego pod sprytną zmianą marek, jak to się dzieje w przypadku Prawdziwych Finów, Szwedzkich Demokratów czy francuskiego Frontu Narodowego. Wszystkie te partie mają swoich naturalnych sprzymierzeńców w amerykańskiej Tea Party, ich japońskich naśladowcach, English Defence League oraz oryginalnych neofaszystowskich poplecznikach Berlusconiego.
Postępowi politycy muszą się przebudzić i zorientować, że ozdrowienie i wyjście z kryzysu finansowego będzie zależeć od ich odpowiedzi na potrzeby, obawy i aspiracje tej wyłaniającej się klasy.
Jest to pierwszy systemowy kryzys, w ramach którego nikt nie ma do zaoferowania żadnej postępowej wizji. Większość socjaldemokratów na świecie zgubiła wątek. Używana przez nich retoryka utkwiła gdzieś w dwudziestym wieku, zawierając porównania pasujące do zamkniętego społeczeństwa industrialnego, ale nie otwartego społeczeństwa bazującego na usługach, w ramach którego coraz większy odsetek ludzkości zaangażowany jest w to, co eufemistycznie nazywane jest właśnie usługami.
Niektóre z tych porównań zostały zaczerpnięte z metaforyki „ściśniętego środka”. Choć nie sprzeczne z ideą prekariatu, to jednak niezbyt trafione. Niejasne jest, co miałoby być owym środkiem w ramach powiązanego z globalizacją klasowego rozdrobnienia. Taka metaforyka wskazuje, że „środek” jest ważniejszy niż „ściśnięte dno”. Przywodzi na myśl obraz sponiewieranej tubki pasty do zębów. Socjaldemokraci powinni uważać z używaniem tego porównania, odkąd zainspirowało ono przedstawicieli Trzeciej Drogi do połączenia elastyczności na rynku pracy z ukierunkowanymi, zależnymi od wysokości dochodów świadczeniami dla „biednych”, które wytworzyły napięcia, doświadczane dziś przez rodziny o średnim przychodzie. Socjaldemokraci powinni używać pojęcia „ściśniętego środka” wstrzemięźliwie. Może on bowiem powrócić i się na nich zemścić. Lepiej już wyciągnąć rękę do prekariatu.
Pułapka prekarności
Prekariat nie posiada bezpieczeństwa ekonomicznego ani żadnej kontroli nad własnym czasem. Wiele spośród składających się na niego jednostek cierpi na to, co nazywam w swojej książce pułapką prekarności. Znajduje się ona ponad znaną wszystkim pułapką ubóstwa stworzoną przez głupotę „trafiania” do biednych poprzez świadczenia uzależnione od wysokości dochodów. Pułapka prekarności pojawia się, ponieważ ci, którzy sytuują się na marginesach ubóstwa, muszą przeznaczyć sporo czasu na zdobywanie dostępu do świadczeń, co znaczy, że ich bieda jest niedoszacowana, a jednocześnie nie mają żadnego bodźca do przyjmowania niskodochodowych, tymczasowych prac w trakcie pobierania zasiłków.
Wiele osób znajdujących się poza prekariatem czuje, że mogłoby w niego popaść niemal w każdym momencie. Boją się stania się lumpami, żyjącymi na ulicy z kilkoma plastikowymi torbami. Wielu cierpi na sprekaryzowany stan umysłu: niezdolni do ukształtowania tożsamości, rozdrabniają się w wirtualnych i czasochłonnych działaniach.
Najgorszym zmartwieniem ze wszystkich jest to, że duża część prekariatu oraz tych, którzy obawiają się w nim żyć, może zostać wciągnięta w ramiona neofaszyzmu. Takie sytuacje rzeczywiście mają miejsce. Populistyczni politycy pod wodzą Berlusconiego i Sarkozy’ego grają na lękach swojego krajowego prekariatu. Ich skorumpowany populizm może zostać zwyciężony jedynie przez politykę raju, strategię umożliwiającą prekariatowi pozyskanie kontroli nad własnym życiem, osiągnięcie społecznego i ekonomicznego bezpieczeństwa, oraz posiadania uczciwszego udziału w niezbędnych aktywach naszego dwudziestopierwszowiecznego społeczeństwa. Czym one są?
Bezpieczeństwo ekonomiczne
Pierwszym z nich jest samo bezpieczeństwo ekonomiczne. Mówiąc dosadniej, ogromna i rosnąca liczba ludzi w bogatych społeczeństwach jest całkowicie pozbawiona tego bezpieczeństwa, podczas gdy zamożni pławią się w luksusie. Brak zabezpieczeń jest znany z tego, że sprzyja ekstremizmowi, szczególnie zaś temu autorytarnego typu. Musimy być odważni i zauważyć, że w otwartych społeczeństwach rynkowych, w których elastyczna prekarna praca jest czymś powszechnym, dużą częścią owego braku zabezpieczeń jest niepewność (‘nieznane nieznane’), która nie podlega żadnemu ubezpieczeniu. Ani ubezpieczenie socjalne, ani zależna od wysokości dochodu pomoc społeczna nie dotrą do prekariatu.
