Istnienie klas społecznych często pomijane jest w mediach główno-nurtowych, a jeżeli już pada termin „klasa” trudno nie odnieść wrażenia, że na świeci...
Po raz 44 spotykamy się na łamach anarchistycznego periodyku „Inny Świat”. Tym razem, nieco szerzej, podjęliśmy dwa, a nawet trzy tematy... Niejako te...
Tureckie władze w osobie prezydenta Erdoğana rozpoczęły zmasowaną kampanię prześladowania zamieszkałej w tym kraju mniejszości kurdyjskiej. Wszystko z...
Jak blisko jesteśmy nienawiści Niemców lat trzydziestych do „obcych”? W ostatnią sobotę zorganizowano manifestacje skierowane przeciwko uchodźcom z kr...
Bardzo duża część uchodźców, przedstawianych jako Syryjczycy, jest tak naprawdę Kurdami, zamieszkującymi Syrię. Kurdowie od lat toczą walkę o stworzen...
Ryzyko dla zdrowia duże? Nie napisałem nawet, w jakie substancje się bawię, a Ty już oceniasz moją kondycję przez pryzmat doświadczeń Twoich znajomych. Nie walę po batach opiatów, stymulanty mnie nie kręcą - jedynie MJ, alkohol w umiarkowanych ilościach (1 piwko/3 lampki wina co 2 dni) i kwas/grzybki od święta.
Myślę, że moja fizjologia jest w lepszym stanie, niż niejednego członka "wódkowo-golonkowej kultury", nie wspominając o amatorach innych, twardych narkotyków. Zwłaszcza że nie stronię od wysiłku fizycznego (trochę siłowej aktywności, czyli pompki, brzuszki, sztanga na bicki etc + rower) i staram się racjonalnie, zdrowo odżywiać.
"Ja nie widzę realnej poprawy w dłuższym okresie sytuacji stanu psychicznego ludzi zażywających narkotyki"
Jak już pisałem, wszystko zależy od tego, jakie substancje przyjmujesz, w jakich warunkach, z jakim nastawieniem (tzw. set & setting) i przede wszystkim, jak masz poukładane w głowie. Ja nie uważam, żeby sesje z LSD czy grzybkami jakoś fundamentalnie zmieniły moje postrzeganie rzeczywistości, bo od początku traktowałem je wyłącznie jako sposób na dobrą zabawę. Ale znam przykłady osób praktykujących różne "ścieżki duchowego rozwoju" (neoszamanizm np.), które - jak same twierdzą - wiele zawdzięczają ww. psychedelikom.
Ponadto, grzyby psylocybowe, szałwia wieszcza i ayahuaska (napój zawierający DMT, chyba najsilniejszy halucynogen znany człowiekowi) są od tysięcy lat stosowane wśród ludów indiańskich Ameryki Łacińskiej, w praktykach religijnych i uzdrowicielskich - mimo to (a może właśnie dzięki temu?) antropolodzy, przyzwyczajeni do kultury ćpania naszego kręgu kulturowego, nie mogli się nadziwić doskonałemu zdrowiu psychicznemu i fizycznemu autochtonów.
Warto też sięgnąć w przeszłość:
Opium, a także, jak podejrzewali Graves i Kerenyi, pochodne sporyszu (z alkaloidów którego niedawno zmarły Albert Hofmann jako pierwszy wytworzył LSD) były szeroko znane i stosowane w antycznej Grecji, w trakcie różnej maści misteriów. Nie tylko zresztą - neolityczna kultura pucharów lejkowatych, istniejąca także na ziemiach polskich, znana jest z wielohektarowych upraw maku lekarskiego (głównie tereny Danii). Typowe dla niej naczynia, tzw. flasze z kryzą, to nic innego jak wyobrażenie główek maku, posiadających charakterystyczne nacięcia, dzięki którym roślina wydziela olejek służący do wytwarzania opium! Z kolei Scytowie i Trakowie, znani byli antycznym historykom z zamiłowania do palenia konopi. Szamani syberyjscy po dziś dzień stosują do intoksykacji muchomory czerwone, ale jeszcze w I połowie ubiegłego wieku muchomory były zażywane masowo przez całe plemiona, które ceniły je znacznie wyżej niż np. przejętą od Rosjan wódkę (gdzieniegdzie jeden kapelusz wart był kilku reniferów!).
Jednak o żadnej z ww. kultur nie mówi się, że stanowi podręcznikowy przykład patologii związanych z zażywaniem narkotyków. Przyczyna jest moim zdaniem dość oczywista - to odpowiednie normy i mechanizmy kontroli społecznej odpowiadały za redukcję niepożądanych skutków zażywania. Przykładowo, bardzo niewielu Greków, pomimo silnie uzależniających właściwości opium, zażywało je poza okresem misteriów - trip opiumowy w ówczesnym kodzie kulturowym odczytywano jako doświadczenie z pogranicza śmierci, którego żaden "normalny" człowiek nie ma ochoty powtarzać codziennie.
Współcześnie diabeł chyba też nie tkwi w samych dragach (pomijając różne syntetyczne pochodne tradycyjnych używek, z reguły znacznie bardziej szkodliwe - np. kokaina, heroina). Tylko w braku kontroli ze strony społeczeństwa, która za sprawą prohibicja dostała się w łapy organizacji przestępczych.
Protest przeciwko zawłaszczaniu tegorocznego marszu antyfaszystowskiego 11 listopada przez partię Razem i współpracujące z nią organizacje, podpisaneg...
