Istnienie klas społecznych często pomijane jest w mediach główno-nurtowych, a jeżeli już pada termin „klasa” trudno nie odnieść wrażenia, że na świeci...
Po raz 44 spotykamy się na łamach anarchistycznego periodyku „Inny Świat”. Tym razem, nieco szerzej, podjęliśmy dwa, a nawet trzy tematy... Niejako te...
Tureckie władze w osobie prezydenta Erdoğana rozpoczęły zmasowaną kampanię prześladowania zamieszkałej w tym kraju mniejszości kurdyjskiej. Wszystko z...
Jak blisko jesteśmy nienawiści Niemców lat trzydziestych do „obcych”? W ostatnią sobotę zorganizowano manifestacje skierowane przeciwko uchodźcom z kr...
Bardzo duża część uchodźców, przedstawianych jako Syryjczycy, jest tak naprawdę Kurdami, zamieszkującymi Syrię. Kurdowie od lat toczą walkę o stworzen...
W nawiązaniu do Pani artykułu z 21 sierpnia br. pt. „Emerytury na razie bez zmian” (http://www.rp.pl/artykul/5,351873_Emerytury_na_razie_bez_zmian.html) i zawartych w nim wypowiedzi niniejszym chciałbym na poruszone zagadnienie spojrzeć z innej perspektywy. Otóż społeczeństwu przekazywany jest taki oto uproszczony przekaz:
- ludzie dłużej żyją,
- rodzi się coraz mniej obywateli,
- społeczeństwo się starzeje,
- zwiększa się liczba emerytów,
- pracujący muszą coraz więcej łożyć na rzecz świadczeniobiorców,
- zjawisko to jest tendencją europejską i w całej Europie wydłuża się wiek emerytalny.
Przy tak niepełnej diagnozie stawiany jest, jak się wydaje na pierwszy rzut oka, jedyny racjonalny wniosek:
- musimy w Polsce wydłużyć wiek emerytalny, zlikwidować możliwość przechodzenia na emeryturę w wieku niższym od powszechnie obowiązującego, bo w przeciwnym przypadku Fundusz Ubezpieczeń Społecznych zbankrutuje, a państwa nie będzie stać na dopłaty do świadczeń społecznych.
Z ubolewaniem stwierdzam, że inne spojrzenie na zagadnienie – z zastosowaniem szerszej diagnozy społecznej – nie przebija się do środków masowego przekazu. Treści zawarte w dotychczasowych publikacjach dotyczących wieku emerytalnego są jednostronne.
Oczywiście, żeby wydawać pieniądze na emerytury trzeba mieć na nie środki finansowe zbierane poprzez składki ubezpieczeniowe i dotacje budżetowe. Oczywiście, byłoby pięknie, gdyby ubezpieczeni pokrywali w pełni wydatki na świadczenia społeczne. Niestety tak nigdzie nie jest i nigdy nie będzie. Miał tego świadomość rząd Jerzego Buzka wprowadzając reformę systemu ubezpieczeń społecznych.
Spójrzmy zatem na wpływy do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Wysokość nominalna wpływów jest uzależniona przede wszystkim od podstawy oskładkowania, czyli od uzyskiwanych zarobków. Im wyższe płace tym większe wpływy. Trzeba zatem podnosić płace, w tym minimalną, uzależnić wysokość składki opłacanej przez osoby prowadzące działalność na własny rachunek od faktycznie uzyskiwanych przychodów, jak ma to miejsce w stosunku do pracowników.
Trzeba także podjąć walkę z szarą strefą. Niektórzy eksperci oceniają, że obroty szarej strefy sięgają rzędu 30% wartości budżetu państwa. A przecież jest tajemnicą poliszynela, że w ramach pracy legalnej w celu, nie boję się użyć tego sformułowania, oszukania fiskusa i ZUS-u deklaruje się niższe płace niż faktycznie wypłaca pracownikowi. Wiąże się z tym także problem zmuszania pracowników do samozatrudnienia, zawierania w miejsce umów o pracę umów cywilno-prawnych.
Ponadto należy znieść ograniczenie wysokości składki emerytalnej do trzydziestokrotności prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej. W sytuacji, gdy prawo do przyszłej emerytury uzależnione ma być tylko od wieku, a jej wysokość od zebranego kapitału, ograniczenie to nie tylko zmniejsza wpływy do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, ale także wpływa na wysokość emerytury.
I tu właśnie dochodzimy do sedna sprawy. W sytuacji bezrobocia i niewystarczającej liczby miejsc pracy oraz wspomnianych wyżej przyczyn może się okazać w praktyce, (a podejrzewam, że takie przypadki będą występowały nagminnie), że osoba mająca 65 czy 67 lat będzie miała udokumentowany staż pracy w ilości kilkunastu lat, a na koncie w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych i otwartym funduszu emerytalnym środki na głodową emeryturę.
