Dodaj nową odpowiedź

Logika przedsiębiorców, czyli Kluska o kryzysie

Kraj | Świat | Publicystyka

Jadąc po kolejną pożyczkę, by przetrwać czas sezonowego bezrobocia, słuchałem radiowych wiadomości, gdzie pan Kluska tłumaczył jak rozwiązać kryzys. Wypowiedź przedsiębiorcy w pełni obnażała logikę neoliberalizmu. Można jego propozycje potraktować jako przykład modelowy.

Co nam mówi Kluska? Otóż według "sławnego przedsiębiorcy" rozwiązanie kryzysu jest dość proste. Mianowicie trzeba zostawić jego rozwiązanie ludziom. Rząd nam nie pomoże - powiedział w audycji. Trzeba wytworzyć przestrzeń, by ludzie sami mogli poszukiwać, szukać dróg wyjścia.

Likwidacja biurokracji i ograniczenie roli rządu brzmią bardzo wolnościowo. Podobnie jak zdanie się na społeczeństwo w rozwiązywania problemów. Niestety, tylko tak brzmią.

Po pierwsze, podmiotem mającym rozwiązać problem kryzysu jest nie społeczeństwo jako zbiorowość, ale neoliberalne społeczeństwo zatomizowanych jednostek, czyli pojedyncza osoba. Ja, ty, on - każdy z osobna ma znaleźć dla siebie wyjście, sposób na przetrwanie. Zadanie to już od początku zdane jest na porażkę, ponieważ kryzys nie jest problemem jednostki, a systemowym, społecznym w tym sensie, że przekracza horyzont pojedynczego człowieka. Nawet jeśli moje spojrzenie sięga dostatecznie daleko by uchwycić kryzys w jego realnym globalnym wymiarze, uchwycić strukturę, której jest wynikiem, to jedynie moje ręce są za krótkie. Pozostaję bezradny w jego rozwiązaniu. Jedyne co mogę zrobić, to postarać się przetrwać. Ale i tutaj moje pole działania jest bardzo zawężone. Nie tylko przez prawo i biurokrację, ale przez samą "naturę systemu". Rzeczywistość nie daje się kształtować jedynie siłą woli, co sugeruje Kluska, jak i tandetne amerykańskie filmy. To, że czegoś chcesz, nawet jeśli bardzo chcesz, to zdecydowanie za mało. Każde chcenie zderza się z materią. I nie każde przeszkody mają charakter biurokratyczny.

Tu przechodzimy do drugiego problemu, czyli wolności ujmowanej jako brak regulacji. Czystą spontaniczność, totalną swobodę. I znowu natrafiamy na brak w myśleniu, czyli likwidację z pola refleksji realnie istniejącego społeczeństwa. Zakłada się, że jedynie prawne ograniczenia stoją na drodze do wolności. Ograniczmy rolę rządu a wszyscy rozkwitną. Przy czym co należy podkreślić, chodzi w tej narracji o ograniczenie prawa, nie jego zniesienie. I jeszcze: ograniczenie prawa ma dotyczyć rynku.

Wolność rynkowa nie jest jednak tożsama z wolnością społeczną. I wydaje się, dotyczyć tylko przedsiębiorców, a nimi nie każdy może być. Samozatrudnienie to tylko formalny wybieg mający się nijak do realnych zależności.

Toteż wydaje się, że słowa Kluski można przetłumaczyć następująco: Dajcie wolność przedsiębiorcom, oni sami rozwiążą problem kryzysu. Ale i takie tłumaczenie okazuje się popadać w ten sam błąd, jak w przypadku jednostki. Rynek jest globalny, to znaczy powiązania, liczne relacje sprawiają, iż np. zawirowania na rynkach w Japonii mają swój odzew w krajach Europy. Problemy jednej branży wpływają pośrednio na inne. Poszczególny przedsiębiorca jest miotany przez siły nad którymi nie może zapanować, może tylko próbować utrzymać swój stateczek na powierzchni wzburzonego morza. Jednym możliwym punktem wyjścia jest zdobycie hegemonicznej pozycji, a tym samym likwidacja wolnego rynku przez monopolizację.

