Dodaj nową odpowiedź
Koszmar pracowników białostockiego sklepu
Czytelnik CIA, Nie, 2009-02-01 00:26 Kraj | Prawa pracownikaW niewielkiej rodzinnej firmie pracownicy przeżywają gehennę. Pracują bez umów o pracę i bez godzinowych norm. Byłe pracownice jednego z pierwszych w Białymstoku sklepów całodobowych nagłaśniają sprawę, bo instytucje, które mają stać na straży prawa, okazują się w tym przypadku bezradne.
Praca na czarno, nawet po szesnaście godzin, poniżanie pracowników, kłopoty z wypłatą - zdaniem byłych pracownic w tym sklepie to norma.
Jedna z kobiet przez pół roku pracowała noc w noc, bez żadnej umowy. – Tam pracownik traktowany jest jak nowa zabawka - popracuje przez trzy miesiące, przez 3 miesiące powykorzystujemy go, a po trzech miesiącach zawsze ktoś nowy się znajdzie - mówi Julita Sadowska, była pracownica sklepu całodobowego w Białymstoku.
Prawie bez przerwy ogłoszenia z propozycją pracy można znaleźć w gazetach i urzędzie pracy. W ubiegłym roku prawie siedemdziesięciu bezrobotnych zostało tam skierowanych do pracy. Pani Aleksandra była jedną z nich. – Wręcz powiedziałam im, zarzuciłam, że naganiają niewolników, czy są w stanie coś z tym zrobić - dodaje Aleksandra Rochalska.
Po licznych skargach bezrobotnych urząd pracy wycofał się ze współpracy z tym sklepem.
– W tym przypadku podjęliśmy decyzję już jakiś czas temu, że nie będziemy wydawać do tego sklepu żadnych skierowań - powiedziała Barbara Wacławska, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Białymstoku.
Inspekcja pracy po sygnałach, jakie dostaje, kontroluje ten sklep dużo częściej niż inne, ale kontrole nie są niespodzianką.
A pracownicy ponoć są instruowani jak mają się podczas kontroli zachować.
– Ty pracujesz tu od dziś, ty od wczoraj - tak należy odpowiadać, a ty jesteś na okresie próbnym - w razie re kontroli umowy są przygotowane, których pracownik nie widzi na oczy - dodaje Aleksandra Rochalska.
Jak powiedział Piotr Latała z Państwowej Inspekcji Pracy w Białymstoku – W tej firmie to zdarzało się tak, że podczas kontroli, to do końca nie było wiadomo czy tak czy siak, dopiero potem te dokumenty były przedstawiane, w formie umowy zlecenia czy jakoś tam inaczej zatrudniane pracownice.
Właściciele sklepu nie chcieli przed kamerą skomentować zarzutów byłych pracownic.
Iza Bołtruczuk
Obiektyw