Lokatorzy

Warszawa: Zablokowana eksmisja na bruk rodziny z 4-letnią córką

Kraj | Lokatorzy

Działacze lokatorscy zablokowali dziś kolejną eksmisję na bruk. Komornik Aleksander Pardus na polecenie burmistrza Dzielnicy Warszawa Praga Południe chciał eksmitować do noclegowni młode małżeństwo wraz z 4-letnią córką Sandrą z mieszkania na ul. Nasielskiej. Determinacji komornika nie zmienił fakt, że wskazana noclegownia wydała na piśmie oświadczenie, że nie przyjmuje pod swój dach osób małoletnich. Miała to być zatem eksmisja na bruk.

Kancelaria Sprawiedliwości Społecznej złożyła w tej sprawie skargę do sądu, jednak przewodnicząca I wydziału cywilnego na Pradze Południe odmówiła, argumentując: "i sąd miałby zrezygnować z procedury tylko dlatego, że jakieś dziecko ma się znaleźć w noclegowni?".

Komornik oświadczył, że wszystko będzie zależało od tego, "co się okaże w dniu czynności, co zastanie na miejscu". Komornik jednak nie zjawił się wcale, prawdopodobnie mając świadomość obecności blokady, oraz w wyniku licznych skarg do Izby Komorniczej na jego działania. Niedoszła eksmitowana pojechała do kancelarii komornika, by uzyskać pisemną decyzję o odstąpieniu od eksmisji na czas nieokreślony.

Ryszard Grobelny - prezydent Poznania udziela porad

Kraj | Blog | Dyskryminacja | Lokatorzy

Dzięki naszym informatorom w UM uzyskaliśmy dostęp do pierwotnej wersji listu Prezydenta Poznania do Piotra Ś. Tak brzmiał zanim poprawili go specjaliści od PR. Rozbrat.org

„Jako Prezydent miasta i jego mieszkaniec jestem wysoce oburzony faktem, iż nie potrafi Pan załatwiać swoich interesów po cichu. Ten brak profesjonalizmu jest szczególnie oburzający w świetle przemyślanych działań dyrektora ZKZL, zmierzających do kompleksowego rozwiązania kwestii mieszkaniowej. Amatorzy Pana pokroju tylko przyczyniają się do kompromitacji planów budowy osiedla kontenerowego i niestety muszę przyznać, że takich sojuszników nie potrzebuję.

Poznań nie potrzebuje tylu złych publikacji w mediach i jest Pan winien Poznaniakom przeprosiny. 300 mln. PLN, które uzyskaliśmy dzięki publikacjom po Euro, właśnie topnieje w oczach przez Pana amatorskie przepychanki.

Od dawna nie budujemy mieszkań komunalnych i socjalnych, gdyż mamy inne priorytety. Jest to niezbędne, żeby przyciągnąć do miasta kolejne inwestycje. Twarde warunki, które postawili nam pełnomocnicy przyszłych inwestorów, czyli m.in. budowa toru formuły 1, skoczni narciarskiej i makiety wielkiego muru chińskiego...

Córka Jolanty Brzeskiej musi zapłacić za długi matki

Kraj | Lokatorzy

Magda Brzeska musi zapłacić ponad 40 tys. zł za bezumowne korzystanie z mieszkania, w którym żyła jej najprawdopodobniej zamordowana przez kamieniczników matka - Jolanta Brzeska. Sąd nie uwierzył, że od 10 lat mieszka w Legionowie.

Chodzi o lokal w kamienicy przy ul. Nabielaka na Sielcach. Przez niemal całe swoje życie mieszkała w nim Jolanta Brzeska. Kilka lat temu budynek wrócił do spadkobierców, później przejął go Marek Mossakowski, znany ze złodziejskiego procederu "odzyskiwania" nieruchomości zabranych właścicielom po wojnie. I zapisał na swoją matkę. I to właśnie ona, Barbara Z. pozwała córkę Jolanty Brzeskiej o zapłatę ponad 50 tys. za "bezumowne korzystanie z lokalu". Teraz lokal po Jolancie Brzeskiej jest sprzedawany za prawie milion złotych.

Tymczasem Magda Brzeska nie mieszka przy Nabielaka od 2002 roku. Sąd jednak uznał, że kluczowa była kwestia zameldowania. Córka Jolanty Brzeskiej, mimo że mieszkała w Legionowie, była bowiem zameldowana na Mokotowie.

Uganda: Policja morduje lokatorów w stolicy

Świat | Lokatorzy | Represje

We wtorek w stolicy Ugandy, Kampali policja otworzyła ogień z karabinów maszynowych do lokatorów, którzy nie zgodzili się na eksmisję i zostali w domach oraz w ich pobliżu w proteście przeciwko nieludzkiej polityce rządu. Sprawa jest o tyle tragiczna, że rząd zażądał gruntów na których od lat ludzie mieszkają nie zalegając z należnościami. Po prostu władze oznajmiły, że ziemia należy do rządu i mieszkańcy mają się wynieść (na ulice, gdyż nie zostały zaoferowane lokatorom alternatywne mieszkania).

Policja weszła na teren zajęty przez lokatorów i zaczęła strzelać do nich (w tym kraju policja nie nosi pistoletów, lecz karabiny). Dokładna liczba zamordowanych ofiar nie jest znana, lecz wiadomo, że jest duża. Dodatkową tragedią jest to, że ci, którzy pozostali przy życiu, w szoku po stracie przyjaciół, członków rodzin i sąsiadów zostali aresztowani. W TV policja tłumaczyła się, jakoby przypadkowo zabiła ludzi.