Wniosek jest prosty. Nie wiek przyszłego emeryta, lecz staż jego pracy będzie miał decydujące znaczenie na wysokość emerytury. A w naszych warunkach te dwa czynniki niestety mają niewiele ze sobą wspólnego.
W tym stanie sprawy nasuwa się kolejny wniosek. Prawo do emerytury powinni mieć ubezpieczeni bez względu na wiek po przepracowaniu określonej liczby lat np. 40 mężczyźni, 35 lat kobiety. O tym, czy będą dalej pracować powinni decydować sami, a państwo i pracodawcy powinni wprowadzać system zachęt ekonomicznych, aby dalsza praca była opłacalna.
Ktoś może oczywiście zarzucić, że młodszemu emerytowi będzie się wypłacać emeryturę przez dłuższy okres trwania jego życia. Pamiętać należy, że wysokość emerytury także jest uzależniona od tego czynnika. Decydując się na emeryturę w młodszym wieku decyduję się na emeryturę w niższej wysokości.
I wreszcie ostatnia sprawa. O możliwościach finansowych państwa w zakresie wydatków i dochodów na emerytury nie decyduje tylko proporcja między liczbą pracujących a liczbą świadczeniobiorców. Decydujący jest stosunek wysokości zarobków (od nich odprowadzane są składki) do wysokości emerytur. Przy wysokich zarobkach i niskich emeryturach, a takie one będą, może się okazać, że mimo niekorzystnych zmian demograficznych obciążenie jednego pracującego będzie niższe niż obecnie. Natomiast na ewentualne dopłaty do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych państwo miało przygotowywać się od początku reformy poprzez utworzenie Funduszu Rezerwy Demograficznej, na koncie którego, po dziesięciu latach oszczędzania, dzięki decyzjom kolejnych rządów, nie ma środków na pokrycie wydatków na jednomiesięczne emerytury.
Konkludując, nie może liczyć na akceptację związków zawodowych taka polityka, która sprowadza się do tego, że państwo z jednej strony nieudolnie walczy z szarą strefą, umarza długi, obniża składki, nie realizuje własnych ustaw, a następnie brakami w kasie, do których się przyczynili rządzący, uzasadnia konieczność podwyższenia wieku emerytalnego.
Protest przeciwko zawłaszczaniu tegorocznego marszu antyfaszystowskiego 11 listopada przez partię Razem i współpracujące z nią organizacje, podpisaneg...
Manchester Solidarity Federation sprzeciwia się zarówno opcji "in" jak i "out". W sprawie referendum dotyczącego członkostwa w Unii Europejskiej wyraż...
Nie należy jednak zbyt na to liczyć. Można być niemal pewnym, iż żaden uczony nie ośmieli się dziś traktować człowieka tak, jak traktuje królika; trze...
Mówiłem już, gdzie szukać zasadniczej praktycznej przyczyny potężnego jeszcze obecnie oddziaływania wierzeń religijnych na masy ludowe. Owe właściwe i...
W dniach 25-26 czerwca, anarchosyndykaliści spotkali się na konferencji pod Madrytem, by omówić powstanie nowej federacji i utworzenie na nowo anarch...
„Omawiając działalność i rolę anarchistów w rewolucji, Kropotkin powiedział: ‘My, anarchiści rozmawialiśmy dużo o rewolucjach, ale niewielu z nas zost...
Jak się okazuje, kulturalne elity zaczęły dyskutować o warunkach pracy w restauracjach i barach, gdzie są stałymi bywalcami. Pomimo faktu, że wiele sz...
Ad. artykułu w Rzepie
W nawiązaniu do Pani artykułu z 21 sierpnia br. pt. „Emerytury na razie bez zmian” (http://www.rp.pl/artykul/5,351873_Emerytury_na_razie_bez_zmian.html) i zawartych w nim wypowiedzi niniejszym chciałbym na poruszone zagadnienie spojrzeć z innej perspektywy. Otóż społeczeństwu przekazywany jest taki oto uproszczony przekaz:
- ludzie dłużej żyją,
- rodzi się coraz mniej obywateli,
- społeczeństwo się starzeje,
- zwiększa się liczba emerytów,
- pracujący muszą coraz więcej łożyć na rzecz świadczeniobiorców,
- zjawisko to jest tendencją europejską i w całej Europie wydłuża się wiek emerytalny.
Przy tak niepełnej diagnozie stawiany jest, jak się wydaje na pierwszy rzut oka, jedyny racjonalny wniosek:
- musimy w Polsce wydłużyć wiek emerytalny, zlikwidować możliwość przechodzenia na emeryturę w wieku niższym od powszechnie obowiązującego, bo w przeciwnym przypadku Fundusz Ubezpieczeń Społecznych zbankrutuje, a państwa nie będzie stać na dopłaty do świadczeń społecznych.
