Kraj

Za śmiecenie do więzienia?

Kraj | Ekologia/Prawa zwierząt

Ministerstwo środowiska planuje zaostrzyć przepisy kodeksu karnego, czego wymaga Unia Europejska. Mają czas do końca roku. W kodeksie karnym za zanieczyszczenie wody, powietrza lub ziemi, które może zagrozić zdrowiu lub skazić świat roślinny i zwierzęcy, ma grozić od trzech do pięciu lat więzienia. Jeszcze ostrzejsze sankcje przewiduje się, gdy następstwem zanieczyszczenia jest ciężki uszczerbek na zdrowiu człowieka lub poważne zatrucie środowiska. Wtedy sprawca ma podlegać karze 12 lat więzienia. To tyle, ile grozi dziś za spowodowanie śmiertelnego wypadku podczas jazdy po pijanemu lub uprawianie seksu z osobą nieletnią.

Do tej pory rocznie za przestępstwa przeciw środowisku karano w Polsce średnio ok. 50 – 60 osób. Najczęściej grzywnami. Nigdy nie zajmował się tymi wyrokami Sąd Najwyższy, co jest dowodem, że orzekane kary były raczej niskie, więc skazani nie odwoływali się od nich.

Jedzenie Zamiast Bomb przyczyną biedy?

Kraj | Represje | Tacy są politycy | Ubóstwo

W niedzielę 18 kwietnia, o godzinie 16.45 na Dworcu Zachodnim w Poznaniu, pojawili się jak co tydzień aktywiści Jedzenie Zamiast Bomb (JZB).

Niedługo po rozpoczęciu rozdawania darmowego jedzenia dla potrzebujących, pojawiła się policja w towarzystwie strażnika ochrony kolei. Policja przystąpiła do rutynowych czynności, czyli: spisywania aktywistów, fotografowania ich i banerów...

Czegóż to można było dowiedzieć się od policjantów: "że to szczytna akcja, ja to rozumiem", "musimy was wylegitymować, bo jak któryś z bezdomnych umrze po waszym jedzeniu to kto będzie winien", "sformalizujcie swoją działalność... gdybyście mieli bar..." i tym podobne.

Ekologiczny Nobel dla Małgorzaty Górskiej

Kraj | Ekologia/Prawa zwierząt

 Małgorzata Górska GórskaMałgorzata Górska, mieszkanka niewielkiej wsi na skraju biebrzańskich bagien, dyplomowana ekolog, odebrała w San Francisco nagrodę Fundacji Goldmanów, zwaną "Ekologicznym Noblem". Polkę uhonorowano za kampanię na rzecz ocalenia Doliny Rospudy przed planami budowy drogi międzynarodowej Via Baltica. Nagroda, której towarzyszy czek na 150 tys. dolarów, przyznawana jest aktywistom działającym na rzecz ochrony środowiska. Co roku otrzymuje ją sześć osób, po jednej z każdego kontynentu.

Przeczytaj:
Polka Małgorzata Górska jednym z sześciu laureatów Nagrody Goldmanów

Pocztówka z przerobionym anarchistycznym graffiti w CIM

Kraj | Ruch anarchistyczny | Tacy są politycy

W Centrum Informacji Miejskiej w Poznaniu można kupić kartkę pocztową, zatytułowaną „Poznań, na ul. Mostowej...”, autorstwa Zygmunta Gajewskiego. Kosztuje złotówkę. Widać na niej fragment muru ze Starego Miasta, na którym widnieje graffiti z hasłem „Marzysz o czterech kółkach, kup sobie dwa rowery!” oraz postacią zwaną „Anarchikiem”.

Osoby, które widziały to graffiti, po bliższym przyjrzeniu dostrzegą, że wydawca komputerowo przerobił oryginalny mural. W rzeczywistości podpisany jest on symbolem „A” wpisanym w okrąg – używanym przez anarchistów. Również drugi symbol, znajdujący się pod „Anarchikiem”, został niewybrednie przerobiony, gdyż na pocztówce w tym miejscu widać źle wyretuszowaną plamę. Po obu symbolach pozostały same kółka.

Obawa wydawcy przed promowaniem anarchistycznych symboli może tylko bawić. Jednak fakt, że pocztówkę można zakupić w miejskiej placówce, mającej służyć promocji miasta, obnaża hipokryzję władzy. Po pierwsze, większości poznańskich rowerzystów i rowerzystek znany jest fatalny stan dróg rowerowych w mieście, a raczej ich brak, oraz ignorowanie postulatów organizacji rowerowych przez urzędników miejskich (więcej na ten temat).

Władze sprzedały amerykańskim koncernom gaz łupkowy za bezcen

Kraj | Gospodarka

Polskie władze przyznają licencje koncernom, które planują odwierty w rejonach występowania gazu łupkowego, po stawkach o wiele niższych niż te obowiązujące na świecie - alarmuje Gazeta Finansowa. Niedawno dziennikarze RMF FM dotarli do umów licencyjnych jednego z takich przedsiębiorstw. Wynika z nich, że Polska dostanie w postaci opłaty licencyjnej góra 1 proc. przychodu z wydobycia gazu. Dla porównania w USA stawki te wynoszą 20 proc. Nawet przedstawiciele firm wydobywczych przyznają, że stawki te są bardzo niskie. W rozmowie z „The Times” jeden z nich podkreślił, że warunki finansowe w Polsce są wręcz najkorzystniejsze na świecie.

Wielu analityków wskazuje, że kraj uzależniony od dostaw tego surowca z jednego kierunku (tak jak Polska od Rosji) powinien własnoręcznie sprawować pełną kontrolę nad tak cennymi złożami. Tym bardziej, że w kraju działa wiele przedsiębiorstw, które dysponują odpowiednimi technologiami, zapleczem logistycznym i kadrowym, zdolnym do samodzielnego wydobycia - piszą dziennikarze GF. „The Economist”, w swej analizie pod koniec ubiegłego roku wskazuje, że polski gaz łupkowy może zmienić układ sił energetycznych w tej części kontynentu i uniezależnić gospodarkę polską od dostaw z Rosji. Dlaczego więc licencje na wydobycie znalazły się w rękach takich firm jak, Exxon, Chevron, Conoco oraz BNK Petroleum czy San Leon Energy?