Relacja bezpośrednia prosto z Ugandy

Warszawa: Protest Komitetu Obrony Lokatorów o prawa lokatorskie, przeciw gentryfikacji

Kraj | Lokatorzy | Protesty

W sobotę w Warszawie Komitet Obrony Lokatorów zorganizował pikietę poparcia dla praw lokatorskich, za rozwojem taniego mieszkalnictwa i przeciw podwyżkom czynszów i antyspołecznej polityce władz miasta. Protestujący mieli ze sobą plansze z napisami odwołującymi się do postawy polityków rządzących Warszawą i ich podejścia do problemów społecznych: "Nie mają chleba? To niech jedzą ciastka!", "Precz z Bufetową!", "Warszawa - miasto przyjazne spekulantom".

Przechodniów na Nowym Świecie i Krakowskim Przedmieściu przekonywano, że każdy z nich może sam znaleźć się w trudnej sytuacji mieszkaniowej, bo nawet jeśli jeszcze ma dobrą pracę i zdolność kredytową (której nie ma 60% społeczeństwa), to gdy tylko komuś powinie się noga, stacza się na sam dół drabiny społecznej. Ponieważ zakończenie protestu odbyło się w tym samym miejscu w którym rozpoczynała się demonstracja w obronie TV Trwam w której uczestniczyli też związkowcy z Solidarności, rozdawano też gazetki Związku Syndykalistów Polski dotyczące strajku generalnego, o którym "Solidarność" zaczyna nieśmiało wspominać.

Przechodnie czekający na Rondzie De Gaulle'a na późniejszą demonstrację z dość dużym zaciekawieniem przysłuchiwali się przemówieniom działaczy lokatorskich. Poniżej, tekst ulotki Komitetu Obrony Lokatorów, która była rozdawana podczas protestu.

W Krakowie kamienicę można przejąć "na słowo"

Kraj | Lokatorzy

Zdobycie prawa własności, według patentu "na bliźniaka", jest ciągle możliwe. Wcale nie trzeba udowadniać, że przodek był właścicielem.

W ten sposób udziały w krakowskiej kamienicy przy ul. Łobzowskiej 6 niedawno trafiły w ręce ludzi, którzy ze spadkobiercami nie mają nic wspólnego. Ich pełnomocnik zapewnia, że o oszustwie nie ma mowy. Przekonuje, że w grę najwyżej może wchodzić błąd, który w obrocie nieruchomościami zawsze może się zdarzyć.

Czterokondygnacyjna kamienica wraz z oficyną stoi w jednym z najlepszych punktów Krakowa, zaledwie 10 minut spacerkiem od Rynku Głównego. Ma cztery lokale użytkowe i ok. 30 mieszkań (o łącznej powierzchni ok. 1500 m kw.). Szacunkowa wartość nieruchomości to 12 mln zł.

Urzędniczy system kontroli i represji mieszkańców Warszawy

Lokatorzy | Publicystyka

Od 8 sierpnia, nasza koleżanka Ewa przebywa w szpitalu. Jej noga została amputowana po wypadku, który miał miejsce w ciągu zdarzeń będących bezpośrednim następstwem eksmisji brutalnej. Ewa stara się o lokal socjalny, aby mieć gdzie mieszkać po wypisaniu ze szpitala. Jak warszawscy urzędnicy zareagowali na tą sytuację? Czy wyjątkowo tragiczna sytuacja byłej lokatorki, która obecnie jest bezdomną, niezdolną do pracy inwalidką, obudziła w nich wreszcie sumienie i skłoniła ich do podjęcia działań zmierzających do zabezpieczenia jej lokalu socjalnego, do którego jest w pełni uprawniona? Odpowiedź jest niestety przecząca, a świadczy to jedynie o poziomie zwyrodnienia naszych władz.

W czasie poprzedzającym eksmisję, Ewa była świadoma, że czeka ją bezdomność i starała się uzyskać lokal socjalny od miasta, zgodnie ze wszystkimi obowiązującymi procedurami, ponieważ spełniała wszystkie kryteria przyznania lokalu socjalnego. Wówczas jednak odmówiono jej, pod pretekstem, że ma gdzie mieszkać i nie jest bezdomna. Ostatnia odpowiedź tej treści została nadesłana przez urząd na kilka dni przed planowaną eksmisją na bruk, o której urzędnicy doskonale wiedzieli. Obecnie Ewa jest faktycznie bezdomna. Gdyby nie komplikacje związane z przebiegiem operacji amputacji nogi, przez co musi pozostawać w szpitalu, nie wiadomo gdzie miałaby się podziać. Jak się okazuje, ta sytuacja jest kolejną wymówką, której chwytają się bezduszne urzędowe gryzipiórki, by odmówić przyznania lokalu.

Urzędnicy zażądali, by Ewa podała swoje aktualne miejsce zamieszkania. Gdyby nie przebywała akurat w szpitalu, ale u kogoś, kto udzielił jej pomocy, musiałaby podać nazwisko najemcy, czy właściciela mieszkania, oraz powierzchnię użytkową lokalu. Po co urzędnikom te informacje? Aby to zrozumieć, trzeba wyjaśnić nieco sposób funkcjonowania stołecznej lokalówki. Sposób funkcjonowania, który jest nakierowany na jak najpełniejsze upokorzenie lokatorów i ukaranie tych, którzy w odróżnieniu od urzędników, przejawiają jeszcze ludzkie odruchy solidarności.

Naczelną zasadą obecnej polityki lokalowej jest eksmitować tylu lokatorów komunalnych, ile się da. Celem jest jak najłatwiejsza prywatyzacja i komercjalizacja mieszkalnictwa publicznego. Aby tego dokonać, należy próbować zepchnąć obowiązek zapewnienia lokalu (który spoczywa na Gminie) na rodzinę lokatora. Gdy ktoś w rodzinie ma mieszkanie lub dom, osoba eksmitowana ma zdaniem urzędników tam właśnie zamieszkać. Nie liczy się zupełnie to, czy dany lokator kwalifikuje się do pomocy mieszkaniowej, nie ma żadnego znaczenia jakie są faktyczne relacje rodzinne i jaki to będzie miało efekt na dzieci.

