Prawa pracownika
Wrocław: Akcja solidarnościowa z pracownikami OBI
XaViER, Sob, 2011-01-29 18:25 Kraj | Prawa pracownika | Protesty We Wrocławiu odbyła się akcja solidarnościowa z pracownikami OBI zorganizowana przez tutejszą sekcję Związku Syndykalistów Polski. Akcja miała związek z licznymi przypadkami represjonowania i wyzyskiwania pracowników, o których pisaliśmy już wcześniej na CIA.
Aktywiści i aktywistki weszli do marketu i rozdali ulotki pracownikom oraz klientom. Pracownicy obecni wówczas w pracy brali je bardzo chętnie, deklarowali też pomoc w ich dalszej dystrybucji. Część ZSP-owców ustawiła się z transparentem "Dość wyzysku pracowników" przed wejściem i również rozdawała ulotki. Przez większość czasu akcja przebiegała spokojnie.
Jedynie w pewnym momencie pojawił się ochroniarz, który zakomunikował, że "to teren prywatny" i "proszę opuścić teren OBI". Oczywiście nikt nie zastosował się do tych wezwań - aktywiści powiedzieli, że powinna przyjść tutaj dyrekcja osobiście, aby się wytłumaczyć ze swoich poczynań, a nie wysyłać w charakterze "zderzaka" marnie opłacanego zresztą pracownika ochrony. A jak się szefostwu nie podoba obecność aktywistów, to niech dzwoni po policję. Został jednak po chwili wezwany do jakiejś osoby "z podejrzanym przedmiotem" i zniknął w sklepie, nie niepokojąc już więcej rozdających ulotki.
Pod koniec pikiety do zgromadzonych wyszedł jeden z pracowników i podziękował za akcję.
Powrót, dokąd?
Tomasso, Czw, 2011-01-27 20:27 Kraj | Blog | Dyskryminacja | Prawa pracownika | UbóstwoPoruszający dokument o Andrzeju Stępniaku, byłym więźniu, który odzyskując wolność, stracił ją na nowo w okrutnych realiach rynkowej rzeczywistości. Niechęć pracodawców do zatrudnienia człowieka z kryminalną przeszłością, kończący się zasiłek z pośredniaka, życie na garnuszku matki, której emerytura ledwo starcza na utrzymanie jej samej. W tym całym szaleństwie, na które składa się bezsilność, beznadzieja, brak wiary w siebie, nasuwa się pytanie: czy warto było wracać do społeczeństwa?
„To jest to, że człowiek karany jest już wykreślony… z życia. Tak nie powinno być. I co dalej? Wrócić z powrotem, bo tam dadzą jeść?” – Andrzej Stępniak.
Wyrok ws Indesitu: pięciu szefów skazanych
Renegade, Czw, 2011-01-27 10:59 Kraj | Prawa pracownikaPięciu szefów z fabryki Indesit zostało dziś skazanych w sprawie śmierci Tomasza Jochana. Sąd wymierzył im kary od roku do dwóch lat więzienia w zawieszeniu. Wyrok jest nieprawomocny. Proces zakończył się w ubiegły piątek - po niemal czterech latach. Na ławie oskarżonych zasiedli włoski dyrektor fabryki Antonio S. i czterech polskich szefów różnego szczebla. Prokuratura zarzuciła im, że mieli obowiązek dbać o bezpieczeństwo pracy, a nie dopełnili go. Przez to nieumyślnie doprowadzili do śmierci Jochana oraz narazili zdrowie i życie wielu podwładnych.
Maszyna, przy której pracował Tomasz Jochan i inni, to liczący 50 metrów ciąg technologiczny. Prokuratura ustaliła, że zdjęto z niej czujniki bezpieczeństwa, które miały zatrzymać urządzenie, gdyby ktoś znalazł się w zasięgu jego działania. To było bezpośrednią przyczyną wypadku. Według prokuratury czujniki były zablokowane nie tylko 2 września 2005, ale także w inne dni. Według świadków, oskarżeni wiedzieli o tych zaniedbaniach, ale przymykali na to oko. Dlaczego? Bo - zdaniem prokuratury - zależało im na wyprodukowaniu jak największej liczby komponentów. Zdemontowanie czujników pozwalało na szybszą pracę, bez przestojów i opóźnień. Pracownicy mówili, że cały czas wywierano na nich presję odnośnie i tak wyśrubowanych norm produkcji.
Hiszpania i Włochy: Masowa mobilizacja anarchosyndikalistów, strajk generalny
Akai47, Śro, 2011-01-26 19:51 Świat | Prawa pracownika | Protesty | Strajk26-27 stycznia w całej Hiszpanii odbędą się demonstracje anarchosyndykalistycznie, oraz strajk generalny we Włoszech 28 stycznia. Dziś trwają akcje w Pedrerie i Teruel, a jutro odbędą się manifestacje w ok. 20 miastach. Akcje są zorganizowane przez związek CNT-AIT. W Euskadi, prowincji Navarra i w Galicii odbędą się strajki generalne. Następnego dnia we Włoszech także odbędzie się strajk generalny, wspierany przez związek anarchosyndykalistyczny USI-AIT.
Pracownicy i anarchosyndykaliści w obydwu krajach protestują przeciw cięciom socjalnym, a także przeciw reformie systemu emerytalnego. We Włoszech także protestują m.in. przeciw antypracowniczym ustawom, przeciw wydawaniu pieniędzy publicznych na wojny, przeciw pracy tymczasowej oraz związaniu prawa pobytu cudzoziemców z wizami pracowniczymi.
W demonstracjach anarchosyndykalistycznych może wziąć udział kilkanaście tys. ludzi.
Chińskie grona gniewu - wywiad z Pun Ngai
Tomasso, Wto, 2011-01-25 21:31 Świat | Gospodarka | Prawa pracownika | Protesty | Publicystyka | StrajkRząd chiński wygląda na silny. Ale z perspektywy chińskiego robotnika państwa nie ma. W strefach przemysłowych firmy budują własne imperia, do których nawet władze nie mogą wejść - mówi chińska socjolożka.