Pokłady gazu łupkowego w Polsce są szacowane na 120 lat zapotrzebowania całego kraju na ten surowiec.

60-80 tys. na Placu Piłsudskiego żegna ofiary katastrofy w Smoleńsku

Kraj

W Warszawie na pl. Piłsudskiego odbywają się państwowo-kościelne uroczystości żałobne w intencji ofiar wypadku w Smoleńsku sprzed tygodnia.

Mimo zapowiedzi władz i mediów, że spodziewane jest od pół miliona do nawet miliona obecnych, na pl. Piłsudskiego znalazło się, wg. szacunków policji, ok. 60-80 tys. osób przybyłych z całego kraju. Obrzędy religijne jeszcze się nie zakończyły, ale ludzie zaczęli się rozchodzić.

Poznań: Miasto dla rowerów!

Kraj | Kultura | Protesty

 Miasto dla rowerów!15 kwietnia o godzinie 13:00 odbyła się pikieta pod Urzędem Miasta, mająca na celu zwrócenie uwagi władz Poznania na problem ruchu rowerowego. Zgromadziła kilkudziesięciu rowerzystów. Władze jednak wyjątkowo zadbały o ich bezpieczeństwo wysyłając 3 radiowozy pełne policjantów, którzy wylegitymowali większość z obecnych na Placu Kolegiackim. Mimo tych początkowych utrudnień przedstawiliśmy sytuację na poznańskich ulicach, ubogich w drogi rowerowe, które jeśli już są budowane, powstają daleko od centrum. Padły słowa krytyki względem konsultowania projektów dróg, odrzucania postulatów rowerowych organizacji, które nie zgadzają się na najprostsze w realizacji rozwiązania. Piętnowano brak środków w budżecie miasta, które pozwoliłyby na budowę sieci dróg rowerowych według dobrych standardów.

Wywołany do wypowiedzi Andrzej Billert z Zarządu Dróg Miejskich powiedział, że obecny nakład budżetu pozwoli na zbudowanie przez najbliższe 2 lata 15 kilometrów dróg rowerowych. W takim tempie budowa odpowiadającej wielkości Poznania 300 kilometrowej sieci dróg rowerowych zajmie 30 lat!!! Jednak urzędnicy z ZDMu nie uważają, że należy ten proces przyspieszyć- twierdzą, że nie jest, przecież, tak źle. Statystki mówią jednak same za siebie - mamy najwyższy procent śmiertelności rowerzystów w Unii Europejskiej, rocznie ginie ich na drogach około 500, a 5 tysięcy zostaje poszkodowanych w wyniku kolizji.

Najnowsza "Zapłata" już do pobrania!

Kraj | Pliki PDF | Prawa pracownika | Protesty | Ruch anarchistyczny | Strajk

 Najnowszy numer Zapłata już do pobrania!Ukazał się kolejny numer pisma Związku Syndykalistów Polski "Zapłata" (kwiecień – czerwiec 2010) skierowanego do środowisk pracowniczych.

W najnowszym numerze m.in.:
- Czym jest prekaryzacja?
- Pracodawca proponuje umowę śmieciową - co robić?
- Akcje pod biurami Start People na temat pracy tymczasowej
- Wywiad z pracownikiem tymczasowym poszkodowanym przez agencję Groen Flex (2009 r.)
- Prawa pracownika tymczasowego
- Pikiety pod Green Way’em
- Wrocławska gastronomia – chińskie standardy w centrum Europy
- Rozstrzygnięcie konkursu "Najgorszy Pracodawca 2009"
- Warszawa: Bezkarność, bezradność i obojętność na budowie Stadionu Narodowego
- Słowacja YURA: Władza Szefów i Władza Pracowników. Taktyki i
Możliwości
- W obronie praw związkowych w Niemczech: Protest solidarnościowy z FAU
- Protest doktorancki

„Zapłata” do pobrania w formacie PDF.

Wrocław: Protest pod biurem agencji Start People

Kraj | Prawa pracownika | Protesty

Dzisiaj, w godzinach popołudniowych, we Wrocławiu na ul. Rejtana 1, przed biurem agencji pracy tymczasowej Start People odbyła się pikieta zorganizowana przez Związek Syndykalistów Polski w ramach międzynarodowej kampanii Międzynarodowego Stowarzyszenia Pracowników, którego ZSP jest członkiem.

Pikieta dotyczyła sprawy pracownicy firmy Start People w Hiszpanii, będącej członkinią związku CNT, która została zwolniona z pracy na rzecz Qualytel tylko dlatego, że odmówiła podpisania aneksu do umowy, który umożliwiałby pracodawcy potrącenie wstecz kwot z wypłaconego już wynagrodzenia. Firma później przyznała, że zwolnienie pracownicy było niesprawiedliwe i że w ramach ugody pracownica otrzyma odszkodowanie. Jednakże kobieta postanowiła domagać się sądownie przywrócenia do pracy.

Kierownictwu firmy zostało przekazane pismo, w którym Związek Syndykalistów Polski wyraża swoje oburzenie sytuacją jaka zaistniała w hiszpańskim oddziale agencji pracy tymczasowej firmy. [Przeczytaj pełną treść listu, PDF] Przechodniom natomiast rozdano najnowszy numer gazety "Zapłata" poświęcony problemom pracowników tymczasowych, prekaryzacji i śmieciowych umów o pracę.

Mam gdzieś Wawel

Kraj | Publicystyka

Nie cierpię Wawelu. Nie cierpię tego typu miejsc bogoojczyźnianych pielgrzymek i narodowych uniesień. Nie cierpię kapiących przepychem, złotem i purpurą ołtarzy monarchii. Wraz z zachwytami nad nimi, wraz z ciszą nakazaną tam zwyczajami lub przez wszędobylskie tablice subordynujące, wraz z zadzieraniem głowy, by spoglądać w srogie, poważne, dostojne twarze sportretowanych królów, wciąż oddaje się hołd staremu porządkowi.

