Istnienie klas społecznych często pomijane jest w mediach główno-nurtowych, a jeżeli już pada termin „klasa” trudno nie odnieść wrażenia, że na świeci...
Po raz 44 spotykamy się na łamach anarchistycznego periodyku „Inny Świat”. Tym razem, nieco szerzej, podjęliśmy dwa, a nawet trzy tematy... Niejako te...
Tureckie władze w osobie prezydenta Erdoğana rozpoczęły zmasowaną kampanię prześladowania zamieszkałej w tym kraju mniejszości kurdyjskiej. Wszystko z...
Jak blisko jesteśmy nienawiści Niemców lat trzydziestych do „obcych”? W ostatnią sobotę zorganizowano manifestacje skierowane przeciwko uchodźcom z kr...
Bardzo duża część uchodźców, przedstawianych jako Syryjczycy, jest tak naprawdę Kurdami, zamieszkującymi Syrię. Kurdowie od lat toczą walkę o stworzen...
Czytelnik CIA (niezweryfikowane), Pon, 2009-03-23 10:22
Oprę się znowu o własne doświadczenie. Studiowałam na kierunku filologicznym. Co roku zapychano nam siatkę bezsensownymi przedmiotami, mimo, że na poprzednich latach je mieliśmy i uzyskiwalismy z nich zaliczenia. Koledzy i koleżanki, którzy teraz są na niższych latach, mają natomiast zupełnie inne siatki i zupełnie nowe przedmioty. Przyznasz, że taka rotacja chyba bardziej przyczynia się do produkowania niedouczonych ludzi z papierkiem w łapie. Kadra w większości składała się albo z naprawde niedouczonych doktorantow, albo ze starych pracowników, z których większość była trzymana chyba z litości (np. alkoholiczka, która notorycznie przychodziła na zajęcia pijana lub w ogóle nie przychodziła). Nie musze tu dodawać nic o poziomie takiej nauki. Jeśli chodzi o "praktyczne rzeczy" - tłumaczenia ważnych dokumentów, porozumiewania się w sprawach biznesowych itp każdy z nas musiał nauczyc się sam, bo na uczelni temat ten był jedynie "liźnięty". Pomijam fakt tego, że zupełnie wyrzucono blok pedagogiczny, a z bloku tłumaczeniowego wybiórczo i niechlujnie realizowano niektóre elementy.
Moge się z Tobą zgodzić w kwestii "generowania wiedzy" i przydatności przy rozwoju nauki. Miałam zamiar zostac na uczelni i robic doktorat, ale zapieprzać 2 lata za darmo, podczas gdy ze znalezieniem pracy są problemy (bo potrzebuja ludzi dyspozycyjnych), bez żadnej gwarancji, że zostanę zatrudniona jako pracownik naukowy nie miało sensu - za coś życ trzeba jednak, a do końca życia siedzieć u rodziców tez nie wypada.
Jeśli chodzi o podział - moim zdaniem ma sens. Na drugim roku, kiedy kazano nam pisac licencjat, wszyscy myśleli, że to tylko durnowata formalność, przeciez i tak będą mieli magistra. Niestety, życie zweryfikowało ich oczekiwania. Na studiach uzupełniających część osób pozakładała rodziny, część poszła do pracy, zajmującej im cały czas, część zaś trafiła na promotora, który robił wszystko, żeby "uwalić" studenta, efektem czego - studiów nie pokończyli. Mają licencjat i uzupelnic wykształcenie moga praktycznie gdziekolwiek i kiedykolwiek. Po licencjacie moga iść tez na studia podyplomowe, nie tracąc tych dwóch lat, które byłyby potrzebne "normalnie".
Ostatni argument uważam za dość nietrafiony - przecież nie ma przymusu uzyskiwania tytułu ani licencjata, ani magistra. Jeśli ktoś chce po trzech latach nauki uzupełnić wykształcenie - droga wolna.
(mam nadzieję, że tylko na moim uniwersytecie panują takie warunki, naprawdę szczerze bym chciała, żeby to był wyjątek wśród państwowych uczelni.)
Protest przeciwko zawłaszczaniu tegorocznego marszu antyfaszystowskiego 11 listopada przez partię Razem i współpracujące z nią organizacje, podpisaneg...