W ten sposób lokalówka odmawia np. osobnych mieszkań osobom rozwiedzionym, skazując dzieci z takich rodzin na atmosferę konfliktu nie do zniesienia, w tragicznych nieraz warunkach mieszkaniowych. Być może to jest sposób na politykę „prorodzinną”, by zmuszać nienawidzące się osoby rozwiedzione do wspólnego zamieszkiwania. Z pewnością przyczynia się to do zdrowego wychowywania kolejnego pokolenia.

Z drugiej strony, co mogłoby się stać, gdyby ktoś należący do rodziny Ewy, zamieszkujący w zasobach miasta, zaprosił ją do wspólnego zamieszkiwania? Z jaką satysfakcją urzędnicze mierzwy wypowiedziałyby wtedy umowę najmu! Przyczyną byłoby wtedy „udostępnianie lokalu bez zgody właściciela”. W dodatku, lokator, który by w ten sposób okazał serce swojej rodzinie, zostałby dodatkowo ukarany bezprawnym naliczaniem kary za tzw. „bezumowne zajmowanie lokalu”. Tym sposobem, lokator szybko wpadłby w dług, którego nie byłby już w stanie nigdy spłacić, samemu narażając się na eksmisję. Nie jest to wcale przypadek teoretyczny. W tym miesiącu urzędnicy wypowiedzieli umowę najmu lokatorce, która zamieszkiwała z najbliższą rodziną, pod tym właśnie pozorem. Zakończyło się to doznaniem zawału przez lokatorkę i jej śmiercią.

Niestety, coraz częściej mamy do czynienia z przypadkami, gdy urzędnicy z lokalówki rozbijają rodziny w swojej pasji eksmitowania. Niedawno rozmawialiśmy z parą, która nie jest małżeństwem i ma dwójkę dzieci. Mieszkają razem, bo w pewnym momencie kobieta przeprowadziła się do swojego partnera, by mieszkać razem, co jest dość normalne. Mniej normalne jest to, że urzędnicy muszą na to wyrazić zgodę, oraz co gorsza takiej zgody odmawiają. Dlaczego? Bo obawiają się, że rodzina się powiększy i będą musieli przyznać kolejne lokale w sytuacji zbytniego zagęszczenia. Lokatorom nie mieści się w głowie, że nasze miasto może być do tego stopnia totalitarne, że na wspólne zamieszkiwanie pary młodych ludzi z dziećmi potrzebna jest zgoda urzędników. Ale tak właśnie jest.

Być może chodzi o to, by utrudnić lokatorom komunalnym zakładanie rodzin. Bo gdy mimo utrudnień, tę rodzinę założą, otrzymają odmowę wspólnego zamieszkiwania. A jeśli nie są dość zamożni, by wynajmować lokal na rynku komercyjnym (co jest o wiele droższe i oznacza brak pieniędzy na wychowanie dziecka w normalnych warunkach), może w ogóle powinno się zabronić ludziom niezamożnym posiadania dzieci. Czemu nie wprowadzić przymusowego programu sterylizacji biednych? Przecież są już precedensy, a ideologicznie obecna władza nie odbiega przecież tak bardzo od tych pierwowzorów? Chociaż wtedy trochę trudno by było pozorować przed społeczeństwem prowadzenie polityki pro-rodzinnej... Lepiej więc stworzyć politykę mieszkaniową najeżoną tysięcznymi pułapkami, ustalić kryteria praktycznie niemożliwe do spełnienia, by z tępą satysfakcją odmawiać przyznania lokali lokatorom, próbując ich przekonywać, że to jest ich wina. Ich winą ma być to, że mają „nielegalne” konkubiny, czy „nielegalnie” mieszkają z rodziną. Ich „winą” ma być to, że urzędnicy nie chcieli zalegalizować ich pobytu, oraz że jako osoby bezdomne nie mają stałego miejsca zamieszkania, itp. itd.

Gdy zastanowić się nad takimi przypadkami, widać że system przyznawania mieszkań jest w istocie systemem kontroli społecznej i nieustannej represji skierowanej w mieszkańców. Jak inaczej zrozumieć sytuację, gdy lokalówka rozbija szczęśliwą rodzinę nie dając zgody na wspólne zamieszkiwanie, lub zmusza osoby rozwiedzione do wspólnego zamieszkiwania, czy stawia absurdalne wymogi wobec osób bezdomnych.

Najwyższy czas powiedzieć NIE samowoli urzędniczej i antyspołecznej polityce rządu.

Jeśli ta historia Cię bulwersuje, zapraszamy na demonstrację w dniu 29.09 o godz. 12 pod Kolumną Zygmunta w Warszawie przez Komitet Obrony Lokatorów.

Chcemy pokazać, że nie ma zgody lokatorów na taką politykę, że chcemy tworzyć społeczeństwo solidarne, a nie działające na korzyść nielicznych. Warszawa jest miastem dla wszystkich, a nie prywatnym folwarkiem urzędników i polityków, maszynką do zarabiania pieniędzy tylko dla niektórych.

Domagamy się mieszkalnictwa o przystępnych cenach, a także rozwoju usług publicznych, zamiast tworzenia gett biedy, czy coraz głębszych podziałów między bogatymi, a zwykłymi ludźmi pracującymi, abyśmy wszyscy mogli mieszkać w tym mieście, zamiast popadać w długi i pracować na trzy etaty, by w ogóle móc przeżyć. Nie o takie życie walczono, gdy obalany był poprzedni ustrój. Nie bądź obojętny na to, że sytuacja staje się coraz gorsza. Nie pomoże żadna cicha prośba o zmianę. Pomóc nam może tylko konkretne działanie, samoorganizacja i stanowcze wyrażenie protestu.