Jedynym sposobem zapewnienia odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa ekonomicznego jest robienie tego ex ante, poprzez zapewnianie każdemu legalnemu rezydentowi kraju prawa do dochodu gwarantowanego. Obstawali za tym rozwiązaniem wielcy utopiści pokroju Tomasza More’a, Toma Paine’a czy Bertranda Russella, było ono również wspierane przez wybitnych ekonomistów i innych myślicieli społecznych.
Krytycy wykrzykiwali, że jest to nieosiągalne, że nagradzałoby nieróbstwo i powolny wzrost gospodarczy. Niedługo jednak pewnie przekonamy się, że nie możemy sobie pozwolić na niewprowadzenie go. Idea, jakoby każda osoba powinna otrzymywać skromne miesięczne wynagrodzenie, gromadzi zwolenników. Być może nieoczekiwanie zyskuje ich najszybciej w gospodarkach rynkowych o średnim przychodzie, takich jak Brazylia, gdzie aktualnie w zbiorze ustaw znajduje się prawo zobowiązujące jej rząd do wprowadzenia bezwarunkowego przychodu gwarantowanego dla wszystkich. W tym momencie ponad 50 milionów Brazylijczyków otrzymuje comiesięczny przekaz gotówkowy dzięki programowi bolsa familia; ich liczba miarowo rośnie. Brazylia jest jednym z bardzo nielicznych krajów, które w dwudziestym pierwszym wieku obniżyły poziom nierówności dochodowych, którego obywatele głosują na postępowych polityków oraz który kwitnie od momentu kryzysu finansowego.
Życie ubogie w czas
Postępowa strategia dla prekariatu musi pociągać za sobą bardziej sprawiedliwą kontrolę nad innymi kluczowymi aktywami społeczeństwa usługowego – czasem wysokiej jakości, przestrzenią wysokiej jakości, wiedzą oraz kapitałem finansowego. Nie ma żadnego prawomocnego powodu, dla którego wszystkie zyski z kapitału finansowego miałyby trafiać do wąskiej elity, która posiada szczególny talent robienia pieniędzy z pieniędzy. Jedynym sposobem redukcji nierówności dochodu na gruncie otwartego społeczeństwa rynkowego jest zapewnienie sprawiedliwej dystrybucji kapitału finansowego.
Jak argumentuję w swojej książce, czas wysokiej jakości jest bardzo istotnym aktywem. Potrzebujemy polityki wyrównującej dostęp do niego. Mówiąc raz jeszcze, nie ma żadnego „naturalnego” powodu, dla którego bogaci mogą mieć dużo więcej kontroli nad własnym czasem niż prekariat. Ci drudzy muszą bowiem przeznaczyć ogromne jego ilości, by sprostać wymogom biurokracji, gnać od jednej tymczasowej, niepewnej pracy do drugiej, oraz uczyć się nowych zestawów trików zwanych „umiejętnościami”, które mogą się stać przestarzałe, zanim nawet będą mieli szanse zastosować je w praktyce. Podobnie nie ma żadnego powodu utrzymywania społeczeństwa, w którym zamożni mają dostęp do porad na temat tego, jak prowadzić swoje życie w korzystny sposób w momencie, gdy prekariat nie ma na to żadnych szans. To są formy nierówności, które są strukturalne i nie wynikają z czyichś zasług czy lenistwa.
Dlaczego elita i salariat powinny posiadać dostęp do tak dużej ilości przestrzeni wysokiej jakości, podczas gdy prekariat boryka się z ciągłym kurczeniem się „dóbr wspólnych”, jak postrzegają oni zamierające wokół nich parki, biblioteki oraz usługi komunalne? Wielkie przemysłowe miasto Manchester ogłosiło zamknięcie niemal wszystkich swoich publicznych szaletów. Potrzebujemy postępowej strategii dla ratowania dóbr wspólnych.
Dlaczego prekariat musi mieć mieszkania popadające w ruinę w momencie, gdy te należące do bogatych są w pełni chronione? W ramach cięcia wydatków publicznych w miastach Stanów Zjednoczonych, niektóre z jednostek straży pożarnej ograniczają swój zakres działania do ochrony jedynie ubezpieczonych budynków, pozostawiając nieubezpieczone domy na pastwę ognia.