Adam Leszczyński: 30 lat temu w Polsce mieliśmy doświadczenie "Solidarności" - powstanie robotników przeciw władzy. Czy coś podobnego może się wydarzyć w chińskich fabrykach?
Pun Ngai: W chińskich regionach przemysłowych najważniejsza jest teraz koncentracja własności oraz wejście na rynek pracy nowego pokolenia robotników. Fabryki stają się coraz większe. Największa fabryka koncernu Foxconn - który produkuje m.in. dla Apple'a, Della czy HP - ma 350 tys. robotników. Przeciętna fabryka Foxconn to 100 tys.
To jak miasto!
- Tylko tacy kapitaliści są dziś na tyle duzi, żeby przetrwać w brutalnej światowej konkurencji. W fabrykach odbywa się też zmiana pokoleniowa. Młodzi mają inne oczekiwania wobec życia niż ich rodzice, którzy przyjeżdżali do pracy w latach 90. Nie chcą wracać na wieś. Woleliby mieszkać w nowoczesnych miastach, takich jak Pekin, Szanghaj czy Shenzen. Nie mogą jednak zostać w miastach, m.in. z powodu systemu meldunkowego, który im tego zabrania. Czują się duchowo uwięzieni. To tworzy napięcia. Stąd biorą się strajki, których liczba od 2000 r. szybko rośnie.
Ile strajków jest w Chinach?
- Nikt nie zna dokładnej liczby. Są codziennie. Jak wynika z naszych badań, wśród robotników pracujących w Shenzen większość raz czy dwa razy w życiu uczestniczyła w strajku w swoim zakładzie. To jednak strajki na małą skalę. Trwają dzień czy dwa.
Robotnicy wygrywają?
- Zwykle chodzi o zwiększenie zarobków, zapłacenie za nadgodziny - a wszyscy w chińskich fabrykach mają nadgodziny - albo protest przeciw przeniesieniu fabryki do innego miasta. Z reguły robotnicy wygrywają.
Te strajki nie są polityczne i firmy są do pewnego stopnia zdolne do kompromisu z robotnikami. Niedawno badałam strajk zorganizowany przez wykwalifikowanych robotników - mężczyzn. Było ich 150 i zorganizowali protest w fabryce liczącej 15 tys. pracowników. Fabryka ustąpiła, ale tylko wobec organizatorów. Oni poświęcili pozostałych.
Nie ma poczucia jedności między robotnikami? Każdy walczy o siebie?
- Dlatego bardzo trudno porównać to, co się dzieje w chińskich fabrykach, z "Solidarnością".
Ale w Polsce "Solidarności" nikt się nie spodziewał. Socjologowie wtedy też pisali o atomizacji, nieumiejętności budowania więzi między Polakami.
- Ci młodzi chińscy migranci nie mają jednak doświadczenia socjalizmu. Nie mają nawet słownika protestu. Kiedy pytamy: "Czy chciałbyś mieć związek zawodowy?", większość nawet nie wie, co to jest. Oczywiście jest mała liczba robotników wykwalifikowanych, którzy pracują w przemyśle dziesięć lat i dłużej. Oni już dużo wiedzą z mediów o związkach. Wiedzą, jak wykorzystywać swoje prawa. W większości jednak ludzie pracują w fabrykach przez kilka lat. Potem wracają do wioski i zakładają rodziny.
Dziś jednak - kiedy chcą zostać w mieście - potrzebują pieniędzy. A pensja w fabryce wystarczy, żeby utrzymać jedną osobę - i to mieszkającą w fabrycznym dormitorium. Wynajęcie małego mieszkania pochłonęłoby już całe zarobki. Stąd gniew i presja na dalsze podwyżki.
O czym marzą ci młodzi ludzie? Bo kiedy jadą do fabryk, to dokładnie wiedzą, jak będzie wyglądała ich praca.
- Nie znają jednak miejskiej kultury konsumpcyjnej, która przeżywa dziś w Chinach boom. Pierwsza generacja robotników była gotowa pracować przez wiele godzin, żeby zarobić na budowę domu w rodzinnej wiosce. Dla młodych to już nie jest propozycja.
Prowadzi pani badania wśród robotnic. Jeżeli np. młoda kobieta znajdzie męża w mieście, może tam zostać?
- Mężczyźni z miasta nie chcą się żenić z wieśniaczkami. Różnice klasowe między robotnikami ze wsi i "miastowymi" są ogromne - w stylu życia, w edukacji, w modelu rodziny. Te młode kobiety w końcu muszą wrócić do swych rodzinnych wiosek. Tam nie mogą wytrzymać. Dziś na wsi najliczniejsza kategoria samobójców to właśnie młode kobiety.
One w fabryce próbowały zmienić się w nowoczesne dziewczyny: nosiły dżinsy, malowały się. Wyobraź sobie teraz, że po kilku latach musisz wrócić do wioski, wyjść za mąż za miejscowego mężczyznę, wrócić do pracy w polu. Nie chcą tego. Kłócą się z rodziną męża.
Było głośno o samobójstwach robotników w fabrykach, ale naprawdę jest ich znacznie więcej na wsi niż w rejonach przemysłowych. W fabrykach samobójstwa popełniają w większości bardzo młodzi robotnicy, ci, którzy mają 17-18 lat. Przyjeżdżają ze wsi, zatrudniają się np. w Foxconn, bo słyszą: "Tu są najlepsze warunki pracy". Tymczasem presja w fabryce jest ogromna i sama fabryka jest ogromna. Czują się zupełnie bezwartościowi. Nie widzą sensu życia.