Poznań: Relacja z Artystycznego Dnia na Stolarskiej

Kraj | Lokatorzy

 Żurawie na Stolarskiej (fot. JE) Dobrze, że mieszkańcy kamienicy przy ulicy Stolarskiej 2 mogli dziś liczyć na ładną pogodę, która towarzyszyła im oraz uczestnikom Artystycznego Dnia na Stolarskiej. Niestety łatwiej przychodzi zaklinanie pogody, niż przełamanie urzędniczego betonu oraz aroganckich właścicieli kamienicy i ich najemnych zbirów. To właśnie z tego powodu konflikt w kamienicy trwa już cztery miesiące. Na całe szczęście większą empatię i prawdziwego ducha solidarności są w stanie okazać zwykli mieszkańcy Poznania.

Dziś w ramach Artystycznego Dnia na Stolarskiej można było wziąć udział we wspólnym składaniu żurawi techniką orgiami. Stanowiło to nawiązanie do japońskiej legendy, która mówi, że wystarczy zrobić 1.000 papierowych żurawi, aby spełniło się marzenie. Oczywiście marzeniem uczestników akcji i mieszkańców jest zaprzestanie naruszania ich praw do bezpiecznego i godnego mieszkania. Akcji składania żurawi towarzyszył występ Szczepana Kopyta, który z wysokości rusztowania śpiewał swoje wiersze. I tak - nielegalne rusztowanie zamontowane przez Piotra Śrubę – doskonale sprawdziło się w roli sceny i systemu zawieszenia papierowych żurawi.

Warszawa: Kolejna ofiara polityki miasta

Kraj | Lokatorzy

W dniu wczorajszym odbył się pogrzeb lokatorki, która zmarła w wyniku stresu wywołanego przez niesprawiedliwe wypowiedzenie umowy najmu przez Zakład Gospodarowania Nieruchomościami w dzielnicy Bielany.

W czerwcu, ZGN wypowiedziało umowę najmu pod pretekstem braku zgody właściciela (miasta) na zamieszkiwanie w lokalu najbliższej rodziny. Nie przeszkadzało to jednak administracji w pobieraniu opłat za wszystkie przebywające w lokalu osoby.

Komitet Obrony Lokatorów wystąpił w obronie poszkodowanej lokatorki i jej rodziny, jednak parę dni po tym jak zgłosiła się na dyżur Komitetu, lokatorka doznała zawału. W wyniku interwencji KOL, wypowiedzenie umowy najmu zostało cofnięte. Stało się to w czasie, gdy lokatorka walczyła o życie. Niestety za późno. Lokatorka zmarła 3 września, nie odzyskawszy nigdy przytomności.

Za: http://lokatorzy.info.pl/kolejna-ofiara-polityki-miasta/

Wywiad z mieszkańcami i mieszkankami kamienicy na Hożej 1

Lokatorzy | Publicystyka

Antoni Wiesztort: W którym roku wprowadzili się państwo do tej kamienicy?
Ewa: Urodziłam się tu, w narożnym pokoju, zaraz po wojnie. Moi rodzice ten budynek odbudowywali.

Jak on wówczas wyglądał?
Ewa: Na samym początku wojny na sąsiednią kamienicę spadła bomba, przez to i nasza bardzo ucierpiała. Potem w czasie powstania w 1944 działo wybiło dziurę w ścianie na piątym piętrze. Taką wyrwę powstańcy uznali za odpowiednie stanowisko na gniazdo karabinu maszynowego. Kule latały po całym mieszkaniu – zresztą wciąż widać to na sufitach, które nie zostały jeszcze do końca odrestaurowane. Ponadto wyrwane wszystkie okna w budynku, poniszczona cała stolarka, podłogi, oczywiście nie było wody, światła, ogrzewania centralnego, windy... Właściciel nie miał środków, kamienicę budował na kredyt, po wojnie stracił pieniądze, a w dodatku tu wszystko w ruinie. Mój ojciec na własny koszt odbudowywał ten budynek: podłogi, ściany, okna – wszystko. Zachowały mi się jeszcze te rachunki, wycena, kosztorys na 1,2 miliona złotych. W zamian, ojciec 1. listopada 1945 roku podpisał umowę jeszcze z właścicielami. Dekret Bieruta objął tę kamienicę w 1947 roku, od tej pory ojciec miał umowę na przydział mieszkania z ówczesnymi organami władzy.

Co się stało po transformacji?

Ewa: O zwrot kamienicy starały się dwie kobiety: jedna mieszkała w Kanadzie, druga – w Warszawie. Sami też od początku chcieliśmy te mieszkania wykupić... Ale nigdy nie dawali takiej możliwości! Wielokrotnie składaliśmy podanie, słyszeliśmy zawsze: „może po remoncie”. Ale remont nawet się nie zaczął... Koniec końców, nikomu nie udało się wykupić lokalu, odmawiano nam permanentnie.

Zbigniew: Swego czasu żona była w urzędzie miasta, urzędnik pokazał jej przygotowane dla nas papiery, że można wykupić. Te dokumenty potem gdzieś przepadły.

Ewa: Postępowanie roszczeniowe ciągnęło się 10 lat. Z czasem sprawę zaczął prowadzić Jan Stachura, który „załatwił” już dziesiątki kamienic w Warszawie, podobnie jak słynny Mossakowski. W końcu wszystko nabrało tempa gdy burmistrzem ówczesnej gminy Centrum został Jan Wieteska.

Zbigniew: Nowe właścicielki od razu sprzedały tę kamienicę spółce Dore, zarejestrowanej dziesięć dni wcześniej z kapitałem 50 tys. zł

Ewa: Kamienicę sprzedano za 3 miliony złotych – sumę bardzo zaniżoną. Dla porównania, za budynek obok, identyczny – to były bliźniaki – ale strasznie zniszczony, uzyskano cenę 34 milionów.

Co się zmieniło, gdy spółka Dore przejęła kamienicę?

Ewa: Wszystko się zmieniło.