Dlaczego salariat może otrzymać dużo tańsze kredyty niż ci, którzy są pozbawieni stałych umów o pracę? Znamy powody, jednak wynikają one ze skumulowanych nierówności, które nie opierają się w żaden sposób na zasługach czy pracowitości. Prekariat obserwuje to z rosnącym gniewem. Politycy powinni zareagować, inaczej bowiem będziemy zbierać plony tego rozdźwięku. Stać nas na więcej!
Przełożył Krystian Szadkowski
Ten artykuł zostało opublikowany po raz pierwszy przez Policy Network (www.policy-network.net). Dziękujemy za zgodę na tłumaczenie i publikację.
Tekst zaczerpnięty z EduFactory: http://ha.art.pl/prezentacje/39-edufactory/1948-guy-standing-prekariat-n...
Kolejna próba zawłaszczenia ryżu basmati
Yak, Wto, 2011-08-02 10:11 Świat | GospodarkaStowarzyszenie rolników uprawiających ryż basmati w Pakistanie zakwestionowało prawo Indii do dysponowania zastrzeżoną nazwą “ryż basmati”. Indyjskie władze próbują zarejestrować markę „Basmati” w ramach międzynarodowych porozumień dotyczących własności intelektualnej Światowej Organizacji Handlu (TRIPS).
Nie jest to pierwsza próba zawłaszczenia wyłącznego prawa do produkcji ryżu basmati. W 2000 r., amerykańska firma RiceTec Inc. próbowała zgłosić patent na ryż basmati w amerykańskim urzędzie patentowym. Wtedy, Indiom udało się zapobiec rejestracji tego patentu. Tym razem, to Indie starają się uzyskać wyłączność na tę nazwę.
Ryż basmati jest znany ze swoich właściwości smakowych, które są wynikiem wiedzy gromadzonej przez setki lat przez rolników na subkontynencie indyjskim. Patent firmy RiceTec został podważony, gdy rząd Indii przedstawił raport liczący 50 tys. Stron, w którym udowodniono, że właściwości ryżu RiceTec, który miał zostać objęty patentem, nie różnią się niczym od zwykłego ryżu basmati. Gdyby patent został uznany, rolnicy uprawiający ryż basmati musieliby uiszczać opłaty licencyjne za uprawy i nie mieliby prawa wykorzystywać nasion z poprzedniego zbioru.
Warszawa: SPEC sprzedany francuskiej firmie Dalkia
Yak, Wto, 2011-07-26 21:26 Kraj | GospodarkaWładze Warszawy podpisały dziś przedwstępną umowę sprzedaży 85 proc. akcji Stołecznego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej. Nowym właścicielem SPEC będzie francuski koncern Dalkia. Zapłaci miastu 1,44 mld zł. To największa dotąd transakcja w historii stołecznego samorządu.
Na zaproszenie do rozmów o SPEC odpowiedziało 13 firm. W ostatnim etapie negocjacje prowadzone były już tylko z Dalkią. Podpisana dziś rano umowa miasta z Dalkią jest na razie przedwstępna i warunkowa. Żeby weszła w życie, zgodę musi dać jeszcze Rada Warszawy (ma to zrobić na sesji 25 sierpnia) oraz Komisja Europejska (która ma ocenić umowę ze względu na monopol ciepłowniczy na rynku). Jutro Dalkia rozpoczyna negocjacje pakietu socjalnego ze związkami zawodowymi SPEC. Na rozmowy mają miesiąc.
Ostrołęka: Mobilis sprowadza złom i stara się skłócić pracowników
Yak, Pon, 2011-07-25 16:35 Kraj | Gospodarka | Prawa pracownika | TransportInwestycje, poprawa jakości usług, budowa nowego dworca - tak niektórzy wyobrażali sobie rozwój ostrołęckiego PKS po prywatyzacji. Jak wygląda rzeczywistość po przejęciu spółki przez firmę Mobilis?
- Kilka razy się wypowiadał prezes Mobilisu, że zainwestuje w tabor w naszej spółce nawet do 100 milionów złotych. Ostatnio dostaliśmy autobusy w wieku około 16 lat, sprowadzone z zagranicy. W nich więcej błota przyjechało jak tego sprzętu – tak uważają związkowcy z PKS w Ostrołęce.
Jak zaznaczają, stan autobusów nie wskazuje na to, że mogłyby nadawać się do jazdy. Odpadające kawałki rdzy, powgniatane boki, elementy przyklejone szarą taśmą klejącą, zapleśniała tapicerka, tony kurzu i brudu - to obraz najnowszego zakupy firmy Mobilis. Autobusy nadają się tylko do zezłomowania.