Stiuki, wazy, gobeliny, mozaiki, rzeźby, żyrandole, portrety dam, obrazy bitew, historie królewskich rodów to przejawy epok, które je stworzyły, to zapis ówczesnych gustów, to przejaw zasobności dworu. To butne manifestacje przepaści, jaka dzieliła władających od poddanych. Wozimy tam kolejne szkolne roczniki z całej Polski. Zmuszamy dzieci, by na te widoki pokorniały. Szkolimy w podziwianiu autorytarnej, nieznoszącej sprzeciwu, aroganckiej władzy. Uczymy je nostalgii wobec tamtych czasów. Czasów zmitologizowanych jako „złote”. Pełnych dzielnych rycerzy z mieczami, pięknie śpiących królewien i wielce mądrych królów. To z nimi utożsamia się kwiat młodzieży polskiej, bo na Wawelu próżno szukać znaków, że za czasów monarchii żył - i jak żył - ktokolwiek poza rodziną królewską, dworem i obsługującymi go artystami. Nikt zwiedzającym Wawel nie powie, że w tamtych czasach nie na tron mieliby szanse, lecz na odrabianie pańszczyzny, opłakiwanie synów wcielanych do armii albo patrzenie, jak bezkarność panów niszczy życie najpierw im, a potem ich córkom. Bo na Wawelu nie ma historii choćby tych, którzy go budowali własnymi rękami. Ani tych, którzy musieli wykarmić jego dwór. Nie ma tam pamiątek po ludziach, którzy feudalizmu czcić nie mają za co. Chętniej by go przeklęli.

Prawomocna historia państwa, a za nią historia jako szkolny przedmiot nauczania, to wciąż historia zwycięzców. Nie tylko międzykrajowych wyżynanek, na które kolejni władcy, błogosławieni przez kolejnych biskupów, wysyłali tabuny ludzi. Także tych wewnętrznych, których jedynym zwycięstwem, traktowanym jak zasługa, było urodzić się w odpowiedniej rodzinie.

Już nie wypada jawnie głosić, że komuś się z urodzenia bardziej należy niż innym, więc demokracje wynalazły rozmaite sposoby, by przywileje urodzenia ukryć pod pozorami, z których najcwańszym jest tzw. powszechny dostęp do edukacji. Pielgrzymując do miejsc takich jak Wawel - zamiast traktować je jako dokumenty historii - wciąż jednak afirmujemy najbardziej arbitralne hierarchie i porządek, który je podtrzymywał. To, co wzbudza estetyczne ochy i achy to nic innego jak znaki przemocy, dzięki której władza mogła być utrzymana. Na lekcjach historii każdą rewolucję przedstawia się jako atak rozjuszonej, brudnej, chamskiej tłuszczy na delikatnych, wrażliwych na sztukę, dystyngowanych władców. Wawel to epoka świetności tych ostatnich. To wcielenie właściwego stosunku do nich - pełnego nabożnego podziwu, ewentualnie niezrozumienia. To przypominanie tłuszczy, że wobec władców przybierają rozmiary mrówek. Wciąż to sobie robimy. Wciąż robimy to naszym dzieciom.

Czego tu zatem bronić przed tragicznie zmarłym prezydentem? Co to znaczy, że ktoś „nie zasłużył” na Wawel? Jeśli ktoś ma być na Wawelu, to niech to będą właśnie konserwatyści, tęsknie usposobieni do czasów, gdy władza nie musiała się z niczego tłumaczyć. Ja traktuję grób na Wawelu jako przejaw alienacji władzy. Tej dosłownej lub tej, która objawia się w polu kultury. Osobiście chciałabym być pochowana wśród świata, którego częścią się czułam i który przyjmował mnie jako swoją część. Jeśli rodzina pary prezydenckiej stwierdziła, że takim właśnie światem był dla zmarłych Wawel - czemu im go odmawiać?

Broniąc pałacu przed królem, wciąż dajemy wyraz przywiązania do idei pałacu.

Anna Zawadzka
(tekst ukazał się na jej blogu na portalu Lewica.pl)

Poznań: Prokuratura odmawia wszczęcia dochodzenia o przekroczenie uprawnień policji podczas pacyfikacji protestu pod MTP

Kraj | Protesty | Represje | Tacy są politycy

 Pacyfikacja anarchistów w PoznaniuProkuratura Rejonowa Poznań-Grunwald odmówiła wszczęcia śledztwa we wszystkich sprawach o przekroczenie uprawnień przez funkcjonariuszy policji podczas pacyfikacji protestu na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich (MTP) 8 marca b.r. Jednak zgodnie z prawem grunwaldzka prokuratura nie powinna zajmować się tą sprawą

8 marca b.r. na terenie MTP odbywał się Kongres 20-lecia Samorządu Terytorialnego, w którym udział wzięło ok. tysiąca wójtów, burmistrzów, prezydentów, starostów i marszałków miast polskich. Przed jego rozpoczęciem środowiska związane ze skłotem Rozbrat i poznańska Federacja Anarchistyczna zorganizowały pikietę. Protestujący pod hasłami „Miasto to nie firma. Rozbrat zostaje” – zablokowali wjazd, a następnie weszli nie zatrzymani na teren targów. Tam zostali zaatakowani przez siły prewencji policji. Wiele osób zostało dotkliwie pobitych, 38 zatrzymano i przewieziono na komisariat. Policjanci z taką siłą okładali nieuzbrojonych demonstrantów, że niektórym połamały się, wykonane ze specjalnego tworzywa, pałki.

Kolejne protesty przeciwko pochówkowi Lecha Kaczyńskiego na Wawelu

Kraj | Protesty

Dziś odbyła się kolejna seria protestów w całym kraju przeciwko pochówkowi Lecha Kaczyńskiego na Wawelu. Największa, kilkusetosobowa odbyła się w Krakowie pod kurią, gdzie doszło do spotkania dwóch demonstracji - jednej większej przeciwko pochówkowi na Wawelu oraz mniejszej za pochówkiem. Doszło do wymiany zdań. Obie grupy rozdzielał kordon policji.

