Dodaj nową odpowiedź
IMPEL: NIEWOLNICE ZE SZPITALNEJ IZBY
Czytelnik CIA, Śro, 2008-02-06 01:40 PublicystykaSytuacja pracowników sprzątających wieluński szpital jest tragiczna. Kilkanaście salowych jest na urlopach chorobowych. Trzy z nich chcą popełnić samobójstwo. Powodem mają być perfidne metody upadlania ludzi stosowane przez firmę Impel, która obsługuje miejscowy ZOZ. Sprawa jeszcze w tym tygodniu trafi do prokuratury i wielu ważkich instytucji.
Przerwały milczenie
Kiedyś mówiono o nich salowe, teraz nadano im tytuł pracownika sprzątającego. Kiedyś były pracownicami szpitala, teraz firmy, która go obsługuje. Firmy, która w skandaliczny sposób łamie prawa pracownicze i staje się przyczynkiem wielu ludzkich tragedii. Przez wiele lat cierpiały. Były poniżane i traktowane jak "ludzie z gorszej gliny". Teraz przerwały milczenie. Są zlęknione i zdesperowane sytuacją w jakiej postawił je pracodawca, ale chcą walczyć o swoje.
Firma z "prestiżem"
Impel to grupa spółek działających na terenie całej Polski. Zatrudnia ponad 30 tys. pracowników, w tym ok. 5,5 tys. osób z orzeczonym stopniem niepełnosprawności.
Oferuje szeroki wachlarz usług. Bazuje na usługach porządkowych i ochronie mienia. Zajmuje się również dostarczaniem pożywienia do różnego rodzaju instytucji, handlem odzieżą roboczą, zarządzaniem zasobami ludzkimi i innymi usługami.
Ich strategicznymi klientami są KGHM Polska Miedź S.A., Elektrociepłownie Warszawskie S.A., Kredyt Bank S.A., Bank Zachodni WBK S.A czy Szpital Kliniczny MSWiA w Warszawie. Jak się dowiedzieliśmy, grupa Impel jest największym holdingiem tego typu w Polsce, a jej współwłaściciele brylują na listach najbogatszych Polaków. Całą grupą spółek zarządza Impel S.A., która od 2003 roku jest spółką notowaną na giełdzie. Od tegoż samego roku szczyci się certyfikatem jakości ISO 9001:2000.
Zmuszone mieć wolę poniżenia
Sprzątające na umowę zlecenie, by dostać pracę musiały najpierw podpisać oświadczenie o skandalicznej treści: "Mam świadomość faktu, że:
1.Zawarta ze mną umowa jest umową cywilnoprawną, do której zastosowanie mają przepisy Kodeksu Cywilnego. 2.Zgodną wolą obu stron było zatrudnienie mnie właśnie w takiej formie, tj. umowy zlecenia. 3.Zawarta umowa nie rodzi żadnych skutków w zakresie uprawnień pracowniczych, wynikających ze stosunku pracy, a w szczególności: a) prawa do urlopu, b) prawa do wynagradzania za czas niezdolności do pracy, c) prawa do świadczeń z Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych".
Wydawałoby się, że podpisanie takiego oświadczenia odebrało im możliwość korzystania z jakichkolwiek pracowniczych przywilejów, ale to nie jest takie pewne. Punkt pierwszy i trzeci brzmią bardziej jak przyjęcie pewnych informacji do wiadomości, a nie oświadczenie woli pracownika. Takie oświadczenie podpisane w pośpiechu, na kolanie lub kuchennym blacie miało jeden cel. Pracodawca chciał podporządkować sobie kadrę tak, aby nie dochodziła swoich praw. Kobiety, wiedząc co podpisały, nie upominały się o swoje, bo czuły się same sobie winne. – Podpisałam ten papier i myślałam, że już nie ma odwrotu – mówi jedna z pań sprzątających.
- Myśli pan, że myśmy chciały to podpisać. Absolutnie nie! Ale nie miałyśmy wyjścia.. Zmusili nas do tego – mówi jedna z pracownic. – Brygadzistka stała nade mną w kuchni i kazała natychmiast podpisywać. Nawet nie pozwoliła przeczytać i oczywiście broń Boże, nie można było wpisać daty – opowiada druga.