USA: Za kryzys zapłacą jak zwykle najbiedniejsi
Yak, Pon, 2011-07-25 09:29 Świat | Gospodarka | Tacy są politycyW Stanach Zjednoczonych trwa spór o to, kto ma zapłacić za zwiększenie pułapu zadłużenia. Jeśli do 2 sierpnia pułap dozwolonego zadłużenia nie zostanie zwiększony (obecnie wynosi 14,3 bilionów dolarów), państwo amerykańskie będzie zmuszone ogłosić, że nie jest w stanie obsługiwać swojego bieżącego zadłużenia. Ponieważ konsekwencje takiej sytuacji byłyby bardzo poważne, z pewnością limit zostanie zwiększony. Ceną za to mają być cięcia budżetowe.
Republikanie za nic nie chcą się zgodzić na zwiększenie podatków dla najbogatszych Amerykanów i korporacji. Zamiast tego, proponują serię cięć socjalnych, które dotyczyć będą m.in.: likwidacji pomocy żywnościowej dla 8 milionów rodzin, likwidację programu ubezpieczeń zdrowotnychMedicare dla osób powyżej 65 roku życia i osób niepełnosprawnych.
Niewypłacalność Grecji: gra w euro-cykora?
Yak, Sob, 2011-07-23 11:20 Gospodarka | PublicystykaTłumaczenie tekstu opublikowanego przez portal anarkismo.net przed podpisaniem kolejnego "pakietu ratunkowego" dla Grecji.
Duży zły wilk z Europejskiego Banku Centralnego Wielki sapie i dmucha już bardzo długo, ale trzy małe świnki (PIGS) nie pokazują, że zamierzają się poddać. Za spektaklem greckiego ludu buntującego się przeciw rządowi i centralnym mocarstwom w Unii Europejskiej przewija się historyczny cień - cień Jugosławii.
Dziś, Grecja znajduje się pod presją Europejskiego Banku Centralnego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego, które wstrzymują wypłatę kolejnej transzy tzw. "pomocy" uzgodnionej w zeszłym roku. Wypłata 12 miliardów euro miała już nastąpić w czerwcu. Bez niej, Grecja nie będzie mogła spłacić istniejących zobowiązań finansowych wynikających z obligacji wygasających w dniu 15 lipca.
Celem szantażu jest zmuszenie aktualnego rządu i całej greckiej klasy politycznej do przeprowadzenia rozbójniczego programu prywatyzacji i cięć socjalnych, pod dyktando centralnych państw euro-strefy, wbrew jasno wyrażanemu sprzeciwowi większości greckiego społeczeństwa, co widoczne było na ulicach w ciągu ostatnich tygodni.
Jednak to coś więcej niż manewry polegające na straszeniu katastrofalnymi konsekwencjami upadku euro, którymi wypełnione są wiadomości TV. Wyraźnie widać podział, co do metod radzenia sobie z kryzysem pomiędzy Francją, a Niemcami - najsilniejszymi krajami euro-strefy, pomiędzy tymi krajami a EBC, oraz pomiędzy europejskimi instytucjami, a MFW. Nieporozumienie pomiędzy głównymi mocarstwami spowodowały wzrost niepewności, który zmienił sztucznie wywołany kryzys na realny kryzys całej euro-strefy.
Najpierw musimy jednak omówić warunki, które doprowadziły do narzucenia Grecji takiego reżimu przez tzw. „trojkę”, czyli EBC/UE/MFW. Później przyjrzymy się przyczynom napięć pomiędzy krajami centrum, a na koniec możliwym konsekwencjom grożącym, gdyby gra w cykora skończyła się czołowym zderzeniem, zamiast uległości greckiego społeczeństwa i innych świnek (PIGS).
Kryzys kredytowy
Kryzys kredytowy z 2007-2008 r. zakończył się kompletnym wyschnięciem między-bankowych pożyczek w październiku 2008 r. W konsekwencji, Europejski Bank Centralny zaczął kredytować niewypłacalne banki strefy euro (zarówno w państwach centralnych, jak i peryferyjnych), bez zadawania zbędnych pytań. Był to środek tymczasowy. Gdy ryzyko implozji całego systemu finansowego zmalało w 2009 r., a jednocześnie deficyty państwowe osiągnęły niebezpieczne rozmiary w wyniku ratowania niewypłacalnych banków, EBC zaczął zabezpieczać krótkoterminowe pożyczki dla banków zabezpieczając je innymi aktywami. Tymi aktywami były dodatkowe obligacje, które musiały zostać wyemitowane przez poszczególne państwa. W ten sposób miała zostać pokryta dziura w budżecie, którą spowodował spadek dochodów związany z utratą pracy przez pracowników i przez wycofanie środków z obrotu przez klasę kapitalistów, oraz rosnące koszty zasiłków dla nowych bezrobotnych. Pieniądze wycofane przez klasę kapitalistów musiały zostać zastąpione pieniędzmi państwowymi.