Manchester Solidarity Federation sprzeciwia się zarówno opcji "in" jak i "out". W sprawie referendum dotyczącego członkostwa w Unii Europejskiej wyraż...
Nie należy jednak zbyt na to liczyć. Można być niemal pewnym, iż żaden uczony nie ośmieli się dziś traktować człowieka tak, jak traktuje królika; trze...
Mówiłem już, gdzie szukać zasadniczej praktycznej przyczyny potężnego jeszcze obecnie oddziaływania wierzeń religijnych na masy ludowe. Owe właściwe i...
W dniach 25-26 czerwca, anarchosyndykaliści spotkali się na konferencji pod Madrytem, by omówić powstanie nowej federacji i utworzenie na nowo anarch...
„Omawiając działalność i rolę anarchistów w rewolucji, Kropotkin powiedział: ‘My, anarchiści rozmawialiśmy dużo o rewolucjach, ale niewielu z nas zost...
Jak się okazuje, kulturalne elity zaczęły dyskutować o warunkach pracy w restauracjach i barach, gdzie są stałymi bywalcami. Pomimo faktu, że wiele sz...
Ryzyko dla zdrowia duże?
Ryzyko dla zdrowia duże? Nie napisałem nawet, w jakie substancje się bawię, a Ty już oceniasz moją kondycję przez pryzmat doświadczeń Twoich znajomych. Nie walę po batach opiatów, stymulanty mnie nie kręcą - jedynie MJ, alkohol w umiarkowanych ilościach (1 piwko/3 lampki wina co 2 dni) i kwas/grzybki od święta.
Myślę, że moja fizjologia jest w lepszym stanie, niż niejednego członka "wódkowo-golonkowej kultury", nie wspominając o amatorach innych, twardych narkotyków. Zwłaszcza że nie stronię od wysiłku fizycznego (trochę siłowej aktywności, czyli pompki, brzuszki, sztanga na bicki etc + rower) i staram się racjonalnie, zdrowo odżywiać.
"Ja nie widzę realnej poprawy w dłuższym okresie sytuacji stanu psychicznego ludzi zażywających narkotyki"
Jak już pisałem, wszystko zależy od tego, jakie substancje przyjmujesz, w jakich warunkach, z jakim nastawieniem (tzw. set & setting) i przede wszystkim, jak masz poukładane w głowie. Ja nie uważam, żeby sesje z LSD czy grzybkami jakoś fundamentalnie zmieniły moje postrzeganie rzeczywistości, bo od początku traktowałem je wyłącznie jako sposób na dobrą zabawę. Ale znam przykłady osób praktykujących różne "ścieżki duchowego rozwoju" (neoszamanizm np.), które - jak same twierdzą - wiele zawdzięczają ww. psychedelikom.
Ponadto, grzyby psylocybowe, szałwia wieszcza i ayahuaska (napój zawierający DMT, chyba najsilniejszy halucynogen znany człowiekowi) są od tysięcy lat stosowane wśród ludów indiańskich Ameryki Łacińskiej, w praktykach religijnych i uzdrowicielskich - mimo to (a może właśnie dzięki temu?) antropolodzy, przyzwyczajeni do kultury ćpania naszego kręgu kulturowego, nie mogli się nadziwić doskonałemu zdrowiu psychicznemu i fizycznemu autochtonów.
Warto też sięgnąć w przeszłość:
Opium, a także, jak podejrzewali Graves i Kerenyi, pochodne sporyszu (z alkaloidów którego niedawno zmarły Albert Hofmann jako pierwszy wytworzył LSD) były szeroko znane i stosowane w antycznej Grecji, w trakcie różnej maści misteriów. Nie tylko zresztą - neolityczna kultura pucharów lejkowatych, istniejąca także na ziemiach polskich, znana jest z wielohektarowych upraw maku lekarskiego (głównie tereny Danii). Typowe dla niej naczynia, tzw. flasze z kryzą, to nic innego jak wyobrażenie główek maku, posiadających charakterystyczne nacięcia, dzięki którym roślina wydziela olejek służący do wytwarzania opium! Z kolei Scytowie i Trakowie, znani byli antycznym historykom z zamiłowania do palenia konopi. Szamani syberyjscy po dziś dzień stosują do intoksykacji muchomory czerwone, ale jeszcze w I połowie ubiegłego wieku muchomory były zażywane masowo przez całe plemiona, które ceniły je znacznie wyżej niż np. przejętą od Rosjan wódkę (gdzieniegdzie jeden kapelusz wart był kilku reniferów!).
Jednak o żadnej z ww. kultur nie mówi się, że stanowi podręcznikowy przykład patologii związanych z zażywaniem narkotyków. Przyczyna jest moim zdaniem dość oczywista - to odpowiednie normy i mechanizmy kontroli społecznej odpowiadały za redukcję niepożądanych skutków zażywania. Przykładowo, bardzo niewielu Greków, pomimo silnie uzależniających właściwości opium, zażywało je poza okresem misteriów - trip opiumowy w ówczesnym kodzie kulturowym odczytywano jako doświadczenie z pogranicza śmierci, którego żaden "normalny" człowiek nie ma ochoty powtarzać codziennie.
Współcześnie diabeł chyba też nie tkwi w samych dragach (pomijając różne syntetyczne pochodne tradycyjnych używek, z reguły znacznie bardziej szkodliwe - np. kokaina, heroina). Tylko w braku kontroli ze strony społeczeństwa, która za sprawą prohibicja dostała się w łapy organizacji przestępczych.