Protesty

Szpitale mają leczyć a nie przynosić zyski

Kraj | Prawa pracownika | Protesty | Publicystyka

Oświadczenie Komisji Środowiskowej OZZ Inicjatywa Pracownicza Szczecin w sprawie likwidacji Szpitala Miejskiego w Szczecinie

Sprzeciwiamy się pomysłowi likwidacji Szpitala Miejskiego w Szczecinie.
Rozumiemy, że leży on na atrakcyjnych terenach i że nie przynosi dochodu jak Galaxy - co w rozumieniu ideologów neoliberalizmu jest grzechem śmiertelnym. Wolimy jednak tak grzeszyć, niż utrudniać społeczeństwu dostęp do korzystania z usług służby zdrowia, do której mają prawo z samego faktu przynależenia do gatunku ludzkiego.

Likwidacja Szpitala Miejskiego będzie miała naszym zdaniem niekorzystne skutki społeczne.

Obecnie szpital położony jest w centrum miasta – politycy chcą go przenieść na obrzeża. Obecnie szpital zapewnia kameralną atmosferę i wysoki standard usług, sale nie są zatłoczone jak to ma miejsce w większości szpitali, przyjmowani są ludzie, którzy z przyczyn systemowych zostali dotknięci dobrodziejstwami kapitalizmu – nędzą, bezrobociem, brakiem dachu nad głową. Przeniesienie, a raczej włączenie szpitala do szpitala w Zdrojach nie zapewnia zachowania powyższych standardów. Zwiększy też koszty dla zwykłego mieszkańca: sam dojazd do Zdroji środkami komunikacji miejskiej to ponad 8 złoty.

Z przeniesieniem szpitala wiązać się mogą też zwolnienia. Zamiast tworzyć nowie miejsca pracy, młode wilki likwidują je.

Nie bez znaczenia jest też więź mieszkańców ze Szpitalem Miejskim. Wiele osób z centrum leczyło się tam, leczyli się ich bliscy, część z nas się tam urodziła. Uważamy, że głosu mieszkańców nie należy ignorować.

OZZ Inicjatywa Pracownicza sprzeciwia się likwidacji Szpitala Miejskiego i wyraża solidarność z protestującymi – nie poprzestając tylko na słowach. Uważamy, że ekonomia neoliberalna nie może regulować całego naszego życia, są sfery które kierują się z natury rzeczy inną logiką – takim obszarem jest między innymi służba zdrowia. Fałszywe skomlenia młodych wilków, że nie mają pieniędzy na szpital brzmią śmiesznie w świecie, gdzie politycy opływają w luksusach, marnują pieniądze na środki reprezentacyjne.

Szpital zostaje! Więcej wydatków na służbę zdrowia – mniej na zbrojenia.

OZZIP w obronie Szpitala Miejskiego w Szczecinie

Kraj | Prawa pracownika | Protesty

W niedziele 23 września o godz.13 odbyła się pikieta w obronie Szpitala Miejskiego. Pretekstem był wiec Platformy Obywatelskiej, rządzącej obecnie w Szczecinie, odbywający się na Zamku Książąt Pomorskich. Wywieszono transparent zrobiony przez pracowników szpitala: “Platforma zlikwiduje wam szpital!!!” oraz rozdano ulotki tłumnie schodzącym się potencjalnym wyborcom. Całe zgromadzenie przebiegło bez incydentów. Niestety media były bardziej zainteresowane stepującym Tuskiem niż problemem szpitala.

Obecnie trwają przygotowania do kolejnych akcji w obronie szpitala.

Tekst ulotki|Oświadczenie komisji środowiskowej OZZ IP Szczecin

Bangladesz: Nowe protesty pracownicze

Świat | Prawa pracownika | Protesty

Ponad 25 tys. pracowników protestowało w sobotę i niedzielę w Bangladeszu przeciwko złym warunkom pracy. Pracownicy w piątek wyszli z pracy w strefie przemysłowej Tejgaon Industrial Area i przeprowadzili dziki strajk. Protestujący zablokowali pracę fabryk i prawie wszystkie zakłady musiały zostać zamknięte wcześniej. Gdy pojawiła się policja i elitarnie jednostki wojskowe, pracownicy podjęli walkę a także zaczęli atakować fabryki. Doszło także do starcia między strajkującymi i niestrajkującymi pracownikami.

Nie ma miarodajnych informacji o liczbie aresztowanych. Jedna z gazet podaje, ze trzy osoby zostały aresztowane, inna - że kilkaset osób . Aktywiści pracowniczy twierdzą, że znają nazwiska 51 z zatrzymanych więc można wnioskować, że areszty były masowe.