Wspomniane obligacje, jak np. w przypadku Irlandii, miały 8% oprocentowanie. Obligacje były skupowane przez banki, takie jak AIB i BOI za np. 5 miliardów euro. Te obligacje były następnie wykorzystywane jako zabezpieczenie pożyczki na ich zakup. Pożyczki w wysokości 5 miliardów euro udzielał Europejski Bank Centralny - z oprocentowaniem rzędu 1%. A więc banki zarabiały na tym na czysto 7% (kosztem społeczeństwa). Tak zwany "kryzys państwowego długu" w rzeczywistości jest od początku do końca kryzysem bankowym. Początkowe gwarancje bankowe i zastrzyki gotówki od państwa w przypadku Irlandii wynosiły od 70 do 90 miliardów euro. Także teraz, państwowy budżet traci ogromne sumy z powodu wysokiego oprocentowania swoich obligacji.
Oznacza to, że banki w peryferyjnych krajach, takich jak Irlandia, Portugalia i Grecja, które zostały wyparte z międzynarodowego rynku pożyczkobiorców, posiadają ogromne zasoby obligacji państwowych, które właściwie należą do EBC jako zabezpieczenie pożyczek dla tych banków. Przypomnijmy sobie jednak, dlaczego w ogóle doszło do bankructwa banków w krajach peryferyjnych.
Bankructwo banków w krajach peryferyjnych jest konsekwencją wielkiego napływu pieniędzy pochodzących z banków, funduszów emerytalnych i firm inwestycyjnych krajów centralnych w okresie od powstania strefy euro do krachu w 2008 r. Pieniądze płynęły do krajów peryferyjnych z powodu szybszej stopy wzrostu w tych krajach (związanej ze spodziewanym akcesem do strefy euro), oraz perspektywą lepszych zwrotów z inwestycji, niż w krajach centralnych, nadal pogrążonych w stagnacji po zjednoczeniu Niemiec. Powodem dla którego rządzące kliki w Irlandii, Grecji i innych PIGSach nie pozwoliły na bankructwo banków jest to, że spowodowałoby to straty dla banków w Wielkiej Brytanii, Francji i Niemczech. A przecież nasza lokalna klasa kapitalistów jest całkowicie zależna od kapitału pochodzącego z tych źródeł.
Kryzysowy zawrót głowy
Niezdolność do spłaty obligacji wyemitowanych przez peryferyjne kraje, takie jak Grecja, stawia EBC w bardzo niewygodnej sytuacji. Po pierwsze, bank centralny może sam stać się niewypłacalny, gdyż te obligacje były skupowane podczas przeszłych prób stabilizacji cen, oraz są dla banku centralnego zabezpieczeniem pożyczek dla innych banków, figurującym po stronie "ma".
Dla banku centralnego to nie jest aż taki problem, gdyż zawsze ma możliwość wydrukować więcej pieniędzy. Jednak problem jest natury politycznej. Jest to właściwie ten sam scenariusz, który zakończył się rozpadem byłej Jugosławii w latach 90’tych.
Echa Jugosławii
Mały powrót do przeszłości: na początku lat 90’tych Jugosławia słaniała się pod naciskiem planu oszczędnościowego narzuconego przez MFW (podczas Zimnej Wojny MFW finansowało Jugosławię, by utrzymać kraj z dala od wpływów ZSRR z powodów politycznych). Federacja składała się z nieefektywnej części opartej na ciężkim przemyśle wzorowanym na modelu sowieckim, która skoncentrowana była w Serbii, oraz z części która zachowywała płynność finansową: Słowenii i Chorwacji. Serbski prezydent Milosevic nie był w stanie finansować policyjnych represji wobec pracowników sektora publicznego, którzy urządzali zamieszki z powodu braku wypłat, gdyż policjanci przyłączyli się do zamieszek. W tej sytuacji, Milosevic wykorzystał swoją kontrolę nad bankiem centralnym, by dodrukować dinary i zapłacić pracownikom sektora publicznego i policjantom.
Słowenia i Chorwacja (sprawa Bośni wypłynęła później) potraktowały to jako bezpośredni transfer bogactwa z tych krajów do Serbii – poniekąd słusznie. Stało się to pretekstem do ich wystąpienia z Jugosławii, przy poparciu Niemiec. Serbia walczyła o utrzymanie regionów, które dokonały secesji, próbując odtworzyć Jugosławię jako swoje imperium, ale okazało się to militarnie i ekonomicznie niewykonalne.
Kto sieje burzę, zbiera wiatr. W pewnym sensie. Najwięksi poplecznicy secesji Chorwacji – Niemcy, Francja i EBC, sami są dziś w takiej sytuacji jak była Jugosławia – przynajmniej na pewnym poziomie. Gdyby EBC zaczął drukować euro, by pokryć straty na obligacjach krajów peryferyjnych, oznaczałoby to faktyczny transfer bogactwa z krajów centralnych z nadwyżkami, do obecnie zbankrutowanych krajów peryferyjnych.
