Istnienie klas społecznych często pomijane jest w mediach główno-nurtowych, a jeżeli już pada termin „klasa” trudno nie odnieść wrażenia, że na świeci...
Po raz 44 spotykamy się na łamach anarchistycznego periodyku „Inny Świat”. Tym razem, nieco szerzej, podjęliśmy dwa, a nawet trzy tematy... Niejako te...
Tureckie władze w osobie prezydenta Erdoğana rozpoczęły zmasowaną kampanię prześladowania zamieszkałej w tym kraju mniejszości kurdyjskiej. Wszystko z...
Jak blisko jesteśmy nienawiści Niemców lat trzydziestych do „obcych”? W ostatnią sobotę zorganizowano manifestacje skierowane przeciwko uchodźcom z kr...
Bardzo duża część uchodźców, przedstawianych jako Syryjczycy, jest tak naprawdę Kurdami, zamieszkującymi Syrię. Kurdowie od lat toczą walkę o stworzen...
Czytelnik CIA (niezweryfikowane), Śro, 2009-10-28 04:29
Niezrozumiałe jest to powoływanie się na prawa pracownicze w kontekście sytuacji, kiedy wszystkim sześciu osobom zostało jasno na początku zakomunikowane: "Nie jesteśmy jeszcze gotowi. Wchodzicie w pewien etap budowy tego miejsca. A przede wszystkim nie przyjmiemy was wszystkich. Chcemy wybrać z Was najlepszych." Może nie za fajna praktyka (trudno tu mówić zresztą o praktyce w naszym przypadku) - ale wszyscy się na nią zgodzili, wszyscy potraktowali to jako w pewnym sensie kolejny etap rekrutacji. Owszem, można czepiać się, że taka praktyka powszechna jest w przypadku wielu "brzydkich" firm, które wysługują się pracą stażystów, ludzi na podstawie kilkumiesięcznych umów o pracę czy korzystają z usług firm outsourcingowych, et cetera, et cetera - ale trzeba naprawdę wiele złej woli, aby z takim zaangażowaniem wypisywać tekst, że "takie rzeczy nie dzieją się nawet w Biedronce".
Powtarzam - był to układ. Układ na który wszyscy poszli, a jeśli zwolniona pracownica nic o tym nie wiedziała, to podczas decydujących rozmów musiała myśleć o czym innym i nie słyszeć co się do niej mówi.
Czy ten układ był w porządku - to już sprawa tylko tych którzy do niego przystąpili - w pewnym sensie sprawa prywatna.
Trudno też mieć jakikolwiek krytyczny stosunek do swego postępowania jako pracodawcy jeśli ze strony pracownicy nie pada ani jedno słowo żalu, pretensji, propozycji. Jeśli pracownik nie będzie kreatywny i nie będzie wywalczał sobie praw pozostanie bierną istotą za barem. A to żadnemu pracodawcy, czy to krwiopijcy czy to członkowi społecznie zaangażowanej fundacji nie daje zbyt wiele gruntu do refleksji.
Po co więc te wszystkie szczekacko-intelektualne wygibasy? Po to tylko żebyśmy się, pokrzywdzeni, okopali i utwierdzali we własnym? Bez sensu.
Mariusz Sibila
Protest przeciwko zawłaszczaniu tegorocznego marszu antyfaszystowskiego 11 listopada przez partię Razem i współpracujące z nią organizacje, podpisaneg...
Manchester Solidarity Federation sprzeciwia się zarówno opcji "in" jak i "out". W sprawie referendum dotyczącego członkostwa w Unii Europejskiej wyraż...
Nie należy jednak zbyt na to liczyć. Można być niemal pewnym, iż żaden uczony nie ośmieli się dziś traktować człowieka tak, jak traktuje królika; trze...
Mówiłem już, gdzie szukać zasadniczej praktycznej przyczyny potężnego jeszcze obecnie oddziaływania wierzeń religijnych na masy ludowe. Owe właściwe i...
W dniach 25-26 czerwca, anarchosyndykaliści spotkali się na konferencji pod Madrytem, by omówić powstanie nowej federacji i utworzenie na nowo anarch...
„Omawiając działalność i rolę anarchistów w rewolucji, Kropotkin powiedział: ‘My, anarchiści rozmawialiśmy dużo o rewolucjach, ale niewielu z nas zost...
Jak się okazuje, kulturalne elity zaczęły dyskutować o warunkach pracy w restauracjach i barach, gdzie są stałymi bywalcami. Pomimo faktu, że wiele sz...
Niezrozumiałe jest to
Niezrozumiałe jest to powoływanie się na prawa pracownicze w kontekście sytuacji, kiedy wszystkim sześciu osobom zostało jasno na początku zakomunikowane: "Nie jesteśmy jeszcze gotowi. Wchodzicie w pewien etap budowy tego miejsca. A przede wszystkim nie przyjmiemy was wszystkich. Chcemy wybrać z Was najlepszych." Może nie za fajna praktyka (trudno tu mówić zresztą o praktyce w naszym przypadku) - ale wszyscy się na nią zgodzili, wszyscy potraktowali to jako w pewnym sensie kolejny etap rekrutacji. Owszem, można czepiać się, że taka praktyka powszechna jest w przypadku wielu "brzydkich" firm, które wysługują się pracą stażystów, ludzi na podstawie kilkumiesięcznych umów o pracę czy korzystają z usług firm outsourcingowych, et cetera, et cetera - ale trzeba naprawdę wiele złej woli, aby z takim zaangażowaniem wypisywać tekst, że "takie rzeczy nie dzieją się nawet w Biedronce".
Powtarzam - był to układ. Układ na który wszyscy poszli, a jeśli zwolniona pracownica nic o tym nie wiedziała, to podczas decydujących rozmów musiała myśleć o czym innym i nie słyszeć co się do niej mówi.
Czy ten układ był w porządku - to już sprawa tylko tych którzy do niego przystąpili - w pewnym sensie sprawa prywatna.
Trudno też mieć jakikolwiek krytyczny stosunek do swego postępowania jako pracodawcy jeśli ze strony pracownicy nie pada ani jedno słowo żalu, pretensji, propozycji. Jeśli pracownik nie będzie kreatywny i nie będzie wywalczał sobie praw pozostanie bierną istotą za barem. A to żadnemu pracodawcy, czy to krwiopijcy czy to członkowi społecznie zaangażowanej fundacji nie daje zbyt wiele gruntu do refleksji.
Po co więc te wszystkie szczekacko-intelektualne wygibasy? Po to tylko żebyśmy się, pokrzywdzeni, okopali i utwierdzali we własnym? Bez sensu.
Mariusz Sibila