Tacy są politycy
Właściciel Vobro korzysta z ochrony wiceministra spraw wewnętrznych i policji?
Vino, Pią, 2008-09-12 13:27 Kraj | Prawa pracownika | Tacy są politycyIstnieją uzasadnione przypuszczenia, że prokuratura, która umorzyła śledztwo w sprawie śmierci Krzysztofa Pruszewicza, pracownika fabryki Vobro, mogła działać pod presją wysokiego rangą urzędnika z ministerstwa spraw wewnętrznych oraz policji, chroniących właściciela firmy.
16 kwietnia 2008 w fabryce cukierków Vobro w Brodnicy uległ śmiertelnemu wypadkowi 21-letni robotnik. Pomimo licznych stwierdzonych uchybień i notorycznego łamania przez pracodawcę prawa pracy, prokuratura nie stwierdziła niczyjej winy i postanowiła umorzyć śledztwo. Śledztwo dziennikarskie przeprowadzone przez Włodzimierza Nowaka z Gazety Wyborczej (opublikowane w dniu 8 września 2008 roku na łamach dodatku Duży Format) wykazało jednak, że pracodawca dopuścił się licznych uchybień, które potem w dokumentach zostały zatuszowane.
Dyktatura atomu
Yak, Wto, 2008-09-09 10:19 Kraj | Ekologia/Prawa zwierząt | Tacy są politycyŻeby wybudować elektrownię, konieczna jest zmiana szeregu ustaw: prawa energetycznego, budowlanego, o ochronie środowiska, a także ustalenie zasad współpracy między rządem a samorządem - powiedział Tomasz Misiak, senator PO w wypowiedzi dla „Polska. The Times”.
Politycy PO chcą, by w Polsce zaczęła obowiązywać zasada funkcjonująca w Finlandii, zwana decyzją zasadniczą. Wtedy przy podejmowaniu strategicznych decyzji, np. o budowie elektrowni, po decyzji Rady Ministrów automatycznie pozytywne opinie wydawałyby wszystkie agendy rządowe.
Politycy PO do współpracy przy specustawie zaprosili dwie kancelarie prawne. Zadaniem jednej jest prześledzić polskie prawo i wskazać wszystkie bariery, które utrudniałyby wprowadzenie takich przepisów. Druga ma przejrzeć rozwiązania międzynarodowe.
14 października maja one przedstawić swoje wnioski na konferencji o energetyce jądrowej organizowanej w Senacie.
Pilny apel - potrzebna pomoc dla aktywistów !
r6mx, Sob, 2008-09-06 11:08 Świat | Dyskryminacja | Ekologia/Prawa zwierząt | Represje | Tacy są politycy | UbóstwoDramatyczna sytuacja aktywisty Polaka i jego dziewczny z USA. Zostali aresztowani i wyrzucaja ich na bruk właściwie za nic. Nie maja pracy ani domu. Przeczytaj i pomóż, przekaż komuś z Londynu czy innego Dublina http://www.swiatpl.com/home/art.php?id=5386
Coraz większe wydatki na sejm
Renegade, Czw, 2008-09-04 13:16 Kraj | Tacy są politycyPrzyszłoroczny budżet Kancelarii Sejmu ma wynieść 420 mln złotych, co oznacza, że wzrośnie o około 9 proc. w porównaniu do 2008 roku. Szefowa Kancelarii Sejmu Wanda Fidelus-Ninkiewicz wyjaśniała posłom podczas posiedzenia komisji, że zwiększenie budżetu Sejmu jest związane głównie z przygotowaniem do prezydencji Polski w Unii Europejskiej w 2011 roku oraz do przeprowadzenia Zgromadzenia Parlamentarnego NATO w 2010 roku.
W 2009 roku o tysiąc złotych miałyby wzrosnąć ryczałty na biura poselskie, co - w opinii Fidelus-Ninkiewicz - jest "skromną kwotą". O dwa procent mają z kolei wzrosnąć uposażenia poselskie. Obecnie uposażenie posła to 9892 złotych, a dieta poselska to 2473 złotych. Część posłów wyrażała opinię, że podwyżka ryczałtu na biura o tysiąc złotych jest zbyt niska.
Antykremlowski administrator www zamordowany przez policję
harce, Pon, 2008-09-01 14:21 Świat | Tacy są politycy | TechnikaSerwis Slashdot, donosi za agencjami AFP i Interfax o śmierci 'antyrządowego' administratora strony www, podczas kiedy był przetrzymywany przez policję w Inguszetii, prowincji w południowej Rosji.
Policja zatrzymała właściciela serwisu Ingushetiya.ru, Magomeda Jewlojewa zaraz po tym jak wysiadł z samolotu w Inguszetii. "Jewlojew... był prominentnym przeciwnikiem pro-kremlowskiego prezydenta Inguszetii, Murata Zjazikowa (bliskiego sprzymierzeńca Putina, obecnie premiera Rosji). Prokuratura rozpoczęła dochodzenie w sprawie morderstwa po tym jak Jewlojew został postrzelony w głowę, po czym niewiele później zmarł w szpitalu.
Monbiot: Tarcza antyrakietowa - kto dał się w to wrobić?
pankin, Sob, 2008-08-30 20:02 Militaryzm | Publicystyka | Tacy są politycy | TechnikaPolska jest kolejnym jeleniem dla Ameryki, której politykę zagraniczna kształtują waszyngtońscy lobbyści z branży zbrojeniowej.
Zgoda na zainstalowanie przez Polskę amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej to oryginalny sposób, aby odebrać sobie życie. Podczas gdy Rosja demonstruje, co może stać się jej byłym sługusom, gdy ją zdenerwują, Polska wtyka kij w mrowisko. Zgodnie z oczekiwaniami Polaków Rosjanie odpowiedzieli na ich decyzję zapowiedzią, że zrównają sąsiednie państwo z ziemią. Okazało się więc, że system obrony przeciwrakietowej jest jednak potrzebny: może się przydać, aby przechwytywać rakiety wystrzeliwane przez Rosjan w stronę Polski, Czech i Wielkiej Brytanii w akcie zemsty za... ich zaangażowanie w projekt systemu obrony przeciwrakietowej.
Tarcza przeciw komu?
Rząd amerykański utrzymuje, że wyrzutnie rakiet przechwytujących, które mają stacjonować na wybrzeżu Bałtyku, nie mają żadnego związku z Rosją: ich celem ma być ochrona Europy i USA przed międzykontynentalnymi pociskami balistycznymi, których nie mają ani Iran ani Korea Północna. I właśnie dlatego wyrzutnie mają być umieszczone w Polsce, która - jak przecież każdy przeciętnie inteligentny uczeń wie z lekcji geografii - graniczy z oboma państwami zbójeckimi.
System pozwoli nam ze spokojem patrzeć w przyszłość, gdzie - według Pentagonu - wyrzutnie przeciwrakietowe będą "chronić nasz kraj () i naszych przyjaciół i sojuszników przed atakami z użyciem pocisków balistycznych"; o ile Rosjanie wspaniałomyślnie zdecydują się zaczekać, aż system zacznie działać i dopiero wtedy zaserwują nam bombkę atomową. Dobra wiadomość jest taka, że przy obecnym tempie skuteczny system obrony antyrakietowej zacznie działać za około 50 lat. Zła wiadomość jest taka, że mniej więcej od 60 lat wszyscy powtarzają, że tarcza zacznie działać za pół wieku.