Tak przynajmniej widzą to coraz bardziej eurosceptyczne prawicowe siły polityczne w “północnych” krajach, takich jak Niemcy, Benelux, Finlandia i inne. Dlatego prawicowi politycy coraz głośniej domagają się zakończenia realizacji kolejnych "planów ratunkowych" dla Grecji i innych PIGSów. Pomimo, iż tak naprawdę, "plany ratunkowe" są tak zaprojektowane, by chronić oszczędności w krajach centralnych przed stratami wynikającymi z krachu. W tym sensie, jak to ujął jeden z komentatorów, pomysł, by Grecja stała się kolejnym „Lehman Brothers" jest niedorzeczny. Straty są takie same, z tą różnicą, że interwencja spowodowała przeniesienie strat z ksiąg rachunkowych banków do ksiąg rachunkowych budżetów państwowych. Oczywiście popularne brukowce w państwach północnych lubią podkreślać, że straty zaksięgowane na konto państw peryferyjnych są w całości wynikiem działań samych PIGSów. Ale przecież nowoczesne finanse i skomplikowane funkcjonowanie wzajemnie powiązanych kapitałów nigdy nie były domeną brukowców.
Może się to wydać niewiarygodne, ale faktyczna suma greckiego długu jest stosunkowo dość mała. To około 340 miliardów euro, co może brzmi jak wielka suma, ale nie jest to nie do przełknięcia na skalę europejską. Jak już było wyjaśnione wyżej, nie jest to oczywiście tylko kwestia ekonomii. Ale w kategoriach monetarnych, nawet jeśli "zagrożona wartość" jest niska, tak jak w przypadku Lehman Brothers, reperkusje mogą być bardziej groźne.
Efekt domina instrumentów pochodnych
Groźba efektu domino spowodowanego przez instrumenty pochodne służące do przenoszenia ryzyka kredytowego (tzw. „Credit Default Swaps” czyli CDS [CDS jest umową, w ramach której jedna ze stron transakcji w zamian za uzgodnione wynagrodzenie zgadza się na spłatę długu należnego drugiej stronie transakcji od innego podmiotu – podstawowego dłużnika – w przypadku wystąpienia uzgodnionego w umowie CDS zdarzenia kredytowego (w praktyce zdarzeniem tym jest niespłacenie podstawowego długu przez podstawowego dłużnika) – przyp. tłum.]) pojawiła się znowu. Nie chodzi tu nawet o CDSy oparte na greckich obligacjach skarbowych, których wartość na rynku publicznym wynosi jedynie 5 miliardów euro. Choć więcej może być w obrocie na prywatnym rynku OTC, całkowita wartość obligacji w obrocie raczej nie jest o wiele większa, gdyż więksi inwestorzy, jak fundusz hedgingowy Macro z coraz większą podejrzliwością odnosiły się do skłonności UE do manipulowania zdarzeniami kredytowymi [których spełnienie się wymusza realizację obietnicy spłaty długu przez stronę umów CDS – przyp. tłum]. Jak już zostało powiedziane, jest to bardziej kryzys bankowy. Pożyczki płynące z banków z krajów centralnych do banków z krajów peryferyjnych zostały oplecione pajęczyną instrumentów CDS.
Widmo “epidemii” krąży po europejskich salonach. Upadek greckich banków spowodowany przez ich niewypłacalność, mógłby mieć reperkusje dla garstki globalnych banków, które sprzedają 95% wszystkich instrumentów CDS na międzynarodowym rynku finansowym. Te giganty są tak ściśle ze sobą powiązane, stanowiąc dla siebie wzajemną gwarancję, że upadek któregokolwiek z tych banków mógłby spowodować upadek pozostałych, jak w grze w kręgle. Inne powiązania finansowe krajów PIGS z resztą UE i światowego systemu finansowego mogą spowodować, że upadek w Grecji mógłby stać się równie poważny, co wstrząsy spowodowane problemami AIG w 2008 r.
Od początku roku było jasne, że “plan ratunkowy” uzgodniony w maju będzie trwać aż do początku 2012 r., a więc zajdzie konieczność uzgodnienia drugiego planu. Podczas negocjacji dotyczących drugiego planu, powstały różnice pomiędzy jedną frakcją, czyli Francją i EBC, oraz drugą frakcją, czyli administracją Angeli Merkel. Niemcy naciskały, by część kosztów pomocy ponieśli prywatni wierzyciele posiadający greckie obligacje skarbowe, za pomocą przymusowej wymiany obecnych obligacji na obligacje z opóźnionym o 7 lat okresem spłaty.
