Ubóstwo

Immanuel Wallerstein: Polityka katastrofy gospodarczej

Gospodarka | Publicystyka | Ubóstwo

Codziennie czytam kolejne opinie ekonomistów, dziennikarzy i urzędników państwowych dotyczące sposobów uzdrowienia gospodarki w tym czy innym kraju. Oczywiście wszystkie przeczą sobie nawzajem. Wydaje mi się, że eksperci żyją w świecie fantazji, że naprawdę wierzą, iż – w stosunkowo niedalekiej przyszłości – ich środki zaradcze zadziałają.

Prawda jest taka, że świat stoi dopiero u progu kryzysu, który jeszcze trochę potrwa i znacznie się pogłębi. Pilną kwestią, z którą rządy muszą się zmierzyć, nie jest uzdrowienie gospodarki, ale przetrwanie w obliczu rosnącego powszechnie gniewu, przed jakim wszystkie – bez wyjątku – stoją.

W Słupsku również może dojść do tragicznego pożaru

Kraj | Ubóstwo

Wielu ludzi w Polsce mieszkają w niebezpiecznych warunkach. W gazecie "Głos Pomorski", Piotr Kawałek pisze o tragicznych warunkach w bloku socjalnym przy ul. Przemysłowej 33 w Słupsku.

Administracja budynku zaszpachlowała prawie wszystkie gniazdka w kuchniach i łazienkach i dlatego mieszkańcy podłączają wiele urządzeń do jednego gniazda. Gniazdka są przeciążone, co może wywołać pożar.

- W kuchni na drugim piętrze kilka miesięcy temu o mało nie doszło do tragedii, gdy zaczęło się dymić z przeciążonej instalacji. Z kolei na pierwszym piętrze po wężu przeciwpożarowym pozostała tylko wnęka w ścianie - informuje gazeta.

Mieszkańcy hotelu socjalnym w Kamieniu Pomorskim wykryli w bloku azbest

Kraj | Ubóstwo

Nieco ponad tydzień przed tragedią w hotelu socjalnym w Kamieniu Pomorskim, mieszkańcy zgłosili się do mediów mówiąc o wykryciu azbestu i złych warunkach w bloku.

Mieszkańcy sami na własną rękę pobrali próbkę i wysłali do Akademii Górniczo - Hutniczej w Krakowie. Tam przeprowadzono jej analizę. Wynika z niej, że próbka ta zawiera azbest. Inspektor w Kamieniu Pomorskim stwierdził jednak, że azbest nikomu nie zagroził.

"Mieszkamy w bombie azbestowej. Prawie wszystkie dzieci tu chorują. Moja córka choruje na mukowiscydozę" - mówiła gazecie "Głos Szczecinska" Emilia Staniszewska.

Gazeta zauważyła, że sam budynek w ogóle był w opłakanym stanie. W łazienkach na ścianach rósł czarny grzyb. W niektórych pokojach były dziury w suficie.

Opole: Okupacja siedziby prezydenta miasta

Kraj | Protesty | Ubóstwo

Wczoraj o 12:30 jeden z mieszkańców rozpoczął okupację siedzimy prezydenta miasta Opola. Sprawca domaga przywrócenia się prawa do mieszkania, które sąd mu odebrał. Stwierdził, że jeżeli prezydent nie umożliwi mu powrotu do mieszkania komunalnego, to w gabinecie Ryszarda Zembaczyńskiego spędzi Wielkanoc.

Antoni Stańczuk, gdyż o nim mowa, został eksmitowany za niepłacenie czynszu. Teraz, mówi, spłacił czynsz i chce dostać klucze do mieszkania.

Zygmunt Bauman - "Globalizacja - I co z tego dla ludzi wynika" [PDF]

Świat | Gospodarka | Kultura | Pliki PDF | Tacy są politycy | Technika | Ubóstwo

"Globalizacja" jest na ustach wszystkich. Słowo na czasie, które szybko zamienia się w slogan, w magiczną formułę, w hasło otwierające bramy wszystkich tajemnic teraźniejszości i przyszłości. Podczas gdy jedni „globalizacją” nazywają praktyki, którym się oddajemy, ponieważ chcemy być szczęśliwi, dla innych stanowi ona przyczynę naszego nieszczęścia. Wszyscy jednak uważają „globalizację” za nieunikniony los świata, a także za nieodwracalny proces, który dotyczy każdego z nas w takim samym stopniu i w ten sam sposób. Jesteśmy „globalizowani”, a bycie „globalizowanym” znaczy niemal to samo dla wszystkich, których ten proces dotyka.

Los modnych słów jest bardzo zbliżony: im więcej doświadczeń zyskuje dzięki nim przejrzyste wyjaśnienie, tym bardziej same stają się mętne i niejasne. W miarę jak rośnie liczba dogmatycznych prawd, wypartych i wyrugowanych przez modne słowa, one same coraz szybciej stają się zasadami, o których się nie dyskutuje. Aspekty ludzkiego postępowania, tworzące pierwotny zakres pojęcia, umykają z pola widzenia - staje się ono „niezbitym faktem”, cechą „otaczającego nas świata ujmowanego wprost”, do którego nas odsyła, postulując własną nietykalność. „Globalizacja” nie stanowi tutaj wyjątku.

Tragedia u bram Twierdzy Europa: Śmierć setek emigrantów na Morzu Śródziemnym

Świat | Ubóstwo

Kilkaset osób zginęło w wyniku zatonięcia, u wybrzeży Libii, co najmniej jednego statku przewożącego afrykańskich emigrantów, którzy chcieli uciec przed biedą i wojnami do Europy. Prawdopodobnie zatonął także drugi statek - informuje BBC. Oba przewoziły w sumie ponad pół tysiąca ludzi. Udało się uratować zaledwie 20 osób.

Co roku dziesiątki tysięcy zdesperowanych emigrantów z Afryki podejmują niebezpieczną podróż przez Morze Śródziemne do Europy w nieprzystosowanych do tego łodziach.

Warszawa: Konferencja lokatorska na ul. Brackiej

Kraj | Dyskryminacja | Ubóstwo

W Warszawie trwa konferencja „Kwestia mieszkaniowa i ruchy lokatorskie w dobie globalizacji” zorganizowana przez Stowarzyszenie Lokatorów. W konferencji uczestniczą członkowie związków zawodowych, organizacji broniących praw lokatorów i działacze społeczni o dość dużym przekroju wiekowym.