Ustawione testy
Prace nad systemem trwają od 1946 r. i do tej pory udało się uzyskać wielkie nic. Czytając oświadczenia prasowe amerykańskiej Agencji Obrony Przeciwrakietowej można odnieść wrażenie, że jest zupełnie inaczej: słowo "sukces" pojawia się w nich częściej niż jakikolwiek inny rzeczownik. Rzeczywiście, w ramach programu udało się zestrzelić dwie z pięciu rakiet wystrzelonych w ostatnich 5 latach podczas testów głównego elementu tarczy, czyli Naziemnego Systemu Zwalczania Rakiet w Środkowej Fazie Lotu (Ground-Based Midcourse Defense - GMD). Niestety takie próby w niczym nie przypominają prawdziwego ataku nuklearnego.
Wszystkie przeprowadzone do tej pory testy - udane i nieudane - były ustawione. Cel, jego rodzaj, tor i docelowy punkt uderzenia były znane przed rozpoczęciem prób. Do testów wykorzystuje się zawsze po jednym pocisku, bo system nie dałby sobie rady z dwoma lub więcej. W przypadku zastosowania pocisków-przynęt, nie były one podobne do właściwego celu i system identyfikował je z dużym wyprzedzeniem. Aby wzmocnić wrażenie, że prace nad systemem przynoszą same sukcesy, ostatnie testy przeprowadzane są w jeszcze mniej realnych warunkach: agencja całkiem zaprzestała stosowania przynęt podczas testów systemu GMD.
Oszukać system
Tarcza antyrakietowa ma jedną podstawową wadę: nie wiadomo jak wyrzutnie rakiet przechwytujących miałyby przechytrzyć wroga. Ja zauważa Philips Coyle - były wysoki urzędnik Pentagonu, odpowiedzialny za obronę przeciwrakietową - sposobów na oszukanie systemu obrony jest nieskończenie wiele. Inne państwo może wystrzelić jeden prawdziwy pocisk wraz z kilkoma fałszywymi, wyglądającymi identycznie jak właściwy pocisk na ekranie radaru czy w podczerwieni. Obecnie nawet balon czy kawałki folii metalowej mogą przyczynić się do awarii systemu. Wystarczy pomalować pocisk na biało, aby zmniejszyć jego podatność na wykrycie przez laser o 90 proc. Ta "wyrafinowana" technologia kamuflażu, dostępna w sklepie budowlanym za rogiem, oznacza, że można wyrzucić do kosza kolejny element programu antyrakietowego, na który już wydano grube miliardy. Wrogie państwo może zresztą zrezygnować z pocisków balistycznych na rzecz rakiet samosterujących, z którymi system nie da sobie rady.
Obrona antyrakietowa jest tak droga, a sam system można oszukać tak niewielkim kosztem, że gdyby amerykański rząd poważnie myślał o wprowadzeniu w życie programu, który byłby skuteczny, naraziłby kraj na bankructwo podobnie jak to miało miejsce w przypadku wyścigu zbrojeń, który doprowadził do upadku Związek Radziecki.
Inwestując kilka miliardów dolarów w technologie oszukiwania radarów Rosja zmusiłaby USA do wydania trylionów dolarów na środki zwalczania pocisków. Przy takim stosunku kosztów nawet Iran byłby w stanie doprowadzić USA do bankructwa.
Rozwój spiralny
Stany Zjednoczone wydały między 120 a 150 miliardów dolarów na program od czasu gdy Ronald Reagan wznowił prace nad nim w 1983 r. Za rządów George'a Busha tempo wydatków wzrosło. Pentagon wnioskuje o 62 miliardy na najbliższe 5 lat, co daje całkowity koszt na lata 2003-13 w wysokości 110 miliardów dolarów. Nie ma jasnych kryteriów sukcesu. Według opracowania opublikowanego w czasopiśmie "Defense and Security Analysis" Pentagon stworzył nowy system finansowania, aby program obrony przeciwrakietowej nie podlegał rządowym standardom rachunkowości. System nazywa się "rozwój spiralny" i jest to bardzo celna nazwa, bo koszty wymykają się tu spod kontroli.
"Rozwój spiralny" oznacza, według dyrektywy Pentagonu, że "w chwili rozpoczęcia programu nie są znane wymogi końcowe". Zamiast tego system może rozwijać się tak, jak się podoba urzędnikom. Rezultat jest taki, że nikt nie ma bladego pojęcia, jakie cele program ma osiągnąć lub czy już je osiągnął. Nie ma żadnych ustalonych terminów, żadnych ustalonych kosztów dla żadnego elementu programu, nie ma kar za opóźnienia lub niepowodzenia, nie ma norm według których można by system ocenić. Jednocześnie ten monstrualny plan nie jest w stanie osiągnąć tego, co warta kilkaset dolarów praca dyplomatów osiągnęłaby w jedno popołudnie.
Worek bez dna
Dlaczego więc rząd wydaje miliardy na program, który jest skazany na porażkę? Wskazówka: odpowiedź zawarta jest w pytaniu. Program jest kontynuowany właśnie dlatego, że nie działa.
Amerykańska polityka jest zgniła aż do kości, bo ani Republikanom ani Demokratom nie udało się dojść do ładu z kwestią finansowania kampanii. Ale za kadencji Busha korupcja osiągnęła poziom zbliżony do Nigerii. Rząd federalny realizuje szeroko zakrojony program pomocy społecznej dla korporacji, wynagradzając je miliardowymi kontraktami za miliony dolarów przekazywane w formie darowizn dla partii politycznych. Obrona antyrakietowa to największe koryto ze wszystkich, taki magiczny worek bez dna. Fundusze płynące do firm wytwarzających produkty i świadczących usługi z zakresu obronności i przestrzeni powietrznej nigdy go nie wypełnią i trzeba je będzie bez przerwy wpompowywać, bo system nigdy nie będzie działał jak należy.
Przynęta Ameryki
Aby strumień pieniędzy nie przestał płynąć, administracja wyolbrzymia zagrożenia ze strony krajów, które nie mają możliwości wystrzelenia bomby atomowej i ignoruje możliwość reakcji ze strony państw, które taką możliwość mają. W Rosji też nie brakuje korupcyjnych ciągot. Na twarzach rosyjskich generałów i szefów urzędów obrony rysował się ponury uśmiech, gdy zrozumieli, że amerykańskie posunięcia pomogą im powiększyć władzę i będą usprawiedliwieniem dla żądań powiększenia budżetów. Stara biedna Polska, jak Czechy i Wielka Brytania dała się wmanewrować i stała się przynętą Ameryki.
Próby zrozumienia amerykańskiej polityki zagranicznej w kategoriach racjonalnego zaangażowania w problemy międzynarodowe czy skutecznej metody wywierania wpływu na świat nie mają najmniejszego sensu. Interesy rządu zawsze były prowincjonalne. Stara się on uspokajać lobbystów, wpływać na zmiany poglądów opinii publicznej w kluczowych momentach politycznego cyklu, zadowalać szalone chrześcijańskie fantazje i dogadzać koncernom telewizyjnym kierowanym przez ekscentrycznych miliarderów. Stany Zjednoczone tak naprawdę nie prowadzą polityki zagranicznej. Mają tylko zestaw polityk krajowych, które próbują realizować także poza własnymi granicami. To, że straszą świat 57 rożnymi wersjami zniszczenia świata nie ma znaczenia dla obecnej administracji. Ważne jest tylko to, kto dostanie kasę i jakie będą z tego korzyści polityczne.