Stołówka w takiej fabryce sama wygląda jak fabryka. Są linie produkcyjne z różnymi potrawami i gigantyczny basen na makaron. W dormitoriach ludzie nie mają życia prywatnego. Nawet pranie własnych rzeczy jest zabronione - wszystko robi firma. Specjalnie miesza się robotników z różnych prowincji, żeby nie mogli się dogadać.
Kiedy jesteś robotnikiem, to wszystko ci mówi: "jesteś nikim". Robotnicy powtarzają mi: "Pracujemy szybciej niż maszyny, ale jesteśmy tylko maszynami".
Ile lat tak można żyć?
- No cóż, dopóki pracujesz w mieście, mieszkasz w dormitorium. Niektórzy mieszkają tam po dziesięć lat. Trzeba pamiętać, że ten system fabryczny działa dopiero od 20 lat.
Fabryka kontroluje całe życie robotników przez 24 godziny na dobę. Twoja przestrzeń życiowa, kontakty towarzyskie są organizowane przez firmę. Całe życie jest jak linia produkcyjna.
Nikt nie zmusza tych ludzi do pracy w fabrykach.
- Ależ zmusza! Od połowy lat 80. młody człowiek musi opuścić wieś, bo kiedy skończy szkołę średnią, nie ma dla niego pracy, a z pracy na roli w ogóle nie sposób wyżyć.
Kiedyś w Chinach myślano, że kawałek ziemi, którzy dostawali rolnicy, wystarczy, aby ich wyżywić wraz z rodzinami. Teraz pieniądze, które wydają na budowę domu, na szkoły dla dzieci, na opiekę medyczną, nie pochodzą z pracy na roli. To wszystko oszczędności z fabryk. Całe życie wsi obraca się wokół gotówki przysyłanej z pracy w fabrykach.
Przypomina mi to proces grodzenia w Anglii w XVII w. W Anglii rolnikom zabierano ziemię i wypychano do miast, gdzie zaczynali pracować w przemyśle. Chińczycy mają jeszcze ziemię, ale ich sytuacja materialna i duchowa jest podobna. Nikt nie może zostać na ziemi - wszyscy, którzy dorastają na wsi, muszą migrować do miast.
Praca w fabrykach jest upokarzająca i odczłowieczająca, ale mimo to poziom życia chyba się podnosi? Jaki był poziom życia w Chinach 20 lat temu, a jaki jest dziś? Robotnicy kupują motory, komputery, telewizory.
- Na wzroście gospodarczym korzysta przede wszystkim klasa średnia w miastach. To ona ma telewizory i komórki - niektórzy zmieniają je nawet co roku, zgodnie z modą. Ale jeżeli popatrzymy na zarobki robotników i uwzględnimy inflację, to w latach 90. były prawie takie same. Wtedy robotnicy zarabiali 500 juanów, teraz przeciętna pensja w fabryce to 1500-2000 juanów, ale ceny wzrosły bardziej niż zarobki. W latach 90. budowa domu na wsi kosztowała 20 tys. juanów. Teraz potrzeba na to 200 tys.
W połowie lat 90. dzieci ze wsi mogły mieć jeszcze nadzieję, że dostaną się na uniwersytet. Teraz konkurencja jest zabójcza, a koszt dobrego przygotowania do egzaminów - bardzo wysoki. Robotnicy oczywiście czują te zmiany.
Rząd ostatnio podnosił płacę minimalną i zmieniał prawo pracy na bardziej przyjazne robotnikom.
- Rząd chiński wygląda na bardzo silny - ale tylko w oczach zachodnich analityków, którzy myślą, że Chin nie dotknął kryzys gospodarczy i że PKB rośnie bardzo szybko. Z perspektywy chińskiego robotnika albo chłopa państwo jest jednak bardzo słabe. Kiedy potrzebują wsparcia i ochrony, państwa praktycznie nie ma. Teoretycznie w 2008 r. wprowadzono zakaz zatrudniania ludzi bez formalnych umów. Ale w budownictwie nadal 99 proc. robotników ich nie ma. W sektorze usług - połowa. A więc ochrona państwowa jest minimalna.
Pekin obawia się niepokojów i martwi o "harmonię społeczną". Np. rząd chciał, żeby w jednej z fabryk Foxconn zaczął działać oficjalny związek zawodowy. Foxconn odmówił i nic się nie stało. W tych fabrykach, w których związek zawodowy działa, jest całkowicie kontrolowany przez zarządy, a nie przez partię. Rządowi się to nie podoba, ale nie kontroluje sytuacji.
Kapitał rządzi strefami przemysłowymi. Firmy budują tam własne imperia. W praktyce nikt nie może tam wejść.
Nawet policja? Bezpieka?
- Firmy mają własne służby bezpieczeństwa. Foxconn ma jedną pokazową fabrykę, do której zaprasza gości z zewnątrz. Do innych nawet lokalne władze nie mogą wejść.
I tolerują tę sytuację? Bo my na Zachodzie mamy zwykle wyobrażenie wielkiego chińskiego rządu, który wszystko kontroluje.
- To nieprawda! Państwo tylko wygląda na potężne. Np. świetnie radzi sobie z promocją wzrostu gospodarczego opartego na eksporcie. Ale to kosztowne: sprzedajesz swoją siłę roboczą, swoją ziemię prawie za darmo. Rząd musi zapewniać usługi publiczne, np. edukację. Kapitał uniemożliwia mu wprowadzenie w życie tych praw, które mają poprawić sytuację robotników.
Pani się nie boi występować przeciw rządowi?
- Mieszkam przez pół roku w Hongkongu, przez pół roku w Pekinie. Przyzwyczaiłam się do nacisku. Obserwują mnie, ale nie wpływają na to, co robię. Mam paszport hongkoński, więc mogę swobodnie podróżować i uczyć.
Spotykałem w Chinach zachodnich biznesmenów. Mówili: "Chińscy robotnicy zarabiają za dużo, przeniesiemy się do Wietnamu albo do Indonezji". Czy zachodnich biznesmenów obchodzi, co się dzieje z ich pracownikami?