Wstępem do konferencji była prezentacja zjawiska gentryfikacji, czy też „uburżuazyjnienia" dzielnic w centrach współczesnych metropolii na tle neoliberalnej globalizacji i komercjalizacji przestrzeni publicznej. Omówiono typowe etapy procesu usuwania ubogich mieszkańców i zamieniania dzielnic w miejsca przyjazne tylko dla bogatych, zarówno na podstawie doświadczeń państw zachodnich, jak i przykładów z warszawskiej Pragi. Poddano analizie rolę środowiska artystycznego w ułatwianiu zamiany dzielnic znanych głównie z przestępczości w dzielnice atrakcyjne dla spekulantów nieruchomościami.

Altergodzina o ruchach lokatorskich oraz konferencji (mp3)

Kraj | Dyskryminacja | Gospodarka | Protesty | Tacy są politycy | Ubóstwo

W dzisiejszej Altergodzinie gościem był Andrzej Smosarski – działacz Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów oraz Lewicowej Alternatywy. Tematem rozmowy były problemy lokatorskie w Polsce oraz konferencja pt. "Kwestia mieszkaniowa i ruchy lokatorskie w dobie globalizacji", która odbędzie się w Warszawie 28-29 marca.

Altergodzina o ruchach lokatorskich oraz konferencji (mp3)

Ponadto w Altergodzinie jak co tydzień Alter-Serwis, czyli przegląd wydarzeń społeczno-politycznych ostatniego tygodnia, widzianych z perspektywy ruchów społecznych krytycznych wobec polityki "głównego nurtu".

Słuchajcie nas w każdą środę o godz. 22:00 w działającym przy Politechnice Wrocławskiej Akademickim Radiu LUZ, we Wrocławiu na 91,6 FM oraz na całym świecie w Internecie (www.radioluz.pwr.wroc.pl).

CNT przeciwko rasizmowi instytucjonalnemu

Świat | Dyskryminacja | Gospodarka | Prawa pracownika | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm | Ubóstwo

CNT na Wyspach Kanaryjskich sprzeciwia się systematycznemu ściganiu imigrantów, zamienionych w kozły ofiarne odpowiedzialne za wszelkie zło występujące w naszym społeczeństwie.

CNT od kilku lat obserwuje wojnę, jaką rząd kanaryjski i hiszpański toczy przeciwko pracownikom z biednych krajów. Począwszy od propozycji Planu Zatrudniania na Wyspach Kanaryjskich (w którym daje się pierwszeństwo Kanaryjczykom, dyskryminując w ten sposób resztę mieszkańców archipelagu), aż do polowań na ulicach do których zachęca MSW przeciwko mieszkańcom pochodzącym z biedniejszych krajów. Wszystkie działania, które instytucje prowadzą przeciwko imigrantom dążą do tego, aby kryminalizować społeczność biednych imigrantów, którzy mieszkają w tym państwie. Bezustannie dąży się do tego, aby zrzucić na nich dużą część winy za problem bezrobocia, przestępczości, aż po zachowania "nie demokratyczne"

Zaostrzenie przepisów dotyczących imigracji, jak na przykład ostatnia propozycja, aby karać mandatem w wysokości nawet 10 tysięcy euro osoby, które solidaryzują się z tymi, którymi odmawia się podstawowych praw, jedynie dowodzą, że nowe rządy europejskie prowadzą politykę w typowo faszystowskim stylu. Musimy pamiętać, że większość osób, które ryzykują własne życie, życie ich rodzin oraz cały dobytek - pochodzą z krajów, które zostały wyeksplotowane i zubożone przez potęgi europejskie. W przypadku Hiszpanii, mimo wszystkich umów podpisanych przez rząd , nadal sprzedaje się broń wielu państwom, w których chłopcy są więzieni i później wysyłani na wojnę, a dziewczyny wykorzystywane seksualnie przez elity polityczne i wojskowych.

Jak widać, państwo które samo siebie nazywa demokratycznym i szanującym wolność, dzieli swoich mieszkańców na osoby pierwszej, drugiej, trzeciej i czwartej kategorii. Dla osób bez papierów i odpowiedniego pochodzenia, czas niewiele zmienia ich los - rodzą się i umierają podczas wojny, w ekstremalnej biedzie i w warunkach olbrzymiej niesprawiedliwości społecznej. Nie tylko zabieramy im bogactwa naturalne z krajów z których pochodzą, nie tylko wykorzystujemy ich tanią siłę roboczą, aby importować produkty dużo tańsze. Oprócz tego zamykamy ich w więzieniach, torturujemy ich groźbami i nieustającym strachem przed byciem ściganymi i wydalonymi z kraju, wysyłamy ich do krajów trzecich, gdzie nic i nikt ich nie oczekuje. To wszystko za publiczne pieniądze.

Obywatelstwo światowe to jeden z celów walk społecznych. Kategoria obywatela nie powinna być powiązana z jakąkolwiek formą jego pochodzenia [w hiszpańskim słowo narodowość i obywatelstwo jest takie samo - nacionalidad, więc tutaj autorzy mieli na myśli, że bez względu na to czy mamy odpowiedni papierek lub nie należą nam się dokładnie te same prawa co reszcie obywateli, przyp. H2]. Pieniądze i kapitał już to uzyskały dawno temu. Wchodzą i wychodzą, kiedy chcą z pełną swobodą działania. Także pracownicy na świecie powinni mieć pełne prawa, ponieważ bez praw nie istniejesz, nie liczysz się, nie opiniujesz, tylko produkujesz. W tej chwili akceptujemy nową kategorię niewolników, tych którzy tylko są akceptowani, aby pracować, bez głosu i praw. Rasizm instytucjonalny wymierzony w biednych imigrantów powoduje wzrost rasizmu w społeczeństwie. To nie jest polityka przeciwko Boliwijczykom, Peruwiańczykom, Magrebiańczykom, Sengalczykiem, itd. Jest to polityka przeciwko osobom ubogim z tych i innych krajów, przeciwko wszystkim pracownikom.