Do podobnych akcji doszło w Warszawie na pl. Defilad, gdzie zebrało się ok. 200 osób. W Poznaniu zebrało się ok. 100 osób na pl. Wolności. Niemal 100 osób było także pod wrocławską katedrą, gdzie dwie osoby rozwinęły transparent "Nie na Wawelu". Zbierano podpisy pod petycją do kurii krakowskiej. W Gdańsku pod Fontanną Neptuna, zebrała się w tym celu niewielka grupa osób. Było też kilku kontrmanifestantów. Podobna grupa zebrała się w Łodzi na pl. Wolności.

Motywacje demonstrujących są bardzo różne. Jedni twierdzą, że to "nieodpowiednie miejsce dla Lecha Kaczyńskiego obok królów i marszałka Piłsudskiego". Inni zaś protestują, bo uważają że w takiej sprawie powinno wypowiedzieć się całe społeczeństwo a nie jedynie kler, jeszcze inni po prostu próbują odreagować w ten sposób rosnący kult jednostki i martyrologiczną pompę lansowaną w mediach.

Protestujący skrzykują się przez Internet, głównie za pomocą Facebooka. Powstało na tym portalu społecznościowym wiele grup poświęconych temu tematowi: od poważnych, po żartobliwe (np. TAK dla Stadionu Narodowego na Wawelu! lub JA też chcę być pochowany/na na Wawelu!) Największa grupa facebookowa, która jednocześnie stanowi zarzewie i koordynatora protestów, liczy obecnie 40 tys. członków, co jak na Facebooka i tak krótki czas od jej założenia, jest dość sporym osiągnięciem.

Piractwo pomaga gospodarce

Kraj | Świat | Gospodarka | Technika

To przemysł rozrywkowy wyolbrzymia problem. Raport kontrolnej instytucji Kongresu Stanów Zjednoczonych, Government Accountability Office, wymienia branże, które na zjawisku piractwa zyskały.
Wśród nich są chociażby sprzedawcy odtwarzaczy MP3, producenci sprzętu telekomunikacyjnego oraz operatorzy telekomunikacyjni dostarczający dostęp do internetu - efekt wzrostu ilości danych, które przez sieć są transferowane

Co więcej, GAO uważa, że piractwo stymuluje innowacyjność gospodarki, choć niekoniecznie w interesie konsumentów. Chodzi tu np. o nowe typy zabezpieczeń materiałów audiowizualnych.
Jednocześnie poddano w wątpliwość dane i raporty przemysłu rozrywkowego, które uparcie twierdzą, że piractwo przynosi im straty
W wątpliwość straty branży muzycznej i filmowej poddają także amerykańskie sądy.

Kraków: Protest przeciwko pochówkowi Lecha Kaczyńskiego na Wawelu

Kraj | Protesty

 Protest pod Kurią Krakowską Około pół tysiąca osób protestowało wczoraj od 20.00 pod krakowską kurią przeciwko decyzji o pochowaniu prezydenta Lecha Kaczyńskiego z małżonką na Wawelu. Decyzję taką podjęła wczoraj rodzina Kaczyńskiego (w tym przede wszystkim jego brat Jarosław) oraz kardynał Dziwisz. "Powązki", "Powązki! Nie Wawel", "Hipokryzja", "Kardynale zmień decyzję" - domagali się protestujący.

Jak informuje TOK FM, na demonstrację przyszli zarówno młodzi jak i starsi krakowianie, niektórzy całymi rodzinami. W ciągu zaledwie kilku godzin skrzyknęli się przez internet i telefony. - Przy całym szacunku dla tragicznie zmarłego prezydenta nie uważamy, by był bohaterem narodowym i zasłużył na pochówek w panteonie narodowym. To przejaw narodowej histerii - mówiła Marzena Chrobak z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Tomasz Kawecki: - powinniśmy honorować za to co się zrobiło dla kraju, a nie za to, jak się umarło.

Przyszło także kilka osób broniący decyzji. Stali z transparentem: "Ateiści ręce precz od kardynała". Wyzywali też zebranych od "rosyjskich najemników". Obyło się jednak bez większych incydentów.

Decyzję o pochówku na Wawelu krytykuje także wielu intelektualistów i historyków. Na Facebooku powstało kilka grup do których zapisują się osoby sprzeciwiające się tej decyzji (np. grupa JA też chcę być pochowany/na na Wawelu!). W sumie na różne grupy zapisały się już tysiące osób.

Dziś o 20.00 pod krakowską kurią kolejny protest w tej sprawie. Dziś o 20.00 również w Warszawie na pl. Defilad, Poznaniu na Placu Wolności, przed pomnikiem Jana III Sobieskiego w Gdańsku oraz we Wrocławiu na pl. Katedralnym odbędą się podobne protesty. .

Rynkowy urok biedy nie do odparcia, czyli gentryfikacja po Berlińsku i Warszawsku

Kraj | Świat | Lokatorzy | Publicystyka | Tacy są politycy | Ubóstwo

Ci, którzy mogą sobie finansowo pozwolić na świadomy wybór miejsca zamieszkania, zbiorowo chcą się przeprowadzać do "fajnych" dzielnic. "Fajne" czytaj: centrum miasta, krajobraz starych, zapomnianych kamienic, atmosfera ulicznego życia mieszkańców, kwitnąca scena alternatywna ratująca przed mieszczańską nudą. A przy okazji tanio. Fantazje klasy średniej, aby być się tej rzeczywistości częścią, stały się narzędziem społecznego wykluczenia i rujnowania przestrzeni miejskiej.