Zamieszki otrzeźwiają
Zamieszki w Grecji, które miały miejsce podczas strajku generalnego, spowodowały, że rząd Niemiec szybko postanowił, że konieczny jest zjednoczony front państw centralnych. Merkel i Sarkozy spotkali się w Berlinie, by oznajmić, że zeszli ze ścieżki wojennej i że wyrzucono do kosza plan ministra finansów Schauble’a, polegający na przeniesieniu strat na wierzycieli posiadających obligacje. Jednak nie wszystkie przeszkody zostały przezwyciężone, gdyż MFW ogłosiło powołując się na nikomu nie znany zapis, że nie wypłaci kolejnej transzy kredytu o wartości 12 miliardów euro, dopóki grecki parlament nie przegłosuje najnowszych ustaw oszczędnościowych.
USA, za pośrednictwem swojego figuranta, pełniącego obowiązki szefa MFW Johna Lipsky’ego, wykorzystało okazję, by skorzystać na kryzysie. Lipsky zablokował wypłatę (na prośbę Tima Geithnera, Sekretarza Skarbu USA) i wydał oświadczenie wzywające eurokratów do wspólnego działania i ostrzegając przed groźnymi konsekwencjami kłótni. Władze w Waszyngtonie z przyjemnością popsuły szyki europejskim rządom, właśnie wtedy, gdy atmosfera w Atenach stawała się nieco zbyt gorąca i władze zastanawiały się czy nie wycofać się z tej gry w cykora.
Ale dlaczego władze Niemiec popychały w innym kierunku, niż władze Fracji i EBC? Stanowisko EBC zostało wyjaśnione powyżej, a stanowisko Francji też daje się sprowadzić do kwestii finansowych. Francuskie banki i korporacje udzieliły prawie cztery razy tyle pożyczek Grecji, co Niemieckie banki i firmy.
Ale są też polityczne różnice pomiędzy stanowiskiem Francji i Niemiec. Pozycja chadeckiej koalicji Angeli Merkel w Niemczech staje się coraz bardziej niepewna. Zdaniem cyników, plan Schauble’a i Merkel, by prywatni pożyczkodawcy pokryli część strat, został zaprojektowany na potrzeby niemieckich wyborców, oburzonych wykorzystywaniem podatków do ratowania - jak piszą brukowce - "leniwych, skorumpowanych i niekompetentnych południowców" (do tej kategorii zaliczono też Irlandczyków).
Europa transferów
Zwiększający się eurosceptycyzm prawicy w “północnych” krajach dotyczy tzw. „Europy transferów”, czyli z ich punktu widzenia, transferu pieniędzy od wydajnych i pracowitych mieszkańców "północy" do "leniwych i nieodpowiedzialnych pijawek z południa". Tak naprawdę, już teraz mamy do czynienia z Europą transferów. Ale te transfery bogactwa płyną w drugą stronę: od krajów peryferyjnych do krajów centrum. Tak zwane „plany ratunkowe” są tylko kolejnymi pożyczkami, na oprocentowaniu znacznie przewyższającym koszt pożyczek zaciągniętych na potrzeby „planu ratunkowego” przez kraje centralne. Efektem pożyczek dla Grecji, Irlandii i Portugalii, których brokerem były EBC i MFW, będzie transfer pieniędzy od pożyczkobiorców do pożyczkodawców.
To jest sedno problemu. W jakimkolwiek wspólnym systemie monetarnym, zjednoczonych Niemczech, Jugosławii po 1989 r., czy w byłym Imperium Brytyjskim, gdy na początku istnieje nierówność, system transferów funkcjonuje przez cały czas, w taki lub inny sposób. W starym modelu imperialnym, gdy uderzały kryzysy, regiony centrum starały się zepchnąć negatywne skutki ekonomicznej zapaści, bezrobocia i ubóstwa na ludność peryferiów, tak aby utrzymać lojalność pracowników w centrum. Model wspólnoty zakładałby transfer pieniędzy w przeciwnym kierunku, od bogatszych regionów, do biedniejszych. Taki model wdrażały Zachodnie Niemcy po zjednoczeniu.
Niemożliwy jest tylko model utopii neoliberalnej, na którym oparta jest strefa euro i który zakłada, że we wspólnej przestrzeni gospodarczej nie będzie żadnych transferów pomiędzy krajami. Wiadomo było, że ten domek z kart rozleci się przy pierwszym kryzysie. No i kryzys właśnie nastąpił. Przyszedł czas podjęcia decyzji.