Widząc tą sytuację CNT domaga się:

1. Zaprzestania nękania policyjnego imigrantów.

2. Zakończenia polityki wydalania z kraju, która generuje jeszcze więcej biedy wśród bezbronnych osób w społeczeństwie.

3. Pozwolienia na łączenie rodzin, tworząc odpowiednie mechanizmy, aby było to prawem a nie przywilejem.

4. Zaprzestania kryminalizacji imigrantów, jedynie z tego powodu, że nimi są.

5. Pełni praw, niezależnie od tego, czy ktoś się urodził czy nie w państwie hiszpańskim.

6. Natychmiastowego zamknięcia CIE, obozów koncentracyjnych dla imigrantów.

H2 | CNT.es

Walki między imigrantami i policją w Patras

Świat | Rasizm/Nacjonalizm | Ubóstwo

DPA. Co najmniej 4 osoby zostały ranne podczas starć między imigrantami oraz policją w greckim porcie Patras, informują media lokalne. Powodem zamieszek, były obrażenia jakie doznał Afgańczyk, który próbował wskoczyć na poruszającą się ciężarówkę. Jego celem było dostanie się z ciężarówki na statek, kierujący się w stronę Włoch.

Po incydencie , osoby, które były przy nim zaatakowały kierowcę. Zaatakowali też przechodniów oraz policję. Policja użyła gazu łzawiącego aby rozproszyć zamieszki. Jeden Przechodzień oraz dwóch policjantów zostalo rannych, informowało radio państwowe cytując lokalne szpitale.

Dochód rozporządzalny Polaków nie przekracza tysiąca złotych miesięcznie.

Kraj | Gospodarka | Ubóstwo

Według portalu Money.pl Polacy wydają ponad 95 procent swoich dochodów na konsumpcję. Prawie wcale nie inwestują w przyszłość swoją i swoich dzieci. Na inwestycje nie wystarcza, gdyż dochód rozporządzalny Polaków nie przekracza tysiąca złotych miesięcznie.

Blisko 96 proc. dochodów Polaków obejmuje szeroko rozumiana konsumpcja. Największe wydatki są związane z kosztami mieszkania i energii oraz żywnością. Według danych SGH, z kolei ochrona zdrowia (m.in. leki, prywatna opieka medyczna) stanowi jedynie średnio 5 proc. wydatków. Tyle samo pochłania komunikacja. Na używki wydajemy średnio 2 proc. dochodu.

Powstało forum szczecińskiego Food not Bombs

Kraj | Ruch anarchistyczny | Ubóstwo

Powstało forum szczecińskiego kolektywu Food not Bombs. Adres forum: http://fnbszczecin.frix.pl

Akcja ma miejsce w każdy piątek w przejściu podziemnym przy C.H. Galaxy o 17.00. Rozdawane są ciepłe, wegańskie posiłki w formie protestu przeciwko niesprawiedliwej polityce państw, w których budowanie aparatów represji - wojska, policji, pochłania ogromne koszty, w obliczu znikomych środków, które przeznaczane są na pomoc ludziom umierającym z głodu, pozbawionym środków do życia i dachu nad głową. Chętnych do wzięcia udziału w akcji zapraszają organizatorzy.

Nerka w dobrym stanie - Kup teraz!

Ubóstwo

Desperaci próbują sprzedać własne organy wewnętrzne. 21 lutego zdjęta została aukcja Allegro, na której wystawiona została ludzka nerka. Aukcja Allegro dotycząca nerki została szybko usunięta - jak poprzednie. Cena była 100.000 PLN w opcji “Kup teraz”.

Wielka Brytania: Masowy protest przeciwko kapitalizmowi?

Świat | Gospodarka | Protesty | Tacy są politycy | Ubóstwo

Brytyjska policja obawia się fali wielkich demonstracji sprowokowanych kryzysem gospodarczym. Marsze i uliczne bójki mogą zacząć się już wiosną. Przed eksplozją społecznego gniewu ostrzega na łamach poniedziałkowego "Guardiana" nadinspektor David Hartshorn, który powołując się na policyjny wywiad, twierdzi, że grupa aktywistów przygotowuje zamieszki na skalę tych, które wstrząsały Londynem w latach 80. Wówczas to na ulicach zamieszkanego głównie przez czarnych Brixton dochodziło do bitew demonstrantów z policją.

O ile wystąpienia w Brixton były wymierzone we władzę oraz miały charakter antyrasistowski, a ich tłem była ciężka sytuacja gospodarcza imigrantów, to tym razem grozi eksplozja niezadowolenia. Poziom frustracji jest tak wielki, iż na ulice może wyjść klasa średnia, która zwykle trzyma się z daleka od demonstracji. Iskrą może być kwietniowy szczyt G-20 w Londynie.

Pogarszająca się sytuacja ekonomiczna i napięcie wokół kryzysu może doprowadzić nie tylko do ulicznych starć. Policja ostrzega, że atakami zagrożone są siedziby wielonarodowych koncernów i instytucji finansowych w londyńskim City. Na celowniku mogą znaleźć się banki, których prezesi mimo fatalnych wyników i pomocy rządu przyznali sobie niedawno milionowe premie, jak np. Royal Bank of Scotland.

Noam Chomsky: Świat. Jak ocalić demokrację?

Świat | Gospodarka | Kultura | Publicystyka | Tacy są politycy | Ubóstwo

Wywiad ukazał się w tygodniu "Polityka" w 2004 roku.

Noam Chomsky, intelektualny guru antyglobalistycznej lewicy, tłumaczy, co naprawdę dzieje się ze światem, ostrzega przed dyktaturą totalitarnych korporacji i „wirtualnego rządu” rynków finansowych, zapowiada kolejne fale niepokojów i wzywa do oporu w obronie prawdziwej demokracji.

JACEK ŻAKOWSKI: – Co się stało z Ameryką?

NOAM CHOMSKY: – Ameryka pęka. Podobnie jak reszta świata.

Dlaczego?

To jest trudniejsze pytanie.

Pan musi mieć odpowiedź.

Pewnie, że mam.

Więc co takiego się stało w Ameryce przez te cztery lata?

To trwało czterdzieści lat. Nie cztery. I działo się nie tylko w Ameryce. Zaczęło się w latach 60., kiedy odważyliśmy się głośno, publicznie rozmawiać o krzywdach, nieprawościach, zbrodniach, na których ten kraj zbudowano.

Czyli?

Czyli o ludobójstwie milionów pierwotnych Amerykanów, o zbrodni niewolnictwa, o potwornym wyzysku, rasizmie, seksizmie, nierównościach. To była rewolucja, która kompletnie zmieniła Amerykę i Amerykanów, a także dużą część Europy. Idąc do mnie przez campus MIT (Massachusetts Institute of Technology – największa uczelnia techniczna w USA) widział pan różnobarwny, dwupłciowy, wielorasowy tłum swobodnie ubranych i swobodnie zachowujących się ludzi. Gdybyśmy się tu spotkali 50 lat temu, zobaczyłby pan tylko zachowujących się niezwykle formalnie białych mężczyzn w ciemnych garniturach, krawatach, białych koszulach. Zmiana formy wyraża zmianę mentalności. Ta zmiana dokonała się w całej Ameryce. Wszędzie powstały grupy pokojowe, antyrasistowskie, ekologiczne, emancypacyjne, gejowskie... Miliony ludzi się w to zaangażowały.