Protest przeciwko "katolickim terrorystom"

Świat | Prawa kobiet/Feminizm | Protesty

Wczoraj w Nowym Jorku aktywiści zorganizowali obronę kliniki dla kobiet. Radykalni katolicy razem z ludźmi z organizacji "Operation Rescue" (Operacja na Ratunek) próbowali zablokować klinikę, ponieważ przeprowadza się w niej aborcje. Organizację tę uważa się za grupę terrorystyczną, ponieważ jej członkowie zabili kilku lekarzy oraz podkładali bomby w klinikach. Ani razu nie udało im się zablokować klinik w Nowym Jorku, więc akcja przybrała jedynie charakter konfrontacji. W akcji obrony kliniki brali udział pracownicy kliniki, mieszkańcy dzielnicy, anarchiści oraz inne osoby.

Niemcy: Protest przeciwko państwu "Wielkiego Brata"

Świat | Protesty

Około 20 tys. osób protestowało w Berlinie przeciwko nadmiernej inwigilacji obywateli przez państwo. Demonstrujący protestowali przeciwko nowej ustawie, która pozwala władzom kontrolować komputery i urządzenia telekomunikacyjne.

Demonstracja wyszła spod Bramy Brandenburskiej i dotarła do centrum Berlina. W pewnym momencie policja zaczęła być agresywna i doszło do przepychanek z demonstrantami. Kilkanaście osób zostało aresztowanych. Nie wiemy czy powstawiono im zarzuty.

Turcja: Solidarność ze strajkującymi kobietami

Świat | Prawa kobiet/Feminizm | Prawa pracownika | Protesty

Pracownicy firmy Novamed z SEZ Antalya strajkują od 26 września 2006 r. 81 z 82 osób strajkujących to kobiety. Ich pensje są najniższe w całej specjalnej strefie ekonomicznej. Kobiety te mają niższe pensje niż mężczyźni pracujący w tej samej firmie na podobnych warunkach. Kobiety z firmy Novamed chciały założyć związek zawodowy oraz dostać podwyżki. Miały różne problemy w pracy: pracodawcy nie chcieli dać im opowiednich strojów oraz sprzętu zabezpieczającego, często nie mogły w ciągu tygodnia wyjechać ze strefy do domu, nie mogły robić przerw na toaletę, nie mogły rozmawiać, a nawet musiały dostać pozwolenie na ślub i zapisać się w kolejce, aby mieć urlop macierzyński i próbować planować czas porodu. (Te ostatnie wymaganie zostało anulowane, kiedy pracodawcy dowiedzieli się, że kobiety organizują się.)

Firma Novamed zajmuje się produkcją maszyn do dializy nerek i innym sprzętem medycznym. Jest to jedna z fabryk niemieckiej firmy Fresenius Medical Care.

W 2005 większość pracowników Novamed założyła związek zawodowy, ale firma złożyła pozew przeciw nim i dostała listę członków związku. Pod presją firmy, wielu z nich zrezygnowało ze związku albo z pracy. Potem firma zatrudniła nowych pracowników i zapisała ich do związku, aby tym związkiem manipulować, kontrolować go i złamać.

Anglia: Demonstracja przeciw budowie nowego więzienia dla imigrantów

Świat | Protesty | Ruch anarchistyczny

Wczoraj w ramach obozu antygranicznego odbyła się demonstracja przeciw budowie nowego więzienia dla imigrantów. Kilkaset ludzi pojechało do miasteczka Crawley, tuż obok lotniska Gatwick gdzie władze planują otwarcie więzienia. Na transparentach były hasła m.in "Przeciw Fortecy Europa", "Zniszczyć wszystkie granice". "Wolność Podróżowania dla wszystkich" oraz "Nasz Opór jest tak międzynarodowy jak kapitalizm". Oprócz aktywistów z sieci No Borders i anarchistów byli antyfaszyści, grupa afrykańskich kobiet oraz imigranci/ uchodżcy z Iranu, Syrii, Kongo, Iraku i Ameryki Łacińskiej.

Ci imigranci i uchodźcy byli głównymi mówcami kiedy demonstracja dotarła do miejsca centrum internowania uchodźców na lotnisku Gatwick. W tym centrum ponad 11 tys. osób jest internowanych co roku. Oni opowiedzieli o swoim losie, o tym dlaczego i jak imigrowali do Anglii lub innego kraju Unii.

Obóz antygraniczny w Gatwick

Świat | Protesty

19 września rozpoczął się obóz antygraniczny w Anglii. Niestety od kilku tygodni policja "rozmawia" z lokalnymi rolnikami, strasząc ich i właścicieli ziemi, gdzie obóz miał się odbyć, wycofał się z umowy z organizatorami obozu. Aktywiści musieli szybko znaleźć inny teren. W końcu obóz rozpoczął się. W sobotę ma odbyć wielka demonstracja. Aktywiści chcą powstrzymać budowy nowego centrum dla nielegalnych imigrantów niedaleko lotniska Gatwick.

Na obozie będą także dyskusje na temat tego, jak sprzeciwić się systemowi emigracyjnemu Europy.

Gatwick to granica w samym centrum Anglii. Emigranci przybywają tam każdego dnia, także każdego dnia są deportowani. Inni zaś są tam więzieni przez nieograniczony czas i bez prawa do procesu. Wielu musi się ukrywać za "przestępstwo" przekroczenia granicy.

