Dodaj nową odpowiedź

> Yak

Co do demokracji radykalnej, rozumiem że w zdaniu "Wychodzi jednak naprzeciw libertarianom o zapatrywaniach konserwatywnych, czy nawet monarchistycznych" - miałeś na myśli "jest sprzeczne z". Ja rozumiem zwrot "wychodzić naprzeciw" w znaczeniu "dostosowywać się do". Stąd nieporozumienie. W takim razie swój komentarz wycofuję.

W skrócie: w społeczności polskich libertarian istnieje dosyć głeboki spór, czy iść w stronę kontrekonomii (a więc również demokracji radykalnej, jak ja to ujmuję), czy nawoływać do secesji. Daje się przy tym zauważyć pewną zbieżność: zwolennicy secesji są dosyć konserwatywni i nierzadko monarchistyczni. Stąd pomysł demokracji radykalnej i kontrekonomii jest mu jawnie przeciwny: wychodzi naprzeciw i staje na drodze, a nie "wychodzi naprzeciw oczekiwaniom". To gwoli rozjaśnienia intencji, sprawy nie ma.

Nie jestem pewien czy Mouffe i Laclau rzeczywiście są zwolennikami etatyzmu nie zrozumiałem ich książki w ten sposób

Przyznam, że książki nie czytałem, więc wierzę na słowo. Opieram się tylko i wyłącznie na przytaczanych we wstępie wywiadach.

Albo inaczej: nie potrzebuję takiej ekonomii, która za nic ma potrzeby społeczne. Ekonomia jest dla społeczeństwa, a nie odwrotnie. Nie ma "wiecznych prawideł ekonomicznych", są tylko wzajemne zależności skonstruowane przez ludzi. Dziś są takie, jutro mogą być całkiem inne.

Odnoszę wrażenie, że mylimy tutaj ekonomię - naukę - z gospodarką - systemem społecznym. Otóż ekonomia (przynajmniej tak, jak ja ją ujmuję i podobnie, jak czyni to szkoła austriacka) ma za zadanie ustalić pewne niezmienne prawidła, rządzące ludzkimi interakcjami. Nie konstruuje zawiłych teorii, a jedynie opisuje zasady - niezmienne i niezależne od kontekstów. I teraz: owszem, gospodarka ma służyć ludziom. Albo inaczej: rynek ma służyć ludziom. Ale przecież rynek tworzą ludzie nieświadomie, poprzez społeczne interakcje. Ktoś chce sprzedać, ktoś chce kupić - mamy interakcję, mamy cenę, mamy wymianę = mamy rynek. Ktoś chce oddać, ktoś chce wziąć - mamy interakcję, mamy wymianę = mamy rynek. Zasady, które omawia ekonomia, są zasadami, które opisują interakcje społeczne. W tym sensie są aksjomatami*. Więc Twoje twierdzenie, że nie potrzebuję takiej ekonomii, która za nic ma potrzeby społeczne uznaję za prawidłowe dopiero, gdy podstawię pod "ekonomię" "gospodarkę", albo "rynek". W innym znaczeniu jest twierdzeniem typu "nie potrzebuję takiej grawitacji, która za nic ma społeczne potrzeby latania samowolnego".

* Trzeba tutaj podkreślić pewną różnicę: otóż wielu libertarian z Rothbardem na czele pisząc "aksjomat", myśli o różnych rzeczach, zależnie od kontekstu. Jeżeli jest mowa o ekonomii, to aksjomat jest ujmowany jako termin/definicja podstawowa, zawsze prawdziwa, oczywista i niemożliwa do obalenia - najzwyczajnieszja w świecie prawda. Na tej podstawie konstruowane są bardziej skomplikowane teorie interakcji - aksjomatyka.
Z kolei gdy gada się o prawach naturalnych, to "aksjomat" jest po prostu kategorią wyjściową, początkowym założeniem.
Nie chcę tutaj gadać o prawach naturalnych, do czego chyba próbuje mnie namówić DysKordian:)

Odpowiedz



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.