To było słynne „zielenienie się Ameryki”.

Raczej cywilizowanie i uspołecznianie.

Ale potem pojawiły się przeciwne sygnały. Powstała cała literatura poświęcona zamieraniu społecznej aktywności Amerykanów.

To dotyczy raczej życia towarzyskiego czy środowiskowego. Aktywność polityczna może być co najwyżej mniej czy bardziej widoczna. Ameryka jest rozdrobnionym krajem. Europejczykom trudno to zrozumieć, ale tu pacyfiści z jednej dzielnicy Bostonu mogą nie mieć pojęcia o pacyfistach z jakiejś innej dzielnicy.

W latach „zielenienia” to było raczej nie do pomyślenia, bo wszyscy razem jechali na marsze do Waszyngtonu.

Kompletnie się pan myli. Nigdy za mojego życia Amerykanie nie byli tak zaangażowani w politykę jak teraz. Mam po parę publicznych wystąpień w tygodniu, za każdym razem przychodzą setki albo tysiące ludzi, ale całe dni zajmuje mi odrzucanie – z największą wdzięcznością – zaproszeń od setek środowisk działających w całej Ameryce.

To chyba coś nowego. Jeszcze kilka lat temu miałem wrażenie, że jest pan zupełnie zmarginalizowany. Jeden z moich harvardzkich rozmówców, kiedy go o pana pytałem, powiedział mi wtedy: „Ach, Chomsky – ten lingwistyczny dziwak z MIT”.

Ja nigdy nie byłem pieszczochem establishmentu. Uniwersyteckiego także.

To chyba jednak nie była tylko kwestia establishmentu. W latach 90. pańskich książek nie wystawiano w witrynach nowojorskich księgarń i nie trafiały one na listy bestsellerów.

Sprzedaż moich książek rzeczywiście systematycznie rośnie.

Jest więc zasadnicza różnica w stosunku do lat 90.?

A w latach 90. była zasadnicza różnica w stosunku do lat 70. Ten ruch ciągle rośnie, a z nim rośnie sprzedaż książek, liczba zaproszeń, kolejka po wywiady. Amerykanie coraz bardziej chcą zmiany.

Ale w wyborach coraz więcej głosów oddają na kandydatów prawicy.

To jest druga tendencja. Bo proces rozpoczęty w latach 60. wywołał reakcję elit. I to na całym świecie. Nie tylko w Ameryce. Rośnie aktywność polityczna i sprzeciw wobec istniejącego porządku, a jednocześnie nasila się presja, by tę aktywność uciszyć.

Czuje się pan „uciszany”?

Od lat 70. jesteśmy uciszani przez establishment z prawicy i lewicy.

Przez lewicę także?

Przez lewicowy establishment tak! W 1975 r. tak zwana Komisja Trójstronna złożona głównie z liberalno-lewicowych liderów Ameryki, Europy i Japonii ogłosiła raport zatytułowany „Kryzys demokracji”. Ich zdaniem głównym problemem świata był wówczas nadmiar demokracji w krajach demokratycznych. Zagrożenie widzieli w nadmiernej politycznej aktywności obywateli – kobiet, studentów, rolników, robotników – którzy domagali się realnego wpływu na decyzje rządów.

Z tego raportu pamiętam słynny tekst Huntingtona poświęcony szukaniu równowagi między rozwojem nowej masowej medialnej demokracji a możliwością skutecznego sprawowania władzy. Nie chodziło mu o to, „jak uciszyć nowych obywateli”, ale „jak sprawnie działać w nowej sytuacji”. Przestrzegał przed złym wpływem rozrywkowych mediów i odpowiadał: „Najlepsze lekarstwo na kryzys demokracji to więcej demokracji”.

Więcej? Ale dla kogo? Przede wszystkim dla elit. Obywatele, ich zdaniem, mają głosować i wracać do domu, powierzając rządzenie wybranej elicie. Elity zaczęły się martwić, że po wyborach obywatele nie chcą wracać do domu, że dalej obserwują, kontrolują, protestują, żądają. Elita chciała skończyć z rosnącym permanentnym naciskiem wyborców na władzę, którego wcześniej nie było.

Obawy Huntingtona brzmiały racjonalnie: obywatele powinni wybrać tych, którym ufają, a potem zostawić rządzenie fachowym politykom.

Czy pan naprawdę jest taki naiwny? Nie politykom, tylko korporacjom! Politycy establishmentu zaczęli się niepokoić, bo zobaczyli, że coraz trudniej jest im realizować interesy wielkich korporacji. Dlatego podjęli ogromne wysiłki, żeby ograniczyć pole demokracji. To był cel stworzenia wielkich prawicowych fundacji ideologicznych – takich jak Heritage Foundation czy American Enterprise Institute. Chodziło o przesunięcie całego pola publicznej debaty na prawo. O kontrolę nad gazetami, radiem i telewizją, o odzyskanie wpływu na uniwersytety. To się w dużym stopniu udało. Amerykańskie media są dziś dużo bardziej prawicowe niż większość społeczeństwa, a na uniwersytetach lewicowy dyskurs został wyciszony.

Może po prostu dziennikarze i profesorowie zniechęcili się do lewicowych poglądów?

To zniechęcenie kosztowało ogromne pieniądze.

Co konkretnie kosztowało ogromne pieniądze?

Budowanie ideologii neoliberalnej, zdobywanie dla niej wpływowych wyznawców, stypendia, programy badawcze, nagrody, konferencje, książki, periodyki. Stworzono potężną globalną infrastrukturę ideologicznej zmiany. I po kilku latach, pod koniec lat 70., te inwestycje zaczęły przynosić efekty w świecie anglosaskim. W Anglii do władzy doszła pani Thatcher, a w Ameryce Reagan.

Thatcher i Reagan doszli do władzy dlatego, że państwo opiekuńcze znalazło się w kryzysie.

Akurat w tych dwóch krajach? Zresztą w Ameryce państwo opiekuńcze nigdy nie powstało. A Anglia znalazła się w kłopotach po upadku imperium. Źródłem zmiany była ideologiczna presja, a nie gospodarka. Od wojny do połowy lat 70. w wielkiej części świata mieliśmy ćwierć wieku błyskawicznego rozwoju gospodarczego. To był złoty wiek nowoczesnego kapitalizmu. I był to stosunkowo egalitarny wzrost. W USA dolne 25 proc. społeczeństwa zyskało więcej niż górne 25 proc. Podobnie było w Ameryce Łacińskiej.