Nic w sumie dziwnego, że prawica preferuje imperialny model jedności europejskiej – prawica pozostaje sobą. Jak powiedział Marx, historia się powtarza, najpierw jako tragedia, potem jako farsa. Czas imperiów się skończył, a jakakolwiek próba utworzenia strefy euro na modelu imperialnym jest skazana na sromotną porażkę. To już nie jest epoka walki na karabiny maszynowe przeciw łukom i dzidom. Rozpad Jugosławii też to uświadomił. W XIX wieku i wczesnym XX wieku imperia posiadały uprzemysłowione centrum i znacznie większe peryferia, znajdujące się na przed-kapitalistycznym etapie rozwoju. Dziś, liczby są odwrócone. Kraje peryferiów stanowią jedynie ułamek populacji krajów centrum. Pomysł, by te kraje pokryły wszystkie straty krachu banków centrum jest niemożliwy z matematycznego punktu widzenia. Dlatego tak wielu komentatorów uważa, że rozpad strefy euro jest jedynym wyjściem z impasu.
Odmowa posłuszeństwa
Nie da się jednak utworzyć modelu wspólnoty za pomocą odgórnych metod. Tylko aktywny udział zwykłych ludzi może zbudować solidarność, która będzie w stanie przekroczyć narodowe granice. W krajach peryferyjnych, ten aktywny udział musi się zacząć od odmowy - odmowy poddania się wewnętrznej kolonizacji i opór wobec imperialnej konstytucji euro-strefy.
Pracownicy w Grecji wyszli na ulice, by oblegać Parlament debatujący nad kolejnymi cięciami socjalnymi, w i tak już zdewastowanym kraju. Pracownicy w Irlandii, Portugalii, Hiszpanii i innych krajach będą się im przyglądać i im kibicować, czekając na dzień, kiedy sami podejmą walkę przeciwko traktowaniu ich jak mieszkańców peryferiów imperium. Zobaczymy, kto pierwszy będzie miał cykora.
Paul Bowman
Tłumaczenie tekstu opublikowanego na anarkismo.net
Rząd zamierza ustalić minimalne wynagrodzenie na poziomie 1500 zł
Yak, Pią, 2011-07-22 17:22 Kraj | Gospodarka | Prawa pracownika | UbóstwoPo fiasku negocjacji na forum Trójstronnej Komisji do Spraw Społeczno-Gospodarczych w sprawie wysokości minimalnego wynagrodzenia za pracę na przyszły rok, Rada Ministrów zamierza wydać rozporządzenie podwyższające minimalne wynagrodzenia z 1386 zł do 1500 zł. Zmiana miałaby obowiązywać od 1 stycznia 2012 r. Projekt rozporządzenia znajduje się na stronie Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej.
Poziom 1500 zł odpowiada propozycjom związkowców prezentowanym podczas negocjacji w zeszłym roku. Według aktualnego stanowiska związków, minimalne wynagrodzenie powinno wynieść co najmniej 1596 zł.
Diagnoza Społeczna 2011: Bogaci coraz bogatsi, biedni coraz biedniejsi
Tomasso, Czw, 2011-07-14 18:44 Kraj | Gospodarka | UbóstwoDwa lata temu najbogatsze 10 proc. społeczeństwa miało dochody 3,96 razy wyższe niż najuboższe 10 procent. W tym roku ta różnica wynosi 4,19 razy. Takie wnioski płyną z zaprezentowanej wczoraj najnowszej Diagnozy Społecznej 2011. Badanie przeprowadzono na 26 tys. Polaków pod kierownictwem socjologa profesora Janusza Czapińskiego.W badaniach widać też spadek zamożności najuboższej grupy Polaków. Po uwzględnieniu inflacji średni dochód na osobę w najmniej zamożnych rodzinach zmalał z 638 do 620 zł.
Coraz bardziej stabilizuje się podział społeczny według dochodów. Ponad 60 proc. Polaków, którzy w 2009 roku pozostawali w jednej piątej najbiedniejszej części społeczeństwa, w tym roku wciąż są w tej grupie. Podobnie aż blisko 70 proc. należących do jednej piątej najlepiej zarabiających utrzymało swój wysoki status. Czyli nie tylko coraz trudniej jest wydostać się z grupy najbiedniejszych, ale i trudniej awansować do tej najzamożniejszej.
W stolicy coraz większa rzesza urzędników
Renegade, Śro, 2011-07-13 13:34 Kraj | Gospodarka | Tacy są politycyW ciągu blisko pięciu lat rządów Hanny Gronkiewicz-Waltz w warszawskim ratuszu przybyło ponad 1,8 tys. urzędników. A drugie tyle w warszawskich szpitalach i ZOZ-ach - donosi "Życie Warszawy". W 2006 roku, gdy Gdy Hanna Gronkiewicz-Waltz po raz pierwszy obejmowała prezydenturę stolicy, w urzędzie pracowało 5,7 tys. pracowników. 3,4 tys. w ratuszu i 2,3 tys. w urzędach dzielnic.
Dziś rządzi nami ponad 7,5-tysięczna rzesza samorządowców, nie licząc wybieralnych zarządów dzielnic i samego prezydenta. Utrzymanie tej administracji będzie kosztować w 2011 roku 857 mln zł, czyli ok. 10 proc. budżetu.