Zenon: Proszę pana, tu w ciągu dwóch ostatnich lat były dwa pożary, piwnica zalana. Do tego przez pięć lat byliśmy przykryci planszami (bannerami reklamowymi – red.). W Szwecji pozostawienie psa w pomieszczeniu bez światła dłużej niż 8 godzin jest karalne. A my tu pięć lat w półmroku, ściany wilgotniały, to była wylęgarnia grzybni. Starsze osoby, z natury wieku już mało ruchliwe, odeszły na tamten świat.

Ewa: Przypomnę, że my tu mieszkamy bez gazu i ciepłej wody. Odpadają tynki – czasem wielkie kawały. Pieniądze z wielkiej reklamy – szacunkowo 40 tys. zł miesięcznie – miały iść na remont. A tu od początku nie przekazano ani grosza! Nie mamy kontaktu z panią Rodowicz (właścicielka spółki Dore): jak dzwoniliśmy bezpośrednio w sprawie tynków albo pożarów, powiedziała tylko „wezwijcie straż pożarną”. O tym jak nas psychicznie wykańczano najlepiej świadczy fakt, że tu już połowa lokatorów leczy się u specjalistów. Część nie żyje, nie wytrzymali presji. To są metody gnębienia psychicznego, sama ledwo wytrzymuję.

Zbigniew: Zanim Dore przejęła kamienicę, wszyscy złożyliśmy się na domofon, wyremontowaliśmy klatkę, sąsiadka pielęgnowała kwiaty na oknach. Tu od zawsze panowała rodzinna atmosfera. Teraz domofon i zamki wejściowe są regularnie niszczone, kwiaty kazali zlikwidować na klatce.

Ewa: Dom jest dewastowany przez właściciela. Firma wynajęła mieszkania z parteru i pierwszego piętra na ekskluzywny sklep odzieżowy. Wykuto sztukaterię, zabytkowe ornamenty, wstawiono płyty gipsowe. W miejscu szybu wentylacyjnego zbudowano windę na prywatny użytek sklepu. Pożegnaliśmy się z wentylacją.

Zbigniew: Za kwaterunku sami dbaliśmy o swoje piętra. Sąsiad z sąsiadką malował, sprzątał, dbał o stan techniczny.

Zenon: Zaczęto nas regularnie nękać. Naliczyli nam fikcyjne zadłużenie – ponad 24 tys. złotych. Sąd oddalił pozew, ale chodziło o to, żeby nas zastraszyć. Zresztą mimo wszystko Dore nasłała na nas komornika. Wstrzymaliśmy egzekucję, pomógł nam w tym sam komornik – gdyby nie to, też byśmy już wylecieli. Pani Iwona Grabcza (eksmitowana w kontrowersyjnych okolicznościach 5.09.2012 – red.) nie czekała na wyrok sądu, wystraszyła się i z „ostrożności procesowej” sama poprosiła ratusz o przydział lokalu socjalnego. Potem jak sąd uznał dług za nieprawdziwy, chciała to odkręcić, ale już ją wykurzono. Nas jeszcze nie.

Ewa: Ja przez 15 lat miałam sklep w tym budynku, brakowało mi dwóch lat do emerytury. Przyszła firma Dore, z dnia na dzień dostałam wymówienie, z wypowiedzeniem 3-miesięcznym. Nie było mowy o jakiejkolwiek mediacji, mimo że ten sklep stał potem pusty pięć lat.

Jak wygląda teraz wasza sytuacja? Ilu lokatorów jeszcze walczy?

Zbigniew: Z czternastu rodzin zostały jeszcze cztery. Wszyscy mamy czynsz podniesiony prawie dziesięciokrotnie.
Ewa: Wie pan, gdybym wygrała w totka, to bym najpierw wynajęła prawnika, żeby udowodnił że to jest przekręt. To jest mój główny cel.

Jak waszym zdaniem powinien się w takim wypadku zachować ratusz?
Ewa: Przede wszystkim władze nie powinny oddawać budynków z lokatorami, a w dodatku za darmo - to skandal. A jeśli już tak się stało, powinna istnieć jakaś realna ochrona lokatorów. Przecież my tu mieszkamy ponad pół wieku, sami to wynieśliśmy z gruzów! Mnie się wydaje, że teraz żyjemy w świecie pogardy dla biednych. My już nie dostaniemy żadnego kredytu, a nawet jeśli to ja nie będę żyła jeszcze 30 lat, żeby go spłacać. Jak jesteś bogaty cwaniak, to masz szacunek w ratuszu, dostaniesz nawet kamienicę. Inaczej jak jesteś normalny, uczciwy. Ja jestem w czwartym pokoleniu Warszawianką. I czuję się fatalnie.

Zbigniew: Nie powinno się podwyższać czynszów od tak, na pstryknięcie palca. A jeśli miasto ma oddać kamienicę, to niech bogu ducha winnym ludziom zabezpieczy mieszkania. Nie można tak nas rzucać na żywioł, przecież pokolenie naszych rodziców stawiało to miasto na nogi.

Wojciech Karpieszuk, działania mediów oraz społeczny sadyzm

Lokatorzy | Publicystyka

Wczoraj, po długim dniu miałam napisać oświadczenie w sprawie nierzetelnego opisania sprawy lokatorki, która została eksmitowana z kamienicy przy ul. Hożej w Warszawie. Nie zdążyłam, a dziś koledzy wysłali mi kopię artykułu Wojeciecha Karpieszuka z Gazety Wyborczej, zatytułowanego „Dramatyczna eksmisja? Widzieliśmy populistyczny cyrk”. Ten tekst nie może pozostać bez komentarza.

Karpieszuk kieruje swój żal do anarchistów, w tym do tego portalu - Centrum Informacji Anarchistycznej. Skarży się, jakobyśmy nie poinformowali czytelników i mediów, że lokatorka nie będzie eksmitowana na bruk i że nie ma o tym fakcie wzmianki na CIA.

