Dodaj nową odpowiedź
Lewiatan znów kłamie dla zysku
Yak, Nie, 2008-09-07 21:06 Gospodarka | PublicystykaNa początku września, na głównej stronie tuby propagandowej pracodawców, Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych „Lewiatan” opublikowany został tekst Henryki Bochniarz, w odpowiedzi na demonstrację związkowców Solidarności.
Związkowcy domagali się kilku rzeczy, które są całkowicie nie do zaakceptowania dla pracodawców: wzrostu płac pracowników zgodnego z wydajnością pracy, zmniejszenia rozwarstwienia płacowego, zakończenia wyzysku pracowników pod pozorem „elastycznej pracy” i zaprzestania represjonowania związków zawodowych.
Tonem belfra z prowincjonalnego liceum, Bochniarz strofuje związkowców: „Wydawałoby się, że po 20 latach gospodarki rynkowej można od związkowców oczekiwać lepszej znajomości zasad ekonomii i gospodarowania. Trudno wyobrazić sobie kraj wielkości Polski, który się rozwija w tempie 6% rocznie, gdzie tylko przedsiębiorcy konsumują! To oni kupują te miliony sprzętów AGD, setki tysięcy samochodów, tylko oni biorą kredyty na nowe mieszkania?”
Konsumpcja, owszem rośnie, tyle że jest to konsumpcja za pieniądze, których pracownicy nie posiadają. Tempo wzrostu rynku kredytów konsumpcyjnych branża bankowa szacuje na 30 procent. Rośnie liczba osób, które wpadają w spiralę długów. W ciągu ostatniego roku przybyło 2,16 mld nie spłacanych. Jest to wzrost o 44 proc. W tym samym czasie liczba niesolidnych dłużników wzrosła o 250 tys., do poziomu 1,2 mln. Jakie będą dalsze skutki wzrostu konsumpcji na kredyt w sytuacji, gdy słabnie realna siła nabywcza pracowników, łatwo przewidzieć.
Następnie Henryka snuje swoje dywagacje o „świecie realnym”:
„Przecież w świecie realnym wiadomo, że to inwestycje tworzą podstawy rozwoju, że rozwinięty eksport pozwala finansować ogromne potrzeby importowe Polski, że samo podnoszenie płac prowadzi prostą drogą do spirali inflacyjnej, deficytu handlowego i kryzysu walutowego (jak to się stało w niektórych krajach naszego regionu). Tego chcą koledzy związkowcy? I jak bez inwestycji tworzyć wartościowe i produktywne stanowiska pracy, co postulują związkowcy?”
Oczywiście, dobrobyt przyjdzie niejako sam, wzrost pensji nie ma nic do rzeczy. Nie samym chlebem wszak człowiek żyje (jak należy sądzić - w odróżnieniu od przedsiębiorcy). „Gazeta Wyborcza” będzie cytować ekspertów od Tarota na temat tego, komu w tym roku magicznie wzrosną pensje i dziwić się, dlaczego „młodych już nie stać na mieszkanie”.
Jakoś straszenie kryzysem już nie przekonuje, gdy globalny kryzys już został sztucznie wywołany przez cięcia kosztów, ograniczanie zatrudnienia i zmianę warunków pracy na „elastyczne”, które umożliwiają pracownikom na „odpoczynek w karierze” (na odpoczynek od stałych posiłków chyba również).
Pierwsza sekretarz Lewiatana podpiera się statystykami produktywności pracy. Według niej, płace i tak rosną szybciej niż produktywność pracy. To też typowa dla PKPP półprawda. Według danych organizacji Conference Board, która dostarcza danych podobnym analizom, w 2007 r. produktywność polskich pracowników wynosiła 39% produktywności gospodarki USA, a poziom średniego dochodu na obywatela wynosił 35% poziomu notowanego w USA. Opierając się na danych CB, można więc stwierdzić, że w porównaniu z gospodarką USA, płace w Polsce nie nadążają za poziomem produktywności.
Te dane dotyczące produktywności i tak nie oddają rzeczywistej intensywności pracy, a jedynie wartość produktu na godzinę pracy. Przy założeniu, że polskie produkty mają konkurować niską ceną (a takie założenie robi autorka na początku swojej tyrady) obliczana w ten sposób produktywność i tak będzie zaniżona.
Wynagrodzenia dopiero zaczynają nadganiać bardzo poważny wzrost produktywności, który miał miejsce w ciągu ostatnich 20 lat, a który przedsiębiorcy za wszelką cenę starają się ukryć, by uzasadnić utrzymywanie zaniżonych płac. Presja ze strony związków zawodowych i pracowników jest konieczna, by chciwość pracodawców nie doprowadziła do całkowitego załamania gospodarczego i nędzy milionów ludzi uzależnionych od kredytów.