Bangladesz: Kolejne akcje pracowników

Świat | Prawa pracownika | Protesty

16 września strajkujący pracownicy fabryki Jute zaatakowali swojego związkowego lidera. Pracownicy oskarżają związki o kolaborację z pracodawcami przeciw interesom pracowników. W Jute prawie 5 tys. pracowników obecnie strajukuje od 3 września. Pracują na kontraktach tymczasowych. Niedawno pracodawcy zlikwidowali miejsca pracy i zatrudnili ludzi na kontraktach., nawet tych, których pracowali tam od 25 lat. Pracownicy poszli do domu szefa związku, który współpracuje z pracodawcami, zaatakowali dom i trochę go pobili. Dwie osoby zostały aresztowane podczas tego incydentu.

Rewolta pingwinów

Blog | Edukacja/Prawa dziecka | Protesty

Oto tekst z Gazety Wyborczej -

Mówili o nas chuligani, lumpy, wandale. A wcześniej, że jesteśmy apolityczni i nie widzimy nic poza końcem nosa. No to pokazaliśmy, jacy jesteśmy naprawdę. O wielkim buncie chilijskich licealistów pisze Artur Domosławski

Te fotografie z chilijskich i hiszpańskich gazet są jak déja vu. Dwóch „zomowców” opancerzonych jak kosmici ciągnie do policyjnej suki chłopaka, któremu grymas bólu wykrzywia twarz. Policjant wjeżdża na koniu w tłum demonstrantów. Scenki jak z ostatnich lat Pinocheta.

Kilkanaście dni temu na ulice chilijskich miast wylegli lekarze, nauczyciele, robotnicy z różnych sektorów oraz studenci i licealiści. Prasa pisała: "To największy protest od czasów dyktatury Pinocheta. Pracownicy najemni wyszli demonstrować, a ruch związkowy obudził się z 17-letniego letargu Domagali się od rządu socjalistki Michelle Bachelet sprawiedliwych pensji". Żądania płacowe mieszają się z postulatami godnościowymi. Kościół występuje jako adwokat protestujących: mówi o "płacy moralnej".

Pracownicy i studenci chcą negocjować z rządem i przedsiębiorcami odejście od neoliberalnej polityki. Świat pracy przeciw socjalistom? Po odejściu Pinocheta socjaliści - zresztą nie tylko w Chile - pogodzili się z tym, że świat przesunął się "na prawo". Do neoliberalnej polityki Pinocheta wprowadzili "prospołeczne" korekty - jednak raczej kosmetyczne. Braku buntów w ostatnich kilkunastu latach socjologowie upatrują w lęku - popinochetowskiej traumie aniżeli w zadowoleniu ze status quo.

Gospodarka Chile przeżywa fantastyczny wzrost - w tym roku wyniesie 7 proc. Jednak ludzie, którzy wyszli na ulicę, nie odczuwają związku między wieloletnim wzrostem gospodarczym a swoim losem. Chile należy do krajów o najwyższym wskaźniku nierówności w Ameryce Łacińskiej i na świecie.

Pracownicy i studenci przypominają o tym na ulicach rządzącym. Rząd odpowiada jak za czasów zdychającej dyktatury: "Nie ma pozwolenia na przejście marszu główną aleją Santiago". Historia wraca farsą.

Pani prezydent Bachelet wysłała przeciw demonstrantom policję. Zatrzymano 750 osób, było 30 rannych. Senatorowi z partii rządowej, który chciał negocjować między protestującymi a siłami porządku, karabinierzy rozbili głowę.

Do protestu najpewniej by nie doszło, gdyby nie inne wydarzenie ochrzczone przez dziennikarzy "rewoltą pingwinów". Pingwiny to chilijscy licealiści, nazwani tak z powodu swoich biało-granatowych i biało-czarnych mundurków. Wiosną tego roku wielokrotnie słyszałem w Santiago frazy: "Pingwiny odmieniły Chile". "Przełamały strach i marazm". "Człowieku, to jest inny kraj". Spotkałem się z kilkorgiem z nich. Oto ich opowieść.

"Hodzem do szkoły póblicznei"

W klimat dziecięcej rewolty nieźle wprowadzają plakaty z jej hasłami. Pokazuje mi je na fotografiach Maria Huerta, jedna z liderek protestu.

"Miedź szybuje, edukacja dołuje". (Miedź to główne bogactwo naturalne Chile, którego ceny na rynkach światowych poszły niedawno w górę).

"Traktujecie nas nie jak uczniów, lecz jak klientów".

"Pani prezydentko, ile ko$ztuje szkoła pani córki?".

- Mówili o nas: apolityczne pokolenie. Że nie widzimy nic poza końcem swojego nosa. No to pokazaliśmy, jacy jesteśmy naprawdę.

Maria właśnie skończyła liceum, chce iść na studia. Wychowała się w slumsie na obrzeżach Santiago. Ojciec zmarł, gdy miała 12 lat, był obwoźnym handlarzem napojów. Mama sprząta ubikacje w hipermarketach.