Ćwierć wieku po wojnie mechanizmy tamtej koniunktury zostały wyczerpane i trzeba było je zmienić.

Trzeba je było zmienić, bo nie odpowiadały tym, którzy mieli najwięcej pieniędzy. Chcieli mieć jeszcze więcej choćby za cenę spowolnienia rozwoju i zubożenia ogółu. Od czasu neoliberalnego zwrotu, czyli od połowy lat 70., zmniejszyło się tempo wzrostu, spadł poziom inwestycji, wzrosły nierówności. Gospodarka wciąż się rozwijała, ale wolniej i owoce wzrostu były dzielone coraz bardziej nierówno. W Stanach Zjednoczonych blisko 90 proc. społeczeństwa odczuło stagnację lub wręcz spadek dochodów. Natomiast górny 1 proc. gwałtownie się wzbogacił.

Zawsze bogaci stawali się coraz bogatsi, a biedni coraz biedniejsi.

Nigdy w takim stopniu! To jest kompletny precedens historii gospodarczej. A na to nałożyło się jeszcze redukowanie instytucji bezpieczeństwa socjalnego, pomocy społecznej, praw pracowniczych. Większość krajów poszła tą samą drogą. Także w Trzecim Świecie. W Ameryce Łacińskiej od lat 70. wzrost jest bliski zeru i dramatycznie zwiększyło się rozwarstwienie społeczne, chociaż w latach 50. i 60. tamtejsze gospodarki szybko się rozwijały, a różnice społeczne malały.

I to pana zdaniem jest rezultat prawicowej reakcji na wydarzenia lat 60.?

To jest natychmiastowy, bezpośredni, zrozumiały i przewidywalny skutek liberalizacji rynków finansowych. Keynes przestrzegał przed tym 70 lat temu. Jeżeli uwolni się przepływ kapitału, jeżeli zniesie się cła i opodatkowanie wymiany walutowej, to pozbawia się rządy możliwości prowadzenia polityki społecznej koniecznej dla zachowania wewnętrznej równowagi. W globalnie wolnej gospodarce rządy narodowe muszą wybierać między niszczeniem społeczeństwa albo gospodarki. Teraz to dzieje się wszędzie. Dlatego demokracja staje się coraz bardziej nieznośna i trzeba ją ograniczać. Polityka neoliberalna na dłuższą metę niszczy nie tylko gospodarkę, ale też demokrację.

To brzmiałoby przerażająco, gdyby nie budujące przykłady azjatyckich cudów gospodarczych.

Ależ one były możliwe tylko dzięki temu, że w Japonii, Korei, Malezji czy Hongkongu nie respektowano neoliberalnych zasad.

A konkretnie których?

Zwłaszcza nie zrezygnowano z ochrony krajowych rynków i utrzymano ograniczenia w przepływie kapitału. Azjatyckie tygrysy dobrze sobie radziły, dopóki Ameryka, Bank Światowy i MFW nie wymusiły wprowadzenia neoliberalnych reguł. Wtedy wybuchł kryzys. Niech pan poczyta, co o tym pisał Stiglitz – były wiceszef Banku Światowego. Ale na dłuższą metę jeszcze bardziej niebezpieczne jest to, że kraje, które wchodzą do neoliberalnego młyna, faktycznie muszą się wyrzec demokracji i niepodległości.

Nie idzie pan za daleko?

Pan naprawdę nie widzi, że władzę przejmuje „wirtualny parlament” inwestorów i pożyczkodawców? Rządy muszą się z nimi porozumieć w każdej poważniejszej sprawie. Bez ich akceptacji nic nie można już zrobić. Jeżeli jakaś decyzja im się nie podoba, to z dnia na dzień zabierają pieniądze i waluta się wali, a gospodarka popada w ruinę.

Co w tym złego, że inwestorzy lokują pieniądze tam, gdzie mają z nich większe zyski?

Nie chodzi o doraźne zyski. Chodzi o kształt społecznego ładu. Na przykład o wymuszanie totalnej prywatyzacji. Wiadomo, że to jest ekonomiczny absurd, którego jedynym celem jest przesunięcie kolejnych dziedzin życia ze sfery publicznej, podlegającej demokratycznej kontroli, do sfery prywatnej, czyli w prywatne ręce.

W Polsce to, co pan nazywa „demokratyczną kontrolą” nad gospodarką, kojarzy się ze złodziejstwem i nepotyzmem skorumpowanych polityków, a „prywatne ręce” to jaśniejsze reguły i większa efektywność.

Korupcja polityków to oczywiście jest problem, ale można z nią walczyć, dopóki mamy instytucje demokratycznej kontroli. Kiedy funkcjonariusz publiczny narusza zasady, może się pan poskarżyć prokuratorowi, może go pan opisać w gazetach. Albo pójdzie siedzieć, albo go ludzie w przyszłości nie wybiorą.

Chyba że w prokuraturze siedzą równie skorumpowani koledzy tego polityka, a koledzy partyjni mimo wszystko wpiszą go na listę wyborczą.

Skorumpowane partie wreszcie stracą władzę, bo ludzie nie będą bez końca wybierali tych, którzy kierują się tylko własnym interesem. W odniesieniu do korporacji ta reguła nie działa. Wielkie korporacje są totalitarnymi instytucjami, w istocie pozostającymi poza demokratyczną kontrolą. Ich wewnętrzne reguły nie różnią się od reguł komunistycznej czy faszystowskiej gospodarki centralnie planowanej. Zwłaszcza po zniesieniu ograniczeń, którym podlegały dawniej. Często są już tak wielkie, potężne i blisko ze sobą związane, że faktycznie nie poddają się prawom konkurencji czy rynku nawet w skali globalnej. Siemens w Niemczech, Toshiba w Japonii i IBM w Ameryce blisko współpracują, bo chcą unikać konkurencji. Kapitalizm już nie jest taki jak w XIX w. Wielkie megakorporacje tworzą strategiczne sojusze luźno powiązane z kilkoma krajami i podlegające publicznej kontroli tylko w niewielkim stopniu. Prywatyzacja kolejnych przedsiębiorstw i całych sfer życia jeszcze wzmacnia ich siłę.

Ale zwiększa dobrobyt przyczyniając się do wzrostu wydajności.