- Podstawowy cel zachodniego biznesu to zarabianie pieniędzy - model biznesowy w Chinach sprowadza się więc do stałego obniżania kosztów. To się trochę zmienia z powodu presji konsumentów na Zachodzie - firmy mówią o "odpowiedzialnym biznesie" i wprowadzają "kodeksy postępowania". Czasem próbują poprawić warunki pracy. Ale to oczywiście nie jest ich główny cel. Zresztą firmy zachodnie w większości nie mają swoich fabryk w Chinach. Zlecają produkcję firmom azjatyckim - kapitał pochodzi z Tajwanu, Hongkongu albo Chin.
Sytuacja, którą pani opisała, nie może trwać wiecznie. Dojdzie do wielkich protestów?
- Ostatnio rząd ułatwia robotnikom możliwość legalnego organizowania się - dziś często zaczynają strajk, bo nie mają jak rozmawiać z szefami firm. Teoretycznie w Chinach mamy prawo do strajku zapisane w konstytucji, ale to prawo jest ogólnikowe. Nigdy nie wiadomo, czy strajk jest legalny, czy nie. Wszystko zależy od interpretacji władz. Praktyka była taka, że robotnicy nie byli aresztowani za strajk, o ile nie zniszczyli własności firmy.
Nie wiem, czy to wystarczy, aby utrzymać pokój społeczny. Robotnicy szybko się uczą.
Rozmawiał Adam Leszczyński
*prof. Pun Ngai - socjolog, profesor Uniwersytetu Miejskiego w Hongkongu i Uniwersytetu Technicznego w Pekinie. Właśnie ukazała się u nas jej książka "Pracownice chińskich fabryk ", Oficyna Wydawnicza Bractwa Trojka, Poznań 2010
Źródło: Gazeta Wyborcza
Wrocław: Strajk włoski w fabryce FagorMastercook
Tomasso, Wto, 2011-01-25 00:29 Kraj | Prawa pracownika | ProtestyZwiązki zawodowe w FagorMastercook rozpoczęły dziś strajk włoski. Protestują przeciwko zbyt niskim podwyżkom wynagrodzenia. Związki zawodowe rozpoczęły spór zbiorowy z zarządem spółki 23 listopada. Domagały się podwyższenia wynagrodzeń o 10 proc. rocznie. - I rzeczywiście, te podwyżki zostały przyznane, tyle że dla kadry kierowniczej. [...] Pracownicy produkcji, którzy pracują powyżej pięciu lat, dostali 50 zł brutto podwyżki. A już teraz zarabiają ledwie 1800 zł brutto. Płace nie drgnęły od kilku lat przy pięciokrotnie wyższym obrocie firmy - mówi Lech Bąk, przewodniczący "S" w FagorMastercook.
Związkowcy domagają się też utrzymania nagród jubileuszowych wypłacanych raz na pięć lat. Strajk włoski będzie prowadzony co najmniej do końca tygodnia.
Właściciele Biedronki bogatsi dzięki wyzyskowi w Polsce
Akai47, Pon, 2011-01-24 17:53 Prawa pracownikaJak podaje gazeta "Jornal de Negocios", właściciele firmy Jeronimo Martins, do której należy sieć Biedronka, zarobili w 2010 roku 1,5 mld euro. Gazeta odnotowuje, iż fortuna rodziny Soares dos Santos zwiększyła się w ubiegłym roku aż o 63 proc., w dużej mierze dzięki ekspansji w Polsce.
W sieci Biedronka sprzedaż netto zwiększyła się o 29,1 proc. Wygląda na to, że im większy jest wyzysk pracowników, im biedniejsi są klienci, tym większe są zyski rodziny portugalskich miliarderów i bogatych udziałowców firmy.
Krzysztof Bukiel z OZZL za likwidacją własnego związku zawodowego!
Tomasso, Pon, 2011-01-24 00:06 Kraj | Blog | Prawa pracownika | Strajk | Tacy są politycy„Dążę do likwidacji Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, bo Związek jest, jeżeli on istnieje, ma wielką siłę to jest jedynie dowód patologii w danej dziedzinie, bo tak naprawdę najlepszym obrońcą pracownika to jest pracodawca, który bije się o pracownika” – Krzysztof Bukiel, Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy (OZZL).
Nie dziwi mnie fakt wypowiadania takich nonsensów przez tzw. "związkowca", który jest zwolennikiem Unii Polityki Realnej oraz jej ultraliberalnych dogmatów. Dziwi mnie natomiast fakt, że tego Pana jeszcze pracownicy nie wywieźli na taczce i nie dali kopa w dupę na rozpęd.
Włochy: Fiat znów wymusił gorsze warunki pracy strasząc przeniesieniem fabryk
Yak, Nie, 2011-01-23 04:45 Świat | Prawa pracownika W dniu 13 stycznia, ponad 5 tys. pracowników fabryki Fiata w Turynie głosowało nad nową umową zbiorową, która drastycznie zwiększa liczbę godzin pracy, skraca przerwy i ogranicza prawo do działań protestacyjnych. Pracownicy byli szantażowani przeniesieniem produkcji w razie odrzucenia kontraktu. Związki zawodowe, choć początkowo protestowały przeciwko porozumieniom, w końcu je poparły.
Nowy kontrakt zakłada pracę na 18 zmian w tygodniu, zamiast systemu 10-zmianowego, który obowiązywał poprzednio. Wprowadzone zostały trzy zmiany dziennie, od poniedziałku rano do niedzieli rano. Choć tydzień pracy nadal oficjalnie wynosi 40 godzin tygodniowo, pracownicy mogą teraz być wzywani do 120 nadgodzin rocznie. Podczas każdej 8-godzinnej zmiany, pracownicy mają prawo jedynie do dwóch 10 minutowych przerw. Drastycznie też ograniczono urlopy chorobowe pod pretekstem "walki z niestawiennictwem w pracy”.
