Dodaj nową odpowiedź
Charkiewicz: Polityka stanu wyjątkowego. O tarczy i przymusie rodzenia w bólu.
pankin, Czw, 2008-08-28 14:01 Kraj | Militaryzm | Prawa kobiet/Feminizm | Publicystyka | Represje | Tacy są politycyNa pozór jesteśmy o wszystkim informowani. W rzeczywistości, w mediach rozgrywa się spektakl, a scenariusza nie piszą bynajmniej dziennikarze. Prześledźmy jak wyglądała sprawa instalacji tzw. tarczy antyrakietowej w Polsce. Najpierw na zamówienie GW powstaje sondaż na jej temat. Prof. Czapiński w wywiadzie dla TOK FM twierdzi, że badanie nie było zrobione profesjonalnie i nie jest reprezentatywne. Ale to nic nie szkodzi. Chodzi o to, że próba wykazała, iż większość Polaków popiera tarczę, więc teraz już mogą zabrać głos dziennikarze i komentatorzy, którzy będą dalej snuć tę opowieść i potwierdzą jako fakt społeczny, że Polacy popierają tzw. tarczę i amerykańskie bazy w Polsce. Tak konstruowana prawda o poparciu dla tarczy będzie normalizowana, uzasadni decyzje o jej instalacji, a przede wszystkim wykasuje zasadność sprzeciwów.
Druga strategia ustawiania opinii publicznej po stronie tarczy, tak aby pytanie czy jest ona potrzebna w ogóle nie krążyło w publicznym obiegu, to ujmowanie sprawy przez pryzmat konfliktu między premierem a prezydentem. Spór jest ujęty w dobrze znane ramy katolickiej ekonomii win i zasług, chodzi o ustalenie, kto jest rozsądny, a kto jest głupi. Według Jacka Żakowskiego i i jego rozmówców w TOK FM rozsądny jest Tusk, a Kaczyński jest niepoważny i dziecinny. Gdybym włączyła inną stację, zapewne cechy przypisywane byłyby przeciwnie, ale reguła myślenia pozostałaby taka sama...
Patrząc na propozycje prezydenta zastanówmy się trzy ruchy naprzód, co by się stało, gdyby została zrealizowana reprezentowana przez niego strategia polityczna - polscy żołnierze i wojska innych członków NATO już weszłyby do Gruzji, żeby toczyć tam wojnę z Rosją. Przy okazji zniszczona byłaby Gruzja, a potem Europa...w imię obrony czyjejś idealności i interesów kogoś innego zginęliby ludzie i zrujnowane zostałyby ich podstawy do życia. Jak uczą choćby przykłady Afganistanu czy Iraku, wojnę łatwo zacząć, ale trudniej się wycofać. Skutkiem takiej strategii nie byłaby wojna z gier internetowych, która skądinąd normalizuje przemoc, czy odległa wojna zapośredniczona przez patriotyczne opowieści o heroicznych chłopcach z powstania, które się czyta siedząc w wygodnym fotelu, ale codzienne doświadczanie bólu i przemocy - nekrologi, pogrzeby, ludzie na inwalidzkich wózkach w naszych rodzinach i u sąsiadów czy własne rozdarte przez pociski ciała.
To samo, tak samo...
Amerykańskie bazy, jedna na Pomorzu a druga pod Warszawą, mogą sprawić, że wojna przeniesie się tu, do Polski. Znowu będziemy żyli w strachu, tak jak w czasach zimnej wojny, kiedy obie strony planowały zrobić z Polski swój teatr wojenny, w konsekwencji czego nasz kraj miał zostać nuklearną pustynią. Kiedy tutaj miały być instalowane radzieckie rakiety SS 20 czy dalej w Europie amerykańskie pociski Cruise, chłopcy i dziewczyny z WiP-u i młodzi aktywiści Solidarności odmawiali służby wojskowej i protestowali na ulicach. Ale po zmianie władzy państwo, wojsko, policja, elektrownie atomowe, biotechnologie okazały się OK, bo były „nasze”.