George Monbiot
Źródło: The Guardian
Francja: prezydent Sarkozy wprowadza reformę świadczeń dla bezrobotnych
Yak, Czw, 2008-08-28 19:36 Świat | Prawa pracownika | Tacy są politycyPrezydent Francji, Nicolas Sarkozy zamierza zastąpić świadczenia dla bezrobotnych tzw. „Programem Aktywnej Solidarności”, który będzie wymagał od bezrobotnych podjęcia pracy.
Program umożliwi pracodawcom zatrudnienie pracowników z pensjami poniżej minimum socjalnego. Państwo będzie dopłacać do tych pensji tak, aby były one niewiele wyższe od dotychczasowego świadczenia dla bezrobotnych (około 450 Euro miesięcznie). Dotychczas, wielu bezrobotnych nie podejmowało pracy, bo niskie płace i koszty dojazdów do pracy i opieki nad dziećmi oznaczały, że zostawało im mniej pieniędzy niż gdyby żyli z zasiłku.
Pracodawcy ze związku pracodawców MEDEF nie są jednak zadowoleni, gdyż program ma być finansowany z nowych podatków od inwestycji i od zysków z wynajmu nieruchomości. Doradcy podatkowi uważają jednak, że i tak nowy podatek dotknie głównie klasę średnią, a nie najbogatszych, ze względu na limity podatkowe nałożone przez Sarkozy’ego w 2007 r.
Charkiewicz: Polityka stanu wyjątkowego. O tarczy i przymusie rodzenia w bólu.
pankin, Czw, 2008-08-28 14:01 Kraj | Militaryzm | Prawa kobiet/Feminizm | Publicystyka | Represje | Tacy są politycyNa pozór jesteśmy o wszystkim informowani. W rzeczywistości, w mediach rozgrywa się spektakl, a scenariusza nie piszą bynajmniej dziennikarze. Prześledźmy jak wyglądała sprawa instalacji tzw. tarczy antyrakietowej w Polsce. Najpierw na zamówienie GW powstaje sondaż na jej temat. Prof. Czapiński w wywiadzie dla TOK FM twierdzi, że badanie nie było zrobione profesjonalnie i nie jest reprezentatywne. Ale to nic nie szkodzi. Chodzi o to, że próba wykazała, iż większość Polaków popiera tarczę, więc teraz już mogą zabrać głos dziennikarze i komentatorzy, którzy będą dalej snuć tę opowieść i potwierdzą jako fakt społeczny, że Polacy popierają tzw. tarczę i amerykańskie bazy w Polsce. Tak konstruowana prawda o poparciu dla tarczy będzie normalizowana, uzasadni decyzje o jej instalacji, a przede wszystkim wykasuje zasadność sprzeciwów.
Druga strategia ustawiania opinii publicznej po stronie tarczy, tak aby pytanie czy jest ona potrzebna w ogóle nie krążyło w publicznym obiegu, to ujmowanie sprawy przez pryzmat konfliktu między premierem a prezydentem. Spór jest ujęty w dobrze znane ramy katolickiej ekonomii win i zasług, chodzi o ustalenie, kto jest rozsądny, a kto jest głupi. Według Jacka Żakowskiego i i jego rozmówców w TOK FM rozsądny jest Tusk, a Kaczyński jest niepoważny i dziecinny. Gdybym włączyła inną stację, zapewne cechy przypisywane byłyby przeciwnie, ale reguła myślenia pozostałaby taka sama...
Patrząc na propozycje prezydenta zastanówmy się trzy ruchy naprzód, co by się stało, gdyby została zrealizowana reprezentowana przez niego strategia polityczna - polscy żołnierze i wojska innych członków NATO już weszłyby do Gruzji, żeby toczyć tam wojnę z Rosją. Przy okazji zniszczona byłaby Gruzja, a potem Europa...w imię obrony czyjejś idealności i interesów kogoś innego zginęliby ludzie i zrujnowane zostałyby ich podstawy do życia. Jak uczą choćby przykłady Afganistanu czy Iraku, wojnę łatwo zacząć, ale trudniej się wycofać. Skutkiem takiej strategii nie byłaby wojna z gier internetowych, która skądinąd normalizuje przemoc, czy odległa wojna zapośredniczona przez patriotyczne opowieści o heroicznych chłopcach z powstania, które się czyta siedząc w wygodnym fotelu, ale codzienne doświadczanie bólu i przemocy - nekrologi, pogrzeby, ludzie na inwalidzkich wózkach w naszych rodzinach i u sąsiadów czy własne rozdarte przez pociski ciała.
To samo, tak samo...
Amerykańskie bazy, jedna na Pomorzu a druga pod Warszawą, mogą sprawić, że wojna przeniesie się tu, do Polski. Znowu będziemy żyli w strachu, tak jak w czasach zimnej wojny, kiedy obie strony planowały zrobić z Polski swój teatr wojenny, w konsekwencji czego nasz kraj miał zostać nuklearną pustynią. Kiedy tutaj miały być instalowane radzieckie rakiety SS 20 czy dalej w Europie amerykańskie pociski Cruise, chłopcy i dziewczyny z WiP-u i młodzi aktywiści Solidarności odmawiali służby wojskowej i protestowali na ulicach. Ale po zmianie władzy państwo, wojsko, policja, elektrownie atomowe, biotechnologie okazały się OK, bo były „nasze”.
Obecnie wbrew iluzjom podziału na partie polityczne, prawicę i lewicę, konserwatystów i neoliberałów, wszystkie partie zasadniczo popierają taką samą politykę, co najwyżej konkurują o to, kto bierze rządowe czy poselskie pensje lub kłócą się, kto co podpisze czy kto kiedy przemówi. Neoliberalną politykę ekonomiczną i społeczną wprowadzały kolejno rządy Buzka, Millera, Belki, Kaczyńskiego i Tuska - z pewnymi różnicami, ale w ramach tego samego paradygmatu urynkowienia wszystkich domen życia społecznego. Państwo, szpital, uniwersytet, miasto ma funkcjonować jak firma i maksymalizować zyski. W podtekście chodzi o otwieranie nowych możliwości pomnażania kapitału finansowego, jak w reformie emerytur (AWS i SLD), na której zarobią fundusze (które zakładali ludzie z ZCHN) i inwestorzy, którym ustawowo zagwarantowano bezpieczne dochody kosztem ekonomicznego bezpieczeństwa starszych ludzi. Najbardziej stracą kobiety, a część z nich w ogóle nie dostanie emerytur z II filaru. Kiedy emerytura okaże się niższa niż 60 złotych, fundusz może jej nie wypłacać. Czas już dostrzec, że to nie jest kwestia wyboru jednej partii czy drugiej, ale zmiany politycznego paradygmatu.