Podobny kontrakt został narzucony zeszłego lata pracownikom w Pomigliano, niedaleko Neapolu. Twierdzono wtedy, że ta umowa była "wyjątkiem”, koniecznym by przenieść z powrotem do Włoch produkcję Fiata Pandy. Pracownicy ugięli się wtedy i głosowali za nową umową. Co ciekawe, pracowników zakładu w Tychach, gdzie jest produkowana stara wersja Fiata Pandy, również zmuszono do zaakceptowania gorszych warunków pracy, grożąc zamknięciem zakładu i przeniesieniem produkcji.
Łódź: W czwartek wyroki w sprawie śmierci w Indesicie
Yak, Nie, 2011-01-23 02:46 Kraj | Prawa pracownikaW najbliższy czwartek, 27 stycznia, przed łódzkim sądem rejonowym dla dzielnicy Widzew zapaść mają wyroki w sprawie tragicznego wypadku w łódzkich zakładach Indesit, w wyniku którego w roku 2005 zginął 21 – letni robotnik. Oskarżonych w tej sprawie jest pięć osób z kierownictwa zakładów w tym włoski dyrektor fabryki, dyrektor do spraw produkcji i kierownik zmiany, których działania zdaniem prokuraturu doprowadziły do śmierci pracownika zakładu. Grożą im kary do 2,5 roku pozbawienia wolności.
Według prokuratury, nie dopełnili oni obowiązków w zakresie bezpieczeństwa i higieny pracy, skutkiem czego było narażenie kilkunastu pracowników na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Zarzucono im nieumyślne spowodowanie uszkodzeń ciała u jednego z pracowników i nieumyślne spowodowanie śmierci zatrudnionego w fabryce 21-letniego Tomasza J. Obrona domaga się uniewinnienia oskarżonych.
Chiny: Policja strzela do protestujących pracowników
Vino, Pią, 2011-01-21 13:50 Świat | Prawa pracownika | Protesty | Represje | Strajk W autonomiczny regionie Guangxi Zhuang w południowych Chinach policja postrzeliła 5 osób podczas protestu w związku z brakiem wypłat. Około 100 robotników budowlanych z budowy w Wuzhou City rozpoczęło marsz na budynek lokalnego rządu. Drogę zagrodziła im policja i zaczęła strzelać do nieuzbrojonego tłumu.
Szpital w Hong-Kongu doniósł o 20 rannych osobach poddawanych leczeniu w tym 5 robotnikach, którzy ucierpieli od ostrej amunicji. Fotografie opublikowane po zdarzeniu pokazują, że pracownikom drogę zagrodziły policyjne oddziały prewencji. Rzecznik prasowy policji z Wuzhou legitymujący się jedynie imieniem Xie powiedział Kyodo News, że był to "nielegalny marsz", ale nie potwierdził użycia ostrej amunicji.
Pracodawca zalega w wypłatach 151 tysięcy dolarów, a według niektórych doniesień, po wykonaniu budowy zbiegł z pieniędzmi do sąsiedniej prowincji Guangdong.
Made in China
Tomasso, Czw, 2011-01-20 23:43 Świat | Gospodarka | Prawa pracownika | Publicystyka | Ubóstwo | Zwolnienia90,7% zabawek sprzedawanych w Europie jest importowanych z Chin*. Gwałtownie rozwijająca się produkcja w tej branży skupiona jest na terenie chińskiej prowincji Guangdong, w Delcie Rzeki Perłowej. Szybko rosnące miasta i ośrodki produkcji przyciągają miliony migrantów z terenów wiejskich całego kraju, którzy mają nadzieję wydobyć się z nędzy poprzez zatrudnienie w fabrykach. Niestety, ich zarobki nie starczają na oszczędności ani nawet godne życie, a warunki bytowania i pracy urągają wszelkim standardom. Na terenie większości fabryk łamane jest zarówno chińskie, jak i międzynarodowe prawo pracy.
Umowy sprzeczne z prawem
Problemy zatrudnionych w przemyśle zabawkarskim w Chinach zaczynają się wraz z podpisaniem umowy o pracę in blanco. Czasami podpisują oni puste kartki, czasami zaś umowy z lukami, które dopiero później wypełniane są treścią przez kierownictwo fabryki. W rezultacie pracownicy nie znają swoich praw ani zobowiązań, pracodawcy zaś mogą zawsze przedstawić audytorom legalny dokument.
Nagminne jest wielokrotne podpisywanie umów krótkoterminowych, zamiast zatrudnienia długoterminowego. Po okresie próbnym lub początkowym pracownicy są zwalniani i zatrudniani ponownie. Zdarza się, że osoby przepracowują ponad rok na kontraktach krótkoterminowych (od 10 dniowych do trzymiesięcznych). Tym sposobem nie nabywają oni żadnych praw i cały czas pracują na warunkach okresu próbnego.
Czas pracy przekraczający wytrzymałość
- 96 ½ godzin w fabryce tygodniowo
15 ½ godzinne zmiany w dni powszednie, 9 ½ godzinne zmiany w soboty i niedziele
praca od 8.30 do 24.00
44 godziny nadgodzin w tygodniu przeciętnie
0 dni wolnych przez kilka miesięcy w szczytowym sezonie
(przykładowe dane, dotyczą fabryki Dawei Chengji)
Taki tryb pracy przekracza normy ustalone w chińskim prawie o 400%. Nadgodziny są obowiązkowe, pomimo że wielu pracowników poświęciłoby dodatkową płacę w zamian za odpoczynek. Za unikanie pracy lub spóźnienia potrącana jest pensja. Kara za 10 minut spóźnienia to 1 ½ dniówki mniej, 30 minut spóźnienia lub więcej to 3 dniówki mniej.
W szczytowym sezonie raz lub dwa na miesiąc zdarzają się nawet 24 godzinne zmiany od 8.30 do 8.30, po których zatrudnieni otrzymują dzień wolny. Podczas intensywnego okresu produkcji przerwy na obiad i kolację skracane są do 30 minut i 15 minut.