Obecnie wbrew iluzjom podziału na partie polityczne, prawicę i lewicę, konserwatystów i neoliberałów, wszystkie partie zasadniczo popierają taką samą politykę, co najwyżej konkurują o to, kto bierze rządowe czy poselskie pensje lub kłócą się, kto co podpisze czy kto kiedy przemówi. Neoliberalną politykę ekonomiczną i społeczną wprowadzały kolejno rządy Buzka, Millera, Belki, Kaczyńskiego i Tuska - z pewnymi różnicami, ale w ramach tego samego paradygmatu urynkowienia wszystkich domen życia społecznego. Państwo, szpital, uniwersytet, miasto ma funkcjonować jak firma i maksymalizować zyski. W podtekście chodzi o otwieranie nowych możliwości pomnażania kapitału finansowego, jak w reformie emerytur (AWS i SLD), na której zarobią fundusze (które zakładali ludzie z ZCHN) i inwestorzy, którym ustawowo zagwarantowano bezpieczne dochody kosztem ekonomicznego bezpieczeństwa starszych ludzi. Najbardziej stracą kobiety, a część z nich w ogóle nie dostanie emerytur z II filaru. Kiedy emerytura okaże się niższa niż 60 złotych, fundusz może jej nie wypłacać. Czas już dostrzec, że to nie jest kwestia wyboru jednej partii czy drugiej, ale zmiany politycznego paradygmatu.
Rozmowy na temat zainstalowania amerykańskiej bazy w Polsce rozpoczął rząd premiera Belki, w którego skład wchodziła Magdalena Środa. Ten sam rząd miał podjąć wybór, czy w Polsce będzie miał swoją siedzibę Europejski Instytut Gender, czy Frontex - policyjna instytucja Schengen, która kontroluje nadzór na granicami UE. Wybrał tę drugą, przy czynnym udziale posła Kalisza, który w mediach przedstawia się po stronie aniołów....
Feminizm i krytyka przemocy
Postrzegana jako przywódczyni polskiego feminizmu Magdalena Środa nie analizuje uwikłania w wojnę w Gruzji czy tzw. tarczy z feministycznej perspektywy. Popiera decyzję Tuska w sprawie bazy pod Warszawą, a także cieszy się, że w Gruzji „Polska wystąpiła godnie”. Tymczasem feministki w Stanach Zjednoczonych i gdzie indziej nie popierają baz amerykańskich czy eskalacji zbrojeń, a dział feministycznej debaty, feminist international relations zajmuje się krytyką militaryzacji, wojny i przemocy. Krytyka przemocy jest wspólną osią różnych nurtów feminizmu. Chodzi o zrozumienie związków między relacjami płci a różnymi formami symbolicznej, politycznej, ekonomicznej i społecznej przemocy, w tym przemocy w relacjach między ludźmi a przyrodą. Nie chodzi mi tu o iluzję świata, który byłby jej pozbawiony, ale o redukcję uwikłania w jej reprodukcję, poddanie analizie stosunków opartych na przemocy. Manifestuje się ona także w relacjach podmiot-przedmiot, toteż filozofia feministycznej zwraca uwagę na to, kto i jak mówi, a także na epistemologiczną odpowiedzialność za nasze stanowisko i skutki tego, co głosimy. Feministyczna filozofia postuluje etykę wrażliwości w postaci identyfikacji z ofiarami, z ludźmi skrzywdzonymi. Taką wrażliwość odnajduję w stanowisku Zielonych 2004 na temat konfliktu w Gruzji. Identyfikacja i zdolność do współodczuwania i żałoby jest, jak pisze Judith Butler jedną z form oporu przeciwko społecznym czy politycznym nadużyciom władzy.
Dla Magdaleny Środy tymczasem eskalacja zbrojeń i instalacja tzw. tarczy rakietowej w Polsce jest w porządku, chociaż wcześniej występowała z pozycji pacyfistycznych. Taktykalizacja etyki, (dopasowywanie jej do wdrażania doraźnych celów), tak jak taktykalizacja prawa weszły do politycznego krwiobiegu. Polski feminizm powstaje w ramach zmodernizowanego patriarchatu i neoliberalnej racjonalności, ale ich nie kwestionuje, toteż modelem kobiecego podmiotu, jaki ten feminizm upowszechnia, jest współczesna grzeczna córka tatusia, patriotyczna i ofiarna businesswoman, skrzyżowanie Emilii Plater z mikro-przedsiębiorczynią i super-matką.