Maria opowiada: - Licealiści zaczęli negocjować z poprzednim rządem (też socjalisty Ricardo Lagosa). Postulaty były różne: bezpłatne bilety na metro i autobusy, bezpłatne egzaminy na studia, stypendia socjalne dla najbiedniejszych. Ale najważniejszym była reforma ustawy o edukacji

Ustawa edukacyjna była dosłownie ostatnim aktem dyktatury Pinocheta: ogłoszono ją na kilkanaście godzin (!) przed odejściem dyktatora od władzy. Pod hasłem "wolności edukacji" ograniczyła wpływ państwa na szkoły, przekazała kompetencje gminom, zezwoliła na zakładanie szkół osobom i firmom prywatnym. Jednocześnie ograniczyła prawa związków nauczycielskich i uczniowskich.

Co w ustawie złego? Wyjaśnia socjolog Manuel Antonio Garreton, socjalista: - Po pierwsze, jej filozofia. Pinochet ogłosił, że edukacja ma odzwierciedlać kształt społeczeństwa. Szkoła podstawowa jest dla biednych, średnia - dla średnich, wyższa - dla elit. Powiedział to wprost, bez owijania. Oddanie szkół gminom było powieleniem nierówności: bogate dzielnice miały mieć lepszą edukację, a biedne - marną. To nie był wypadek przy pracy, ale świadomy plan.

Źródłem ustawy były też obawy propinochetowskich odłamów społeczeństwa - konserwatywnych Chilijczyków niepokoiło, że w rodzącej się demokracji jakiś przyszły lewicowy rząd zechce uczyć ich dzieci, czym jest seksualność, religia i - nie daj Boże! - ekonomia.

Kryzys szkolnictwa publicznego to kolejny przykład tego, że wzrost to nie to samo co rozwój. W publicznych szkołach na głowę ucznia wydaje się 60 dolarów miesięcznie - w prywatnych pięć razy więcej . W prywatnych obowiązuje zasada jeden uczeń - jeden komputer; w publicznych - jeden komputer przypada na mniej więcej tysiąc dzieci. Jest jeszcze forma pośrednia - szkoły finansowane częściowo przez rodziców i gminy. To te, konkurując o fundusze, odbierają najwięcej pieniędzy szkołom publicznym, do których chodzą dzieci z biedniejszych rodzin. Czyli większość.

Odwiedziłem dwa publiczne licea w centrum Santiago. Łazienki jak na obskurnym dworcu. Zdarzają się dziurawe dachy - gdy pada, do klasy leje się woda. Nauczycielka z liceum Insuco ubolewała, że nie dostaje pieniędzy na pomoce naukowe. Jeśli w klasach jest zimno (w zimie temperatura spada do kilku stopni), nauczyciele zrzucają się, żeby opłacić gaz na ogrzewanie.
To prawda, fasady szkolnych budynków bywają imponujące. Znaczna część Santiago olśniewa bogactwem i nowoczesnością. Dlatego tak trudno uwierzyć, że edukacja publiczna jest tu na poziomie niektórych niedorozwiniętych krajów Afryki. Jej jakość mierzy międzynarodowy egzamin TIMSS i według jego standardów Chile zajmuje miejsce w dolnych 20 procentach.

Nie bardzo chciałem to przyjąć do wiadomości, dopóki wyczytanej z prasy i powtarzanej przez licealistów informacji nie potwierdziło dwóch ekspertów: Garreton oraz Christian Bellei, konsultant UNICEF i doradca rządowego zespołu pracującego z licealistami nad reformą edukacji.

Garreton: - Zdarza się, że studenci pierwszego roku mają kłopot ze zrozumieniem napisanego tekstu.

Tę obserwację ilustruje jedno z haseł - najlepsze! - buntu pingwinów: "Pszepraszam za ortografje, ale hodzem do szkoły póblicznei".

- więc - opowiada dalej Maria Huerta - prowadziliśmy rozmowy z rządem o reformie, aż nadeszły wybory i politycy mieli co innego na głowie. Czekaliśmy, aż się przewali wyborczy zgiełk. Po wyborach wysłaliśmy list do nowej pani prezydent. Zignorowała nas i pracę swoich poprzedników.

Pingwiny zdecydowały, że trzeba wyjść na ulice. Była jesień (na naszej półkuli wiosna) 2006 r.

Chuligani, lumpy, wandale

Maria: - Pierwsze dwa marsze odbyły się tylko w stolicy. Karabinierzy rozpędzili nas gazami łzawiącymi, sikawkami i pałami. Powód: nie było pozwolenia na przemarsz jakąś ulicą. Zatrzymali kilkadziesiąt osób.

Nicolas Garay, lider uczniów z liceum Insuco: - Prawo międzynarodowe pozwala zatrzymać nieletniego na trzy i pół godziny. Nas trzymali dłużej. Z aresztów wyciągali nas działacze praw człowieka.

Po stolicy ruszyli się licealiści w całym kraju. Marsze protestu przeszły ulicami Valparaiso, Concepcion, Arica, Iquique Wszędzie tak samo: pały, gaz, woda. Po jednym z marszów zatrzymano 800 uczniów w Santiago i ponad tysiąc w innych miastach.

