Dodaj nową odpowiedź

Jestem w sumie rozczarowany.

Musze przyznać, że M. Parenti rozczarował mnie swoją postawą. Jako człowiek, który krytykował nie tylko kapitalistyczny system na świecie, ale także reżimy komunistyczne, szczególnie stalinizm, tutaj wyjątkowo mnie zaskoczył. Niestety in minus. Powyższy tekst jest w zasadzie papugowaniem chińskiej komunistycznej propagandy. Świadczy o tym nie tylko charakter owej treści (co dla obeznanych z propagandą Pekinu nie jest problemem), lecz również bibliorafia, przyczym większość pozycji jest wydana przez oficjalne władze ChRL lub sprzyjające jej osoby, instytucje(?).
Zgodzę się z "Yak'iem", który słusznie zauważył tendencyjność tegoż artykułu, jednostronne przedstawienie stosunków chińsko-tybetańskich. A te nie zawsze były dobre, powiem więcej, od IX w. były najczęściej złe, obecnie są najgorsze. Nie dziwota, skoro Chiny od dawien dawna miały zapędy imperialistyczne, chęć bycia żandarmem swojego regionu.
Prawdą są opisane stosunki feudalne i rygor kar dla uciekających chłopów, jednak nie odnosi się to do XX-wiecznego, czy nawet XIX-wiecznego Tybetu. To czasy bardziej odległe, równoległe do europejskiego głębokiego średniowiecza, po wiek XVIII. A przecież i feudałowie w Polsce, w tym także królowie, jak Bolesław Chrobry wyłupywali oczy, wyrywali zęby, ucinali dłonie, czy łamali szczęki nie tylko za nieposłuszeństwo, lecz nawet same słowa sprzeciwu.
Autor za to nie pisze o Tybecie późniejszym, nie pisze o znaczących też dlaTybetu dziejach w XVIII w., o misjach chrześcijańskich (np. jezuity Ippolito Desideri'ego z 1716 r.), misjach brytyjakich, czy wreszcie krwawej kampanii brytyjskiej w XVIII stuleciu. Tybet wtedy jeszcze zdążył yć zależny na krótki czas od Mongolii i -z przerwami- od Chin, które dokonywały niejednokrotnie agresji zbrojnej na ten kraj. Nie jest też prawdą, a co za tym idzie, jest przekłamaniem o rzekomej dobrej komitywie, panującej pomiędzy lamami i świeckimi arystokratami tybetańskimi, a chińską armią Chang-Kaj-Szek'a. Jeżeli chodzi o relacje pomiędzy chińskimi najeźdźcami, a duchownymi tybetańskimi, były one neutralne (gdyż zwyczajnie Chang-Kaj-Szek nie zwalczał buddyzmu), ale były one chłodne z uwagi na okupację. Później uległy diametralnemu zaostrzeniu wobec grabieżczej polityki Kuomitangu, przez co Dalaj-lama musiał uchodzić do Indii w 1910 r. @ lata później powrócił, zaś w 1913 r. po zwycięskim powstaniu i wskutek wycofania się armii chińskiej (bo już zaczynała się rewolucja w Chinach), Tybet ogłosił niepodległość. Stosunki z tybetańskimi arystokratami świeckimi też nie były dobre, a wręcz przeciwnie, wskutek przejmowania ich ziemi przez wyższych wojskowych z Kuomitangu i ludzi Chang-Kaj-Szeka. Feudalizm to czasu wkroczenia ChAL-W niewątpliwie był. Pisał o tym niemiecki historyk Azji, Helmut Uhlig, pisał też, przytaczany tu Melvin Goldstein. Jednak owo okrucieństwo jest tu przez Parenti'ego mocno nagięte. Feudalizm tybetański był dużo bardziej łagodny w porównaniu z europejskim. Obaj wspomniani autorzy o tym pisali. M. Parenti najwyraźniej "zapomniał". ;)
Absolutną nieprawdą jest też, co pisze autor powyższego artykułu, iż w Tybecie były rzekomo wielkie latyfundia liczące "tysiące kilometrów kwadratowych". Powiedzcie mi uczciwie, wyobrażacie sobie takie latyfundia w niewielkim kraju wyżynno-górskim? :)