SZALEŃSTWO KONTROLOWANE

W programie każdego ambitnego turysty odwiedzającego duże europejskie miasto jest "wyprawa do dzielnicy alternatywnej". Przedsięwzięcie to ma na celu dodanie wycieczce nutki szaleństwa i spontaniczności. Okazuje się, że nawet dobrze sytuowane, spokojne rodzinki pragną zachwycić się chaotycznym życiem ulicy, popodglądać mieszkańców, których raczej nie zdarzyłoby się im spotkać w swojej grzecznej, wypucowanej okolicy. Spacerując po nowojorskim Brooklynie, berlińskim Kreuzbergu, czy warszawskiej Pradze, fotografują zapuszczone kamienice i wąskie uliczki, na których ku swej uciesze nie natykają się na kolejny moloch H&M, a na małe sklepiki z lokalnymi produktami dla lokalnych nabywców. Analogiczne motywacje kierują ludźmi, którzy marzą o przeprowadzce do "fajnej dzielnicy". Nie chcą mieszkać z podobnymi do siebie ustabilizowanymi mieszczanami. Pragną uczestniczyć w "alternatywnej rzeczywistości", która wydaje im się ciekawsza, atrakcyjniejsza. Za realizację tego pragnienia są w stanie odpowiednio zapłacić. W ten sposób ściągają na swoją wymarzoną okolicę nieodwracalne zmiany, mniej "fajne" dla lokalnych mieszkańców, którzy mieli być barwną dekoracją w życiu entuzjastycznych nowych lokatorów. Jak pokazuje historia "alternatywnych dzielnic" zachodnich, w pewnym momencie chętnych do podziwiania "lokalnego kolorytu" zaczyna być tak dużo, że znika miejsce dla tych, którzy pierwotnie stanowili o atrakcyjności okolicy.

Części miasta cieszące się taką wyjątkową popularnością to zazwyczaj byłe dzielnice robotnicze, położone w centralnej części miasta. Do zapomnianych i bezwartościowych budynków wprowadzają się ludzie nie mający raczej wiele wspólnego z pieniędzmi i karierą: artyści, środowiska kontrkulturowe, społeczni i polityczni kontestatorzy. W dzielnicy "wykluczonych", prócz tego że tanio, wspólnotowo i bez policji (bo kogo interesuje bezpieczeństwo biedaków?), zaczyna kwitnąć odważna sztuka i polityka. Choć na tym etapie krajobraz dzielnicy poważniej się nie zmienia, a lokalni mieszkańcy - być może poza ewentualną konfuzją - skutków nowych migracji specjalnie nie odczuwają, przemiany te zwiastują przyszłe komplikacje. Wiadomo, że jedną ze sprytniejszych, a zarazem skuteczniejszych strategii kapitalistycznych jest tłumienie buntu przez jego utowarowienie. Bunt jest ładny, modny i generalnie sexy. Na tym można nieźle zarobić, a i przy okazji unieszkodliwić tych, którym nie podoba się obowiązujący system.

NUDNA DZIELNICA NUDNYCH LUDZI

Do dzielnic zdobywających sobie powoli sławę "fajnych" i "alternatywnych" sprowadzają się stopniowo studenci, intelektualiści, osoby dobrze wykształcone - ludzie bądź z przyzwoitą sytuacją materialną, bądź z takiej sytuacji perspektywą. Pieniądze do wydania w kieszeniach nowych lokatorów muszą - zgodnie z obowiązującą "logiką rynku" - pociągać za sobą pojawienie się kreatywnych przedsiębiorców, którzy te pieniądze chętnie zagospodarują. Powstają "przemiłe" (ale jakie drogie!) kawiarenki, otwierane są awangardowe (choć dla mniej "awangardowych" mieszkańców - niedostępne) kluby. Czynsze idą w górę, biedniejsi mieszkańcy lądują na bruku. Nie szkodzi - pojawia się więcej przestrzeni dla coraz bogatszych zainteresowanych. Aby sprostać im oczekiwaniom (już mało mającym do czynienia z "alternatywnym życiem"), budynki są restaurowane, odnawiane, upiększane. Obok kawiarenek zaczynają pojawiać się jeszcze droższe sklepy: z wygodnymi ubraniami, ekologiczną żywnością.

Wieloletni mieszkańcy dzielnicy są w ten sposób eksmitowani: bezpośrednio - przez zaporowe ceny czynszów i usług, pośrednio - przez nowobogacką, snobistyczną estetykę życia. Ulica przestaje być spontanicznym miejscem spotkań, przestrzenią artystycznej i politycznej ekspresji. Priorytetem stają się mieszczańskie fetysze czystości - sterylności i przesadnej kontroli wynikającej z histerycznego strachu przed utratą prywatnego mienia. W "wyglansowanej" dzielnicy nie ma już miejsca na sztukę uliczną, graffiti na murach i budynkach. Pierwotnie stanowiły one atrakcję cieszącą oko odwiedzających. Sympatia grzecznych, dobrze sytuowanych odbiorców okazuje się jednak zgubna dla ulicznej twórczości. Zafascynowani nią nowi lokatorzy nieświadomie przynoszą wraz ze swoją przeprowadzką także swoje potrzeby i przyzwyczajenia estetyczne. Ulice są coraz czystsze, budynki odmalowywane, a graffiti sklasyfikowane zostaje jako wandalizm zakłócający porządek. Nowi mieszkańcy ze zmian się cieszą, a władze jeszcze bardziej: czy można wyobrazić sobie wygodniejszą metodę na bezkonfliktowe usunięcie z głównego deptaka napisu: "MIASTO NIE JEST NA SPRZEDAŻ"?

Nowi lokatorzy wnoszą ze sobą także nowoczesny styl życia: "life style" nastawionego na konsumpcję indywidualisty. Model ten, wykreowany przez współczesny kapitalizm, nietrudno zdemaskować jako kolejną strategię władzy. Skrajna indywidualizacja skutecznie uniemożliwia masowy sprzeciw. Poza tym: człowiek pogrążony we własnej alienacji i samotności raczej nie znajdzie czasu ani energii na samodzielne kształtowanie swojego otoczenia. Jednym słowem: czym słabsza wspólnota, tym silniejsza kontrola polityczno-ekonomicznych macek nad jednostkami. Z nowymi, indywidualistycznie nastawionymi mieszkańcami, rozpadowi ulec muszą stopniowo sąsiedzka wspólnota i zażyłe relacje między pochodzącymi z różnych środowisk współlokatorami.

