Istnienie klas społecznych często pomijane jest w mediach główno-nurtowych, a jeżeli już pada termin „klasa” trudno nie odnieść wrażenia, że na świeci...
Po raz 44 spotykamy się na łamach anarchistycznego periodyku „Inny Świat”. Tym razem, nieco szerzej, podjęliśmy dwa, a nawet trzy tematy... Niejako te...
Tureckie władze w osobie prezydenta Erdoğana rozpoczęły zmasowaną kampanię prześladowania zamieszkałej w tym kraju mniejszości kurdyjskiej. Wszystko z...
Jak blisko jesteśmy nienawiści Niemców lat trzydziestych do „obcych”? W ostatnią sobotę zorganizowano manifestacje skierowane przeciwko uchodźcom z kr...
Bardzo duża część uchodźców, przedstawianych jako Syryjczycy, jest tak naprawdę Kurdami, zamieszkującymi Syrię. Kurdowie od lat toczą walkę o stworzen...
Nie wiem, skąd ta obawa, że dostawcy Internetu będą ograniczać dostęp tylko do wybranych stron?
Obecnie prawo w Polsce nie zabrania dostawcom Internetu świadczenia wyłącznie takiej "ograniczonej" usługi dostępowej, a jednak tego nie robią - ba, niektórzy z nich sprzedają obok normalnego dostępu opcję dostępu filtrowanego jako dodatkowy bonus (np. Dialog - "Strażnik Dostępu") i część abonentów za to płaci!
"Siedzę" w tej branży (pracuję w firmie telekomunikacyjnej) i proszę mi uwierzyć, że dostawca dostępu do Internetu nie ma żadnego interesu w ograniczaniu wszystkim dostępu tylko do wybranych stron. Technicznie jest to skomplikowane i wymaga zainwestowania w sprzęt i oprogramowanie, na które nie każdego providera stać. A w przypadku providerów największych, obsługujących setki tysięcy lub miliony abonentów, koszty są bardzo wysokie. Jeśli dostawca usługi decyduje się zainwestować w coś takiego, to jedynie z myślą, że będzie na tym dodatkowo zarabiał, sprzedając to jako dodatkowy bonus (np. ludziom, którzy boją się, że ich dzieci będą wchodziły na "niebezpieczne" strony albo pracodawcom, którzy nie chcą, by ich pracownicy tracili w pracy czas na surfowanie np. po Naszej-Klasie).
Ponadto Internet jest powiązany siecią hyperlinków. Nie można go porównywać do telewizji, gdzie każdy kanał stanowi zamkniętą całość. Jaki miałoby sens ograniczenie usługi tylko do np. wybranych największych portali, jeśli znajdują się na nich odnośniki do stron zewnętrznych (a często treści - np. reklama - zaciągane są również z zewnątrz)? Takie coś miałoby sens tylko w przypadku, gdyby portal stanowił zamkniętą całość - wtedy owszem, mogę sobie wyobrazić, że np. przekształcony w taki sposób Onet mógłby zacząć oferować "Onet-dostęp" tylko do własnych stron. Ale byłby to jeden dostawca w morzu innych. Na rynku dostępu do Internetu istnieje duża konkurencja i providerzy na ogół nie są powiązani z dostawcami treści internetowych. Więc ci, co by chcieli kupowaliby "Onet-dostęp" po obniżonej w stosunku do standardowej cenie, a reszta kupowałaby dostęp niefiltrowany od innych dostawców.
Gdyby teraz jakiś provider postanowił, że będzie oferował dostęp wyłącznie filtrowany, oznaczałoby to dla niego utratę większości klientów, którzy poszliby do konkurencji. Bo dla większości klientów dostęp otwarty jest bardziej wartościowy od filtrowanego (owszem, dla mniejszości może być odwrotnie - i oni za filtrowanie dodatkowo płacą). W interesie usługodawcy jest sprzedawanie za tę samą cenę usługi bardziej wartościowej niż mniej wartościowej od konkurentów. Co innego, gdyby istniał tylko jeden monopolistyczny dostawca dostępu - ale tak nie jest.