Głodowe płace i brak zabezpieczeń społecznych
- 1 313,00 yuanów (ok. 537 złotych) zarobku miesięcznie, razem z płacą za nadgodziny
3,17 yuanów (ok. 1,38 złotych) za godzinę
1 yuan (ok. 45 groszy) kosztuje każda minuta spóźnienia
30 yuanów (ok. 13 złotych) kary za śpiewanie przy pracy
12 yuanów (ok. 5,25 złotych) premii w miesiącu, jeśli pracownik nigdy się nie spóźnił
(przykładowe dane, dotyczą fabryki Yongsheng)
Prawo prowincji Guangdong przewiduje 4,66 yuanów za godzinę jako płacę minimalną. Kierownictwo fabryk oszukuje swoich pracowników na 36% ich uposażenia, nie podając jasno zasad naliczania płac. Nie ma mowy o płatnych urlopach ani o urlopach macierzyńskich, które również wymagane są prawem. Jeżeli pracownicy chcą być objęci państwową emeryturą, muszą opłacać składkę 83 yuany miesięcznie przez minimum dwadzieścia lat, ale większość tego nie robi. Zbyt słabo rozumieją system ubezpieczeń społecznych, rzadko pracują w jednej fabryce więcej niż dwa lata, a często wracają do swojej wioski zanim zdążą nabyć jakiekolwiek prawa do emerytury.
Fatalne warunki pracy
- 3 wiatraki sufitowe na 280 pracowników
(przykładowe dane, dotyczą fabryki Dawei Chengji)
W prowincji Guangdong panuje klimat subtropikalny. W fabrykach często nie ma klimatyzacji, a robotnicy tłoczą się w halach produkcyjnych. Przez to panuje tam nieznośne gorąco. Ludzie są przemoczeni od potu. W pomieszczeniach gdzie zabawki są malowane panuje szczególnie wysoka temperatura, unoszą się także opary chemikaliów. Kierownictwo jednej z fabryk tłumaczy, że wiatraki są tam wyłączone, ponieważ ruch powietrza mógłby wpłynąć na to jak farba jest rozprowadzana i obniżyć jakość produktu.
- 87 osób zginęło, 47 zostało rannych w pożarze
(dotyczy fabryki Zhili)
7 lat walczyli o odszkodowanie... nigdy nie zostało ono wypłacone.
2 lata więzienia odsiedział kierownik zakładu, po wyjściu na wolność otworzył kolejną fabrykę.
Zanotowano, że w fabryce Duoyuan materiały, narzędzia, odpady i niedokończone wyroby piętrzą się złożone w różnych miejscach, również przed drzwiami ewakuacyjnymi. Wyjścia ewakuacyjne są często niedostępne, a drzwi i okna zamknięte na stałe. Do tego praca odbywa się w nieustannym hałasie.
Robotnikom zabronione jest wstawać podczas pracy. Spędzają wiele godzin w pozycji siedzącej, pochyleni nad częściami, które składają. „Nie ma nawet czasu żeby sięgnąć po łyk wody. Praca jest wyczerpująca, a ręce są w ciągłym ruchu” relacjonuje pracownik fabryki Dawei. Podczas pracy nie są zarządzane żadne przerwy. Ostatni etap produkcji, pakowanie pudeł z zabawkami do wysyłki i przewożenie ich do miejsca załadunku, jest najcięższą pracą. Zatrudnieni muszą bez przerwy przenosić i ustawiać pudła, które mogą ważyć do 30 kilogramów.
W wielu fabrykach nie są zapewniane ubrania ochronne. Często pracownicy nie zakładają rozdawanych rękawic, ponieważ jest zbyt gorąco aby je nosić, a w dodatku utrudniają one obróbkę drobnych elementów. Obawiają się że jeżeli ekwipunek ochronny spowolni ich pracę, otrzymają niższą pensję. Zatrudnieni przy wypychaniu pluszowych zabawek nie mają masek na twarz i wdychają unoszący się materiał wypełnienia. Kontakt z tymi sucstancjami powoduje to ból gardła, a także alergie skórne. Zatrudnieni przy malowaniu również nie mają masek na twarz i wdychają opary chemikaliów. Powoduje to mdłości, zaburzenia równowagi, zatrucia, wymioty.
Maszyny wszelkiego rodzaju nie są zabezpieczone, a pracownicy nie otrzymują odpowiedniego przeszkolenia co do ich obsługi. Stąd duża ilość urazów i okaleczeń podczas ich obsługi. Pracownice używają maszyn do szycia nie wyposażonych w elementy ochronne, przez co ich ręce często pokłute są igłami.
Nędzne warunki życia
Większość pracowników spędza cały swój czas na terenie zakładu produkcyjnego. Mieszkają w dormitoriach należących do fabryk i jadają w kantynach w fabrykach. Opłaty za mieszkanie, zużycie wody i elektryczności oraz za jedzenie są potrącane z pensji. Zdarza się, że pracownikom zabronione jest pod groźbą kary opuszczanie zakładu.
- 7 pięter
30 pokoi
8 osób w pokoju
69 yuanów (ok. 29 złotych) miesięcznie
(przykładowe dane, dotyczą fabryki Dawei Chengji)
Robotnicy śpią na prymitywnych piętrowych łóżkach, mają w pokoju jedno źródło światła. Brakuje nawet odrobiny prywatności. Nie ma szafek zamykanych na kłódkę. Przez snem wiele osób wkłada pieniądze do kieszeni spodni, spodnie zwija i chowa pod poduszką. Mimo to zdarza się dużo kradzieży, które mogą pozbawić ciężko zarobionych pieniędzy i środków na życie na wiele tygodni. W materacach lęgną się pluskwy, których ugryzienia swędzą, a rozdrapane grożą infekcją.
