Dodaj nową odpowiedź

Wrogość klasowa a rasizm czyli przemyślenia z frontu walki (towarzyskiej?)

Prawa pracownika | Publicystyka

I wear the black for the poor and the beaten down,
Livin' in the hopeless, hungry side of town

JOHNNY CASH

Do napisania tego artykułu nie skłoniły mnie abstrakcyjne przemyślenia, lecz ropiejąca we wrocławskim środowisku i powracająca na CIA sprawa kawiarni Falanster. Warto zaznaczyć, że piszę ten tekst w przededniu mediacji, która ma cały konflikt zakończyć i robię to bardzo świadomie. Niech będzie on podsumowaniem tego etapu konfliktu pracowniczego. Ponieważ właśnie – i tu dochodzimy do sedna, jest to konflikt między pracownikami i pracodawcami, czyli konflikt klasowy w ścisłym sensie. Towarzyska zupa, w której pływa, była jest i będzie dla mnie drugorzędna, aczkolwiek to właśnie jej całe danie zawdzięcza swój wyjątkowy smak.

Doczekałem się już krytyki całej sytuacji (i w rzeczy samej idei konfliktu klasowego), poprzez cytowanie Foucaulta. Cytat, o którym mówię, przytoczony został pod dyskusją o kolejnym wydaniu Altergodziny (ta dyskusja to był jeden z „przerzutów” pokazujący, że choroba toczy już całe ciało), a pokazuje pewien styl myślenia o walce klas, który daje o sobie znać bardzo często w dyskusjach z liberałami i prawicą. Chętnie go zatem bliżej omówię. Najpierw jednak przybliżę (skrótowo) całą sprawę z naszej perspektywy, która, jak słusznie zauważają tak nasi zwolennicy jak krytycy, jest klasyczną perspektywą walki klas.

Klasa czyli relacja
Otóż podzieliła się z nami swoim problemem pracownica, która czuła się pokrzywdzona przez swoich pracodawców, zatrudniających ją w kawiarni, księgarni i sklepie z produktami fair-trade „Falanster”. Wkrótce okazało się, że nie jest ona jedyną osobą, która czuje się oszukana przez osoby prowadzące lokal. Zarzuty pod adresem pracodawców były właściwie podręcznikowym przykładem konfliktu w miejscu pracy, a zwłaszcza w gastronomii.

Klasycy nauczają nas, że ludzie dzielą się na klasy ze względu na swój stosunek do środków produkcji. Rozwinięty kapitalizm cechuje się istnieniem dwóch klas – proletariatu, który posiada jedynie siłę swoich mięśni i swojej głowy i jest zmuszony ją sprzedawać na zasadach rynkowych w zamian za środki utrzymania oraz burżuazję, która posiada środki produkcji (lokale, maszyny itp.) i potrzebuje siły mięśni i głów proletariuszy, by wprawić je w ruch. Burżuazja jest w oczywisty sposób zainteresowana tym, aby proletariusze produkowali jak najwięcej jak najmniejszym kosztem, ma ona więc interesy przeciwne do proletariatu. To są właśnie stosunki produkcji. Kultura i prawo, a zwłaszcza prawne regulacje dotyczące własności są elementem nadbudowy, która ma zabezpieczać na poziomie świadomości interesy burżuazji (świadomość panująca to świadomość klasy panującej). To oznacza, że osoby które dysponują środkami produkcji i zatrudniają pracowników najemnych celem ich wprawienia w ruch, są burżujami niezależnie od tego jak identyfikują się same, jak są nazywane przez pracowników i pracownice, czy wreszcie jak sprawa wygląda „w świetle prawa”, które jest powołane tylko po to, by zabezpieczyć interesy klasy panującej.