Manchester Solidarity Federation sprzeciwia się zarówno opcji "in" jak i "out". W sprawie referendum dotyczącego członkostwa w Unii Europejskiej wyraż...
Nie należy jednak zbyt na to liczyć. Można być niemal pewnym, iż żaden uczony nie ośmieli się dziś traktować człowieka tak, jak traktuje królika; trze...
Mówiłem już, gdzie szukać zasadniczej praktycznej przyczyny potężnego jeszcze obecnie oddziaływania wierzeń religijnych na masy ludowe. Owe właściwe i...
W dniach 25-26 czerwca, anarchosyndykaliści spotkali się na konferencji pod Madrytem, by omówić powstanie nowej federacji i utworzenie na nowo anarch...
„Omawiając działalność i rolę anarchistów w rewolucji, Kropotkin powiedział: ‘My, anarchiści rozmawialiśmy dużo o rewolucjach, ale niewielu z nas zost...
Jak się okazuje, kulturalne elity zaczęły dyskutować o warunkach pracy w restauracjach i barach, gdzie są stałymi bywalcami. Pomimo faktu, że wiele sz...
Oprę się znowu o własne
Oprę się znowu o własne doświadczenie. Studiowałam na kierunku filologicznym. Co roku zapychano nam siatkę bezsensownymi przedmiotami, mimo, że na poprzednich latach je mieliśmy i uzyskiwalismy z nich zaliczenia. Koledzy i koleżanki, którzy teraz są na niższych latach, mają natomiast zupełnie inne siatki i zupełnie nowe przedmioty. Przyznasz, że taka rotacja chyba bardziej przyczynia się do produkowania niedouczonych ludzi z papierkiem w łapie. Kadra w większości składała się albo z naprawde niedouczonych doktorantow, albo ze starych pracowników, z których większość była trzymana chyba z litości (np. alkoholiczka, która notorycznie przychodziła na zajęcia pijana lub w ogóle nie przychodziła). Nie musze tu dodawać nic o poziomie takiej nauki. Jeśli chodzi o "praktyczne rzeczy" - tłumaczenia ważnych dokumentów, porozumiewania się w sprawach biznesowych itp każdy z nas musiał nauczyc się sam, bo na uczelni temat ten był jedynie "liźnięty". Pomijam fakt tego, że zupełnie wyrzucono blok pedagogiczny, a z bloku tłumaczeniowego wybiórczo i niechlujnie realizowano niektóre elementy.
Moge się z Tobą zgodzić w kwestii "generowania wiedzy" i przydatności przy rozwoju nauki. Miałam zamiar zostac na uczelni i robic doktorat, ale zapieprzać 2 lata za darmo, podczas gdy ze znalezieniem pracy są problemy (bo potrzebuja ludzi dyspozycyjnych), bez żadnej gwarancji, że zostanę zatrudniona jako pracownik naukowy nie miało sensu - za coś życ trzeba jednak, a do końca życia siedzieć u rodziców tez nie wypada.
Jeśli chodzi o podział - moim zdaniem ma sens. Na drugim roku, kiedy kazano nam pisac licencjat, wszyscy myśleli, że to tylko durnowata formalność, przeciez i tak będą mieli magistra. Niestety, życie zweryfikowało ich oczekiwania. Na studiach uzupełniających część osób pozakładała rodziny, część poszła do pracy, zajmującej im cały czas, część zaś trafiła na promotora, który robił wszystko, żeby "uwalić" studenta, efektem czego - studiów nie pokończyli. Mają licencjat i uzupelnic wykształcenie moga praktycznie gdziekolwiek i kiedykolwiek. Po licencjacie moga iść tez na studia podyplomowe, nie tracąc tych dwóch lat, które byłyby potrzebne "normalnie".
Ostatni argument uważam za dość nietrafiony - przecież nie ma przymusu uzyskiwania tytułu ani licencjata, ani magistra. Jeśli ktoś chce po trzech latach nauki uzupełnić wykształcenie - droga wolna.
(mam nadzieję, że tylko na moim uniwersytecie panują takie warunki, naprawdę szczerze bym chciała, żeby to był wyjątek wśród państwowych uczelni.)
Pozdrawiam.