Rozmowy na temat zainstalowania amerykańskiej bazy w Polsce rozpoczął rząd premiera Belki, w którego skład wchodziła Magdalena Środa. Ten sam rząd miał podjąć wybór, czy w Polsce będzie miał swoją siedzibę Europejski Instytut Gender, czy Frontex - policyjna instytucja Schengen, która kontroluje nadzór na granicami UE. Wybrał tę drugą, przy czynnym udziale posła Kalisza, który w mediach przedstawia się po stronie aniołów....
Feminizm i krytyka przemocy
Postrzegana jako przywódczyni polskiego feminizmu Magdalena Środa nie analizuje uwikłania w wojnę w Gruzji czy tzw. tarczy z feministycznej perspektywy. Popiera decyzję Tuska w sprawie bazy pod Warszawą, a także cieszy się, że w Gruzji „Polska wystąpiła godnie”. Tymczasem feministki w Stanach Zjednoczonych i gdzie indziej nie popierają baz amerykańskich czy eskalacji zbrojeń, a dział feministycznej debaty, feminist international relations zajmuje się krytyką militaryzacji, wojny i przemocy. Krytyka przemocy jest wspólną osią różnych nurtów feminizmu. Chodzi o zrozumienie związków między relacjami płci a różnymi formami symbolicznej, politycznej, ekonomicznej i społecznej przemocy, w tym przemocy w relacjach między ludźmi a przyrodą. Nie chodzi mi tu o iluzję świata, który byłby jej pozbawiony, ale o redukcję uwikłania w jej reprodukcję, poddanie analizie stosunków opartych na przemocy. Manifestuje się ona także w relacjach podmiot-przedmiot, toteż filozofia feministycznej zwraca uwagę na to, kto i jak mówi, a także na epistemologiczną odpowiedzialność za nasze stanowisko i skutki tego, co głosimy. Feministyczna filozofia postuluje etykę wrażliwości w postaci identyfikacji z ofiarami, z ludźmi skrzywdzonymi. Taką wrażliwość odnajduję w stanowisku Zielonych 2004 na temat konfliktu w Gruzji. Identyfikacja i zdolność do współodczuwania i żałoby jest, jak pisze Judith Butler jedną z form oporu przeciwko społecznym czy politycznym nadużyciom władzy.
Dla Magdaleny Środy tymczasem eskalacja zbrojeń i instalacja tzw. tarczy rakietowej w Polsce jest w porządku, chociaż wcześniej występowała z pozycji pacyfistycznych. Taktykalizacja etyki, (dopasowywanie jej do wdrażania doraźnych celów), tak jak taktykalizacja prawa weszły do politycznego krwiobiegu. Polski feminizm powstaje w ramach zmodernizowanego patriarchatu i neoliberalnej racjonalności, ale ich nie kwestionuje, toteż modelem kobiecego podmiotu, jaki ten feminizm upowszechnia, jest współczesna grzeczna córka tatusia, patriotyczna i ofiarna businesswoman, skrzyżowanie Emilii Plater z mikro-przedsiębiorczynią i super-matką.
Ponadto, w poparciu dla tzw. amerykańskiej tarczy ujawnia się także przeświadczenie, że jej obecność w Polsce sprawi, że będziemy tacy jak Amerykani, piękni, młodzi, bogaci, ucywilizowani - w przeciwieństwie do tępych i brutalnych ruskich bolszewików czy zacofanych kaczorów, nie mówiąc o chamskich górnikach, którzy śmią protestować przed Sejmem, czy innych prolach...Tylko że ta idealna Ameryka czy Europa z upowszechnianych marzeń Środy i innych opiniotwórczych autorytetów nie istnieje w rzeczywistości, a w postrzeganiu wyższości Ameryki manifestuje się niepokój co do własnej biopolitycznej podrzędności.
Kto i jak decyduje?
Zamiast więc analizować wojnę czy otwarcie dwóch baz amerykańskich w Polsce w kategoriach czy są słuszne i sprawiedliwe, popatrzmy na to, jakie skutki przynosi dyskurs o odwiecznym wrogach, zagrożeniach, wojnach sprawiedliwych, etc. Z pewnością służy do utrwalania przemocy. Jakie problemy rozwiązała pierwsza czy druga wojna światowa, wojna w Wietnamie, czy wojna w Iraku, jakie były ludzkie koszty tych wojen, a kto na nich skorzystał? Pytanie te są bardzo na czasie, bo jak twierdzą historycy gospodarki, pierwsza wojna światowa była skutkiem pierwszej fali globalizacji kapitalizmu, jaka miała miejsce w XIX wieku. Historia lubi się powtarzać, z tym, że w stanie otwartej wojny nie znalazły się dotychczas imperia dysponujące bronią atomowej zagłady. Polscy politycy, od Magdaleny Środy do Jarosława Kaczyńskiego, niestety działają w tym kierunku, aby tak się stało...
Jeśli komuś dzisiaj ta tarcza jest potrzebna, to między innymi firmie naftowej Chevron, aby utrzymać amerykańską kontrolę nad polami naftowymi w Azji Centralnej i w basenie Morza Czarnego. Condoleeza Rice czerpie dochody z akcji tej firmy, a podpisane porozumienia zabezpieczą także jej prywatny ekonomiczny interes. Analogicznie interesem Rosji jest zabezpieczenie kontroli nad korytarzami dostaw ropy i gazu. Tylko że tym razem, gdyby strategia Saakashvillego i Kaczyńskiego się powiodła, ‘collateral damage’, czyli przypadkowymi ofiarami bylibyśmy my wszyscy.
Współczesne wojny wiążą się z postępem technologicznym, a z każdą wojną zwiększa się dystans między tym, kto decyduje, kto zabija, a tymi, którzy są zabijani. 3 miliony Żydów mogło zginąć w biurokratycznej maszynerii obozów zagłady, podczas gdy Hitler czy Eichmann osobiście nigdy nie zamordowali żadnego człowieka. W przypadku tzw. tarczy, jaka może być zainstalowana w Polsce, w ogóle nie będą decydować ludzie, ‘zadecydują’ programy komputerowe. Dwadzieścia lat temu rakiety międzykontynentalne leciały z Rosji radzieckiej do USA czy vice versa pół godziny. Gdyby rakiety wystartowały wówczas z silosów wskutek błędu ludzkiego czy technicznego, przywódcy mogli mieć czas, aby o tym poinformować i uniknąć eskalacji konfliktu. Grupy uprzywilejowane mogły się udać do schronów. Tym razem ani Tusk, Belka, Kaczyński, czy Sikorski nie zdąża nawet ocalić siebie i swoich bliskich. Z Kaliningradu rakiety będą leciały tylko kilka minut. Tylko dlaczego razem z nimi ma zginąć mnóstwo innych ludzi? Katarzyna Kądziela ma rację i świetną polityczną intuicję, mówiąc, że powinnyśmy organizować się jako matki, przyszłe matki i babcie, żeby ponad politycznymi podziałami postawić opór przeciwko angażowaniu nas wszystkich w kolejną wojnę czy eskalację zbrojeń.