Maria: - Policja była naprawdę brutalna. Od pałek pękały kości. Na ulicach słyszeliśmy uwagi przechodniów: "Gówniarze do szkoły!"

Przeciw uczniom ruszyli dziennikarze. "Lumpy! Chuligani! Wandale!" - pisała prasa po pierwszych manifach. Telewizja pokazywała tylko wybite szyby.

Po miesiącu protestów przemówiła pani prezydent Bachelet:

- Doświadczyliśmy w ostatnich tygodniach rzeczy niedopuszczalnych. Nie będę tolerowała wandalizmu! Prawo wyegzekwuję z całą surowością. Wywalczyliśmy demokrację z podniesioną przyłbicą i powinniśmy o nią walczyć z podniesioną przyłbicą.

Maria: - Jej przemówienie doprowadziło nas do szału! Jak to? Rozmawialiśmy z poprzednim rządem, wyszliśmy protestować w ważnym interesie publicznym, a potraktowano nas jak łobuzów. "Podniesiona przyłbica"? Część z nas szła w kominiarkach, bo baliśmy się represji. Ja bałam się jak diabli, widziałam, jak bije policja. I zaczęłam rozumieć strach naszych rodziców. Dyktatura przetrąciła im kręgosłup. Marzenia o zmianach wybili im z głów pałami i prądem.

Maximiliano Mellado, uczniowski przywódca z liceum Barros Borgono: - Zgoda, zbiliśmy parę szyb. I co takiego? W spontanicznym ruchu takie rzeczy się zdarzają.

Zdaniem socjologa Garretona rządzący zachowali się jak lunatycy. - Bachelet nie rozumiała chyba, co się dzieje. Potraktowała uczniów jak zgraję chuliganów.

W czasie jednej z manifestacji policja pobiła dziennikarza. Maria mówi, że "to był zwrot". - Do tamtej chwili nie wiedziałam, że to wy, żurnaliści, rządzicie światem! - śmieje się zaczepnie.

Telewizja zaczęła pokazywać pobitych uczniów i robić z nimi wywiady. Dopiero wtedy część widzów i czytelników prasy dowiedziała się, o co chodzi uczniom. Pojawiły się zdjęcia dzieci klęczących przed murem i policjanta ciągnącego ucznia po ulicy. Dla ludzi starszego pokolenia skojarzenie z czasami Pinocheta było natychmiastowe. I traumatyczne. To tak demokratyczne państwo traktuje nasze dzieci? Kto tu jest chuliganem?

W czasie kolejnej manify Maria zobaczyła, jak faceci wyglądający na biznesmenów czy menedżerów, ubrani w drogie garnitury, szli pod pały, żeby zasłonić ciałami i teczkami uczniów. - Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę.
Wrogość większości wobec "chuliganerii" zaczęła się zmieniać błyskawicznie we współczucie, a potem w sympatię i otwarte poparcie.

Prezydent Bachelet zaczęła zmieniać front. O pobiciu dziennikarza (a później też fotografów) powiedziała, że to zamach na wolność słowa. Półgębkiem wspomniała o "nadużyciu siły wobec uczniów".

Jednak do negocjacji z licealistami rząd ciągle nie dojrzał. Musiało dojść do znacznie ostrzejszej akcji pingwinów.

Dzieci zmieniają Chile

Nicolas: - Weszliśmy do szkoły, kilkadziesiąt osób, o 23. Dzięki wieczorówce dla dorosłych budynek był otwarty. Poprosiliśmy dorosłych, żeby wyszli, bo rozpoczynamy strajk okupacyjny. Wyszli w ciągu 15 minut, bez słowa sprzeciwu. Ochroniarz zadzwonił po karabinierów, ale zdążyliśmy zaryglować drzwi. Szkoła była nasza.

Nastąpił efekt domina: uczniowie przejęli 900 liceów w całym kraju, protest objął 800 tys. uczniów. Lekcje zawieszono. Strajk był rotacyjny, jedni przychodzili, inni wychodzili. Ci, co nie siedzieli na strajku, maszerowali ulicami. Surowość karabinierów nie słabła - bili tak samo jak przedtem.

Rygory strajku okupacyjnego: zero alkoholu, zero narkotyków, zero seksu. Narzeczeni i narzeczone spoza szkoły muszą wziąć na wstrzymanie. Nikt nie mógł dzieciakom zarzucić, że się zaryglowali i wyprawiają zakrapiane orgietki. Lecz i tak prawie nie spali. Nocnym rozmowom nie było końca. Przeżywali swoją nastoletnią rewolucję. Dojrzewali.

Maria: - Uderzające było poparcie nauczycieli i rodziców. Nawet obcy przynosili nam jedzenie albo pieniądze na jedzenie i picie. Ściskali nas, poklepywali. "Tak, trzymać!", "Jesteśmy z was dumni".