Dokładnie na odwrót! Wielkie korporacje są nieefektywne, a ich wzrost spowalnia rozwój gospodarczy. Mają autokratyczne metody zarządzania, rozbudowaną biurokrację, wielkie systemy nadzoru, struktury zorientowane na zadowalanie przełożonych, a nie na efektywne działanie.

Gdyby tak rzeczywiście było, to by upadały.

Nie mogą upaść, bo wciąż są zasilane publicznymi pieniędzmi – z giełdy i z podatków. Zresztą zawsze mogą liczyć na pomoc polityków, których sponsorują, albo na wsparcie mediów, które posiadają lub którymi manipulują na wiele sposobów. Korporacje z jakichś powodów tracące ochronę spektakularnie padają.

Jeżeli nawet wielkie korporacje są mało efektywne, osłabiają rynek i psują demokrację, to trudno tak samo opisać cały prywatny sektor. Gdyby sektor prywatny z natury był nieefektywny, to kapitalizm nigdy by się nie rozwinął i nie stworzyłby bogactwa Zachodu.

Pan ciągle udaje, że kapitalizm jest taki sam jak 200, 100 czy 50 lat temu. A jest kompletnie inny! I ten nowy system narzuca ludziom nieracjonalne reguły. Weźmy służbę zdrowia. Wszyscy mamy z nią kłopot, bo zbyt drogo kosztuje. Liberałowie naciskają, by ją sprywatyzować. A to jest ślepa uliczka. Bo prywatna służba zdrowia jest droższa i gorsza. Ostatnio wydział medycyny Harvardu dokładnie to policzył, porównując kanadyjski system publicznej opieki medycznej z dwoma systemami amerykańskimi: publicznym Medicaidem i różnymi prywatnymi ubezpieczalniami. Różnica jest ogromna. W sektorze prywatnym koszty administracyjne są wielokrotnie większe. Ale także koszty Medicaidu, który działa na częściowo prywatnym rynku usług medycznych, są dużo większe od kosztów ponoszonych w systemie kanadyjskim.

Dlaczego?

Bo amerykańskim lekarzom biurokracja zajmuje dużo więcej czasu niż ich kolegom w Kanadzie. Po prostu sektor prywatnych korporacji jest dużo bardziej zbiurokratyzowany i swoimi biurokratycznymi standardami zaraża otoczenie. Korporacyjny mechanizm wymuszania standardów i kontroli kosztów jest potwornie drogi. W samych Stanach przeszło 3 mld dol. są marnowane na biurokratyczne systemy nadzoru w prywatnych ubezpieczalniach. Efektywność sektora prywatnego to już tylko iluzja.

Pan twierdzi, że przedsiębiorstwa państwowe są bardziej efektywne i gospodarka państwowa rozwija się lepiej od prywatnej?

Jeżeli działają w podobnych warunkach, to tak.

No to dlaczego komunizm skończył się wielką gospodarczą klapą?

Ależ to jest kolejna fantazja! System sowiecki był oczywiście potworny. Ale gospodarczo był dość efektywny. Od I wojny światowej do lat 60. Zachód był przerażony tempem wzrostu sowieckiej gospodarki. Niech pan porówna rozwój Rosji sowieckiej z rozwojem porównywalnie biednych krajów, które pozostały w obrębie świata zachodniego – na przykład z Brazylią. Niech pan zestawi ich poziom na przykład w roku 1920 i 1990.

A niech pan zestawi Polskę i Hiszpanię.

W Hiszpanię Zachód wpompował ogromne pieniądze, kiedy została przyjęta do Wspólnoty Europejskiej. A Polska nie była niepodległa i miała mieszany system gospodarczy. Nawet Bank Światowy uznał, że między 1920 a 1990 r. szybciej rozwijały się te biedne kraje, które nie były kontrolowane przez Zachód. To oczywiście nie znaczy, że mogły przegonić tę część Zachodu, która była wyraźnie bogatsza już dwa wieki wcześniej. To wszystko dobrze widać w statystykach. Ale jeszcze lepiej widać, że w krajach, które przez ostatnie 30 lat podporządkowały się neoliberalnym zasadom, wzrost gospodarczy radykalnie malał. Ten system jest efektywny tylko w jednej dziedzinie – w świadomym niszczeniu demokracji...

Umie pan to jakoś udowodnić?

To widać gołym okiem. Po pierwsze finansowa liberalizacja odbiera władzę demokratycznym rządom. Po drugie prywatyzacja przesuwa instytucje ze sfery publicznej do prywatnej. Nikt nam nie zabrania wybierać parlamentów i rządów, ale ich rola maleje. Prawdziwa władza przesuwa się do totalitarnych multikorporacji, które w rosnącej części kontrolują też media, więc mogą nam wmawiać, że wszystko jest wspaniale.

Pan chyba ma poczucie, że demokracja się kończy.

Demokracja słabnie. To stało się widoczne. Ale jednocześnie narasta opór wobec jej niszczenia. Jeszcze kilka lat temu niemal nikt nie kwestionował neoliberalnej drogi. W mediach i politycznych elitach przedstawiano antyglobalistów jako grupkę frustratów i szaleńców. Dziś nasz głos jest słyszalny i słuchany – także w wielkich mediach, na uniwersytetach, nawet w parlamentach.

Krytykę słychać dobrze, ale nie słychać o żadnej dobrej alternatywie, bo przecież do lat 60., do czasów narodowego państwa opiekuńczego już się nie cofniemy. Czy pan umie sobie wyobrazić dobrą globalizację?

Są oczywiste i powszechnie znane propozycje rozwiązań mogących zatrzymać niszczenie demokracji i pauperyzowanie społeczeństw. Przede wszystkim trzeba ograniczyć swobodny przepływ kapitału spekulacyjnego.

To powtarza wielu ekonomistów na czele z noblistą Josephem Stiglitzem i George’em Sorosem, ale jak to politycznie osiągnąć?

Do połowy lat 70. to się udawało. Tamtego systemu opartego na parytetach złota nie da się przywrócić, ale już wprowadzenie słynnego podatku Tobina, czyli opodatkowania międzynarodowych przelewów, dużo by zmieniło. W każdym razie pozycja rządów byłaby dużo mocniejsza, gdyby ryzyko gwałtownego odpływu kapitału zmniejszyła skuteczna bariera podatkowa.

Myśli pan, że to jest realne?

Dużo bardziej niż jeszcze 10 lat temu. Wtedy nikt z establishmentu – z pewnością nie Stiglitz i nie Soros – by tego pomysłu nie poparł. Ta świadomość narasta.