W efekcie dzielnica przestaje być atrakcyjna już nawet dla nowych lokatorów. Zaczyna coraz bardziej przypominać nudne i drogie miejsca, z których zechcieli się jakiś czas temu wyprowadzić. Miejska przestrzeń przestaje się podobać, staje się zbyt oczywistym wyrazem nowobogackich gustów i potrzeb. A przeglądanie się w krzywym zwierciadle jest dla dobrze usytuowanych lokatorów raczej średnio zabawne.

CO SŁYCHAĆ NA BERLIŃSKIM KREUZBERGU

Berlińska dzielnica Kreuzberg jest sztandarowym przykładem opisanych wyżej procesów. Ponad 30% ludności Kreuzbergu to imigranci: głównie z Turcji, ale także Włoch, Polski, Rosji, byłej Jugosławii. Kreuzberg to tradycyjnie dzielnica robotnicza, dziś zamieszkiwana głównie przez niższą klasę średnią i bezrobotnych. Od lat siedemdziesiątych stopniowo zajmowane były na Kreuzbergu opuszczone, zapomniane przez miasto i właścicieli budynki. Zasiedlały je grupy potrzebujące przestrzeni mieszkalnej, wywodzące się z niższych warstw społecznych. Ceny mieszkań i usług, dopasowane do zarobków mieszkańców, do niedawna były najniższe w Berlinie. Dzielnica słynie z alternatywnej sceny artystycznej i radykalnej polityki. Choć granicząca ze ścisłym centrum, do tej pory skutecznie opierała się prywatyzacji i drożyźnie. Z jednej strony silne tradycje masowego, lewicowego protestu, inicjatywa i sieć anarchistycznych squatów, z drugiej strony - duża część budynków pozostawała przez długi czas w rękach spółdzielni mieszkaniowych, chroniących obywateli przed nadchodzącą falą drożyzny.

Dziś oba punkty oparcia są systematycznie unieszkodliwiane. Ogromna większość kamienic znalazła się w prywatnych rękach, często zagranicznych inwestorów. Odgórnie zaplanowane renowacje stały się powszechną zmorą lokatorów, którzy najpierw zmuszani są do mieszkania na "placu budowy", a potem dostają rachunek za dokonane upiększenia w postaci podwyżki czynszów. W ostatnim czasie opłaty za mieszkania, w przeciwieństwie do zarobków, wzrosły błyskawicznie. Obecnie mieszkańcy Kreuzbergu wydają na czynsz średnio 40-50% swoich dochodów (podczas gdy w Monachium nie więcej niż 20-29%).

Umowy z mieszkańcami do niedawna licznych alternatywnych projektów mieszkaniowych są zrywane z byle powodu, jak drzwi na klatce schodowej 1 (rozwiązanie to było konieczne dla realizacji koncepcji domu: połączenie publicznej dostępności i organizacji wydarzeń społeczno-kulturalnych na dolnych piętrach, powierzchnia mieszkalna na wyższych). Squaty i polityczne "Hausprojekte" są systematycznie zastraszane i przeszukiwane przez policję, a mieszkańcy nie raz padają ofiarą policyjnych pałek. To ostatni przypadek ewakuowanego przez nieskromne siły porządkowe (włącznie z helikopterem) projektu Brunnenstrasse 183 oraz bardzo prawdopodobny scenariusz dla takich miejsc jak queerowo-anarchistyczne Liebig 34, czy Rigaer 94.

Do tego dochodzi prywatyzacja przestrzeni publicznej. Projekt Mediaspree - realizowana od lat dziewięćdziesiątych największa berlińska inwestycja, ma na celu zagospodarowanie całego nadrzecznego terenu wzdłuż Szprewy pod ogromne, nowoczesne budynki komunikacyjnych gigantów (między innymi O2, MTV, BASF, Universal Music, Toyota). Budowa nadrzecznych biurowców zagraża ważnym i symbolicznym inicjatywom, takim jak kultowy, reaggowy klub Yaam, czy queerowy Wagenplatz Schwarzer Kanal, organizujący masę wydarzeń kulturalnych i stanowiący schronienie przed wszelkimi formami dyskryminacji. Realizacja Mediaspree wymagała ponadto zniszczenia części East-Side-Gallery, najdłuższego istniejącego kawałka muru berlińskiego, w całości pokrytego graffiti. Budowa kompleksu została po części sfinansowana z publicznych środków: to przecież "projekt społecznego użytku". Obywatelom wystawiono też rachunek za budowę całej infrastruktury koniecznej dla działania Mediaspree (ulice, mosty, oświetlenie). Publicznej przestrzeni zielonej wzdłuż Szprewy powoli można szukać ze świeczką.

Kolejnym sztandarowym przykładem obecnej transformacji Berlina są plany zagospodarowania zamkniętego w październiku 2008, położonego na południe od Kreuzbergu lotniska Tempelhof. Mimo masowego sprzeciwu mieszkańców2 oraz alternatywnych projektów zagospodarowania Tempelhof jako przestrzeni publicznej, teren został sprzedany prywatnym firmom. Te zbudują na terenie gigantyczne, grodzone osiedle luksusowych apartamentów Columbia-Quartier. Na 10,6 hektarach przestrzeni powstanie 1500 "innowacyjnych, ekologicznych apartamentów". Na sąsiadującym na wschodzie z Tempelhof 8,5 hektarach Schillerkiez zbudowane zostanie dalszych 1200 luksusowych mieszkań. W południowej części miasta, na granicy ubogich dzielnic Tempelhof, Neuköln i Kreuzberg powstanie ogromna przestrzeń dla bogaczy, chroniona płotem i kamerami przed obecnością pozostałych mieszkańców dzielnic.