Ponadto, w poparciu dla tzw. amerykańskiej tarczy ujawnia się także przeświadczenie, że jej obecność w Polsce sprawi, że będziemy tacy jak Amerykani, piękni, młodzi, bogaci, ucywilizowani - w przeciwieństwie do tępych i brutalnych ruskich bolszewików czy zacofanych kaczorów, nie mówiąc o chamskich górnikach, którzy śmią protestować przed Sejmem, czy innych prolach...Tylko że ta idealna Ameryka czy Europa z upowszechnianych marzeń Środy i innych opiniotwórczych autorytetów nie istnieje w rzeczywistości, a w postrzeganiu wyższości Ameryki manifestuje się niepokój co do własnej biopolitycznej podrzędności.
Kto i jak decyduje?
Zamiast więc analizować wojnę czy otwarcie dwóch baz amerykańskich w Polsce w kategoriach czy są słuszne i sprawiedliwe, popatrzmy na to, jakie skutki przynosi dyskurs o odwiecznym wrogach, zagrożeniach, wojnach sprawiedliwych, etc. Z pewnością służy do utrwalania przemocy. Jakie problemy rozwiązała pierwsza czy druga wojna światowa, wojna w Wietnamie, czy wojna w Iraku, jakie były ludzkie koszty tych wojen, a kto na nich skorzystał? Pytanie te są bardzo na czasie, bo jak twierdzą historycy gospodarki, pierwsza wojna światowa była skutkiem pierwszej fali globalizacji kapitalizmu, jaka miała miejsce w XIX wieku. Historia lubi się powtarzać, z tym, że w stanie otwartej wojny nie znalazły się dotychczas imperia dysponujące bronią atomowej zagłady. Polscy politycy, od Magdaleny Środy do Jarosława Kaczyńskiego, niestety działają w tym kierunku, aby tak się stało...
Jeśli komuś dzisiaj ta tarcza jest potrzebna, to między innymi firmie naftowej Chevron, aby utrzymać amerykańską kontrolę nad polami naftowymi w Azji Centralnej i w basenie Morza Czarnego. Condoleeza Rice czerpie dochody z akcji tej firmy, a podpisane porozumienia zabezpieczą także jej prywatny ekonomiczny interes. Analogicznie interesem Rosji jest zabezpieczenie kontroli nad korytarzami dostaw ropy i gazu. Tylko że tym razem, gdyby strategia Saakashvillego i Kaczyńskiego się powiodła, ‘collateral damage’, czyli przypadkowymi ofiarami bylibyśmy my wszyscy.
Współczesne wojny wiążą się z postępem technologicznym, a z każdą wojną zwiększa się dystans między tym, kto decyduje, kto zabija, a tymi, którzy są zabijani. 3 miliony Żydów mogło zginąć w biurokratycznej maszynerii obozów zagłady, podczas gdy Hitler czy Eichmann osobiście nigdy nie zamordowali żadnego człowieka. W przypadku tzw. tarczy, jaka może być zainstalowana w Polsce, w ogóle nie będą decydować ludzie, ‘zadecydują’ programy komputerowe. Dwadzieścia lat temu rakiety międzykontynentalne leciały z Rosji radzieckiej do USA czy vice versa pół godziny. Gdyby rakiety wystartowały wówczas z silosów wskutek błędu ludzkiego czy technicznego, przywódcy mogli mieć czas, aby o tym poinformować i uniknąć eskalacji konfliktu. Grupy uprzywilejowane mogły się udać do schronów. Tym razem ani Tusk, Belka, Kaczyński, czy Sikorski nie zdąża nawet ocalić siebie i swoich bliskich. Z Kaliningradu rakiety będą leciały tylko kilka minut. Tylko dlaczego razem z nimi ma zginąć mnóstwo innych ludzi? Katarzyna Kądziela ma rację i świetną polityczną intuicję, mówiąc, że powinnyśmy organizować się jako matki, przyszłe matki i babcie, żeby ponad politycznymi podziałami postawić opór przeciwko angażowaniu nas wszystkich w kolejną wojnę czy eskalację zbrojeń.
Zauważmy także, że tak istotna decyzja polityczna jak instalacja tarczy i zgoda na dwie bazy obcych wojsk w Polsce (a tym samym wyjęcie części terytorium spod polskiej jurysdykcji) podejmowane są przez małą grupę ludzi i w bardzo nieprzejrzysty sposób. Referendum w tej sprawie nie było. Nie wiemy, co podpisano. Sprzedaliśmy się tanio, nie tylko zmniejszone jest nasze bezpieczeństwo, do budowy baz będziemy się dokładać. Nie wynegocjowano nawet ruchu bezwizowego, polscy obywatele nadal żebrzą o amerykańskie wizy. A a co najważniejsze, ani w Radzikowie, ani w Warszawie (gdzie ma być druga baza) nikt nie miał udziału w tych decyzjach.
