Dodaj nową odpowiedź

To ja byłem osobą, która

To ja byłem osobą, która przekazała Ci informację o tym, że już nie pracujesz. Także ja byłem osobą, która w sumie najbardziej napierała na to by Cię przyjąć na okres próbny.
I przyszło mi z wielkim trudem poinformować Cię o tym, że "padło na Ciebie" - dość niezręczne sformułowanie, z nieomal paraliżującego strachu, że coś robię źle, że popełniam błąd, że robię coś nieodwołalnego i to być może jest błąd - i przede wszystkim, że podejmuję (w imieniu całej czwórki Zarządu Fundacji) pewną "techniczną" decyzję która jednak dotyczy konkretnej osoby, osoby, z którą siłą rzeczy przez dwa miesiące jakoś się zżyłem, choć oczywiście nie można tu mówić o zażyłości, o żadnej przyjaźni czy innym bliższym stosunku. W każdym razie taki gest - zwolnienie pracownika/pracownicy - a czyniłem to po raz drugi w bardzo krótkim czasie - odczułem jako rodzaj cichej zbrodni na jakimś moim bardzo wewnętrznym i głębokim przeczuciu rozkoszy stadnego współżycia. Nie tak chciałem budować Falanster (w kontekście szerszym - nie w kontekście kawiarni). Ale dochodzą pewne realia - rynku (czynsze, płatności za towar), osobistego zaangażowania (sama powiedziałaś coś w rodzaju, że w tej pracy trzeba się uśmiechać do klientów - czego swoją droga nie czyniłaś zbyt nagminnie i czego Ci nikt nie zarzuca, ale co też było tak naprawdę Twoim osobistym wycofaniem się z tej przygody, która zakłada właśnie kontakt z klientem - Falanster nie jest taśmą produkcyjną, gdzie odbębniasz dniówkę i idziesz do swoich spraw, szukaliśmy tam ludzi chcących faktycznie to miejsce z nami współtworzyć) oraz naszego totalnego początkowego zagubienia w sprawach biurokratyczno-remontowo-organizacyjnych. Łatwo jest krytykować wszystkie nasze niedociągnięcia w stosunku do Ciebie - ale jesteśmy raptem ludźmi, czasem skonfliktowanymi również wewnętrznie (wewnątrz Zarządu), czasem po prostu niedogadanymi między sobą, czasem nie znającymi na coś odpowiedzi czy rady, czasem nie zauważający jakiegoś istotnego problemu - i w całej tej gmatwaninie mocno chwilami pogubionymi.
To prawda, mogliśmy umówić się na okres wypowiedzenia, pomijając nawet fakt że z założenia byłaś przyjęta na okres próbny. Nikt na to nie wpadł choć mogli wszyscy. Ale co tu ma do rzeczy Twoja osobista frustracja, Twoje trzyletnie poszukiwanie sensownej pracy - też pracowałem w gównianych miejscach za gówniane pieniądze, a często nawet nie chciano mnie do gównianej pracy przyjąć i nie jest to argumentem nigdy i nigdzie. I rozumiem tę frustrację, ale używać jej obok oskarżeń o nasze wobec Ciebie zachowanie jest nie w porządku. Zabieranie głosu publicznie bez ani cienia osobistej uwagi z Twojej strony także uważam za krzywdzące - odeszłaś, powiedziałaś że spodziewałaś się zwolnienia, że nie ma problemu, być może mówiąc to chciałaś wyratować mnie z mojej osobistej frustracji (tego, że Cię zwalniam), a być może zagrałaś miłą niezbyt zmartwioną dziewczynę bo w końcu życie i tak jest gówniane. Nie wiem. Czułem w każdym razie wtedy w Tobie jakąś przychylność i to był jakiś cień usprawiedliwienia.
No więc jeśli założyć pewien czysty schemat postępowania międzyludzkiego to to nasze rozstanie nie było czyste - i to tak naprawdę ja byłem ta słabą stroną, stroną skazaną na moralną klęskę. Choć to z drugiej strony ja jako "silniejszy" decydowałem o Twoim chwilowym (!) materialnym niepowodzeniu. No cóż - nie wiadomo, którą rolę wybrać.