AKUMULACJA - EWAKUACJA

W tekstach odnoszących się do realiów niemieckich, czy brytyjskich traktuje się najczęściej o "pionierach" (osobach które jako pierwsze zasiedlają pustostany i zniszczone budynki, zmieniając dzielnicę twórczą działalnością) oraz "gentryfikatorach", będących konsumentami artystycznej i społecznej działalności tych pierwszych. Ich "wkładem" w okolicę są już głównie pieniądze. Trudno jednak wtłoczyć w wąskie socjologiczne kategorie przykładowo studentów, którzy - być może pierwotnie idealistyczni i bez specjalnych środków do życia, stają się z czasem nobliwymi pracownikami TVP, czy Gazety Wyborczej. Trudno też, aby przez "artystę" automatycznie rozumieć osobę krytyczną społecznie, która zastanawia się nad szerszym kontekstem otwarcia drogiej galerii na warszawskiej Pradze. Jednocześnie, pozostanie na poziomie analizy miejskiej fluktuacji warstw społecznych nie nasuwa jeszcze żadnej konstruktywnej odpowiedzi na pytanie, jak poradzić sobie ze zjawiskiem zwanym gentryfikacją3.

Urbanizacja i transformacja struktury miejskiej jest wyrazem przemiany kapitalizmu i wynika z logiki systemu. Kapitał dąży do wiecznego pomnażania i akumulacji, stosując coraz to nowsze i bardziej kreatywne strategie. Każda faza kapitalizmu niesie ze sobą określone wyobrażenie miasta, w których system produkcji mógłby się idealnie realizować. Począwszy od ciasnego miasta przemysłowego, oferującego małe, brudne klitki robotnicze, miasto przejęło z czasem funkcję manifestacji klasowej władzy, a przy okazji imperialnej potęgi. Slumsy wypierane były stopniowo przez zastępy szerokich ulic zastawionych kamienicami. Ideałem miasta nowoczesnego stała się przestrzeń funkcjonalnie podzielona, w której klasa średnia znajduje dla siebie przytulny kącik na przedmieściach, robotnicy mniej przytulny kącik na blokowiskach, zaś centrum to miejsce poszkodowanych społecznie nieudaczników. To, w jakim kierunku zmieniają się współcześnie zachodnie miasta, związane jest stricte z neoliberalnym stadium kapitalizmu gruntownie przekształcającym społeczeństwa. Śródmieście zajmują nie masy robotnicze, a ludzie parający się szeroko pojętym handlem i usługami. "Od lat siedemdziesiątych rozpoczyna się ruch wsteczny w kierunku centrum, związany z nowym stylem życia opartym na dziale usług."4 Centrum staje się przede wszystkim miejscem handlu i konsumpcji, a zarazem przestrzenną manifestacją społecznego uprzywilejowania. Obok siedzib koncernów, instytucji politycznych i luksusowych sklepów centralna część miasta oferować ma mieszkania dla społecznych elit.

Kluczowym elementem systemu neoliberalnego jest zarazem nowa forma globalnej organizacji pracy. Coraz ważniejszą rolę w produkcji bogactwa odgrywa międzynarodowy rynek finansowy. Miasta muszą konkurować o światowych inwestorów, a przestrzeń miejska jest świadomie kształtowana tak, aby obiecywała pewny zysk.

GDZIE W TYM WSZYSTKIM ROLA PAŃSTWA

Integralnym elementem neoliberalnego systemu kształtującego przestrzeń miejską jest polityka państwa. Akceptując kapitalizm jako taki, trudno oczekiwać radykalnych państwowych instrumentów hamujących procesy urynkawiania przestrzeni miejskiej. Gentryfikacja jest polityką państwową (tyle tylko że zamaskowaną pod pojęciem "rewitalizacji"), a postępujące procesy podwyższania rynkowej wartości centralnie położonych dzielnic przedstawiane są z dumą jako oficjalne sukcesy. "Urzędnicy, politycy i inni od lat próbują sprzedać Pragę jako dzielnicę, która zmienia się, w którą warto inwestować. Obraz rewitalizacji w dokumentach promujących ten pomysł brzmi nieźle: tu będziemy otwierać więcej miejsc kultury, będą inwestycje, będzie więcej miejsc pracy, będziemy remontować kamienice. A kto nie chce, aby jego stara, rozpadająca się kamienica nareszcie została wyremontowana? (...) Ale podstawą muszą być przystępne ceny lokali. Bez tego wielu mieszkańców Pragi nie będzie tu mogło zostać. Tworzy się błędne koło: im więcej atrakcji będzie na Pradze, tym więcej ludzie będą mogli zarobić na spekulacji nieruchomościami, na wynajmie mieszkań itd. Ceny pójdą w górę."5 Warunki mieszkalne się polepszą, ale to nie obecni mieszkańcy są tych zmian adresatem. Ludzie biedni, starsi, bezrobotni, słabo wykształceni stają się przeszkodą na drodze do rentowności i atrakcyjności dzielnicy.

Elementem polityki państwa musi być przystosowywanie się do nowych form zarządzania. Oznacza to masowe prywatyzowanie dóbr publicznych: budynków i spółdzielni mieszkaniowych, transportu, wody, prądu, bezpieczeństwa, edukacji, opieki... Tym samym to do zagranicznych koncernów zaczyna należeć regulowanie wysokości czynszów, decyzje o zagospodarowaniu budynków i wynajmie mieszkań. Prawo chroni właściciela, co pozbawia obywateli udziału w kształtowaniu ich najbliższego otoczenia. Dwa filary kapitalistycznego państwa: świętość prawa i prywatnej własności, stają się batem na gorzej usytuowanych społecznie i ekonomicznie, odbierając im możliwość samostanowienia.

PRAWO DO MIASTA - JAK JE EGZEKWOWAĆ?