Zanim dogłębniej przeanalizujemy sytuację, warto sprawdzić, o czym same media zapomniały wspomnieć, zarówno Gazeta Wyborcza, jak i inne.

Najpierw, trzeba zauważyć z pewną ironią: tytuł „dramatyczna eksmisja”, na który skarży się Karpieszuk, nie jest tytułem artykułu na naszym portalu, ale nagłówkiem z mediów, w tym Gazety Wyborczej, czy Onetu.

Mam kilka pretensji do mediów. Bo zachowali się jak sępy, próbując fotografować kobietę eksmitowaną, niezależnie od jej woli. Bo mieszają im się fakty. Bo nie interesuje ich to, co lokatorzy mają do powiedzenia.

Tak właśnie było wczoraj. Widzieliśmy, jak rzeczniczka miasta mówiła, że lokatorka miała zadłużenie. Choć mieliśmy ze sobą dowody na to, że to nie jest prawdą, niektórzy „dziennikarze” nie chcieli nawet obejrzeć papierów i podali, że kobieta była zadłużona. W rzeczywistości, spółka, która kupiła jej budynek sztucznie naliczała fikcyjne zadłużenie. Sąd potem stwierdził, że te długi były fikcyjne i umorzył jakiekolwiek roszczenia finansowe spółki Dore wobec lokatorki.

Dalej - wyrok o eksmisji nie był prawomocny. Złożono apelację i 6 grudnia miała się odbyć sprawa z powództwa pani Teresy.

Teresa jest uczciwą lokatorką i kwalifikowała się do przydziału lokalu komunalnego. Jest obecnie drugą osobą na liście w Warszawie Śródmieście. Można więc było poczekać z eksmisją. Tyle tylko, że spółka chciała szybciej osiągnąć zysk. I tylko dlatego w ten sposób potraktowano tę kobietę.

Ta sytuacja była opisywana wielokrotnie, nie tylko na CIA. Choćby tu są informacje, skopiowane z apelu kolektywu Syrena.

Karpieszuk radzi, że działacze powinni najpierw zobaczyć, gdzie lokatorzy mają zostać eksmitowani i daje do rozumienia, że jak ktoś dostaje pokój z kuchnią, to wszystko jest OK. Pisze o 15 metrowym lokalu, gdzie miała mieszkać z synem w ten sposób: „ Nie mogę się nadziwić, że ktoś nie chce tam zamieszkać.”

Tu warto się głębiej zastanowić na temat tego twierdzenia, oraz na temat działania mediów w niektórych sprawach.

To właśnie działania mediów wypadałoby nazwać jednym wielkim cyrkiem. To jest prawdziwy cyrk, gdzie ludzkie tragedie są eksponowane często przez pryzmat neoliberalnej ideologii, czy malowania bardzo jednostronnego obrazu sytuacji.

Na przykład można przytoczyć wiele różnych artykułów, gdzie ludzie nie mający długów są przedstawiani jako dłużnicy. Lub gdzie są podane informacje o długu, co ma powodować, że dana osoba nadaje się „tylko do odstrzału” przez internetowych hejterów. Ale rzadko podawana jest jakakolwiek rzetelna informacja o rzeczywistych przyczynach długów, a jeszcze rzadziej można dostrzec ślad jakiejkolwiek empatii. Wiedza o przyczynach powstania długu jest bardzo ważna, szczególnie w przypadku, gdy jednym z najważniejszych powodów zadłużenia są nieprawidłowo naliczane kary umowne i bezpodstawne stosowanie zawyżonej 3% stawki odtworzeniowej, jako podstawy czynszu. Np. kilka dni temu zgłosiła się do nas rodzina, która od zawsze płaciła czynsz. Ale kiedyś powstał błąd przy realizowaniu jakiejś formalności. Nie z ich winy. Administracja i tak zawsze dostawała swój czynsz. Jednak w pewnym momencie, jakiś urzędnik postanowił nałożyć 3 procentową stawkę odtworzeniową na 3 lata wstecz. I nagle rodzina, która nigdy nie zalegała z czynszem miała zadłużenie na prawie 20 tys. zł. Czy to wyjątek? Wcale nie. W zeszłym tygodniu mieliśmy trzy takie sprawy. A są ich setki. Nawet miasto musiało przyznać, że ogromna część zadłużenia jest wynikiem takich bezpodstawnych kar.

Dlatego potrzebna jest głębsza refleksja na ten temat, a nie jedynie sięganie po najbardziej prymitywne argumenty, które nie są nawet w większości oparte na prawdziwych informacjach. To jest prawdziwy, neoliberalny populizm, zachęcający ludzi do wirtualnego mobbingu osób biednych przy pomocy forów internetowych, wirtualnym polowaniom na czarownice przeciw osobom „niepożądanym”, jak dłużnicy, bezrobotni, itd.

(Zmieniając trochę temat, jestem ciekawa, co Karpieszuk powie na temat komentarzy pod artykułem na GW, które zniknęły. Wczoraj było ich ponad 2700, w tym wiele wspierających Komitet. Dziś nie ma ich w sieci. Czy były one aż tak bolesne dla redakcji?)

Wracam do podstawowego pytania. Kto by nie chciał mieszkać w jednym pokoju o powierzchni mieszkalnej wynoszącej 15 m, razem z synem?

Pewnie jestem nienormalna, bo ja bym nie chciała. Nie chciałabym mieszkać w 15 metrowym pokojem, ani z synem, ani z kochankiem, bo człowiek po prostu potrzebuje trochę przestrzeni.

Jak wygląda obecna sytuacja? Oferowane są mieszkania z powierzchnią 5m2 na osobę. Jak wszyscy wiemy, to są standardy więzienne, a nie warunki mieszkalne dla kogoś, kto chce normalnie żyć i się rozwijać.