Zauważmy także, że tak istotna decyzja polityczna jak instalacja tarczy i zgoda na dwie bazy obcych wojsk w Polsce (a tym samym wyjęcie części terytorium spod polskiej jurysdykcji) podejmowane są przez małą grupę ludzi i w bardzo nieprzejrzysty sposób. Referendum w tej sprawie nie było. Nie wiemy, co podpisano. Sprzedaliśmy się tanio, nie tylko zmniejszone jest nasze bezpieczeństwo, do budowy baz będziemy się dokładać. Nie wynegocjowano nawet ruchu bezwizowego, polscy obywatele nadal żebrzą o amerykańskie wizy. A a co najważniejsze, ani w Radzikowie, ani w Warszawie (gdzie ma być druga baza) nikt nie miał udziału w tych decyzjach.
Stan wyjątkowy jako paradygmat polityczny
Taki model podejmowania decyzji w trybie stanu wyjątkowego, kiedy rządzący stawiają siebie ponad prawem, aby decydować o nas i naszym życiu ma długą tradycję. Nawet nie trzeba odwoływać się do odległej historii. Strategiczne projekty ustaw dotyczące reform gospodarczych, tzw. reformy Balcerowicza (de facto Banku Światowego) złożono w Sejmie 17 grudnia, a po świątecznej przerwie, w pierwszych dniach stycznia zostały uchwalone. Nawet pilni posłowie nie mieli czasu ich przeczytać, nie mówiąc o konsultacjach ze swoimi wyborcami. Na niedawnym wykładzie z okazji otrzymania tytułu doktora honoris causa Uniwersytetu Warszawskiego Balcerowicz mówił zresztą otwartym tekstem, iż tylko w momencie zawieszenia demokratycznych procedur takie reformy można było wprowadzić. Także w trybie stanu wyjątkowego, kiedy zawieszone jest funkcjonowanie prawa, decyzję o wprowadzeniu religii do szkół podjęli panowie Mazowiecki i Samsonowicz, koledzy profesora ministra Balcerowicza z Unii nomen omen Wolności. Wbrew zebranym podpisom, Sejm odrzucił możliwość przeprowadzenia referendum o aborcji. A parę miesięcy temu otwartym tekstem proponowano też zawieszenie prawa pracy w odniesieniu do firm zatrudniających mniej niż 10 osób...
Jedną z instytucji stanu wyjątkowego jest Komisja Majątkowa w MSWiA, która od 1991 przydziela majątek kościołowi. Decyzje Komisji, które mają ogromne skutki społeczne i finansowe nie są przejrzyste, nie można się od nich odwołać do sądu, co jest sprzeczne z Konstytucją. Nie jest także przestrzegana konstytucyjna zasada równości wobec prawa, bo na przykład obywatel przy rekompensatach za tzw mienie zaburzańskie może uzyskać tylko 20 proc. utraconej wartości, a Skarb Państwa skrupulatnie analizuje i podważa wycenę każdego domu czy drzewa. Kościół dostaje tyle ile sobie zażyczy, czasem 800 proc. wartości utraconego mienia, a Komisja, w składzie której połowa to przedstawiciele Kościoła, którzy decydują w swojej sprawie, nie prowadzi weryfikacji wycen przedstawionych przez kościelnych rzeczoznawców.
Minister, ginekolog i biskup - jako publiczny małżonek
Przykładem upowszechniania polityki stanu wyjątkowego jest także wykluczenie praw kobiet do współdecydowania o ciąży, czy o porodzie za pomocą tzw. cięcia cesarskiego. Najpierw kobietom de facto odebrano prawo do aborcji, a teraz wdrażany jest przymus rodzenia w bólu, bo w żadnym europejskim kraju nie stosuje się tak rzadko porodów ze znieczuleniem jak w Polsce. Sprawdziłam porównawcze statystyki OECD dotyczące liczby cięć cesarskich, Polska mieści się poniżej średniej krajów uprzemysłowionych. Strategia rozgrywania opinii publicznej jest podobna do dyskursu o tarczy. Tam rozgrywającym była Gazeta Wyborcza, tutaj młode mohery z Dziennika. W analogii z aborcją na życzenie wpuszczają nas w patriarchalny dyskursywny kanał i mówią o cięciu cesarskim na życzenie kobiet, podczas gdy zabieg nie może być podjęty bez pisemnego wskazania lekarza, a lekarze już teraz muszą się tłumaczyć przed ordynatorami z każdego zabiegu. Ale tak otwarty dyskurs toczy się jak kula śniegowa i cesarka na życzenie, którą trzeba ukrócić, staje się faktem społecznym.
Tutaj także władza polityczna (w tym wypadku minister Kopacz) i wiedza ekspercka (Polskie Towarzystwo Ginekologiczne, dr Chazan) wzajemnie się uzupełniają z ekonomiczną logiką zmniejszania kosztów i maksymalizacji zysków. PTG stwierdziło, że nie rekomenduje zabiegów bez wskazań medycznych, a minister Kopacz, która musi przypodobać się Kościołowi po wpadce w sprawie „Agaty”, potwierdza, że cesarskie cięcie będzie się odbywać tylko wtedy, kiedy będą ku temu wskazania lekarskie. Ale powodów ma więcej niż jeden.
Główną cechą reformy opieki zdrowotnej jest finansjalizacja (nie mówi się już o ochronie zdrowia czy o leczeniu, ale o rynku usług medycznych, a każda procedura musi być wyceniona). Poród tzw. metodą naturalną i bez znieczulenia jest tańszy od zabiegu cesarskiego cięcia. Do wstrzymywania się z decyzją o cięciu cesarskim lekarzy będą dyscyplinować ordynatorzy, menadżerowie i księgowi z NFZ. Podobny dyscyplinarny aparat, z dodatkowym udziałem kościoła katolickiego uniemożliwia przeprowadzenia aborcji nawet kiedy dopuszcza to obecna restrykcyjna ustawa.
Jak informuje Dziennik, w Ministerstwie powstał dokument, gdzie stwierdzono, że poród cesarski na życzenie może być uznany za błąd lekarski. Tu już widzę jak kolejny Ziobro wprowadza policyjny monitoring na izby porodowe... W wywiadzie dla Dziennika szef warszawskiego szpitala im. Świętej Rodziny, dr Chazan oskarża ‘kobiety w średnim wieku 30 – 36 lat, które już osiągnęły bardzo wysoką pozycję społeczna i zawodową’, że chcą rodzić bez bólu, a termin porodu dopasować do kalendarza...A wiceprezes PTG, ginekolog Tomasz Niemiec idzie dalej, używając perswazyjnej metafory z seksualnymi konotacjami o tym, że kobieta to nie walizka, żeby (sic!) ją otwierać. Tylko kto decyduje o ‘otwieraniu’, o tym, czy kobieta jest czy nie jest walizką? Ginekolog czy biskup, którzy przyjmują rolę publicznego małżonka?
Konserwacja gry versus taktyki oporu
W obydwu przypadkach, o instalacji tzw. tarczy w Radzikowie i bazy pod Warszawą, jak i efektywnego zakazu cesarskiego stanowi patriarchalny suweren, który stawia siebie poza prawem, decyduje o naszym życiu i skazuje na ból czy śmierć. Władza sprawowana jest poprzez zawieszanie prawa i procedur demokratycznych. Jak przestrzega włoski filozof Giorgio Agamben, rządzenie odbywa się metodami stanu wyjątkowego.