Psychozagadka pani menadżer
W 2005 roku Impel zorganizował zebranie. Prowadziła je menadżer Iwona M., która oznajmiła, że dwie panie są do zwolnienia. Nie powiedziała jednak które, jednocześnie zaznaczając, że jeśli wszystkie zrzekłyby się części etatu to nie będzie trzeba nikogo zwalniać. Kobiety wystraszyły się i przystały na propozycję pani menadżer. Kazano im zwrócić się na piśmie z prośbą o zmniejszenie godzin pracy. Oczywiście dotyczyło to tylko tych pracownic, które nie miały grupy inwalidzkiej. Jednocześnie przewodnicząca związku zawodowego Krystyna Ch. informowała, że na mocy protokołu, który przygotują Impel przywróci pełne etaty w ciągu pół roku. Jednak nie wszscy doczekali się przywrócenia pełnego etatu.
Zaniedbanie czy zasada
O każdej zmianie warunków zatrudnienia pracownice Impelu dowiadują się z dnia na dzień, albo po fakcie. Przykładem może być przeniesienie pracowników sprzątających wieluński ZOZ z jednej spółki grupy Impel do drugiej, które miało miejsce 30 listopada. Kobiety dowiedziały się o nim dopiero 20 grudnia. Wtedy otrzymały do podpisania pismo informacyjne z wsteczną datą.
Na tego typu pismach, podtykanych sprzątającym pracownicom, jak również na wszelkich umowach nie widnieją zazwyczaj żadne daty. – Nie ma daty, a jak jest to albo wsteczna, albo jakaś z kosmosu – komentuje jedna z pracownic.
Panie mają również problem z podbiciem książeczek zdrowotnych czy uzyskaniem zaświadczenia o zatrudnieniu. – Brygadzistka ciągle mówi, że nie ma pieczątki – tłumaczy Dorota Sieradzka.
W październiku karta pracy Lucyny Żurek została sfałszowana. Ktoś podpisał się za nią. Kto? Nie wie tego nikt, nawet sama zainteresowana.
Figa za nadgodziny
Okazuje się, że brygadziści z Impelu są świetnie wyszkoleni przez swoich przełożonych. Wiedzą jak "trzymać za pysk" szeregowe pracownice, które raz po raz są skutecznie zastraszane i stawiane do pionu. Zaś te, które się wychylają dostają po nosie. Rejestr, na którym zaznacza się przepracowane godziny i na bazie którego wylicza się pensje jest wiecznie fałszowany. Dowodem tego może być ot choćby stosowanie ołówka i gumki, co znacznie owe fałszerstwo ułatwia. – Nie pisali nam wszystkich godzin. Wszystkie panie na umowę zlecenie były pisane ołówkiem, a potem część godzin perfidnie wymazywano gumką – opowiada jedna z byłych pracownic. Drugim dowodem na nieuczciwe traktowanie tego wewnątrzzakładowego dokumentu jest fakt, że do czasu wypłaty wiele kratek pozostawia się celowo pustych, a potem na szybko się je uzupełnia. Jakby tego było mało, każdy zakładowy świstek, zaświadczenie, lista płac, czy nawet umowa o pracę podawana jest pracownicom do podpisu bez daty. – Jak raz wpisałam datę na umowie, to brygadzistka kazała natychmiast ją potargać i przyniosła nową. Oczywiście bez daty. Musiałam podpisać – żali się jedna z pracownic.
Wcześniej wspomniany rejestr jest podstawą do wyliczenia wypłaty. Szkoda tylko, że wszystkie nadgodziny są z niego usuwane za pomocą zwykłej gumki. Grafik jest poprawiony w taki sposób, żeby nikt nie miał o nic pretensji, a o zapłacie za pracę ponad normę pracownice mogą zapomnieć. Za nadgodziny, niedziele i święta panie dostały – jak wyraziła się jedna z nich – ''figę z makiem''.
"Nie jesteśmy szmatami do podłogi"
Zdaniem kilkunastu pracowników sprzątających firma nie tylko łamie prawa pracy, ale także skutecznie zastrasza i upadla ludzi, co wielokrotnie prowadzi do długotrwałych depresji, a nawet zaburzeń psychicznych.
Panie pracujące na umowy zlecenie, w umowie mają zawarte sprzątanie i mycie okien. Robią jednak dużo więcej. Przywożą i rozdają posiłki, myją naczynia oraz termosy, wywożą brudną pościel, liczą ją, a następnie przywożą czystą. Myją i dezynfekują łóżka po chorych, a także spuszczają mocz z worków pacjentów, podają kaczki i baseny. Pracują nawet po 200 godzin w miesiącu. – Nie ma nawet czasu śniadania zjeść. Trzeba pracować na najwyższych obrotach i robić to co kiedyś pięć czy sześć salowych – mówi jedna z pań.