Prawo i rząd jawią się czasami jako to, co wspólne. Pewna narracja związana z narodzinami państwa narodowego stworzyła pojęcie dobra wspólnego. Rozbijając lokalne wspólnoty państwo starało się jednak stworzyć wspólne ciało polityczne. Coś, co przekraczaj horyzont jednostki, co jest od niej większe i ważniejsze. Neoliberalizm stara się pogrzebać wszelką przestrzeń publiczną, pod pretekstem uwolnienia jest spod nadzoru państwa. Apelując do wyizolowanej jednostki, zawężając refleksję do domowego ogniska i wydając wspólną przestrzeń na swobodną grę kapitału, grę mętną i nie dla wszystkich, niszczy wszystko, co mogłoby stanowić podstawę polityki antypaństwowej a prospołecznej.

Wyzwolenie przestrzeni spod dyktatu państwa nie może polegać na jej prywatyzacji. Dbanie o wspólne dobro nie może odbywać się przez afirmację egoistycznych celów. Krążące atomy w pustce nie są wolne, a kierowane siłami, który nie potrafią przejrzeć. Poddani niewidocznej sile wolnego rynku, przemieni w konsumentów, będą tak samo bezbronni wobec kryzysu, jak poddani państwa, z tą różnicą, że jedyną instytucją do której będą mogli zgłaszać skargę i apelować o zmianę będą oni sami. W ostateczności, w ideologicznej narracji staną się odpowiedzialni za kryzys. Każdy z nas osobno, będzie winnym swojej nędzy.

Nie jestem zwolennikiem rządu i wiem, że nie można liczyć na jego pomoc. Chyba, że przyjedzie się kijami pod sejm w liczbie przyprawiającej o drżenie uzbrojonych policjantów. Wtedy, tymczasowo, można będzie wywalczyć jakąś jałmużnę od rządzących. Wiem jednak też, że pojedynczy człowiek, nawet, gdy jest małym przedsiębiorcą zatrudniającym po kilkanaście osób, nie jest w stanie rozwiązać problemu. I wiem, że sama wolność, traktowana abstrakcyjnie, może jedynie przyczynić się do legitymizacji kryzysu oraz przenieść winę na ofiary.

Kryzys jest wynikiem funkcjonowania globalnego kapitalizmu. Ma zasięg nie tylko ponad domowy, ale ponadpaństwowy. I nie jest to jedynie problem prawny. Co z tego wynika? Ano, na pewno nie kantowska utopia regulacji o globalnym zasięgu przeprowadzana przez oświecony rząd światowy. Taka wizja nie bierze pod uwagę tego co lokalne, jak również redukuje członków społeczeństwa do przedmiotów, w dłoniach specjalistów, którzy legitymizację swojego postępowania odnajdują w rozumie, w obiektywnych prawa, które jednak ulegają w tej perspektywie fetyszyzacji. Jeden z członów prawdy zostaje wykluczony.

Gdzie wiec szukać "punktu zaczepienia" wolnościowej i społecznej praktyki? Wydaje się, że w tym, co publiczne, w miejscu gdzie styka się prywatny, jednostkowy człowiek z innym człowiekiem jednocześnie z tym, co ich przekracza. Przekroczenie to jednak, dzięki temu, że to co publiczne zawiera w sobie to co pojedyncze, prywatne, nie jest poza zasięgiem dłoni ludzi. W tej przestrzeni, gdzie ludzie się ścierają, poznają, może narodzić się projekt przezwyciężenia kryzysu poprzez społeczną rewolucję. Samo już takie stworzenie wolnej publicznej przestrzeni jest krokiem w kierunku jego rozwiązania.

"Dać wolność społeczeństwu" to nie skazać jednostkę na jałowe przetrwanie lub zagładę na ziemi niczyjej, a raczej postawienie w centrum refleksji, to co wspólne. Konkretyzujące się przez udział samych ludzi. Oczywiście, takie "danie wolności" nie ma charakteru jedynie negatywnego, ale jak najbardziej pozytywny. To tworzenie, a nie ograniczanie, likwidacja. Anarchistyczne przechwycenie przestrzeni, która obecnie należy do państwa i korporacji, która jest prywatyzowana, ze szkodą dla wszystkich.

Oski
autor przynależy do Związku Syndykalistów Polski oraz OZZ Inicjatywa Pracownicza

Odpowiedz



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.