Wydaje się, że jakiekolwiek konstruktywne stanowisko w sprawie intratnej dla inwestorów rewitalizacji dzielnic mieszkalnych musi wykroczyć poza paradygmat obecnej polityki państwa socjaldemokratycznego, funkcjonującego w symbiozie z globalnym neoliberalizmem. Wymaga refleksji nad konsekwencjami systemu opartego na logice akumulacji kapitału, asekurowanej przez system prawny. "Gentryfikacja jest możliwa tylko w społeczeństwach, w których zaspokajanie potrzeb mieszkańców i ich udział w podziale dóbr i usług regulowane są przez rynek i mechanizmy konkurencji. W ten sposób elementarna potrzeba mieszkaniowa, związana ze społecznymi relacjami i strukturą miejską, natyka się na logikę finansowego zysku."6 Sztandarowym hasłem ruchu sprzeciwu wobec procesów gentryfikacji na berlińskim Kreuzbergu, czy w St. Pauli w Hamburgu stał się w związku z tym postulat "prawa do miasta". Odgórnemu przekształcaniu miasta pod dyktando kapitalistycznych potrzeb przeciwstawia się demokratyczną kontrolę nad sposobem produkcji i nad dystrybucją zysku czerpanego z przestrzeni miejskiej. Logiczną taktyką wydaje się zarazem minimalizacja zysku (wartości dodatkowej) jako takiego, jednym słowem: antykonsumpcjonizm. Czym większy popyt na drogie kawiarnie i sklepy, tym więcej ich powstaje.

Wyegzekwowanie prawa do miasta może się powieść jedynie pod warunkiem samoorganizacji i kolektywnego sprzeciwu mieszkańców. Oznacza to świadome przeciwdziałanie tendencjom indywidualizującym i alienacyjnym, zdiagnozowanym wyżej jako ukryta strategia władzy. Pierwszym celem procesów gentryfikacyjnych będą zawsze lewicowe projekty mieszkaniowe, próbujące wypracowywać alternatywną formę kolektywnego życia i działania. Przykładem są trudności, jakie stwarza się projektom we Wrocławiu, Poznaniu, czy Warszawie. Domaganie się demokratycznego kształtowania przestrzeni miejskiej, bojkot konsumpcji i kultu pieniądza, nienadzorowana działalność polityczna, czyli to wszystko, o co chodzi w lewicowych projektach mieszkaniowych, nie może być na rękę polityczno - ekonomicznym elitom. Zachodzi więc mało zaskakująca prawidłowość, że to właśnie pierwotnie bezwartościowe budynki, zagospodarowane pod przestrzenie mieszkalne i zaangażowane społecznie projekty, jako pierwsze okazują się znajdować na obszarze intratnej przebudowy. Za jednym zamachem inwestorzy zarabiają, a polityczne elity neutralizują zbyt ciętego przeciwnika. Dlatego też walka o to, aby alternatywne projekty społeczno - mieszkaniowe nie zniknęły z mapy miasta, leży we wspólnym interesie mieszkańców. W miastach niemieckich walka przeciw gentryfikacji, przybierająca formy demonstracji, społecznych zamieszek, wywierania nacisku na władze miasta, czy squatingu - toczą się od wielu lat. W ten sposób oddolne inicjatywy blokują (lub przynajmniej - manifestując swoje interesy - próbują blokować) samowolę "uatrakcyjniania" dzielnic pod dyktando inwestorów. Póki co, polskie miasta zaliczają powtórkę z rozrywki na Zachodzie, tyle tylko że w przyspieszonym i pod wieloma względami bardziej ekstremalnym wariancie. Można odnieść wrażenie, że tempo i intensywność, z jakimi Polska włączyła się w wolny obieg światowego kapitału, nie pozostawił ani chwili na dynamiczny, oddolny rozwój przestrzeni miejskiej - spontaniczne zagospodarowywanie pustostanów, rozwój inicjatyw społecznych sprzeciwiających się prawu rynkowej opłacalności. Wygrywamy za to światowe konkursy na największe supermarkety i centra handlowe, a grodzone, strzeżone osiedla dla klasy średniej stały się rzadko poddawaną pod rozwagę normą. Najwyższy czas, aby i w Polsce mieszkańcy dopomnieli się o swoje "prawo do miasta". Czas na refleksję, kto steruje procesami przemiany przestrzeni miejskiej i kto czerpie z nich zysk. "Lefebvre miał rację sądząc, że rewolucja będzie albo w pełnym znaczeniu tego słowa miejska, albo nie zdarzy się w ogóle."7 - podsumowuje swój manifest "Prawo do miasta" David Harvey.

Asia Kubiakowska

Przypisy:
1 Przypadek projektu Liebig 14
2 inicjatywy "Tempelhof dla wszystkich" (www.tfa.blogsport), "Zagospodarowanie Tempelhof" (www.nachnutzung-thf.de) i "Czy zesquatowałeś już kiedyś lotnisko" (tempelhof.blogsport.de), - inicjator demonstracji, która 20 czerwca 2009 podjęła stłumioną przez policję próbę symbolicznego zajęcia lotniska.
3 Termin gentryfikacja pochodzi od angielskiego gentry (szlachta). Oznacza proces dążący do nobilitacji miejsca, nadania mu wysokiego statusu, a tym samym podwyższenia jego rynkowej wartości. W praktyce jest to adaptacja starych śródmieść przez nowo powstałą klasę średnią. Naturalnym elementem procesu jest wypieranie mieszkańców gorzej usytuowanych społecznie i ekonomicznie.
4 A. Holm, Die Vergesellschaftung der Stadt na portalu inicjatywy "Wir bleiben alle": wba.blogsport.de
5 Rewitalizacja czy gentryfikacja?, Wolna Praga, No. 6, marzec 2009
6 What the fuck is Gentrification? na portalu inicjatywy "Wir bleiben alle": wba.blogsport.de
7 D. Harvey, The right to the city na portalu inicjatywy "Wir bleiben alle": wba.blogsport.de

Źródła informacji:
Wir bleiben alle!: wba.blogsport.de
A. Holm, Die Vergesellschaftung der Stadt, wba.blogsport.de
D. Harvey, Right to the city, wba.blogsport.de
MieterEcho. Zeitung der Berliner Mietergemeinschaft E.V., nr. 336, październik 2009 i nr. 337, grudzień 2009
Nie chcę się wyprowadzać - czekam na strajk czynszowy, www.lokatorzy.pl

Kanał XML