W każdym razie nie mam wytłumaczenia i nie chcę się w żaden sposób wybielać, ale jeśli do tak osobistej sytuacji, relacji (nie przyjęliśmy Cię do korporacji gdzie pracuje się bezimiennie - a jeśli tak to traktowałaś to przejechaliśmy się na tym wszyscy) wpieprza się cały tabun orędowników praw pracowniczych to uważam to za GRUBE NIEPOROZUMIENIE. To jest myślenie totalitarne gdzie każdy ludzki błąd (grzech, niesubordynacja, niedopatrzenie, egoizm) w działaniu grozi totalną katastrofą osobistą. W tej sytuacji naprawdę nie było potrzeba pośredników ani obserwatorów - wystarczyło (tym bardziej że jesteś osobą jak się okazuje bardzo świadomą natury relacji pracownik - pracodawca oraz ustawodawstwa okolicznego) choć w minimalny sposób zaistnieć w całej tej relacji osobiście - czy to w ramach wypełniania obowiązków pracowniczych czy to w chwili rozstania czy tez później, kiedy coraz bardziej zaczynał Ci Falanster nie współgrać z pierwotną wizją. I jeśli nie odpowiada Ci zaangażowanie osobiste to chyba nie mamy w ogóle co mówić o kolektywizmie i lewicowych wizjach świata. Możemy co najwyżej mówić o podróży sfrustrowanej duszy (i ciała) przez wrogi świat, w którym żadne uczciwe formy współistnienia nie są możliwe - bo takie jest zdaje się Twoje podejście, to wynika z tego co napisałaś - i smutek starszej pani że nie otwieramy sklepu spożywczego, tak dla Ciebie wymowny jest smutkiem który podzielam o tyle że zaczynam współorganizować cykliczne ekobazary. Możesz powiedzieć że to impreza dla japiszonów (drogie żarcie) a nie dla owej starszej pani - ale ja nie otworzę dyskontu z tanią żywnością dopóki nie zniknie problem złej żywności (a co za tym idzie problem korporacji, dumpingu, przemysłowej uprawy roślin i przemysłowej hodowli zwierząt, wyzysku pracowników, bezrobocia na wsiach i tak dalej, i tak dalej) - jedyne co obecnie umiem w tej dziedzinie zrobić realnego to to właśnie wymierne działanie które ma (mam nadzieję) oprócz działania w praktyce jakiś wymiar edukacyjny. Ciekaw jestem zresztą Twojego kroku naprzeciwko smutkowi wspomnianej starszej pani. A może ważna jest dla Ciebie tylko jako końcowa metafora tekstu? Z której to zresztą metafory wynika chyba, że Falanster to działanie, z którym się nie zgadzasz - co jest tak naprawdę kolejnym nie wypowiedzianym wprost z Twojej strony głosem "zwalniam się."
Wątek ekobazaru to jeden z setki wątków, które w ramach działania Falansteru chcemy poruszyć, pchnąć do przodu, ale Ty wolisz te działania odczytywać w kontekście chaosu myśli po kolejnych przeczytanych lekturach - ja oraz moi współpracownicy (i zaangażowani przyjaciele i znajomi) wolimy ryzykować z realnym miejscem, przy współtworzeniu którego popełnimy pewnie jeszcze niejeden gruby błąd.
Jest mi cholernie przykro, że z jednej strony lewicowy światek tak łatwo wyciąga swoje srogie wnioski, i że z drugiej strony Ty zamykasz się w sobie i swym gronie ze swym "nieszczęściem" nie zakładając, że po drugiej stronie są też ludzie i też mają uczucia czy problemy - i pewnie na forum wśród lewicowych myślicieli można popłynąć w odpersonalizowaniu całej tej niejednoznacznej sytuacji i wyciągnąć proste i obnażające wielką niesprawiedliwość naszą wnioski.
Mariusz Sibila

Odpowiedz



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.