Maximiliano: - Przychodzili politycy, piosenkarki i inne sławy z TV, żeby okazać, że są z nami. Wielu rodziców przynosiło ciepłe jedzenie, choć nie wszyscy. W moim liceum były przypadki wyciągania dzieci ze strajku - dosłownie - za uszy.

Maria najbardziej zapamiętała starszego człowieka, który płakał ze wzruszenia i mówił: - Dzieciaki, sprawiliście, że wróciła mi chęć do życia w tym skurwionym kraju. (Może to trawestacja słynnej frazy z początku "Rozmowy w katedrze" Maria Vargasa Llosy: "W jakim to momencie Peru tak się skurwiło?")

Pewien nauczyciel powiedział prasie: - Uczę historii, lecz teraz to oni dają mi - i nam wszystkim - lekcję obywatelstwa i odwagi.

Okupacja liceów trwała prawie trzy tygodnie.

Teraz pałują socjaliści

Komentatorzy byli olśnieni demokracją pingwinów. Dzieciaki stworzyły system szkolnych wieców-zgromadzeń. Zgromadzenia powoływały rzeczników, którzy mogli mówić tylko to, co wspólnie ustalono. Zgromadzenia szkolne wybierały delegatów na zgromadzenia wielkie - wszystkich liceów. Tam też na zewnątrz mówiono tylko to, na co zgadzają się wszyscy.

Dzięki temu byli zjednoczeni - sympatycy chadecji, socjalistów, komunistów i sieroty po Pinochecie. Choć początki były trudne. Na pierwszym zgromadzeniu parlamentu uczniów część krzyczała: "Nie będziemy się bratać z mordercami rodziców!" - pili do chłopaka należącego do popinochetowskiej młodzieżówki. Szybko się przekonali, że podziały ze świata dorosłych ich nie dotyczą; walczą o wspólną sprawę.

Spytałem Nicolasa, dlaczego wśród pingwinów są zwolennicy twardej prawicy. Protest ma przecież - tłumaczyłem - wszelkie cechy ruchu, jeśli nie otwarcie lewicowego, to lewicującego: strajk, okupacja, marsze uliczne, postulaty równościowe, żądanie, żeby państwo przejęło odpowiedzialność nad edukacją.

- Ja też jestem w młodzieżówce UDI - odpowiedział. UDI (Union Democrata Independiente) to na chilijskiej scenie partia najbliższa spuściźnie Pinocheta. W ekonomii - neoliberalna; w sprawach obyczajowych - ultratradycjonalistyczna. Nicolas wierzy, że to idee prawicy, wolny rynek bez ograniczeń, wyciągną go z biedy. Że każdy jest kowalem swojego losu, a rewolucje to samo zło.

Czy nie czuje, że właśnie bierze udział w rewolucji? Nie, to walka pokojowa, o reformę, nie rewolucja. Zresztą kto nas bije? Policja nasłana przez socjalistów. (Naprawdę, historia wraca w Chile farsą).

Osobliwi są ci młodzi pinochetyści. Mówią o rynku i konkurencji, a zarazem walczą z pinochetowską ustawą i zarzucają socjalistom, że nie wzmocnili roli państwa w systemie szkolnictwa. Kto wie, do jakiej partii zaprowadzi ich to w przyszłości?

W sporach o historię, tj. o rewolucję Allende i dyktaturę Pinocheta, nie mają zwykle jasnego stanowiska. Maximiliano mówi: - Mało mnie to obchodzi. Maria - że choć sympatyzuje z chadecją, to docenia wysiłek Allende, "on naprawdę chciał coś zmienić". Dla Pinocheta nie ma szacunku ani nienawiści. Wybuchy radości po jego śmierci - "zawstydzające, mimo że to był tyran"..
Kilka myśli z chilijskiej prasy: rodziców pingwinów naznaczyła dyktatura, brak życiowych szans, strach. Pingwiny dorastały w aurze wolności, telewizji, internetu. Nie miały lęku rodziców, żeby upomnieć się o swoje.

Rzadko jednak odmieniają takie słowa, jak "walka", "sprawiedliwość", "władza ludowa", "marzenia". Jeden z liderów mówi, że to rewolta pragmatyków o konkretną sprawę, o życiowe szanse. Jeszcze jedna różnica między pingwinami a tymi z ich rodziców, którzy za Allende chcieli zmieniać cały świat - od podstaw, od razu. Może też nauka, jaką wynieśli z krwawej historii kraju?

Oto jest głowa ministra

Rząd usiadł w końcu do negocjacji. W telewizyjnym przemówieniu prezydent Bachelet uznała żądania dzieci za "uzasadnione i sprawiedliwe " (Maria to pękała ze śmiechu, to gotowała się z oburzenia, gdy słyszała słowa: " - i zawsze to mówiłam"). Bachelet nigdy nie przeprosiła za przemoc ani nie przyznała się do błędu.