Robotnik, który prowadzi własną firmę, ale w rzeczywistości jest zależny od IKEI, czy innego swojego pracodawcy, który kontroluje środki produkcji NIE JEST prywatnym przedsiębiorcą, lecz po prostu robotnikiem, jego status przedsiębiorcy jest jedynie elementem nadbudowy. Własność w ogóle nie jest kwestią prawa, lecz praktyki. Jeśli robotnica jest formalnie posiadaczką części jakiegoś przedsiębiorstwa, lecz w praktyce go nie kontroluje (np. posiada kilka akcji lub symbolicznie jest „współwłaścicielką” dóbr kontrolowanych przez państwo) w rzeczywistości nie posiada nic. Dokładnie z tego samego powodu nie ma znaczenia, czy zatrudnia nas koncern Toyota, państwo lub któraś z jego agend, partia, czy organizacja pozarządowa, jak fundacja. Zawsze możemy wskazać osoby, które niezależnie od status prawnego kontrolują dany czynnik produkcji (np. ekspres do kawy) oraz osoby, które faktycznie go obsługują w zamian za wynagrodzenie. Teoria i praktyka pokazuje, że te dwie grupy zawsze mają interes sprzeczny. Faktyczny właściciel ekspresu do kawy chce wyprodukować jak najwięcej kaw jak najmniejszym kosztem, robotnica chce zarobić jak najwięcej najmniejszym nakładem pracy. Pamiętać należy, że formą wynagrodzenia są nie tylko pieniądze, ale też świadczenia społeczne (ubezpieczenia), urlopy itd.

Maskowanie sprzeczności tych interesów, wytwarzanie przyjaznej atmosfery w pracy itp. służy zazwyczaj maksymalizacji wyzysku, czyli pracy jaką robotnik lub robotnica wykonuje bez wynagrodzenia. Wytworzenie poczucia wspólnoty między pracownikiem a pracodawcą sprawia, że robotnik czuje się „współodpowiedzialny” za biznes, który przynosi zyski jego pracodawcy i wkłada w niego więcej pracy otrzymując takie samo wynagrodzenie (mistrzostwo w tej strategii osiągają zwłaszcza organizacje pozarządowe, które wykorzystują etos swojej misji do wytwarzania wewnętrznej presji na wydajność pracy, która opłacana jest słabo lub w ogóle).

Praca niewynagradzana istnieje i będzie istnieć zawsze. Naszym celem nie jest doskonale merkantylne społeczeństwo, w którym każda praca (jak np. odprowadzenie przyjaciela na przystanek) jest wynagradzana. Docelowo chodzi nam o zniesienie w ogóle wynagrodzenia za pracę w myśl zasady „każdy pracuje według możliwości, a wynagradzany jest według swoich potrzeb”. Póki jednak jest to niemożliwe musimy zaakceptować fakt, że większość ludzi sprzedaje swoją pracę za środki do życia. Jeśli przyjaciółka odwozi przyjaciela na stację PKP nie robi tego celem pozyskania środków do życia, świadomie rezygnuje z jakiejś części swoich zasobów. Jeśli jednak odbywa się to wszystko w ramach rynku pracy, czyli motywacją jednej ze stron jest zarobienie pieniędzy umożliwiających przeżycie, musimy być bardzo wyczuleni na próby maksymalizacji swej korzyści przez pracodawcę kosztem pracownika. Jeśli pracodawca nie wywiązuje się z części świadczeń wobec pracownika, przerzuca na niego koszty swojego biznesu wykorzystując jego zaangażowanie. To właśnie jest podstawa walki klas. Walka o przerwę na papierosa, walka o ubezpieczenie, o urlopy, o normy bezpieczeństwa i obciążenia pracą jest walką klasową. Walka od której efektów zależy życie milionów ludzi na planecie.

Rasa, czyli substancja
A teraz rasizm. Jak cytuje pewna Czytelniczka CIA:

"Socjalizm w chwili narodzin w XIX wieku był już pewnym rasizmem. I niezależnie od tego, czy weźmiemy Fouriera z początku wieku, czy anarchistów z końca wieku, przechodząc przez wszystkie formy socjalizmu, zawsze zobaczymy w nich komponentę rasistowską. (...) takie samo funkcjonowanie rasizmu znajdujemy nie tylko na poziomie socjalistycznego państwa, ale też na różnych poziomach analizy lub projektu socjalistycznego, w ciągu całego XIX wieku. Zawsze wtedy, gdy socjalizm kładł w gruncie rzeczy nacisk na przekształcenie warunków ekonomicznych jako na zasadę transformacji i przejścia od państwa kapitalistycznego do państwa socjalistycznego (inaczej mówiąc, wtedy, gdy zasady transformacji szukał na poziomie procesów ekonomicznych), nie potrzebował rasizmu, a przynajmniej nie potrzebował go bezpośrednio. Natomiast zawsze wtedy, gdy socjalizm zmuszony był kłaść nacisk na problem walki, walki z wrogiem, eliminacji przeciwnika w obrębie samego społeczeństwa kapitalistycznego; zawsze zatem, kiedy chodziło o myślenie fizycznego starcia z przeciwnikiem klasowym w społeczeństwie kapitalistycznym, znowu pojawiał się rasizm, ponieważ dla myśli socjalistycznej, mimo wszystko bardzo związanej z tematami biowładzy, był to jedyny sposób ujmowania racji, dla których można zabić przeciwnika. (...) W rezultacie zawsze, gdy macie do czynienia z takim socjalizmem, z tymi formami, z tymi momentami socjalizmu, które akcentują problem walki, macie do czynienia z rasizmem. Dlatego najbardziej rasistowskimi formami socjalizmu były oczywiście blankizm, Komuna Paryska i anarchizm, o wiele bardziej niż socjaldemokracja, o wiele bardziej niż Druga Międzynarodówka i o wiele bardziej niż sam marksizm. Socjalistyczny rasizm został w Europie zlikwidowany dopiero pod koniec XIX wieku, z jednej strony przez dominację socjaldemokracji (i, trzeba to powiedzieć, pewnego reformizmu związanego z tą socjaldemokracją), a z drugiej strony przez niektóre procesy, takie jak sprawa Dreyfusa we Francji. Ale przed sprawą Dreyfusa wszyscy socjaliści, a przynajmniej miażdżąca większość socjalistów, byli z gruntu rasistami".

Michel Foucault, Wykład z 17 marca 1976, w: "Trzeba bronić społeczeństwa", Warszawa 1998, s. 258-259

Foucault nie mógł się niestety powołać tu na człowieka, który rasistowską wykładnie walki klas doprowadził do mistrzostwa, a mianowicie na Pol Pota. Gdy Foucault wygłaszał swój wykład mało jeszcze było wiadomo o Czerwonych Khmerach. Pol Pota obalili jednak żołnierze Wietkongu, których wykładnia walki klas była (nieco) mniej rasistowska. Ale francuski myśliciel mógł już powołać się na komunizm w stylu stalinowskim, który wydawał wyroki śmierci np. za bycie „dziedziczką”. Stalinizm bywał rasistowski, gdy karał zsyłką, czy śmiercią za pochodzenie klasowe. Ale jednocześnie nawet w stalinowskim PRL-u zdarzało się, że byli właściciele byli zatrudniani na stanowiskach robotniczych w swoich dawnych zakładach.

Czym walka ras różni się od walki klas? Powyżej opisałem RELACJĘ między proletariatem, a burżuazją. Klasa jest bowiem RELACJĄ. Rasa natomiast jest substancją. Żyd jest wrogiem, bo jest Żydem, czyli ze względu na samą swoją istotę, której nigdy nie będzie mógł zmienić. Jeśli w imię walki klas zabija się posiadaczy okularów, osoby umiejące czytać itp. jako inteligencję, mamy tu do czynienia z rasizmem. Żyd zawsze pozostanie wrogiem rasowym dla antysemity, bo nie może przestać być Żydem. Ale w świetle walki klas właściciele Falanstera są wrogami klasowymi dokładnie tak długo jak są… właścicielami Falanstera. Czyli na przykład tak długo, jak Falanster nie jest spółdzielnią.

Na tym polega całe nieporozumienie ze stawianiem w jednym rzędzie komunizmu z rasizmem. Tak, zarówno komunizm, jak i rasizm operują retoryką wojny. Komuniści i rasiści się zbroją. Dokonują aktów przemocy. Ale różnica jest taka, że komuniści walczą z systemem wyzysku a nie z ludźmi. Dlatego Meinhoff mogła napisać, że RAF nie strzela do ludzi. RAF strzelał do funkcji systemu. Gdy tylko dany człowiek przestaje zajmować daną pozycję może się stać najserdeczniejszym przyjacielem. Co więcej, prywatnie może nim pozostawać nawet ją zajmując. Dlatego właśnie towarzyski sosik przy sprawie Falanstera jest taki smakowity. „Przecież jesteśmy kolegami!” - krzyczą wszyscy na wszystkich. Tak jesteśmy. I wrogami klasowymi.

ŻADNEJ WOJNY OPRÓCZ WOJNY KLAS
Ciekawe jak pójdzie ta mediacja.

Odpowiedz



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.