Polityczno-biznesowo-kościelny establishment ustawicznie funduje nam akcje, gdzie jesteśmy zredukowane i zredukowani do roli pionków na szachownicy, które rozgrywający zbija czy przestawia, albo traci w imię uzyskania dalszych korzyści. Reguł tej gry nie ustalaliśmy, a nawet ich nie rozpoznajemy, pomimo że możemy w niej stracić zdrowie, życie czy majątek. Dyskurs politycznych komentatorów konserwuje grę, nie podważa jej reguł, bo ogranicza się do dyskusji kto ma rację, kto kłamie, kto jest dobry, kto zły i w ten sposób zapewnia ciągłe zaangażowanie tzw. opinii publicznej w ekonomię osądzania win i zasług, podczas gdy zasadnicze pytania nie zostają nawet zadane. Za medialnym spektaklem o (rzekomej) demokracji i (rzekomo) wolnym rynku uprawiana jest polityka stanu wyjątkowego.
Czy wobec tego opory wobec zmian prawa pracy, wykorzystania nas z emeryturami, ściągania wojny na nasze głowy, posyłania żołnierzy i żołnierek na śmierć, przymusu rodzenia w bólu, uprzywilejowania kościoła kosztem ludzi, wobec wszystkich innych nadużyć władzy politycznej nie powinni zorganizować się do dyskusji na temat nowego paradygmatu w polityce? Mam takie marzenie, iż ten nowy paradygmat nie będzie dodawać rozdziału o kobietach jak ósmomarcowego kwiatka do starego kożucha, ale stanie w obronie podmiotowości, trwałych podstaw do życia i relacji z przyrodą, wpisze równość, różnorodność, sprawiedliwe dzielenie się kosztami reprodukcji społecznej u swoich podstaw.
Ewa Charkiewicz
Tekst ukazał się na stronie Think Tanku Feministycznego www.ekologiasztuka.pl/think.tank.feministyczny
Słupsk: Demokracja w praktyce na przykładzie tarczy antyrakietowej
Tomasso, Śro, 2008-08-27 10:24 Kraj | Militaryzm | Tacy są politycySłupszczanie poczuli się wykorzystani, stąd rozgoryczenie. Rząd potraktował ich w trakcie negocjacji przedmiotowo, a partnerem do rozmów stali się dopiero wtedy, gdy decyzje już zapadły. Zabrakło dialogu. Ponadto po podpisaniu umowy z Amerykanami przedstawiciele rządu odwołali nagle wizytę w Słupsku.
Badanie na zlecenie słupskiego Centrum Inicjatyw Obywatelskich przeprowadziła sopocka Pracownia Badań Społecznych. Próba objęła 500 osób mieszkających w Słupsku i powiecie słupskim. 86 proc. respondentów uznało, że rząd powinien porozmawiać z mieszkańcami, zanim zdecydował o lokalizacji tarczy na ich terenie.
Tyle samo osób uważa, że region słupski powinien otrzymać rekompensatę w postaci inwestycji za lokalizację bazy wojskowej w Redzikowie (zdecydowanie tak - 74 proc., raczej tak - 12 proc., nie powinien dostawać żadnych rekompensat - 8 proc.). W porównaniu z badaniem PBS z marca br. liczba przeciwników samej tarczy wzrosła z 59,7 proc. do 66 proc.
AlterKino.org: Anatomia zła
Tomasso, Pią, 2008-08-22 12:25 Świat | Militaryzm | Rasizm/Nacjonalizm | Tacy są politycyAnatomia zła - Po bestialskich zbrodniach czasów II wojny światowej wszystkie narody zdawały się mówić jednym głosem: nigdy więcej. Ale doświadczenia kolejnych dekad wskazywały, że nie możemy długo się cieszyć pokojem. W latach 90. Europa znów stała się areną bratobójczej wojny. Konflikt bałkański zdaje się nie mieć końca, a mediacje polityków przynoszą tylko połowiczne efekty.
Filmowy esej 56-letniego Duńczyka Ove Nyholma analizuje przyczyny ludobójstwa. Reżyser sam prowadzi narrację z off-u. Zderza czas przeszły z teraźniejszym, szuka źródeł konfliktów i punktów stycznych. Metodyczne zbrodnie nazistów i bałkańscy partyzanci, którzy uważają się za patriotów. Fragmentom archiwalnych kronik towarzyszą zdjęcia współczesne z byłej Jugosławii: masowe groby, zburzone domy, okaleczone ciała. Nyholm przemierza Europę w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: skąd się bierze zło? Oświęcim, Kosowo, Srebrenica i ukraińskie Lubny, gdzie 16 października 1941 roku rozstrzelano 1865 Żydów - to kolejne adresy na trasie reżysera. Śledztwa w sprawie nazistowskich zbrodni toczą się latami. Córka oficera tzw. Einsatz Gruppen, które w czasie II wojny światowej zajmowały się "oczyszczaniem" wschodniego frontu (czyli eksterminacją Żydów, Cyganów i komunistów) opowiada, jak dobrym człowiekiem był jej ojciec. Kiedy stał się zabójcą? Jeden z zamaskowanych serbskich żołnierzy stwierdza: "Człowiek nie rodzi się mordercą. Ludzie i wydarzenia go takim czynią".
Rząd: Nie macie co jeść? Jedzcie szczury!
XaViER, Wto, 2008-08-19 19:34 Świat | Tacy są politycy | UbóstwoCierpiącym głód mieszkańcom indyjskiego stanu Biharza rząd zalecił jedzenie szczurów - podała agencja Reutera. Dzięki temu rozwiązaniu władze Biharu, jednego z najbiedniejszych w Indiach, chcą w okresie rosnących cen żywności zmniejszyć udział ryżu w diecie swoich obywateli.
Szczurzym mięsem odżywiają się już teraz biedniejsze grupy indyjskiego społeczeństwa.
Patrioci na kółkach
Yak, Wto, 2008-08-19 17:29 Kraj | Blog | Militaryzm | Tacy są politycyZ wielkimi fanfarami odtrąbiono kolejny wyimaginowany „sukces polskiej dyplomacji”: Amerykanie pozwolili nam na umieszczenie w Polsce rakiet Patriot (kupionych za pieniądze polskich podatników). Co za szczodrość! Premier Tusk bagatelizuje w wywiadzie dla TVP sprawę kosztów: „O parę złotych nie będziemy się kłócić”. W końcu po co nam szkoły – i tak idzie niż demograficzny, a do budowy stadionów wystarczy niewolnicza siła robocza z Chin i Bangladeszu. Szpitale można sprywatyzować i urządzić w nich hotele – sfinansują się same, a standard na pewno będzie wyższy.
Radka Sikorskiego stać na jeszcze większy gest. Dziś, w wywiadzie dla „Dziennika” powiedział że „polska” bateria Patriotów może zostać przeniesiona z Polski do innych krajów: „Przecież jeśli dojdzie do sytuacji, w której u nas będzie spokój, a na przykład Japonia albo Izrael będą zagrożone, to jest oczywiste, że pozwolimy Stanom Zjednoczonym wykorzystać to, co mamy u siebie.”
Wszystko jasne: podziękujmy Amerykanom, że możemy od nich kupić rakiety, których nie będzie nawet w Polsce, budujmy Tarczę, która będzie chronić kogo innego... A że nakręcamy spiralę zbrojeń i wzajemnych prowokacji, które przybliżają nas do katastrofy, która dotknie przede wszystkim Europę Środkową? Kto by był tak małostkowy, żeby się tym martwić?