Stan wyjątkowy jako paradygmat polityczny
Taki model podejmowania decyzji w trybie stanu wyjątkowego, kiedy rządzący stawiają siebie ponad prawem, aby decydować o nas i naszym życiu ma długą tradycję. Nawet nie trzeba odwoływać się do odległej historii. Strategiczne projekty ustaw dotyczące reform gospodarczych, tzw. reformy Balcerowicza (de facto Banku Światowego) złożono w Sejmie 17 grudnia, a po świątecznej przerwie, w pierwszych dniach stycznia zostały uchwalone. Nawet pilni posłowie nie mieli czasu ich przeczytać, nie mówiąc o konsultacjach ze swoimi wyborcami. Na niedawnym wykładzie z okazji otrzymania tytułu doktora honoris causa Uniwersytetu Warszawskiego Balcerowicz mówił zresztą otwartym tekstem, iż tylko w momencie zawieszenia demokratycznych procedur takie reformy można było wprowadzić. Także w trybie stanu wyjątkowego, kiedy zawieszone jest funkcjonowanie prawa, decyzję o wprowadzeniu religii do szkół podjęli panowie Mazowiecki i Samsonowicz, koledzy profesora ministra Balcerowicza z Unii nomen omen Wolności. Wbrew zebranym podpisom, Sejm odrzucił możliwość przeprowadzenia referendum o aborcji. A parę miesięcy temu otwartym tekstem proponowano też zawieszenie prawa pracy w odniesieniu do firm zatrudniających mniej niż 10 osób...
Jedną z instytucji stanu wyjątkowego jest Komisja Majątkowa w MSWiA, która od 1991 przydziela majątek kościołowi. Decyzje Komisji, które mają ogromne skutki społeczne i finansowe nie są przejrzyste, nie można się od nich odwołać do sądu, co jest sprzeczne z Konstytucją. Nie jest także przestrzegana konstytucyjna zasada równości wobec prawa, bo na przykład obywatel przy rekompensatach za tzw mienie zaburzańskie może uzyskać tylko 20 proc. utraconej wartości, a Skarb Państwa skrupulatnie analizuje i podważa wycenę każdego domu czy drzewa. Kościół dostaje tyle ile sobie zażyczy, czasem 800 proc. wartości utraconego mienia, a Komisja, w składzie której połowa to przedstawiciele Kościoła, którzy decydują w swojej sprawie, nie prowadzi weryfikacji wycen przedstawionych przez kościelnych rzeczoznawców.
Minister, ginekolog i biskup - jako publiczny małżonek
Przykładem upowszechniania polityki stanu wyjątkowego jest także wykluczenie praw kobiet do współdecydowania o ciąży, czy o porodzie za pomocą tzw. cięcia cesarskiego. Najpierw kobietom de facto odebrano prawo do aborcji, a teraz wdrażany jest przymus rodzenia w bólu, bo w żadnym europejskim kraju nie stosuje się tak rzadko porodów ze znieczuleniem jak w Polsce. Sprawdziłam porównawcze statystyki OECD dotyczące liczby cięć cesarskich, Polska mieści się poniżej średniej krajów uprzemysłowionych. Strategia rozgrywania opinii publicznej jest podobna do dyskursu o tarczy. Tam rozgrywającym była Gazeta Wyborcza, tutaj młode mohery z Dziennika. W analogii z aborcją na życzenie wpuszczają nas w patriarchalny dyskursywny kanał i mówią o cięciu cesarskim na życzenie kobiet, podczas gdy zabieg nie może być podjęty bez pisemnego wskazania lekarza, a lekarze już teraz muszą się tłumaczyć przed ordynatorami z każdego zabiegu. Ale tak otwarty dyskurs toczy się jak kula śniegowa i cesarka na życzenie, którą trzeba ukrócić, staje się faktem społecznym.
Tutaj także władza polityczna (w tym wypadku minister Kopacz) i wiedza ekspercka (Polskie Towarzystwo Ginekologiczne, dr Chazan) wzajemnie się uzupełniają z ekonomiczną logiką zmniejszania kosztów i maksymalizacji zysków. PTG stwierdziło, że nie rekomenduje zabiegów bez wskazań medycznych, a minister Kopacz, która musi przypodobać się Kościołowi po wpadce w sprawie „Agaty”, potwierdza, że cesarskie cięcie będzie się odbywać tylko wtedy, kiedy będą ku temu wskazania lekarskie. Ale powodów ma więcej niż jeden.