Jeśli ktoś myśli, że to są godne warunki mieszkaniowe, niestety w takim przypadku jest tylko jedna diagnoza: mieszkał za długo w kraju, gdzie ludzie są traktowani jak śmieci, wyprano mu mózg i uważa że to jest normalne. Ale to nie jest normalne.

Lokatorkę spotkała niesprawiedliwość. Zapłaciła za decyzje państwa, za chciwość inwestorów, a potem dano jej najmniejszą możliwą przestrzeń do życia. Tak jakby problemem była jej wieloletnia obecność w tym mieszkaniu, a nie chory system prywatyzacji i spekulacji nieruchomościami.

Za to, że przypadkiem otrzymała przydział lokalu w tym budynku, a nie innym, pozbawiono ją domu i musiała się zgodzić na drastyczne obniżenie standardu mieszkaniowego, a zatem i standardu życia. Czy to ma być normalne?

Pan Karpieszuk póki co nie jest w złej sytuacji. Ale może też kiedyś straci pracę w związku z redukcjami w Gazecie, podupadnie na zdrowiu, czy wpadnie w zadłużenie z powodu niefortunnego przypadku. Może wtedy zacznie myśleć inaczej. Z gospodarką coraz gorzej, może więc to już nastąpi całkiem niedługo?

Gdy czyta się o tym siedząc w wygodnym fotelu, można sobie komentować: dlaczego ta pani jest tak wymagająca, przecież lokatorzy na nic lepszego nie zasługują. Uważam to za kolejny objaw tego, co nazywam społecznym sadyzmem. Co to jest społeczny sadyzm? To jest taka reakcja ludzi, którzy są traktowani w sposób nieludzki. Zachowują się jak zwierzęta pozbawione wszelkiej empatii, które wyładowują swoją agresję na przypadkowych osobach. W Polsce, jest to już masowe zjawisko. Ludzie chcą upokorzyć innych za to, że sami żyją w nędzy.

Panie Karpieszuk, skończ Pan ze swoim cyrkiem. Napisał pan: "Wciskanie na siłę, że komuś dzieje krzywda, kiedy się nie dzieje, jest - delikatnie mówiąc – nieuczciwe". Jest jednak sporo osób w Warszawie, które stwierdzą, że pańskie wciskanie na siłę bajki, że krzywda się NIE dzieje, choć dla każdego myślącego człowieka jest oczywiste, że krzywda się dzieje, jest objawem braku ludzkich odruchów, czyli – delikatnie mówiąc – skurwysyństwem.

Warszawa: Blokada eksmisji na Hożej zaatakowana przez policję

Kraj | Lokatorzy | Represje

 Miasto to nie firma (fot. J. Erbel) Aktualizacja 13.30 Przedstawiciel policji w jednej ze stacji radiowych kłamliwie zapewniał, że poszkodowanym aktywistom była zapewniana pomoc medyczna, choć to nie prawda. Twierdził także, że policjant został ranny.

Aktualizacja 10.40 Rzeczy lokatorki wynoszone są z mieszkania do ciężarówki mimo sprzeciwu zgromadzonych ludzi. Zapytany policjant powiedział, że nie wstydzi się tego co robi.

Policja rozbiła w środę blokadę eksmisji inwalidki z synem zamieszkałych przy ul. Hożej 1. Kilkanaście osób zabarykadowało się w mieszkaniu, ale policja przypuściła szturm na lokal wyłamując drzwi przy użyciu łomów. Po wkroczeniu pałowali i kopali ludzi broniących inwalidki i jej syna, w tym także po głowie. Jedna osoba, ciągnięta przez policjantów po schodach za nogi doznała wstrząsu mózgu.

Innej osobie policja usiłowała złamać nogę. Pierwsza osoba, która wyszła z wnętrza budynku o własnych siłach miała twarz we krwi. W międzyczasie jednemu z działaczy wlepiono mandat 100 zł za przejście na czerwonym świetle.

Zobacz publicystykę: Wojciech Karpieszuk, działania mediów oraz społeczny sadyzm

Wcześniej od godz. 5.30 budynek był już obstawiony przez policję oraz ochroniarzy z firmy Dore, którzy nie chcieli dopuścić obrońców w pobliże budynku. Przypomnijmy, że w kwietniu udało się zablokować eksmisję lokatorki.

Anglia: Zdelegalizowano zajmowanie pustostanów

Świat | Lokatorzy

Od 1 września squating w Anglii będzie nielegalny. Policja na prośbę właściciela ma prawo opróżnić każdy lokal na prośbę właściciela bez wyroku sądowego.

Według brytyjskiego ministra odpowiedzialnego za mieszkalnictwo Granta Shappsa nowe przepisy ułatwią "ciężko pracującym obywatelom" pozbywanie się intruzów, którzy zajęli "ich domy" [1]. Jako pozytyw zmiany tych przepisów podawana jest sprawa niejakiego Hugh Whittle'a, którego nieruchomość została zajęta akurat wtedy kiedy przebywał w szpitalu [2].

Nie pozwólmy traktować lokatorów jak towar! Blokada eksmisji inwalidki i jej syna

Kraj | Lokatorzy | Miejsca

środa, 5 września, godz. 6 (rano!)
Plac Trzech Krzyży, ul. Hoża 1
W najbliższą środę komornik przystąpi do ponownej próby eksmisji działaczki lokatorskiej, rencistki Pani Iwony wraz z jej synem. W kwietniu razem zablokowaliśmy pierwszą próbę eksmisji- było nas tak dużo, że komornik i policja nie zdołali dostać się do mieszkania Pani Iwony. Niestety od tego czasu beznadziejna sytuacja Pani Iwony nie uległa zmianie - pomimo tego że sąd wyznaczył 6 grudnia 2012 na dzień rozprawy dotyczącej przywrócenia jej najmu, komornik, nie zważywszy na podstawowe prawa lokatorki już teraz wyznaczył termin eksmisji.