W końcu możemy wiernie zdechnąć za naszego sojusznika... Kto może chcieć więcej?
Barack Obama: betonowy gołąbek pokoju
Yak, Pon, 2008-08-18 17:22 Świat | Militaryzm | Tacy są politycyBarack Obama podczas kampanii o elekcję Partii Demokratycznej starał się wytworzyć wizerunek polityka, który w stanowczy sposób zakończy beznadziejną i znienawidzoną przez Amerykanów wojnę w Iraku. Po tym, jak zapewnił sobie nominację, jego opinie na temat wojny zaczęły się zmieniać.
Polityczni doradcy Obamy tworzą teraz linię polityczną wedle której wycofanie wojsk z Iraku nie jest już „bezwarunkowe” i „podlegające ścisłemu harmonogramowi” - jak Obama zapewniał podczas kampanii o nominację. Obecnie już wycofanie wojsk ma „podlegać negocjacjom z rządem Iraku” i „stabilności w regionie”.
Takie stanowisko nie różni się już od stanowiska kandydata Republikanów McCaina. Obama jest też gorącym zwolennikiem eskalacji wojny w Afganistanie. Wszystko wskazuje na to, że nawet jeśli Barack Obama zostanie wybrany prezydentem USA, wojska amerykańskie pozostaną w Iraku o wiele dłużej, niż obiecywane 18 miesięcy.
Lipcowe plany wojenne Rosji według Kawkaz-Centr
pankin, Pon, 2008-08-11 14:25 Świat | Militaryzm | Tacy są politycy18. lipca w mediach pojawił się komunikat pochodzący z portalu separatystów czeczeńskich "Kawkaz-Centr" dotyczący rosyjskich manewrów "Kawkaz 2008". Informatorzy czeczeńscy twierdzili, że dysponują planami operacyjnymi Moskwy w stosunku do Gruzji. W Polsce informację podchwycił wówczas pardon.pl, a następnie Dziennik.
Trzy tygodnie temu mogliśmy więc przeczytać następujący artykuł:
Do Osetii Północnej przerzuca się drogą lotniczą pododdziały 76. pskowskiej dywizji powietrznodesantowej. Koleją przewieziono zaś pułk desantowo-szturmowy 20. dywizji zmechanizowanej. To spore siły - 8 tys. żołnierzy i 700 pojazdów.
Dowództwo rosyjskich wojsk lądowych oczywiście zapewnia, że koncentracja sił nie ma żadnego związku z konfliktem abchasko-gruzińskim. Jednak doświadczenie uczy, że przygotowania do interwencji zbrojnych często ukrywa się pod płaszczykiem ćwiczeń.
USA-Jugosławia: rządowi zbrodniarze trzymają się razem
Akai47, Nie, 2008-08-10 09:29 Publicystyka | Tacy są politycyIstnieje wiele umów dżentelmeńskich pomiędzy rządowymi zbrodniarzami. Być może, dzięki aresztowaniu Radowana Karadzicia znów wróci kwestia współpracy amerykańskiego rządu ze zbrodniarzami z rządu byłej Jugosławii i z jugosłowiańskim kapitałem. Jednak kwestia ta pewnie pozostanie w wąskim gronie, jak dotąd. Większość ludzi nie będzie śledziło sprawy, albo po prostu przeczyta krótkie i proste teksty o sprawiedliwości w prasie. Już wiele faktów wyszło na jaw, a pewnie za kilka lat fakt, że amerykański rząd pomógł swoim kolegom zbrodniarzom będzie tak znany, jak fakt, że Amerykanie kiedyś ukrywali nazistów. Ale podobnie tak jak w tym przypadku, zapewne nikt nie będzie brał za to odpowiedzialności.
Czy istniała umowa z Karadziciem?
Karadzić twierdzi, że zawarł umowę z amerykańską administracją, która gwarantowała mu uniknięcie procesu przed Międzynarodowym Trybunałem Kryminalnym ds. Byłej Jugosławii jeśli tylko wycofa się z polityki. Richard Holbrooke w 1996 roku tłumaczył Karadziciowi, że zostaną przeciwko niemu i byłemu rządowi Jugosławii wypowiedziane "ostre słowa", aby mogło zostać wprowadzone porozumienie z Dayton. Madeleine Albright, w rozmowach z Biljaną Plavsić 31 maja 1997, powiedziała, że Karadzić powinien wyjechać z Pale i pojechać do Rosji, Serbii, lub Grecji lub do kilku innych krajów.
Holbrooke oraz inni amerykańscy politycy mają nadzieję, że wystarczy powiedzieć, że Karadzić kłamie. Karadzić, jako morderca i zbrodniarz ma nie być wiarogodny - w porównaniu ze zbrodniarzami amerykańskimi Holbrooke i Albright. Ale są inni ludzie, którzy o tym dawno mówią, m.in. były ambasador Bośni przy ONZ Muhamed Sacirbey oraz Florence Hartmann, była rzeczniczka Carli del Ponte z Trybunału w Hadze.
Są także inne ślady tej umowy. W 1997, Wesley Clark powiedział Louise Arbour, prokurator w Trybunale, że gdyby Karadzić został aresztowany, on opowie o umowie z Warren Christopherem i jego obietnicach, że Karadzić nie stanie przed Trybunałem w Hadze. Clark potem powiedział Carli Del Ponte, że areszt Karadzicia czy Mladicia może mieć miejsce tylko ze zgodą prezydenta Clintona. Rozmowy z Clarkiem zostały oficjalnie zaprotokołowane.
Jeszcze w lipcu 1996 r., Holbrooke, w wywiadzie z Charlayne Hunter-Gault w amerykańskiej telewizji publicznej powiedział:
Last week, we got Karadzic to sign a piece of paper pledging that he will leave political life immediately and permanently, and giving up both of his jobs, No. 1, president of the Serb part of Bosnia, and No. 2, president of the party the SDS, which he created and controls. So we made a big step forward. If Karadzic does not fulfill every detail of these agreements, we retain the leverage to come down hard on the entire Serb movement in Bosnia.
Czyli, że tydzień wcześniej Karadzić podpisał obietnicę, aby wycofać się z politycznego życia.
Więc była jakaś umowa. Nie wiadomo, czy obietnica Amerykanów, aby nie stawiać go przed Trybunałem była częścią pisemnej umowy. Wątpię – to byłaby głupota. Ale w 1996 r. sam Holbrooke przyznał się, że Amerykanie podpisali umowę z Karadziciem - a teraz mówią coś innego.
CHARLAYNE HUNTER-GAULT: What does that mean, come down hard?
RICHARD HOLBROOKE: We still have sanctions that could be reimposed. Amb. Froic in charge of the elections can still disenfranchise the SDS Party. These threats, which were part of the negotiating effort, were not threats we gave up because we didn't feel we achieved enough to give them up.
CHARLAYNE HUNTER-GAULT: And what would constitute a deal breaker? I mean, would this be a deal breaker?
RICHARD HOLBROOKE: Well, let me give you an example. Karadzic cannot appear in public. He can't give radio or TV or press interviews. If he violates these things, if they start running around with large posters of him like Big Brother behind Mrs. Plasic, who is now the acting temporary president of Serbska, behind her Big Brother posters of Karadzic, those are violations.