Tak, że obawa przed tym, że sami providerzy będą ograniczać dostęp nie ma podstaw. Co innego obawa przed ograniczaniem dostępu przez państwo. W tej chwili przygotowywany jest projekt ustawy mającej wprowadzić Rejestr Stron i Usług Niedozwolonych, do którego strony i usługi miałyby być wpisywane na żądanie policji i służb specjalnych (na początek zawierające treści uznane za "propagujące faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa"; "pornograficzne z udziałem małoletniego, treści pornograficzne związane z prezentowaniem przemocy lub posługiwaniem się zwierzęciem, treści pornograficzne zawierające wytworzony lub przetworzony wizerunek małoletniego uczestniczącego w czynności seksualnej"; "których prezentowanie umożliwia podstępne wprowadzenie w błąd, w celu osiągnięcia korzyści majątkowych, poprzez wyłudzenie informacji mogących służyć do dokonania operacji finansowych bez zgody dysponenta środków finansowych"; "stanowiące niedozwoloną reklamę lub promocję albo informowanie o sponsorowaniu w rozumieniu ustawy z dnia o grach hazardowych lub umożliwiające urządzanie gier hazardowych bez udzielonego zezwolenia lub uczestniczenie w tych grach" - ale ABW już chce rozszerzenia tego o treści "znieważające symbole narodowe RP lub innego państwa sojuszniczego" i "propagujące nienawiść na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych"), a providerzy musieliby przymusowo blokować do nich dostęp. Ani użytkownikom Internetu, ani providerom nie przysługiwałaby procedura odwoławcza, a dostawcy treści mogliby łaskawie odwołać się do tego samego organu, który nakazał blokowanie (np. ABW), a potem do sądu administracyjnego - jeśli mieliby dokument potwierdzający ich tytuł prawny do strony. (Nawiasem mówiąc providerom ta idea się nie podoba właśnie z uwagi na konieczność poniesienia dodatkowych kosztów (bez przepuszczania wszystkiego przez proxy nie da się zablokować dostępu do konkretnych URL bez blokowania niechcący innych - a przy dużym ruchu w grę wchodzą tu kosztowne rozwiązania sprzętowe), jak również dlatego, że użytkownicy będą mogli i tak to omijać korzystając z TOR czy anonimowych proxy w Internecie - a provider być może będzie za to odpowiadał).
Na swojej stronie zamieściłem apel o przeciwstawienie się temu pomysłowi z analizą proponowanych rozwiązań, tam też są linki do projektu ustawy i dodatkowego pomysłu ABW: http://sierp.libertarianizm.pl/?p=199. Wrzuciłem go też tutaj, ale jakoś nie zostało zatwierdzone. Moim zdaniem jest to niebezpieczeństwo dużo bardziej realne niż ograniczanie dostępu z inicjatywy samych usługodawców, więc warto się tym pilnie zainteresować.
Protest przeciwko zawłaszczaniu tegorocznego marszu antyfaszystowskiego 11 listopada przez partię Razem i współpracujące z nią organizacje, podpisaneg...
Manchester Solidarity Federation sprzeciwia się zarówno opcji "in" jak i "out". W sprawie referendum dotyczącego członkostwa w Unii Europejskiej wyraż...
Nie należy jednak zbyt na to liczyć. Można być niemal pewnym, iż żaden uczony nie ośmieli się dziś traktować człowieka tak, jak traktuje królika; trze...
Mówiłem już, gdzie szukać zasadniczej praktycznej przyczyny potężnego jeszcze obecnie oddziaływania wierzeń religijnych na masy ludowe. Owe właściwe i...
W dniach 25-26 czerwca, anarchosyndykaliści spotkali się na konferencji pod Madrytem, by omówić powstanie nowej federacji i utworzenie na nowo anarch...
„Omawiając działalność i rolę anarchistów w rewolucji, Kropotkin powiedział: ‘My, anarchiści rozmawialiśmy dużo o rewolucjach, ale niewielu z nas zost...
Jak się okazuje, kulturalne elity zaczęły dyskutować o warunkach pracy w restauracjach i barach, gdzie są stałymi bywalcami. Pomimo faktu, że wiele sz...
Ograniczać dostęp jak na razie chce rząd!
Nie wiem, skąd ta obawa, że dostawcy Internetu będą ograniczać dostęp tylko do wybranych stron?
Obecnie prawo w Polsce nie zabrania dostawcom Internetu świadczenia wyłącznie takiej "ograniczonej" usługi dostępowej, a jednak tego nie robią - ba, niektórzy z nich sprzedają obok normalnego dostępu opcję dostępu filtrowanego jako dodatkowy bonus (np. Dialog - "Strażnik Dostępu") i część abonentów za to płaci!
"Siedzę" w tej branży (pracuję w firmie telekomunikacyjnej) i proszę mi uwierzyć, że dostawca dostępu do Internetu nie ma żadnego interesu w ograniczaniu wszystkim dostępu tylko do wybranych stron. Technicznie jest to skomplikowane i wymaga zainwestowania w sprzęt i oprogramowanie, na które nie każdego providera stać. A w przypadku providerów największych, obsługujących setki tysięcy lub miliony abonentów, koszty są bardzo wysokie. Jeśli dostawca usługi decyduje się zainwestować w coś takiego, to jedynie z myślą, że będzie na tym dodatkowo zarabiał, sprzedając to jako dodatkowy bonus (np. ludziom, którzy boją się, że ich dzieci będą wchodziły na "niebezpieczne" strony albo pracodawcom, którzy nie chcą, by ich pracownicy tracili w pracy czas na surfowanie np. po Naszej-Klasie).
