Dodaj nową odpowiedź
Mysłowice: Oszukani Chińczycy głodują
Akai47, Pią, 2009-06-26 06:05 Świat | Prawa pracownika | ProtestyGrupa chińskich pracowników od kilku tygodni czekają na pieniądze od nieuczciwego pracodawcy. Teraz czeka ich deportacja.
Historia zaczyna się kilkanaście miesięcy temu, gdy przybywają do Warszawy, by pracować dla jednej z największych firm budowlanych w kraju. Po chwili aklimatyzacji okazuje się, że wpadli w sidła oszustów. Nieuczciwi pośrednicy ściągają z nich haracz w wysokości 15 tysięcy dolarów. Jeden trafił już za to do chińskiego więzienia. Z wypłat na budowie, ledwie wystarcza pieniędzy na spłatę. Sprawę zamyka ugoda firmy budowlanej z Warszawy z pośrednikami, ale Chińczycy nie chcą już pracować w stolicy.
Para Polaków decydowała im pomóc w znalezieniu nowej pracy. Z kilku ofert najkorzystniejsza wydawała się oferta Andrzeja Kaszubskiego z firmy Eurochiny z Katowic. Ale szybko okazało się, że muszą na razie pracować w zamian za dach nad głową i wyżywienie. Pieniądze miały się pojawić później...
Mężczyźni pracowali na dwóch budowach, m.in. przy powstającym w Katowicach, przy ul. Gliwickiej 267 zborze "Betania" należącym do Kościoła Zielonoświątkowego. Kaszubski, z firmy Eurochiny.... z wykształcenia jest pastorem.
- Podejrzenie mógł wzbudzić fakt, że Kaszubski przedstawiał się nam jako przedstawiciel Eurochin, agencji pracy, a tu prowadził sam roboty budowlane. Rozwiał je mówiąc, że kupił firmę budowlaną i w drodze jest ok. 40 robotników z Chin, a tych ośmiu to dopiero początek i stąd nieporozumienia i niedociągnięcia. Cały czas podkreślał że są to bardzo dobrzy fachowcy i pracownicy - dodaje Robert Milas społecznik, który próbował pomoc Chińczykom.
W tym czasie Chińczycy byli zakwaterowani w jednym z hoteli górniczych. Pierwszy poważny problem pojawił się, gdy pracownicy nie otrzymali wypłaty w terminie. - Kaszubski obiecał im stawki 7,50 zł za godzinę, za nadgodziny nawet dwa razy więcej - przypomina Elżbieta Poznańska, która uczestniczyła w negocjacjach płacowych między Andrzejem Kaszubskim i grupą chińskich pracowników.
- Okazuje się, że Kaszubski unika spotkania z robotnikami jak i wszelkich rozmów na temat wypłaty i rozpowszechnia wieści, że Chińczycy mu grożą pobiciem. Miarą jego wiarygodności jest sytuacja; umawia się na spotkanie, w jego trakcie dzwoni gdzieś kilkukrotnie, w pewnym momencie daje kluczyki od samochodu Chińczykowi, aby ten wyładował przywiezioną wodę. Przyjeżdża patrol policji, Kaszubski oświadcza, że Chińczycy go przetrzymują i zabrali mu kluczyki od samochodu.
Podobnych sytuacji jest więcej. Ostatecznie Andrzej Kaszubski, według relacji Chińczyków i dokumentu, który nam pokazali, zobowiązał się do wypłaty zaległego wynagrodzenia 20 czerwca 2009 roku. Jednak także wtedy nie wypłaca pieniędzy i znów wzywa policję pod pretekstem "obrony" przed Chińczykami.
- W międzyczasie Kaszubski wycofał także dokumenty Chińczyków ze Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego, bowiem w swoim zaufaniu do niego dali mu kartki podpisane in blanco. Wniosek w urzędzie wygląda, jak gdyby sami prosili o zatrzymanie procedury legalizacji ich pobytu w Polsce, a to nieprawda - nie ma wątpliwości Poznańska.
Wystraszeni, cisi i mocno zabiedzeni mężczyźni mieszkali na terenie nieukończonego domu w Mysłowicach. Nie ma w nim wody, prądu, spali na materacach, jedli to, co rośnie na przydomowym trawniku.
25 czerwca w Mysłowicach zjawiła się Straż Graniczna. Wobec Chińczyków wszczęta została procedura deportacyjna. Obecnie trwają czynności mające ustalić legalność pobytu i pracy obywateli Chin na terenie Polski.