To załatwi problem dobrej globalizacji?

Jakąś część problemu. W każdym razie łatwiej wtedy będzie rozmawiać o innych absurdach. Na przykład o modelu ochrony praw intelektualnych w ramach WTO, które radykalnie naruszają zasady wolnego handlu, zapewniając wielkim korporacjom kontrolę nowych technologii. Gdyby taki system działał sto lat temu, żaden kraj bogatego Zachodu by się nie rozwinął. Ochrona patentowa poszła dziś tak daleko, że hamuje postęp i niszczy konkurencję.

Co z tym można zrobić?

Znieść! Wyeliminować! Niech pan spróbuje sobie wyobrazić, jak by dziś wyglądała na przykład motoryzacja, gdyby monopol na produkcję silników spalinowych miał ten, kto ten silnik pierwszy zbudował i opatentował? A współczesne prawo patentowe gwarantowałoby taki monopol. Te przepisy wprowadzono tylko po to, żeby chronić interesy multikorporacji farmaceutycznych i elektronicznych. Trzeba z tym szybko skończyć. Trzeba wrócić do tradycyjnego prawa patentowego, które gwarantuje prawa wynalazcy, ale nikomu nie daje monopolu. GATT, który był poprzednikiem WTO, miał dużo rozsądniejsze regulacje praw intelektualnych. Wystarczy do nich wrócić! To jest tylko mały, umiarkowany, konserwatywny krok, który jednak może dużo zmienić.

Guru antyglobalistycznej lewicy okazuje się być w gruncie rzeczy konserwatywnym miłośnikiem epoki zamkniętej pod koniec XX w.

Bo potem pod pozorem różnego rodzaju wolności władzę przejęły wielkie korporacje. Za pomocą różnych prawnych kruczków cały system został skrojony tylko na ich potrzeby. WTO przewiduje na przykład, że państwa mogą subsydiować swoją gospodarkę, jeżeli tego wymagają względy bezpieczeństwa. Haiti, USA, Polska mogą z tego prawa korzystać tak samo. Tylko że w przypadku Haiti i Polski to są raczej żarty. Natomiast w USA to już jest inna sprawa.

USA są militarną potęgą.

Ale pod pozorem badań służących obronie rząd USA z publicznych pieniędzy finansuje postęp technologiczny w wielkich korporacjach. Czym pana zdaniem jest MIT, na którym pracuję? Przecież to jest wielka korporacja publiczna, poprzez którą z pieniędzy podatników rozwija się technologie na potrzeby prywatnych korporacji. Tak działa cała nowa ekonomia. Biedne kraje nie mają prawa wspomagać swoich biednych chłopów, bo to narusza reguły konkurencji, ale bogatym krajom nikt nie broni pompowania ogromnych pieniędzy w rozwój technologii wykorzystywanych przez bogate multikorporacje. To jest typowy przykład hipokryzji neoliberałów. Słabsi i biedniejsi muszą się podporządkować regułom, które służą tylko bogatym i silnym, bo inaczej są jeszcze bardziej karani i niszczeni.

A winni są neoliberałowie?

Winni są ci, którzy opowiadając o równości, wolności, demokracji i rynku wprowadzają zasady niszczące równość, wolność, demokrację i rynek. W krajach demokratycznych obywatele powinni domagać się od władzy popierania takiego międzynarodowego porządku, który służy ludziom – nie tylko inwestorom. I to dotyczy nie tylko międzynarodowego porządku. Dlaczego ludzie godzą się na to, żeby rządziły nimi wielkie korporacje, czyli w istocie utrzymywane przez państwo prywatne tyranie. Komu są one potrzebne. W każdym kraju można to ograniczyć przez zmianę wewnętrznego prawa.

Bill Gates, na przykład, jest pana zdaniem utrzymywany przez państwo?

To jest oczywiste. Skąd się wziął Microsoft? Przecież on korzysta z wiedzy i technologii, które przez lata były tworzone za publiczne pieniądze. Wszyscy o tym wiedzą. Skąd się wzięły programy, konstrukcje komputerów, skąd się wziął Internet? Przecież to wszystko są technologie amerykańskiej armii. Cała jego zasługa polegała na tym, że skomercjalizował albo sprywatyzował to, co było publiczną własnością. To jest typowy przykład: koszty i ryzyko ponosi społeczeństwo, a zyski zostają sprywatyzowane. Korporacje mają prawo do zysków faktycznie bez ryzyka. Dlaczego to tak wygląda? Bo ludzie się na to godzą.

A jak się mają nie godzić?

Zmieniając te prawa w ramach demokratycznego systemu.

Polska jest w tym systemie niedawno, ale w Ameryce przecież nie jest lepiej. Więc co by pan radził ludziom początkującym na rynku?

Rynek to są żarty! Rynek to już przeszłość. Z tego musicie szybko zdać sobie sprawę! Od stu lat prawdziwy rynek znika. Sto lat temu brytyjskie sądy przyznały korporacjom taką podmiotowość prawną, jaką mają ludzie. Potem to poszło dalej. Dziś korporacjom wolno dużo więcej niż mnie albo panu i są dużo lepiej chronione przez prawo. A przy tym prawo wymusza na nich patologiczne działanie. Mają obowiązek maksymalizować zyski. To jest ich najważniejszy cel. Gdyby człowiek tak się zachowywał, uznalibyśmy to za patologię. Co więcej, korporacje zostały skazane na hipokryzję. Mogą robić coś dobrego dla innych tylko wtedy, kiedy to służy tworzeniu ich wizerunku. I co jeszcze gorsze, ten styl korporacyjnego, zakłamanego, skrajnie interesownego myślenia zaraża zwykłych ludzi.

Z tego by wynikało, że pana zdaniem korporacje są głównym wrogiem ludzkości.

Totalitaryzm jest wrogiem ludzkości. A XX w. stworzył trzy formy totalitaryzmu. Faszyzm, bolszewizm i korporacje. Jedna z nich wciąż istnieje. Czy to jest konieczne?

Skoro prawda wygląda tak prosto, dlaczego ludzie jej nie rozumieją i brną w to, co pan nazywa korporacyjnym totalitaryzmem?

Bo nasze demokracje są bardzo ograniczone. Dopóki istnieje skoncentrowana prywatna władza gospodarcza, demokracja będzie „cieniem władzy biznesu nad społeczeństwem” – tak pisał John Dewey, który nie jest żadnym anarchistą ani antyglobalistą, tylko czołowym filozofem społecznym amerykańskiego establishmentu. W takiej sytuacji polityka staje się żartem, a demokracja jest głównie grą pozorów.