Ponadto Internet jest powiązany siecią hyperlinków. Nie można go porównywać do telewizji, gdzie każdy kanał stanowi zamkniętą całość. Jaki miałoby sens ograniczenie usługi tylko do np. wybranych największych portali, jeśli znajdują się na nich odnośniki do stron zewnętrznych (a często treści - np. reklama - zaciągane są również z zewnątrz)? Takie coś miałoby sens tylko w przypadku, gdyby portal stanowił zamkniętą całość - wtedy owszem, mogę sobie wyobrazić, że np. przekształcony w taki sposób Onet mógłby zacząć oferować "Onet-dostęp" tylko do własnych stron. Ale byłby to jeden dostawca w morzu innych. Na rynku dostępu do Internetu istnieje duża konkurencja i providerzy na ogół nie są powiązani z dostawcami treści internetowych. Więc ci, co by chcieli kupowaliby "Onet-dostęp" po obniżonej w stosunku do standardowej cenie, a reszta kupowałaby dostęp niefiltrowany od innych dostawców.
Gdyby teraz jakiś provider postanowił, że będzie oferował dostęp wyłącznie filtrowany, oznaczałoby to dla niego utratę większości klientów, którzy poszliby do konkurencji. Bo dla większości klientów dostęp otwarty jest bardziej wartościowy od filtrowanego (owszem, dla mniejszości może być odwrotnie - i oni za filtrowanie dodatkowo płacą). W interesie usługodawcy jest sprzedawanie za tę samą cenę usługi bardziej wartościowej niż mniej wartościowej od konkurentów. Co innego, gdyby istniał tylko jeden monopolistyczny dostawca dostępu - ale tak nie jest.
Tak, że obawa przed tym, że sami providerzy będą ograniczać dostęp nie ma podstaw. Co innego obawa przed ograniczaniem dostępu przez państwo. W tej chwili przygotowywany jest projekt ustawy mającej wprowadzić Rejestr Stron i Usług Niedozwolonych, do którego strony i usługi miałyby być wpisywane na żądanie policji i służb specjalnych (na początek zawierające treści uznane za "propagujące faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa"; "pornograficzne z udziałem małoletniego, treści pornograficzne związane z prezentowaniem przemocy lub posługiwaniem się zwierzęciem, treści pornograficzne zawierające wytworzony lub przetworzony wizerunek małoletniego uczestniczącego w czynności seksualnej"; "których prezentowanie umożliwia podstępne wprowadzenie w błąd, w celu osiągnięcia korzyści majątkowych, poprzez wyłudzenie informacji mogących służyć do dokonania operacji finansowych bez zgody dysponenta środków finansowych"; "stanowiące niedozwoloną reklamę lub promocję albo informowanie o sponsorowaniu w rozumieniu ustawy z dnia o grach hazardowych lub umożliwiające urządzanie gier hazardowych bez udzielonego zezwolenia lub uczestniczenie w tych grach" - ale ABW już chce rozszerzenia tego o treści "znieważające symbole narodowe RP lub innego państwa sojuszniczego" i "propagujące nienawiść na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych"), a providerzy musieliby przymusowo blokować do nich dostęp. Ani użytkownikom Internetu, ani providerom nie przysługiwałaby procedura odwoławcza, a dostawcy treści mogliby łaskawie odwołać się do tego samego organu, który nakazał blokowanie (np. ABW), a potem do sądu administracyjnego - jeśli mieliby dokument potwierdzający ich tytuł prawny do strony. (Nawiasem mówiąc providerom ta idea się nie podoba właśnie z uwagi na konieczność poniesienia dodatkowych kosztów (bez przepuszczania wszystkiego przez proxy nie da się zablokować dostępu do konkretnych URL bez blokowania niechcący innych - a przy dużym ruchu w grę wchodzą tu kosztowne rozwiązania sprzętowe), jak również dlatego, że użytkownicy będą mogli i tak to omijać korzystając z TOR czy anonimowych proxy w Internecie - a provider być może będzie za to odpowiadał).
Na swojej stronie zamieściłem apel o przeciwstawienie się temu pomysłowi z analizą proponowanych rozwiązań, tam też są linki do projektu ustawy i dodatkowego pomysłu ABW: http://sierp.libertarianizm.pl/?p=199. Wrzuciłem go też tutaj, ale jakoś nie zostało zatwierdzone. Moim zdaniem jest to niebezpieczeństwo dużo bardziej realne niż ograniczanie dostępu z inicjatywy samych usługodawców, więc warto się tym pilnie zainteresować.