Owszem, przed 1951 r. w Tybecie była pewna forma feudalizmu, która zachowała się z wcześniejszych stuleci, jednak w porównaniu ze średniowiecznym feudalizmem europejskim był to przysłowiowy pikuś. Nie można mówić też o arystokratach tybetańskich, którzy wśród feudałów stanowili niewielki odsetek i byli to w zasadzie ludzie z otoczenia Dalaj-lamy. Większość z tych właścicieli ziemskich stanowiły klasztory, na których ziemiach, czy pastwiskach pracowali chłopi. Jednak nie było to feudalizm sensu stricte. Był to rodzaj powinności zwykłego obywatela, pracowali tam najubożsi chłopi w ramach spłacenia pewnego rodzaju podatku. Pamiętajmy bowiem, że Tybet miał ustrój teokratyczny, a więc tamtejsze duchowieństwo, klasztory stanowili władzę państwową i urzędy.
Jeżeli był taki straszliwy ucisk chłopastwa, jak utryzmuje M. Parenti, to czemu w takim razie nie było buntów chłopskich, zaś od momentu okupacji ChRL mamy do czynienia z cyklicznymi zrywami, które kończą się w najlepszym razie zamieszkami i demonstracjami (patriotycznymi), w najgorszym zaś - starciami zbrojnymi i walką par excellence i dotkliwymi prześladowaniami???
Ponadto co ma tamtejszy -już BYŁY- feudalizm do obecnej sytuacji w regionie i wolności Tybetu? Przyznam, że nie rozumiem tego, mimo usilnych starań. Bo w końcu musi być tutaj jakieś odniesienie do tego, skoro ów artykuł ukazał się akurat w tym czasie (podejrzewam, że nieprzypadkowo).
Autor też bardzo niewiele poświęcił reżymowi komunistycznyhc Chin, ani słowem nie wspomniał o pomurych obozach lao-gai, które funkcjonują w Tybecie po dziś dzień, które są wienym odwzorowaniem stalinowskich gułagów i które mimo, iż są z nazwy obozami pracy, de facto są obozami zagłady, gdzie przeżywa zwykle ok. 1 % więźniów. Autor nie raczył wspomnieć o ogromnym wyzysku tamtejszej ludności, wyzysku ekonomicznym regionu, gdzie z turystyka jest zmonopolizowana przez chińskie biura podróży, zawyżające ceny do oporu (przez co na zwiedzanie Tybetu pozwolić sobie mogą najbogatsi), o rabowaniu dóbr kulturowych Tybetu, o swoistej i bezlitosnej "chińszczyzofikacji", gdzie nie tylko wypierany i szykanoway jest język tybetański na rzecz chińskiego, ale wszelka kultura narodowa Tybetańczyków. Znamy to doskonale z okresu zaborów i okupacji hitlerowskiej.
Fizyczna eksterminacja każdego, kto przejawia choćby cień oporu wobec okupanckiej władzy, bezlitosne wynaradawianie mieszkańców Tybetu (szczególnie tych rdzennych), wyzysk ekonomiczny całego regionu i liczne prześladowania przy jednoczesnym napływie osadników chińskich i wszechobecnej propagandy to nic innego, jak konsekwentnie prowadzona przez Pekin polityka niszczenia narodu tybetańskiego i jego odrębności. O wolności (państwowej, autonomicznej, ludzkiej [w sensie praw człowieka])nie wspomnę, bo nie ma jej nawet w śladowych ilościach.
Dziwię się, że M. Parenti tak mocno krytykuje buddyzm tybetański. Jestem z gruntu antyreligijny, lecz religie nie są mi obce (to moje zainteresowanie, poniekąd związane z zawodem; jestem historykiem) i zapewniam, że akuratn buddyzm jest najbardziej pokojową religią ze wszystkich obecnych na świecie, łącznie z wszelkimi ich odmianami.

P.S. "Yak" wspomniał też coś o "modzie". Niestety mam podobne obawy, że kiedy echo ostatnich wydarzeń w Tybecie ucichnie, minie owa swoista "moda na Tybet". I przyznam szczerze, iż mnie to martwi, bowiem świat znów nie kiwnie palcem ws. ludzi konsekwentnie i bezlitośnie uciskanych. Przeto nie można się dziwić, że Chiny od lat nie robią sobie nic z opinii publicznej. I tak jak bezkarnie uchodziło im mordowanie milionów obywateli chińskich w latach rewolucji kulturalnej Mao, tak jak bazkarnie uszła im rzeź na placu Tien An Men w 1989 r., tak najprawdopodobiej na sucho im ujdzie eksterminacja, terror i prześladowania prowadzone w Tybecie konsekwentnie i nieprzerwanie od 1951 r. :(
Ale czy to znaczy, że należy przyzwolić na ten stan rzeczy, czy to aznacza, że należy odmówić narodowi tybetańskiemu prawa do samostanowienia?..
Pozdrawiam.

Odpowiedz



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.