Z ubolewaniem stwierdzam, że inne spojrzenie na zagadnienie – z zastosowaniem szerszej diagnozy społecznej – nie przebija się do środków masowego przekazu. Treści zawarte w dotychczasowych publikacjach dotyczących wieku emerytalnego są jednostronne.
Oczywiście, żeby wydawać pieniądze na emerytury trzeba mieć na nie środki finansowe zbierane poprzez składki ubezpieczeniowe i dotacje budżetowe. Oczywiście, byłoby pięknie, gdyby ubezpieczeni pokrywali w pełni wydatki na świadczenia społeczne. Niestety tak nigdzie nie jest i nigdy nie będzie. Miał tego świadomość rząd Jerzego Buzka wprowadzając reformę systemu ubezpieczeń społecznych.
Spójrzmy zatem na wpływy do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Wysokość nominalna wpływów jest uzależniona przede wszystkim od podstawy oskładkowania, czyli od uzyskiwanych zarobków. Im wyższe płace tym większe wpływy. Trzeba zatem podnosić płace, w tym minimalną, uzależnić wysokość składki opłacanej przez osoby prowadzące działalność na własny rachunek od faktycznie uzyskiwanych przychodów, jak ma to miejsce w stosunku do pracowników.
Trzeba także podjąć walkę z szarą strefą. Niektórzy eksperci oceniają, że obroty szarej strefy sięgają rzędu 30% wartości budżetu państwa. A przecież jest tajemnicą poliszynela, że w ramach pracy legalnej w celu, nie boję się użyć tego sformułowania, oszukania fiskusa i ZUS-u deklaruje się niższe płace niż faktycznie wypłaca pracownikowi. Wiąże się z tym także problem zmuszania pracowników do samozatrudnienia, zawierania w miejsce umów o pracę umów cywilno-prawnych.
Ponadto należy znieść ograniczenie wysokości składki emerytalnej do trzydziestokrotności prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej. W sytuacji, gdy prawo do przyszłej emerytury uzależnione ma być tylko od wieku, a jej wysokość od zebranego kapitału, ograniczenie to nie tylko zmniejsza wpływy do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, ale także wpływa na wysokość emerytury.
I tu właśnie dochodzimy do sedna sprawy. W sytuacji bezrobocia i niewystarczającej liczby miejsc pracy oraz wspomnianych wyżej przyczyn może się okazać w praktyce, (a podejrzewam, że takie przypadki będą występowały nagminnie), że osoba mająca 65 czy 67 lat będzie miała udokumentowany staż pracy w ilości kilkunastu lat, a na koncie w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych i otwartym funduszu emerytalnym środki na głodową emeryturę.
Wniosek jest prosty. Nie wiek przyszłego emeryta, lecz staż jego pracy będzie miał decydujące znaczenie na wysokość emerytury. A w naszych warunkach te dwa czynniki niestety mają niewiele ze sobą wspólnego.
W tym stanie sprawy nasuwa się kolejny wniosek. Prawo do emerytury powinni mieć ubezpieczeni bez względu na wiek po przepracowaniu określonej liczby lat np. 40 mężczyźni, 35 lat kobiety. O tym, czy będą dalej pracować powinni decydować sami, a państwo i pracodawcy powinni wprowadzać system zachęt ekonomicznych, aby dalsza praca była opłacalna.
Ktoś może oczywiście zarzucić, że młodszemu emerytowi będzie się wypłacać emeryturę przez dłuższy okres trwania jego życia. Pamiętać należy, że wysokość emerytury także jest uzależniona od tego czynnika. Decydując się na emeryturę w młodszym wieku decyduję się na emeryturę w niższej wysokości.
I wreszcie ostatnia sprawa. O możliwościach finansowych państwa w zakresie wydatków i dochodów na emerytury nie decyduje tylko proporcja między liczbą pracujących a liczbą świadczeniobiorców. Decydujący jest stosunek wysokości zarobków (od nich odprowadzane są składki) do wysokości emerytur. Przy wysokich zarobkach i niskich emeryturach, a takie one będą, może się okazać, że mimo niekorzystnych zmian demograficznych obciążenie jednego pracującego będzie niższe niż obecnie. Natomiast na ewentualne dopłaty do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych państwo miało przygotowywać się od początku reformy poprzez utworzenie Funduszu Rezerwy Demograficznej, na koncie którego, po dziesięciu latach oszczędzania, dzięki decyzjom kolejnych rządów, nie ma środków na pokrycie wydatków na jednomiesięczne emerytury.
Konkludując, nie może liczyć na akceptację związków zawodowych taka polityka, która sprowadza się do tego, że państwo z jednej strony nieudolnie walczy z szarą strefą, umarza długi, obniża składki, nie realizuje własnych ustaw, a następnie brakami w kasie, do których się przyczynili rządzący, uzasadnia konieczność podwyższenia wieku emerytalnego.
Jan Guz
Przewodniczący OPZZ