Gdyby tak rzeczywiście było, to sytuacja byłaby beznadziejna. Ma pan wizję tego, co nas dalej czeka?

Ja nie zajmuję się przewidywaniem przyszłości.

Ale jakoś musi pan ją sobie wyobrażać. Richard Rorty uważa na przykład, że zanim powstanie jakiś nowy rozsądny porządek, czeka nas nowa globalna wojna trzydziestoletnia. To pana zdaniem jest prawdopodobne?

Pewnie możemy do tego doprowadzić, jeżeli korporacje wciąż będą rządziły światem, jeżeli będziemy kontynuowali taką globalizację i jeżeli Ameryka będzie prowadziła politykę zagraniczną Busha. Nawet oficjalni eksperci amerykańskiego wojska i wywiadu zgadzają się publicznie, że obecny wariant globalizacji prowadzi do pogłębiającej się stagnacji ekonomicznej, rosnących nierówności, nasilających się wrogości i aktów przemocy głównie przeciwko Stanom Zjednoczonym. Ale to nieprawda, że terroryzm jest dziś największym zagrożeniem. Największym zagrożeniem jest remilitaryzacja światowej polityki i powrót wyścigu zbrojeń. Polityka Busha już doprowadziła do tego, że Rosja i Chiny zwiększyły wydatki zbrojeniowe i wznowiły pracę nad nowymi broniami – także nad militaryzacją kosmosu. To oczywiście jest na rękę wielkim korporacjom realizującym wielkie zamówienia rządowe, ale nikomu więcej.

Pan wierzy, że Chińczycy i Rosjanie są dziś w stanie technologicznie konkurować z Zachodem?

Prawdopodobnie mają słabsze technologie. I tym gorzej dla nas. Bo to oznacza większą zawodność ich broni i większe ryzyko przypadkowego, niekontrolowanego konfliktu, który zniszczy wszystko.

Ma pan pomysł, jak tego można uniknąć?

To zależy, czy ludzie w Ameryce i na całym świecie będą w stanie powstrzymać taką politykę.

A będą?

Zachowania ludzi są nieprzewidywalne. Ale trzeba coś robić, nie wystarczy gadać.

Może ten system, który pan opisał, jest już tak potężny, że się go nie da zmienić.

Gdybyśmy mieszkali na Marsie, to mógłbym tak myśleć. Ale mieszkamy na Ziemi. Mówimy o naszym istnieniu, o życiu lub śmierci. Gdybanie nie ma sensu. Trzeba się przeciwstawiać. Wszyscy wiemy, jak potworne i potężne tyranie udawało się zniszczyć w przeszłości. Udało się z niewolnictwem, z faszyzmem, z komunizmem. Więc może i z tą nam się uda.

Jak?

To zawsze dzieje się tak samo – poprzez systematyczne, stopniowe, ofiarne wysiłki rosnącej grupy ludzi. Poprzez edukację, uświadamianie, sprzeciw. Nie ma i nigdy nie było żadnych czarodziejskich różdżek ani cudownych trików.

Ale może też nigdy siły status quo nie były tak potężne.

Kompletnie się pan myli. Status quo dawno nie było tak słabe jak dzisiaj. Trzyma się tylko na propagandzie, kontroli, przemocy, tworzeniu sztucznych konsumpcyjnych pragnień. Ten system jest słaby i można go pokonać. Jak ktoś chce się poddać, to proszę. Ale wtedy może lepiej od razu w łeb sobie palnąć. Mamy jeszcze wiele możliwości. Możemy z nich nie skorzystać, ale to jest nasz wybór. Żadnej konieczności nie ma.

Konkretnie: co pana zdaniem mogą zrobić ludzie w kraju takim jak Polska.

Słaby kraj ma małe możliwości. Największa odpowiedzialność spoczywa na Amerykanach. Ale jednak coś możecie zrobić. A od kiedy weszliście do Unii Europejskiej, możecie dużo więcej, bo Europa to jest już poważna siła. Nie chcę radzić Polakom, jakich wyborów mają dokonywać. Ale macie wybór i coś od was zależy.

----------------------------
NOAM CHOMSKY (76 lat), amerykański lingwista, filozof, działacz polityczny; twórca generatywnej gramatyki transformacyjnej, wniósł duży wkład w rozwój psycholingwistyki. Kieruje katedrą lingwistyki i filozofii w Massachusetts Institute of Technology. Niezmienny krytyk amerykańskiej polityki zagranicznej. Protestował zarówno przeciwko wojnie w Wietnamie jak i działaniom podejmowanym przez USA po 11 września 2001. Nazywany amerykańskim dysydentem nr 1.

TEORIA GRAMATYKI GENERATYWNO-TRANSFORMACYJNEJ NOAMA CHOMSKIEGO zrobiła w świecie humanistycznym karierę nieporównywalną z żadną wcześniejszą ideą. W rankingu „New York Times Book Review” Chomsky znalazł się w pierwszej dziesiątce najczęściej cytowanych humanistów wszech czasów, za Szekspirem, Bibliią i Freudem, przed Heglem i Cyceronem. Nie można dzisiaj uprawiać poważnie językoznawstwa bez określenia swojej pozycji wobec teorii, którą pół wieku temu ogłosił 29-letni profesor MIT. Chomsky wyznaczył wówczas nowy cel lingwistyki: właściwym przedmiotem studiów powinny być nie same akty językowe, ale twórcze umiejętności potrzebne ludziom do posługiwania się językiem. Jeżeli dziecko przyswaja sobie bez trudu nowy język nie posługując się żadną systematyką, a ludzie potrafią ze skończonego zasobu reguł swojego języka wygenerować nieskończenie wielką liczbę sensownych zdań, to istota gramatyki tkwi w procesach inicjujących i poprzedzających mowę. Dalej: jeśli zgodzimy się, że mówienie jest wrodzoną własnością mózgu, to gdzieś w nim jest także zapisana jedna uniwersalna gramatyka ludzkiego umysłu. Z gramatyk wszystkich języków ludzkich, a ściślej z ich formalnych warunków, można wyprowadzić definicję klasy potencjalnych gramatyk – aksjomatów zakodowanych w mózgu. Wygenerowany na gruncie tej definicji nowy język powinien być poprawny i naturalny z ludzkiego punktu widzenia.

źródło:
http://www.geocities.com/chomsky_popolsku/polityka.html

Kanał XML