W środę jeszcze raz zablokujmy eksmisję!
>>>>>>>Plac Trzech Krzyży - komercyjna pustynia w samym sercu miasta, tworzona z uporem przez deweloperów i ratusz. Mimo, że właśnie splajtował tu pierwszy w Polsce sklep Armani - stworzony po likwidacji baru mlecznego "Szwajcarski" - sygnał dla mieszkańców ma być jasny: odwrotu nie będzie, nawet jeśli lud nie dotrzymuje kroku władzy.

Pusta wyobraźnia właścicieli Placu pożera nie tylko tanie bary i cukiernie, punkty ksero i usługi szewskie. Dziś, sami mieszkańcy Placu są z niego masowo wyrzucani. Przykładem, który oddaje tragedię całego Śródmieścia, jest sprywatyzowana kamienica przy Hożej 1. Jej lokatorzy doświadczyli całej puli szykan, z której korzystają dziś warszawscy deweloperzy. Fałszywe oskarżenia o długi, potem - stawki czynszu wzięte z sufitu, bezpośrednie groźby, dwa pożary, w końcu - opróżnienie lokalu. Dziś, w tej potężnej kamienicy, sąsiadującej z pustostanem, utrzymały się już tylko cztery rodziny. Za lokale bez ciepłej wody i gazu, zmuszone są płacić firmie Dore sp. z o.o. ponad 2,5 tysiąca złotych miesięcznie. Większość mieszkańców ustąpiła już miejsca biurom. Część osób zmarła w warunkach ciągłego napięcia, latach dręczącej, nierównej walki z deweloperem.

Pani Iwona nie jest zadłużona, nie ma więc podstawy do eksmisji. Rodzina Grabczanów była pierwszą spośród mieszkańców Hożej 1, którą spółka Dore oskarżyła o dług. Oskarżenie wobec wszystkich rodzin zostało odrzucone prawomocnym wyrokiem. Jednak pani Iwona, nie wiedząc jak potoczy się jej sprawa, w obawie o wylądowanie na bruku złożyła wniosek o lokal socjalny za poradą miejskiego prawnika. Koniec końców, paradoksalnie sąd oczyścił Grabczanów z zarzutu o dług wobec Dore, jednak zasądził eksmisję i przydzielenie lokalu socjalnego. Ratusz zaoferował rodzinie Grabczanów ruderę wielkości 15 m2.

Opróżnienie lokalu z rodziny Grabczanów ma nastąpić w środę o godz. 6:00.

Pani Iwona, jej syn, oraz inni mieszkańcy kamienicy nękani przez Dore gorąco proszą o wsparcie w blokadzie eksmisji. Walcząc o rodzinę Grabczanów walczymy o inne miasto. Nie pozwolimy traktować mieszkańców jak towar, a Warszawę - jak spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością.

PRZECIW EKSMISJI! ZA PRAWEM DO MIASTA!
BLOKUJĄC, WYTYCZAMY DROGĘ.

O tej niebywałej porze porannej obejrzymy razem wschód słońca z klatki schodowej a po zakończeniu ciszy nocnej włączymy fanfary: przyjdź na blokadę z własnym instrumentem bądź źródłem hałasu.

********
Krótka historia kamienicy przy Hożej 1:
1913 - budowa unikalnej w skali miasta konstrukcji (fundamenty z żelbetonu)
1944 - powstanie warszawskie: kamienica zburzona do drugiego piętra
1946 - pierwsi mieszkańcy wprowadzają się do ruiny, remontują dwa pierwsze piętra.
Władza wykłada pieniądze na odbudowę pozostałej części.
2000 - kamienicę w ramach reprywatyzacji przejmuje spadkobierczyni, od razu sprzedaje ją wraz z lokatorami za 4 miliony zł. spółce Dore
2004 - kamienicą administruje firma Rokita 2000 - rozpoczyna się walka o usunięcie lokatorów: przedstawiciel firmy, Maciej Biadoń, regularnie nachodzi mieszkańców, dręczy telefonami, grozi, że "jeśli dobrowolnie się nie wyprowadzą, sam ich do tego zmusi".
2006 - Dore wypowiada wszystkie umowy najmu na podstawie rzekomego zadłużenia mieszkańców
2010 - pierwszy pożar w kamienicy (wł. drugi, po 1944 roku)
maj 2010 - sąd odrzuca powództwo Dore w sprawie zadłużenia Iwony Grabczan, następnie pokolei oddala podobne powództwa wobec reszty sąsiadów. Iwona jako jedyna na wszelki wypadek złożyła wniosek o lokal socjalny
2011 - drastyczne podwyżki czynszów dla mieszkańców trwających w kamienicy
2012 - kolejny pożar na Hożej 1

Berlin: Lokatorska akcja informacyjna pod Instytutem Polskim w Berlinie

Świat | Lokatorzy | Protesty

W dniu 24 sierpnia, pod Instytutem Polskim w Berlinie miała miejsce pikieta informacyjna, będąca akcją solidarnościową z ruchem lokatorskim w Polsce. Wokół Instytutu rozwieszono zdjęcia przedstawiające warunki mieszkaniowe w lokalach komunalnych w Warszawie i opisujące tragiczną sytuację lokatorów. Licznym przechodniom, zarówno turystom, jak i Niemcom, rozdawano wielojęzyczne ulotki.

Pracownicy Instytutu, na widok protestujących, przedwcześnie zamknęli drzwi placówki, mimo że jeszcze nie wybiła godzina zamknięcia. Chcieli widać uniknąć niewygodnych pytań Berlińczyków.

Wystawa zawita też do obozu protestujących mieszkańców dzielnicy Kreuzberg, na Kottbuser Tor. Nasi przyjaciele z Berlina przesyłają wyrazy solidarności działaczom lokatorskim w Polsce i zachęcają ich do kontynuowania walki.

Kanał XML