- 183 yuany (ok. 68 złotych) miesięcznie za jedzenie
o 73 yuany drożej, niż w poprzednich miesiącach
(przykładowe dane, dotyczą fabryki Lungcheong, podwyżka w grudniu 2005)
Czesem fabryka nie potrąca co miesiąc ceny jedzenia i robotnicy płacą zależnie od tego, ile i co jedzą. Za 2 yuany można było dostać w kantynie dwa warzywne i jedną mięsną porcję. To może być surówka, kilka plasterków pikli i wieprzowina gotowana z wodorostami, przy czym – jak mówią robotnicy – bardzo trudno było znaleźć tam wieprzowinę. Za 3 yuany można było dostać dwie porcje mięsne i jedną warzywną. Wraz z podwyżką, cena najtańszego dania podniosła się do 3 yuanów. Jednocześnie robotnicy zeznali, że jakość jedzenia pogorszyła się znacznie. Donoszono o przypadkach, kiedy w kuchni używana była tania sól technologiczna.
* Dane Toy Industries of Europe z 2008 r.
Wenezuela: Strajk pracowników w rozlewni Coca-Coli
Vino, Śro, 2011-01-19 14:38 Świat | Prawa pracownika | ProtestyPracownicy rozlewni Coca-Coli w Walencji rozpoczęli strajk żądając podwyżek i zmian w umowach o pracę. Jeden z liderów związkowych - Alexander Cedeno - poinformował, że produkcja będzie stała do czasu, gdy żądanie ponad 1000-osobowej załogi nie zostaną spełnione.
Coca-Cola FEMSA de Venezuela SA, firma zajmująca się rozlewaniem napojów Coca-Coli prowadzi 4 zakłady i ponad 30 punktów dystrybucji w krajach południowoamerykańskich. W poniedziałek Cedeno powiedział państwowej agencji informacyjnej ANB, że pracownicy domagają się podwyżek płac i świadczeń, w tym umów zapewniających ubezpieczenie medyczne dla członków dalszej rodziny.
Przedstawiciele Coca-Cola Femsa de Venezuela SA dotychczas nie odnieśli się do żądań. Strajk trwa od zeszłego tygodnia.
OBI w Niemczech: Skąpy gryzoń bez rad pracowniczych
Yak, Śro, 2011-01-19 00:33 Świat | Prawa pracownika | PublicystykaPracownicy oskarżają wielką sieć supermarketów OBI o wydalanie członków związków zawodowych, sztuczne zwolnienia zbiorowe i obstrukcję prowadzoną na masową skalę, by uniemożliwić wybory do rad pracowniczych. Firma mówi jednak o "pełnej ufności" współpracy z radami pracowniczymi.
Monachium: Dla Klausa Armbrustera to nie były przyjemne święta Bożego Nardzenia. W skrzynce na listy otrzymał raczej niemiły prezent: zwolnienie z pracy bez terminu wypowiedzenia. Powodem zwolnienia podanym przez szefów OBI było niezapłacenie za choinkę. Chodziło o to, że Klaus podliczył zniżkę na kupno towarów w OBI przysługującą jemu i jego żonie i uznał, że pokrywa ona koszt drzewka. Zanim zabrał choinkę do domu, zadzwonił jednak do swojego szefa po pozwolenie.
W tej sprawie orzekał Sąd Pracy w Stuttgarcie. Sąd nie dopatrzył się żadnego oszustwa i unieważnił zwolnienie. „Miesiąc bez pracy podczas procesu był dla mnie straszliwym okresem - nie wiedziałem, czy pozwolą mi znów pracować." Z zewnątrz, to mogło wyglądać na nieporozumienie, jednak według związkowców, jest w tym pewna metoda. „OBI nie chce rad pracowniczych, a zwłaszcza takich, które są krytycznie nastawione wobec kierownictwa" - powiedział Christian Paulowitsch, szef Ver.di w Badenii Wirtembergii. Armbruster jest dokładnie tego samego zdania: "Chcieli się mnie pozbyć, bo jestem niewygodny.” Armbruster organizował w OBI strajki.
Wybory do rad pracowniczych nigdy nie przebiegają normalnie
Uczestnictwo pracowników może być kosztowne dla firmy, gdyż pracownicy mają prawo wypowiadać się na różne tematy, takie jak czas pracy i zwolnienia. Dlatego też OBI stara się zapobiec utworzeniu rad pracowniczych, jak mało która firma. Jak powiedział Rainer Reichenstetter, przedstawiciel pracowników OBI w niemieckim związku Ver.di: „gdy tylko powstaje rada pracownicza, pojawia się opór i kłopoty". OBI stara się zapobiec regularnym wyborom do rad pracowniczych. Wybory nigdy nie odbywają się zgodnie z planem. Ta kwestia jest dokładnie monitorowana przez zarząd OBI, a Tengelmann - właściciel OBI - osobiście nadzoruje działania w tej sprawie.
Liczby mówią same za siebie. Według związku Ver.di, jest około 40 rad pracowniczych na ponad 330 sklepów w Niemczech. Jedna z tych rad działa w Stuttgarcie-Wangen. Pracownicy wybrali tam swoich przedstawicieli w 2005 r. "To była ciężka walka" - wspomina Herbert Fehlisch, zastępca szefa rady w OBI w tym mieście.
Fahlisch został brutalnie zaatakowany. Choć pracował przez 7 lat bez żadnych skarg ze strony szefów, jak wspomina: "gdy starałem się o wybór na przedstawiciela, rozpoczęła się wobec mnie kampania mobbingu". W czasie kilku miesięcy, dwa razy dano mu ostrzeżenia. Oznajmiono mu, że zachowuje się w sposób nieprzyjazny dla klientów i nie wykonuje poleceń przełożonego. Został zwolniony bez okresu wypowiedzenia. Jednak decyzja o zwolnieniu została anulowana przez sąd. „Próbowali mnie zastraszyć” – mówi Fahlisch.