Główną cechą reformy opieki zdrowotnej jest finansjalizacja (nie mówi się już o ochronie zdrowia czy o leczeniu, ale o rynku usług medycznych, a każda procedura musi być wyceniona). Poród tzw. metodą naturalną i bez znieczulenia jest tańszy od zabiegu cesarskiego cięcia. Do wstrzymywania się z decyzją o cięciu cesarskim lekarzy będą dyscyplinować ordynatorzy, menadżerowie i księgowi z NFZ. Podobny dyscyplinarny aparat, z dodatkowym udziałem kościoła katolickiego uniemożliwia przeprowadzenia aborcji nawet kiedy dopuszcza to obecna restrykcyjna ustawa.
Jak informuje Dziennik, w Ministerstwie powstał dokument, gdzie stwierdzono, że poród cesarski na życzenie może być uznany za błąd lekarski. Tu już widzę jak kolejny Ziobro wprowadza policyjny monitoring na izby porodowe... W wywiadzie dla Dziennika szef warszawskiego szpitala im. Świętej Rodziny, dr Chazan oskarża ‘kobiety w średnim wieku 30 – 36 lat, które już osiągnęły bardzo wysoką pozycję społeczna i zawodową’, że chcą rodzić bez bólu, a termin porodu dopasować do kalendarza...A wiceprezes PTG, ginekolog Tomasz Niemiec idzie dalej, używając perswazyjnej metafory z seksualnymi konotacjami o tym, że kobieta to nie walizka, żeby (sic!) ją otwierać. Tylko kto decyduje o ‘otwieraniu’, o tym, czy kobieta jest czy nie jest walizką? Ginekolog czy biskup, którzy przyjmują rolę publicznego małżonka?
Konserwacja gry versus taktyki oporu
W obydwu przypadkach, o instalacji tzw. tarczy w Radzikowie i bazy pod Warszawą, jak i efektywnego zakazu cesarskiego stanowi patriarchalny suweren, który stawia siebie poza prawem, decyduje o naszym życiu i skazuje na ból czy śmierć. Władza sprawowana jest poprzez zawieszanie prawa i procedur demokratycznych. Jak przestrzega włoski filozof Giorgio Agamben, rządzenie odbywa się metodami stanu wyjątkowego.
Polityczno-biznesowo-kościelny establishment ustawicznie funduje nam akcje, gdzie jesteśmy zredukowane i zredukowani do roli pionków na szachownicy, które rozgrywający zbija czy przestawia, albo traci w imię uzyskania dalszych korzyści. Reguł tej gry nie ustalaliśmy, a nawet ich nie rozpoznajemy, pomimo że możemy w niej stracić zdrowie, życie czy majątek. Dyskurs politycznych komentatorów konserwuje grę, nie podważa jej reguł, bo ogranicza się do dyskusji kto ma rację, kto kłamie, kto jest dobry, kto zły i w ten sposób zapewnia ciągłe zaangażowanie tzw. opinii publicznej w ekonomię osądzania win i zasług, podczas gdy zasadnicze pytania nie zostają nawet zadane. Za medialnym spektaklem o (rzekomej) demokracji i (rzekomo) wolnym rynku uprawiana jest polityka stanu wyjątkowego.
Czy wobec tego opory wobec zmian prawa pracy, wykorzystania nas z emeryturami, ściągania wojny na nasze głowy, posyłania żołnierzy i żołnierek na śmierć, przymusu rodzenia w bólu, uprzywilejowania kościoła kosztem ludzi, wobec wszystkich innych nadużyć władzy politycznej nie powinni zorganizować się do dyskusji na temat nowego paradygmatu w polityce? Mam takie marzenie, iż ten nowy paradygmat nie będzie dodawać rozdziału o kobietach jak ósmomarcowego kwiatka do starego kożucha, ale stanie w obronie podmiotowości, trwałych podstaw do życia i relacji z przyrodą, wpisze równość, różnorodność, sprawiedliwe dzielenie się kosztami reprodukcji społecznej u swoich podstaw.
Ewa Charkiewicz
Tekst ukazał się na stronie Think Tanku Feministycznego www.ekologiasztuka.pl/think.tank.feministyczny