CHARLAYNE HUNTER-GAULT: What about--
RICHARD HOLBROOKE: And I can assure you that Secretary Christopher, Secretary Perry, Ambassador Kornblum, my successor in the European Bureau, they're all prepared to act very swiftly if there is a violation.
CHARLAYNE HUNTER-GAULT: Well, you know, there was a time when after the Accords were signed and everybody had returned, that they were, he and Mladic were on the ski slopes and sort of thumbing their noses at the NATO forces. I mean, does it--does he have to remain invisible, or just not engage in political activity?
RICHARD HOLBROOKE: Invisible. And I'm glad you asked that. The word is invisible.
Hunter-Gault zauważyła, że był pewien czas po podpisaniu Porozumienia z Dayton kiedy Mladić i Karadzić otwarcie występowali lekceważąc siły NATO. Zapytała - czy on musi pozostać niewidzialny, czy po prostu nie brać udziału w działalności politycznej. A Holbrooke powiedział, że Karadzić musi być niewidzialny.
CHARLAYNE HUNTER-GAULT: And Mladic as well?
RICHARD HOLBROOKE: Mladic already is invisible. That ski slope incident back in March was practically an exception. He's appeared on a few other things but I am very concerned about Gen. Mladic, but on this trip I focused on Karadzic because Karadzic runs the political movement, and they were actively obstructing the political details of Dayton, including elections. Mladic, although he is a “hands-on” killer, is implementing the military parts of the agreement, and I put him in a different category temporarily--and I stress that word--from Karadzic. Let me say one other thing, Charlayne. For those people who say it was a half-measure, they're right. We only did a half-measure.
Hunter-Gault spytała o Mladicia. Holbrooke tłumaczył, że Mladić już jest niewidzialny. Powiedział, że te incydenty w Bośni, gdzie Mladić i Karadzić byli widziani na nartach, to był jakiś wyjątek.
CHARLAYNE HUNTER-GAULT: But now you got this piece of paper signed by Karadzic. But you didn't deal with him face to face, right?
RICHARD HOLBROOKE: Right.
CHARLAYNE HUNTER-GAULT: Is it--How did that work?
RICHARD HOLBROOKE: We went--we had four hours of talks with Milosevic on Wednesday. I was very--
CHARLAYNE HUNTER-GAULT: That's President Milosevic, the president of Serbia?
RICHARD HOLBROOKE: That's right. In Belgrade. I was very unhappy with these talks. I said I'm going to go to Zagreb and back to Sarajevo, I'll be back tomorrow afternoon, we're going to have to reach closure, or there are going to be very bad consequences. We returned on Thursday afternoon at 4 o'clock and he had moved the talks to a villa, and he produced the top two Bosnian Serbs from Pale after Karadzic, and that--at that point I knew we were in for a long night. We negotiated for 10 hours, and we negotiated a piece of paper. He then dispatched his security chief, Mr. Stanasic, to Pale, and Stanasic personally witnessed Karadzic and Mrs. Plasic signing the document which we had faxed to Pale. There were no changes in it in Pale, and we wouldn't have tolerated any. Stanasic then brought back the original, and I waited for him in Belgrade. And at about 2 in the morning, he gave me the original, and we had a long talk about the circumstances under which Karadzic ended his public and political career.
Dalej Hunter-Gault pytała o to, jak została podpisana umowa z Karadziciem. Holbrooke stwierdził, że spotkał się tylko z Milosevicem. Podpisali umowę i Milosević wyslal kogoś do Karadzicia i Plavsić, którzy popisali umowę.
Wydarzenia według Hartmann
Florence Hartmann napisała książkę "Peace and Punishment" czyli "Pokój i Kara" o wojnie w byłej Jugosławii oraz o pracy Trybunału w Hadze, gdzie pracowała.
Hartman twierdzi, że już w październiku 1996 r., Louise Arbour, w siedzibie NATO słyszała, że polityka NATO polega na unikaniu aresztowania zbrodniarzy wojennych. W 1996-1997 r. władze amerykańskie i brytyjskie prowadziły serię spotkań o problemie z Trybunałem. Dla nich, Trybunał był jednym wielkim potencjalnym problemem.
W 1997 r. Trybunał w Hadze wręczył NATO nakaz aresztowania Karadzicia i Mladicia. Mladić, który dotąd mieszkał w swojej bazie niedaleko sektora amerykańskiego nagłe znikł w dniu wydania nakazu.
W 1997 r. Holbrooke spotkał się z Miloseviciem i pokazał mu wywiad z Karadziciem w gazecie Suddeutsche Zeitung i narzekał, że Karadzić nie dotrzymał umowy.
Niedługo po spotkaniu w Miloseviciem, Borys Jelcyn wysłał samolot dla Karadzicia. Karadzić spędził kilka miesięcy na Białorusi. (W Rosji i w Białorusi wtedy pojawiły się o tym informacje. O przyjeździe Karadzicia na Białoruś sama napisałam w jęz. angielskim.)
W 1998 Karadzić wrócił do Serbii. Z pomocą Dragomira Kojica, zaczął nowe życie. Kojic zarobił fortunę na kontraktach z amerykańską firmą Ronco, która usuwa miny. W 1998 r., Louise Arbour, która chciała aresztować Karadzicia, wysłała Amerykanina Paula Nella, współpracownika Trybunału, do Serbii, aby rozmawiać z Karadziciem. Karadzić miał powiedzić Nellowi, że Holbrooke obiecał mu, że nie dojdzie do aresztowania, jeśli wycofa się z polityki. On miał po prostu być "niewidzialny".
W 2004 r. Amerykanie próbują przekonać Carlę del Ponte, że już dość zbrodniarzy zostało aresztowanych. Miesiąc później Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła uchwałę, która zakończyła mandat Trybunału do kontynuowania dalszych śledztw. Miesiąc potem, Amerykanie namówili del Ponte, aby nie rozpoczynała procesu przeciw innemu zbrodniarzowi, który chciał zostać Premierem Kosowa.
Wydarzenia według Sacirbeya
Były Ambasador Bośni przy ONZ, Muhamed Sacirbey twierdzi, że chciał, aby IFOR mogło aresztować zbrodniarzy takich, jak Karadzić. Wesley Clark miał mu powiedzieć, że Pentagon nie zgodzi się na to. Karadzić i Mladić mogli swobodnie podróżować po Bośni i przejeżdżali bez problemu przez punkty
kontrolne IFOR.
Według Sacirbeya, rządom Bośni i Hercegowiny powiedziano, że nie mogą aresztować Karadzicia i Mladicia, gdyż będzie to stanowić naruszenie zasad Porozumienia z Dayton. Przyjęto wtedy zasady tzw. “Rules of the Road”. Według nich, rząd Bośni nie mógł sam aresztować zbrodniarzy wojennych. Mówiono, że tak musi być - inaczej nie można było zapewnić, żeby nie doszło do niesprawiedliwych aresztowań.
Sprawa Alibabicia
W 2002 r. Munir Alibabić, szef służb specjalnych FOSS w Bośni, został wyrzucony z pracy po tym, jak oskarżył Brytyjczyka Paddy Ashdowna (przedstawiciela w Bośni na mocy Układu z Dayton, czasami nazywanego ironicznie „Wicekrólem Bośni”) o utrudnianie aresztowania Karadzicia.