Pieniądze dla niesubordynowanych pracowników
W Bawarii też jest mnóstwo problemów. Podczas spotkania w 2007 r. w jednym ze sklepów OBI w Erding, szefowie grozili pracownikom - opowiada sekretarz Ver.di Orhan Aman. Pracownicy byli poddawani presji podczas indywidualnych rozmów. Szefowie pytali ich kto stoi za pomysłem utworzenia rady pracowniczej i rozpowszechniali opinię, że rady pracownicze stanowią zagrożenie dla miejsc pracy. Gdy doszło do wyborów, liczba pracowników, którzy ośmielili się poprzeć rady, była zbyt mała.
Według Akmana, OBI przyznaje duże odszkodowania członkom rad pracowniczych lub kandydatom do nich za to, że odejdą z firmy. Gazeta Spiegel Online otrzymała kopię umowy z 2008 r., która została wręczona kandydatowi do rady pracowniczej przed wyborami do rad pracowniczych. Kwota odszkodowania wynosi 15500 Euro wraz z prawem do emerytury. Nieźle, jak na kogoś kto przechodził na emeryturę pół roku później. Z tą opinią zgadza się Burkhard von Fritsch, który prowadzi firmę OBI-Franchiser HEV w Erding: „Oni chcieli przekupić członka rady pracowniczej”. Jednak zostało to wykonane w bardzo dyletancki sposób, gdyż było wielu innych kandydatów do rady pracowniczej. Na pytanie, czy HEV także próbuje sabotować wybory do rad pracowniczych odpowiedział: "Zdecydowanie nie".
Ucząc się od Lidla
Takich przykładów jest więcej. Dwóch kolegów pracujących w OBI w Feuerbach, dzielnicy Stuttgartu, było pod taką presją, że musieli poszukać opieki medycznej i leczyli się przez dłuższy okres czasu. Opowiedział nam o tym członek związku Rüdiger Kamm. OBI udało się zapobiec wyborom do regionalnej rady pracowniczej w supermarkecie przy użyciu kruczka prawniczego. `Dzień przed wyborami, zmieniono strukturę korporacyjną sklepu. To sztuczka, której nauczyli się od Lidla. Tak uważa Andreas Heinrich, członek rady pracowniczej w OBI w Waibling.
Związki zawodowe w OBI mają trudną sytuację. W jednym sklepie w Stephanskirchen w Bawarii, kierownictwo doradzało rezygnację z członkostwa w związku i udostępniało standardowe formularze wystąpienia ze związku. Gazeta Spiegel jest w posiadaniu takiego formularza zatytułowanego "Rezygnacja z członkostwa w związku”. Lokaly franczyzobiorca OBI zaprzecza, jakoby taka sytuacja miała kiedykolwiek miejsce. W Stuttgart-Wangen, OBI wykorzystało technikę „tajemniczego klienta” przeciw wybranym pracownikom, nie informując o tym rady pracowniczej. Później okazało się, że każdy członek związku zawodowego, który brał udział w strajku otrzymał ostrzeżenie za opryskliwość wobec klientów.
Jakby tego było mało, według Akmana, w OBI prowadzi się szkolenia o tematyce “jak zabić radę pracowniczą”. Franczyzobiorca OBI, Fritsch, nie pamięta takich szkoleń, jednak pamięta, że uczestniczył w szkoleniu na temat właściwego traktowania rad pracowniczych. Tematyka szkoleń dotyczyła tego "jak zbić rady pracownicze na kwaśne jabłko”. Prawnik OBI ujął to tak: „mówimy jedynie o legalnych sposobach pozbycia się rad pracowniczych”.
Konsekwencją polityki OBI jest mała liczba przedstawicieli rad pracowniczych w większości marketów OBI, oraz brak porozumień w sprawie wysokości płac w większości sklepów. W niektórych wschodnioniemieckich sklepach, pracownicy zarabiają od czterech do pięciu euro za godzinę. „OBI jest chciwe jak gryzoń i wyzyskuje pracowników” – podsumowuje sytuację związkowiec Akman. W kwaterze głównej OBI w Wermelskirchen nie rozumieją problemu. W krótkim komunikacie dla gazety Spiegel Online napisano: „Pojedyncze błędy zdarzają się wszędzie. Ale my rozwiązujemy wszystkie problemy w sposób sprawiedliwy." Według zarządu: "OBI, pracownicy i rady pracownicze pracują w pełnej atmosferze zaufania".
Tłumaczenie tekstu “Bibergünstig ohne Betriebsrat”, in: Der Spiegel, 13.07.2009 z www.spiegel.de
Stęszew: Strajk w Greenkett - stanęła zmiana
Renegade, Wto, 2011-01-18 17:58 Kraj | Prawa pracownika | ProtestyW poniedziałek, 17 stycznia, cała zmiana, która miała zacząć pracę o 6 rano, odmówiła stanięcia przy maszynach. Strajk był spowodowany gniewem pracownic z powodu opóźniającej się trzeci miesiąc z kolei wypłaty. Styczniowej wypłaty załoga 18 stycznia jeszcze nie miała na swoich kontach, choć powinna być na nich od 8 dni.
Po blisko czterech godzinach dyrektorzy fabryki zaczęli rozmawiać z pracownikami, pokazując im ksero przelewu pieniędzy z Hiszpanii (gdzie korporacja Greenkett ma siedzibę) na konto polskiej firmy. Z jednej strony przekonywali, że pieniądze wpłyną wkrótce na konta pracowników, z drugiej zaczęli wymagać od pracowników złożenia indywidualnych deklaracji, że tego dnia nie przystąpili do pracy. Większość załogi mimo to odmówiła pracy do końca zmiany i zapowiedziała, że jeśli we wtorek nie zobaczy pieniędzy, zdeterminowana jest kontynuować strajk w środę. Inicjatywa Pracownicza będzie rozważać wejście w spór zbiorowy z pracodawcą.