Negocjacje jak negocjacje: niewdzięczna harówa, zrywanie i wznawianie rozmów. W końcu, bez uprzedzenia licealistów, pani prezydent ogłosiła, na jakie zmiany w szkolnictwie rząd się zgodzi. Bezpłatne bilety autobusowe, bezpłatny egzamin na studia, tanie obiady - ale tylko dla najbiedniejszych. Symboliczne zwiększono wydatki na szkolnictwo. Powołano radę ds. rewizji ustawy o edukacji - to w sprawie najważniejszej.

Maximiliano: - Znowu zagrała nam na nosie.

Rewolta pingwinów znalazła się na rozdrożu. Część liderów ogłosiła triumf: - Władza pękła! Wygraliśmy! Inni uznali, że rząd kręci i oferuje kosmetykę. Wyliczyli, że wzrost wydatków nie stanowi nawet jednej dziesiątej nadwyżki budżetu z jednego kwartału (osiągniętej dzięki wzlotom cen miedzi na świecie).

- I odwołaliście dwóch ministrów, macie siłę - zagaduję Marię.

- To nie tak - wyjaśnia. Gdy negocjacje znalazły się w impasie, Bachelet odwołała ministrów edukacji i spraw wewnętrznych. Pierwszego za nieudolność w opanowywaniu protestu, drugiego - za brutalność karabinierów. Cała trójka, Maria, Nicolas i Maximiliano, sądzi, że powód był inny: ci dwaj przyznali publicznie, że trzeba uznać racje licealistów.

Kolejne protesty i strajki okupacyjne po feriach, choć wciąż duże, skurczyły się. Krążyły plotki, że władza negocjuje po cichu z "umiarkowanymi", wykluczając "radykałów". Nawet dorośli sympatycy pingwinów zaczęli wyrażać obawy: czy ekstremiści nie zamienią zwycięstwa w porażkę? Liderzy z ostatnich klas byli zmęczeni, zbliżały się egzaminy na studia.

Garreton: - Żaden ruch nie jest w stanie utrzymać zbyt długo trwałej mobilizacji.

Jednak wiosną tego roku pingwiny podjęły kolejne akcje protestacyjne.

Spytałem, co o tym wszystkim sądzi Cristian Bellei, ekspert rządu mający opinię niezależnie myślącego: - Dlaczego dzieciaki wciąż nie odczuwają poprawy? Zacznijmy z innego końca: wydatki na edukację wzrosły nie tylko po protestach, lecz rosną od 10 lat, a poprawy nie widać. Błąd ma bowiem charakter systemowy. Wydatki na szkolnictwo powinny leżeć w kompetencjach rządu, a nie zbyt ubogich zwykle gmin. Trzeba skończyć z konkurencją o fundusze między szkołami publicznymi a tzw. społecznymi, bo publiczne przegrywają. A to zwiększa nierówności w skali społeczeństwa. Według Banku Światowego Chile zajmuje niechlubne miejsce w pierwszej dziesiątce krajów o najbardziej nierównej redystrybucji dochodu. Żeby poprawił się poziom nauczania, trzeba znaleźć pieniądze na szkolenia nauczycieli, lepsze płace... Chile stać na to, choć trzeba czasu. Pingwiny muszą to przełknąć, a rząd chcieć zmian naprawdę.

Wszyscy dorośli, z którymi rozmawiałem - o różnym statusie majątkowym i wykształceniu - sądzą, że wprowadzenie kwestii edukacyjnej do sporów politycznych to największy sukces pingwinów. Nawet jeśli niewiele udało się im się zyskać na dziś. Drugim jest obalenie mitu o cudownym chilijskim modelu.

Prace rządowo-uczniowsko-eksperckiej rady, która ma wymyślić nową ustawę o edukacji, trwają A właściwie ślimaczą się. Garreton przeczuwa, że rada to tak naprawdę ucieczka rządu od kłopotów. Gra na przeczekanie? Chyba stracona szansa na wyprostowanie tego, co skrzywiła dyktatura, a czego demokraci nie mieli siły, odwagi, wyobraźni zrobić przez ostatnich 17 lat.

Pingwiny nie odlecą

Maria poleciła mi film dokumentalny - o protestach licealistów z 1986 r., u schyłku dyktatury Pinocheta, które jeszcze przed wizytą papieża i późniejszymi protestami dorosłych przygotowały klimat dla wyjścia z dyktatury. Szuka analogii: rewolta pingwinów może zwiastować odejście od bezdusznej polityki w ostatnim (i pierwszym) jej bastionie w Ameryce Łacińskiej.

Przypomniałem sobie te słowa kilkanaście dni temu, gdy na ulice chilijskich miast wyszli nauczyciele, lekarze, robotnicy, studenci. A razem z nimi pingwiny.

Pytanie-komentarz jednej z gazet: - Czy Chile trzymające się na uboczu "lewicowej fali" w regionie, którą symbolizują nazwiska Chaveza, Moralesa, Kirchnera, Correi i Luli, stanie się jej częścią?

Garreton: - Licealiści zmienili atmosferę w kraju. Ale czy to wystarczy, żeby zmieniła się polityka? Nie wiem. Wiem, że zmienić trzeba tak wiele.

Niektórzy z przywódców protestu planują wejście w dorosłą politykę.