Zdarza się nawet, że pracownice Impelu wynoszą zwłoki. - Najpierw żeśmy zwłoki znosiły, a potem podawały obiad. Tak było – zapewnia jedna z pań. – Bez żadnych zabezpieczeń, bo nie ma nawet jednorazowych rękawiczek, ani fartucha – dodaje druga. - Jesteśmy traktowane jak szmaty do podłogi. Nie możemy ani zjeść śniadania, ani się odezwać. Straszą nas i nami pomiatają – mówi Urszula Wątor. – Nie jesteśmy szmatami do podłogi – dodają ze łzami w oczach jej koleżanki. Z relacji świadków wynika, że jednej z pań, która mając zwolnienie chorobowe chodziła do pracy, wyrwano to zwolnienie z kieszeni i kazano jej natychmiast je zniszczyć. Ta ze strachu zrobiła co kazała brygadzistka i ze spuszczoną głową dalej myła podłogę.
Po co komu książeczka zdrowia
Nowe osoby są przyjmowane niemal z marszu. Przychodzą do pracy w szpitalu bez aktualnych badań, a nawet bez książeczek zdrowia. Okazuje się, że w listopadzie 2007r. w wieluńskim szpitalu miała pracować nosicielka wirusa Hbs+, czyli zapalenia wątroby typu B. Miała ona wówczas mieć bezpośredni kontakt z pacjentami, a nawet podawać im pożywienie. Dopiero kiedy Impel dowiedział się o sytuacji miał natychmiast usunąć kobietę ze szpitala. Jak donoszą nasi informatorzy owa pani znów pracuje w szpitalu. Tym razem z podbitą książeczka lekarską i z zaświadczeniem, że jest już zdrowa. To nie jedyny przypadek pracownicy Impelu, która pracowała bez aktualnych badań. Takich przykładów jest dużo więcej. Jednym z nich jest przypadek Urszuli Wątor, która pracowała w wieluńskim szpitalu bez badań lekarskich przez osiem miesięcy. Inna z pań do dziś nie oddała wyników badań i ciągle pracuje. – Przez przypadek moje wyniki badań zostały w torebce. Nie oddałam ich do dziś. Nie upominają się. Badania są im nie potrzebne, byle zapieprzać za trzech – mówi Sieradzka.
Ekspresem do Włoszczowej
Menadżer firmy Iwona M. piątego stycznia bieżącego roku nakazała kilkunastu pracowniczkom podpisać pismo, na podstawie którego miały one od zaraz zakończyć pracę w wieluńskim szpitalu i siódmego stycznia rano stawić się do pracy w Zakładzie Opieki Zdrowotnej we Włoszczowej, położonej 125,5 km od Wielunia. Zaś nie stawienie się do pracy we Włoszczowej miało być traktowane jako nieusprawiedliwiona nieobecność , co w konsekwencji oznaczałoby uzasadnione zwolnienie. Takie traktowanie sprawy to ewidentna gierka ze strony pracodawcy. Jasne jest, że nikt o zdrowych zmysłach nie podejmie pracy za kilkaset złotych 125,5 km od miejsca zamieszkania. Tym bardziej, że nie istnieje żadne (podkreślenie własne – autor) realne połączenie komunikacyjne. Pracodawca ewidentnie chciał zmusić panie sprzątające do tego, by same zrezygnowały z pracy. W tym momencie, nie musiałby zostać zachowany ustawowy okres wypowiedzenia, a pracownice nie mogłyby wystąpić na drogę sądową.
Kiedy Halina Dydyna dostała pismo o zmianie miejsca pracy na Włoszczową puściły jej nerwy. Zaczęła rzucać garnkami po całej kuchni. – Krzyczałam do tej brygadzistki i rzucałam w nią garnkami. Przeżyłam szok. Oni mnie już tak psychicznie wykończyli, że byłam gotowa ją tymi garnkami zatłuc – mówi roztrzęsiona.
Inne pracowniczki nie pokazywały tak dobitnie swojej frustracji, ale były równie zbulwersowane. – Człowiek nie wiedział gdzie oczy podziać, co z rękami zrobić. To był po prostu szok – opowiada Dorota Sieradzka.
- Od wręczenia tego pisma tylko płacz i papieros za papierosem. Jak skończy mi się chorobowe to co ja zrobię? Do Włoszczowej pojadę pracować – pyta retorycznie Grażyna Sibera. O niczym nie myślę tylko o tym, żeby odebrać sobie życie – mówi drżącym głosem. Jak się okazuje nie tylko pani Grażyna ma samobójcze myśli.
- Nerwy mi wysiadły. Całą noc nie spałam. Nie byłam w stanie. Też myślałam o samobójstwie – opowiada Lucyna Żurek. - Muszę przez to wszystko iść do psychiatry. Odkąd się dowiedziałam, że mam pracować we Włoszczowej chodzą mi po głowie różne myśli. Jak oni mi nie pozwolą przejść na emeryturę to wezmę sznurek i się powieszę. Nie mam innego wyjścia – mówi Dydyna.
