Dodaj nową odpowiedź

Bytom: PKM zlikwidowane, a portfele niektórych napchane

Kraj | Gospodarka | Prawa pracownika | Protesty

1 lipca 2006 zlikwidowano Przedsiębiorstwo Komunikacji Miejskiej Bytom. Około 300 pracowników straciło pracę. 650 osobom grozi zwolnienie. 5 lipca odbyła się pikieta zwolnionych pracowników przed siedzibą firmy. Zablokowano wejście zarządowi oraz spuszczono powietrze z opon samochodu Piotra Heine, prezesa PKM Bytom.

Protestujący wskazywali, że firma nie liczy się z ludźmi, że traktuje ich jedynie jako cyferki w tabeli zysków i strat. Dowiedzieli się również, że na koncie Pracowniczej Kasy Zapomogowo-Pożyczkowej nie ma pieniędzy. Powinno być 130 tys. zł, a jest 160 zł 56 gr. - Co się z nimi stało? To są nasze pieniądze. Nikt nie miał prawa ich ruszać – powiedział dla Dziennika Zachodniego Mirosław Kolasa, protestujący związkowiec. Prezes PKM Bytom stwierdził, że takich pieniędzy nigdy nie było, że były ważniejsze wydatki.

Dwa lata temu w PKM Bytom wdrożono program mający utrzymać zatrudnienie. Pieniądze te trafiły jednak nie do firmy. Jak podaje Dziennik Zachodni: Na wyposażenie i ubranie 283 pracowników (w tym 230 konduktorów) z rezerwy marszałka województwa śląskiego - za pośrednictwem Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Katowicach i Powiatowego Urzędu Pracy w Bytomiu - poszło prawie 2,8 mln zł. Dzięki tym pieniądzom kupiono m.in. 190 toreb za łącznie 38 tys. zł (200 zł - sztuka), a na ubrania wydano przeszło 138 tys. zł. Według dokumentów każdy konduktor dostał parę spodni za 100 zł.

Pracownicy nic z tych rzeczy nie otrzymali. Podobnie było z 15 radiotelefonami, od 4 tys. zł za sztukę. Dziennik Zachodni stwierdza, że to okradanie firmy było przyczyną jej upadku. Piszą: Według naszych informacji mechanizm wypompowywania publicznych pieniędzy wyglądał tak: PKM kupował np. odzież, którą ewidencjonowano w odpowiednim wykazie. Potem kontrola z pośredniaka liczyła wydatki, zatwierdzała faktury i wypłacała pieniądze. Następnie z niektórych rzeczy, np. spodni, rezygnowano: faktury wysyłano z powrotem do sprzedawców z prośbą o korektę, lecz pieniądze do PUP-u już nie wracały. Kontrole nie wykazywały nieprawidłowości, bo w PKM-ie było tyle kupionych rzeczy, ile dokumentowały faktury. W ten sposób, jak szacują pracownicy bytomskiej firmy przewozowej, zniknęło ok. 800 tys. zł.

Dziennik Zachodni wskazuje też, że firma podpisywała niekorzystne oferty. Prezes zaprzecza. Mówi, że przyjmował tylko najtańsze oferty. Dziennik Zachodni pisze: Te najtańsze oferty, to m.in. 38 tys. zł na zakup 190 "toreb inkasenta z paskiem". Na 8 stanowisk komputerowych, m.in. dla referentów ds. obsługi konduktorskiej wydano 42 tys. zł. Ubranie trzydziestu kontrolerów biletów kosztowało ponad 31 tys. zł. Najtańsza oferta - wg bytomskiego PKM-u - to również 58 tys. zł za zabudowę i montaż stanowisk konduktorskich (czyli foteli w autobusach), na których siedzieli konduktorzy - 500 zł od sztuki. Za sam fotel PKM zapłacił 400 zł - ponad 46 tys. za wszystkie. Podłączenie instalacji elektrycznej w 116 autobusach kosztowała 29 tys. zł.

Zarząd firmy tłumaczył, że kiepska sytuacja finansowa wynikała z konieczności zatrudniania kontrolerów.

Odpowiedz



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.