Kilka dni po wyjeździe z Santiago czytam o kolejnych marszach pingwinów, kolejnych pobiciach i zatrzymaniach.

Nie zanosi się na to, że pingwiny odlecą. Zresztą one akurat nie latają.

Bangladesz: Starcia pracowników z policją

Świat | Protesty

14 września fabryki w Dhaka Export Processing Zone (DEPZ) musiały przerwać swoją produkcję podczas gwałtownych protestów pracowniczych. Pracownicy regularnie protestują w DEPZ, gdzie są bardzo złe warunki pracy. W piątek pracownicy, którzy dowiedzieli się, że jeden z ich kolegów zginął w pracy, zbierali się o godz. 7.00 pod bramą fabryki. Policja zaczęła bić demonstrantów. Pracownicy wyszli na ulice i zbudowali barykady, podpalili kilka budynków fabrycznych i kilka samochodów. Policja reagowała siłą. Około 150 pracowników trafiło do szpitala, a następnie postawiono im zarzuty.

Moskwa: Nie tylko dla bogatych!

Świat | Protesty | Ruch anarchistyczny

Wczoraj obyła się w Moskwie pikieta przeciw polityce społeczno - gospodarczej miasta przed miejscem zabudowy elitarnych mieszkań na placu Bolotnym w Moskwie. Pikieta została zorganizowana przez moskiewskie i twerskie sekcje anarchistycznej organizacji KRAS - IWA. W akcji brali udział także inni anarchiści i aktywiści oraz mieszkańcy tej oraz innych dzielnic Moskwy dotkniętych problemami mieszkaniowymi.

W różnych dzielnicach Moskwy doszło niedawno do gwaltownych protestów mieszkańców. Firmy budują ultra-drogie mieszkania dla bogatych i czynsze rosną. Często próbowano przesiedlić poza miasto mieszkańców domów z lat 60-tych. Budowa drogich mieszkań powoduje, że Moskwa jest miastem dla bogatych, gdzie normalnym ludziom ciężko mieszkać.

Na pikiecie ludzie trzymali transparenty z hasłami: "Domy dla mieszkańców, nie dla biznesu", "Odzyskamy miasta!" i "Chleb i Wolja".

Protest pracowników w toruńskim Metronie

Kraj | Prawa pracownika | Protesty

Załoga Metronu przestała pracować i domaga się zaległych pensji. Spółka od roku nie płaci regularnie pracownikom. - W czerwcu straciłam pracę w ramach zwolnień grupowych i do dziś nie zobaczyłam odprawy. Firma jest mi winna około czterech tysięcy złotych. Mój mąż na nieszczęście też jest tu zatrudniony. Nie mamy żadnych dochodów, porządnego obiadu nasze dzieci już dawno nie zjadły. Telefon nam odłączyli - mówi Katarzyna Wełnowska, była pracowniczka Metronu.

- Większość z nas pracuje tu ponad 20 lat, swoją młodość zostawiliśmy w tym zakładzie, a teraz odbierają nam resztki godności - denerwuje się inna pracowniczka Grażyna Rosłan.

Norwegia: Aktywiści zatopili statek wielorybniczy

Świat | Protesty

W piątek 14 września ukazał się anonimowy komunikat grupy podpisanej „Agenda 21”, która wzięła na siebie odpowiedzialność za zatopienie 30 sierpnia statku wielorybniczego "Willassen Senior" w porcie w Svolvær, na norweskich wyspach Lofoten. Celem akcji był sprzeciw wobec działalności człowieka wymierzonej w zagrożone gatunki i niszczącej bioróżnorodność naszej planety.

Zatopienie "Willassena Seniora" zostało „zadedykowane” prawdopodobnie wymarłemu gatunkowi Delfinów chińskich żyjących w rzece Jangcy. W 2006 roku został on uznany za prawdopodobnie wymarły. Kilkutygodniowa ekspedycja biologów w 2007 roku celem odnalezienia przedstawicieli tego gatunku zakończyła się fiaskiem.

Wedle organizacji “Sea Shepherd Conservation Society” ponad 30 metrowy "Willassen Senior" jest piątym statkiem wielorybniczym zatopionym w wyniku akcji bezpośredniej od 1992 roku.

USA: Protest Antywojenny w Waszyngtonie

Świat | Protesty

Prawie 200 osób zostało aresztowanych podczas demonstracji antywojennej w stolicy USA. Na czele demonstracji szli weterani. W grupie weteranów byli nie tylko weterani przeszłych wojen, ale nawet ludzie, którzy niedawno służyli w Iraku.

Demonstranci maszerowali do Kapitolu (gmachu Kongresu). Tam weterani oraz inni uczestnicy marszu próbowali przeskoczyć przez koron policyjny i próbowali szturmować Kapitol.

Kilkadziesiąt tysięcy ludzi zebrało się na proteście. Był także mały kontrprotest popierających wojnę. Demonstracja podeszła także przed małym domem gdzie odbył się symboliczny die-in (happening w którym wszyscy udają zabitych).

Kanał XML