Paweł Gudwański, dyrektor Impelu sprawę komentuje krótko - Nic nie wiem o tym przeniesieniu. Nie mamy żadnych problemów kadrowych! Na wszystkie inne pytania odpowiada tak samo – proszę zapytać naszego rzecznika prasowego.
Firma poprzez to zamieszanie zaczęła mieć braki w kadrze. W szpitalu nie miał kto sprzątać. Kilkanaście osób niemal jednocześnie poszło na zwolnienia chorobowe.
Pierwsze skutki naszych interwencji
W sprawie przeniesienia pań do Włoszczowej rozmawialiśmy z zarządem spółki Impel. Nasza interwencja szybko przyniosła skutek. Zarząd firmy zainteresował się sprawą i błyskawicznie wycofał z absurdalnej propozycji. Jak przyznaje Katarzyna Marszałek, rzecznik prasowy grupy Impel – taka sytuacja w ogóle nie powinna zaistnieć. Po przeanalizowaniu sprawy Impel wysłał do wszystkich w ten sposób potraktowanych pisma, w których definitywnie wycofał się z propozycji przeniesienia pań do pracy we Włoszczowej i zapewnił, że po powrocie z urlopów chorobowych znajdą zatrudnienie w ich zakładzie na terenie Wielunia. Zaistniałą sytuację pani rzecznik nazywa klasycznym przeoczeniem i komentuje ją tak: - Zarząd zrobi wszystko co w jego mocy, żeby te kobiety normalnie wróciły do pracy. Obiektywnie rzecz biorąc muszę przyznać, że rozwiązanie zaproponowane paniom nie było zgodne ze zdrowym rozsądkiem.
Prócz tych wyjaśnień pani rzecznik obiecała, że odpowie pisemnie na nasze wszystkie inne zapytania w terminie siedmiu dni.
Pokrzywdzone wielokrotnie zwracały się z prośbą o pomoc do Okręgowych Inspekcji Pracy. Z ich relacji wynika, że wszystkie prośby były ignorowane. Jednak po naszych telefonicznych interwencjach reakcja tych instytucji była błyskawiczna. Teraz Impel czekają wzmożone kontrole. – Sprawa będzie wyjaśniana w bieżącym tygodniu. Nasi inspektorzy przeprowadzą dogłębną kontrolę zakładu – zapewnia Ryszard Wadręga, starszy inspektor pracy z sieradzkiego oddziału Okręgowego Inspektoratu Pracy w Łodzi. Również Okręgowy Inspektorat Pracy w Kielcach obiecał w trybie pilnym zająć się ową sprawą. – Natychmiast rozpoczynamy kontrolę Impelu. Jesteśmy w ciągłym kontakcie z zainteresowanymi. Mogę panu obiecać, że nie zbagatelizujemy sprawy – mówi Barbara Kaszycka, rzecznik prasowy OIP w Kielcach.
Sprawa trafi do prokuratury i innych instytucji
Wielowątkowość tego tematu utrudnia jego dokładne przedstawienie w skrócie. Dlatego zapewniamy, że to nie ostatni artykuł w tej sprawie opublikowany na naszych łamach. Temat jest na tyle poważny, że postanowiliśmy sprawę zbadać dogłębnie i dotrzeć jak najbliżej prawdy, jak również zainteresować tematem media ogólnopolskie.
Znaczna część zarzutów stawianych pracodawcy jest niepodważalna. Są i takie, które trudno sprawdzić, a jeszcze trudniej udowodnić. Mowa tu o podejrzeniu mobbingu czy szkodliwości środków czystości stosowanych przez Impel, ale o tym w następnym numerze Kulis.
Jeszcze w tym tygodniu sprawa ma trafić do prokuratury. Prócz tego wysłaliśmy pisma z prośbą o zainteresowanie się sprawą m.in. do: Państwowej Inspekcji Pracy, Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, Rzecznika Praw Człowieka, Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, Kancelarii Premiera RP, Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej jak również do Powiatowego Inspektoratu Sanitarno-Epidemiologicznego. Finalizując dzisiejszą część tematu należy wspomnieć, że wieluńscy pracownicy Impelu noszą się z zamiarem utworzenia społecznego komitetu osób pokrzywdzonych przez Impel, jak również zorganizowania akcji protestacyjnej w wieluńskim szpitalu lub na ulicach miasta.
SłAWOMIR RAJCH
naczelny@kulisy.net
więcej na temat sprawy na stronie www.kulisy.net