Dodaj nową odpowiedź

kluczowe drobiazgi i nie tylko

Przydałoby się trochę klarowności.

Po pierwsze, tak, jak nie za bardzo wiadomo, czym w ogóle ma być religia, nie wiadomo też, czy buddyzm może być w ten sposób określony: nie wiąże się z żadnymi historyjkami o pochodzeniu świata, nie odpowiada na żadne pytania typu skąd jesteśmy, dokąd zdążamy itd., i jest mniej lub bardziej, zależnie od postaci, antymetafizyczny.

Na pewno żadna wersja ustroju, który miałby się opierać na buddyzmie, nie mogłaby być teokratyczna – żaden buddyzm nie uznaje Boga ani metafizycznego, transcendentnego centrum czy źródła. Jeśli buddyzm traktowany jest jako system (nawet przez buddystów), to bardzo łatwo udowodnić, że taka interpretacja jest z grunta przeciwna tak „założeniom”, jak i „celom” samego buddyzmu: określa się go często jako metaideologię, a więc zestaw doraźnych technik i pojęć, który zachęca do swojej bezustannej i giętkiej redefinicji – i otwarcie mówi, że nie może nie być prowizoryczny, nie będzie nigdy ostateczny, trwały czy wyczerpujący.

Poza tym, co wydaje się umykać uwadze większość dyskutantów, buddyzm jest głęboko heterogenicznym zjawiskiem. Dalaj Lama nie jest „duchowym przywódcą” buddystów. Nie jest nawet duchowym przywódcą Vajrayany (w odróżnieniu od Mahayany i Theravady, dwóch innych głównych, i w sumie znacznie popularniejszych od Vajrayany nurtów buddyzmu), ani nawet tylko tybetańskiej Vajrayany, która dzieli się na pięć głównych szkół: Sakya, Nyingma, Kagyu, Jonang i Gelug. Dalai Lama jest przedstawicielem tej ostatniej tylko, i to ta ostatnia uznaje jego „przywództwo”.

Nawet wewnątrz tej szkoły istniały i istnieją ruchy reformatorskie. Z tym, że sporo „historycznego” buddyzmu odpowiedzialnego jest za szowinizm, wyzysk czy nietolerancję, mało który z „przywódców” szkół buddyjskich się teraz nie zgodzi; ruchy reformatorskie (i na Wschodzie, jak Sarvodaya, i na Zachodzie, jak Buddhist Peace Fellowship) potępiają te nadużycia bez zbytniego sentymentalizmu – i nie są zjawiskiem marginalnym.

Ruchy te zresztą mniej lub bardziej otwarcie nawiązują do anarchizmu i syndykalizmu (zawsze kojarzonego z ekologią) – jak pisanina chociażby Davida Loya, Gary’ego Snydera albo Joanny Macy pokazuje.

Problem „religii” – czymkolwiek by były – i anarchizmu (anarchizmów?) rozpaczliwie domaga się gruntownego, radykalnego przemyślenia, bez uprzedzeń i bez żadnych uprzednio przyjętych aksjomatów. Stara materialistyczna wykładnia problematyki jest dokumentnie martwa, i nie tyle nawet obecnie nieprzydatna, co straszliwie niebezpieczna – niebezpieczna teraz bardziej może jeszcze, niż była.

Odpowiedz



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.