Istnienie klas społecznych często pomijane jest w mediach główno-nurtowych, a jeżeli już pada termin „klasa” trudno nie odnieść wrażenia, że na świeci...
Po raz 44 spotykamy się na łamach anarchistycznego periodyku „Inny Świat”. Tym razem, nieco szerzej, podjęliśmy dwa, a nawet trzy tematy... Niejako te...
Tureckie władze w osobie prezydenta Erdoğana rozpoczęły zmasowaną kampanię prześladowania zamieszkałej w tym kraju mniejszości kurdyjskiej. Wszystko z...
Jak blisko jesteśmy nienawiści Niemców lat trzydziestych do „obcych”? W ostatnią sobotę zorganizowano manifestacje skierowane przeciwko uchodźcom z kr...
Bardzo duża część uchodźców, przedstawianych jako Syryjczycy, jest tak naprawdę Kurdami, zamieszkującymi Syrię. Kurdowie od lat toczą walkę o stworzen...
Czytelnik CIA (niezweryfikowane), Wto, 2009-12-01 11:37
Jak widać Wrocławski Big Brother - ciąg dalszy. Zaraz się dowiemy kto się z kim całował, kto komu dał kosza i jaki to miało podtekst klasowy.
Tekst jest od czapy, bo w tamtej dyskusji cytat z Foucault też był od czapy. Choćby dlatego, że nawet samemu Foucault NIE CHODZIŁO o jakiekolwiek utożsamienie myślenia w kategorii klas i rasizmu. Byłoby to zresztą taką bzdurą, że nawet nie warto z nią polemizować.
Autor tekstu bierze więc najbardziej spudłowany element tamtej dyskusji, żeby znaleźć sobie łatwego przeciwnika. W ten wygodny sposób zamierza zatrzeć wrażenie moczarowskiego sposobu myślenia, które niestety stworzył i dalej stwarza, choć już nie tak agresywnie. Ale przede wszystkim pozwala mu to nie mówić o realnym problemie.
Jaki jest realny problem?
Zacznijmy od refleksji na temat "burżujów" – głównej figury, która pozwala uciec przed rzeczywistością. "Będąc pracodawcą ktoś jest burżujem i koniec, niezależnie od kategorii prawnych" - taka jest istota wypowiedzi autora. Słowo burżuj pochodzi tu albo ze słownika bolszewickiego albo ze slangu młodzieżowego. Jedno i drugie wskazuje na pewne cechy osobowe, a przede wszystkim jest oparte na stosunku emocjonalnym ("burżuj" to ktoś bogatszy od nas, od kogo należy się trzymać z daleka, napiętnować).
Przede wszystkim ma się to nijak do realnej kwestii klasowej. Przykład z samozatrudnieniem, wykluczającym tych ludzi z grona "burżujów", jest może i słuszny, ale tendencyjny.
Bo co zrobić dla odmiany z nadzianymi menadżerami, specjalistami i innymi wysokozarabiającymi którzy są PRACOWNIKAMI? Niewątpliwie są "burżujami", szastają kasą, identyfikują się z systemem jak nikt inny, ale pracodawcami nie są.
Z drugiej strony co zrobić z małymi właścicielami firm, którzy bywają zadłużeni po uszy i nawet pożyczają od swoich własnych pracowników (zatrudnianych najczęściej na czarno, a jakże!) na tę wódkę, żeby ją z nimi wypić. Często też z dnia nadzień przestają nimi być, bo plajtują. Czy oznacza to, że przestają być burżujami z dnia na dzień? Zmieniają barwy jak kameleony? Kły im się chowają i wysuwają, zależnie czy akurat mają firmę czy nie? Może należy patrzeć na nich z nieufnością i na wszelki wypadek nie upijać się za bardzo, gdy mają firmę, a gdy nie mają można pić z nimi d o woli?
Cały tekst służy podtrzymaniu fikcji, że mamy jeden jasno zdefiniowany podział klasowy i że wiadomo kto dobry, a kto zły. Dlatego jest niczym więcej, jak pewnym usprawiedliwieniem ucieczki przed rzeczywistością. Bo z praktycznego punktu widzenia cała sprawa zatrąca już absurdem. Tak jakby większość ludzkości była trędowata z tego powodu że relacji pracy nie postrzega przede wszystkim jako konfliktu, a oczywiście POWINNA tak postrzegać. Winni są zarówno pracodawcy bo są źli jako burżuje jak i pracownicy bo są źli jako kolaboranci burżujów. Tylko my jesteśmy dobrzy i ci którzy nam ufają. Jeżeli pracownicy nam nie ufają, nie chcą nas posłuchać zrywając swoje konszachty z burżujami, to sami są sobie winni. A to, jaka jest ich codzienna praktyka życiowa, jak działa potrzeba normalnego psychicznego funkcjonowania w systemie u ludzi, którzy chcą jakoś przetrwać, wszystko to NIE MA TU NIC DO RZECZY.
No to jeżeli społeczeństwo nie wykazuje takiego moralnego zapału jak wy, to może powinniście wybrać sobie nowe społeczeństwo?
Protest przeciwko zawłaszczaniu tegorocznego marszu antyfaszystowskiego 11 listopada przez partię Razem i współpracujące z nią organizacje, podpisaneg...
Manchester Solidarity Federation sprzeciwia się zarówno opcji "in" jak i "out". W sprawie referendum dotyczącego członkostwa w Unii Europejskiej wyraż...
Nie należy jednak zbyt na to liczyć. Można być niemal pewnym, iż żaden uczony nie ośmieli się dziś traktować człowieka tak, jak traktuje królika; trze...
Mówiłem już, gdzie szukać zasadniczej praktycznej przyczyny potężnego jeszcze obecnie oddziaływania wierzeń religijnych na masy ludowe. Owe właściwe i...
W dniach 25-26 czerwca, anarchosyndykaliści spotkali się na konferencji pod Madrytem, by omówić powstanie nowej federacji i utworzenie na nowo anarch...
„Omawiając działalność i rolę anarchistów w rewolucji, Kropotkin powiedział: ‘My, anarchiści rozmawialiśmy dużo o rewolucjach, ale niewielu z nas zost...
Jak się okazuje, kulturalne elity zaczęły dyskutować o warunkach pracy w restauracjach i barach, gdzie są stałymi bywalcami. Pomimo faktu, że wiele sz...
Burżuje a rzeczywistość
Jak widać Wrocławski Big Brother - ciąg dalszy. Zaraz się dowiemy kto się z kim całował, kto komu dał kosza i jaki to miało podtekst klasowy.
Tekst jest od czapy, bo w tamtej dyskusji cytat z Foucault też był od czapy. Choćby dlatego, że nawet samemu Foucault NIE CHODZIŁO o jakiekolwiek utożsamienie myślenia w kategorii klas i rasizmu. Byłoby to zresztą taką bzdurą, że nawet nie warto z nią polemizować.
Autor tekstu bierze więc najbardziej spudłowany element tamtej dyskusji, żeby znaleźć sobie łatwego przeciwnika. W ten wygodny sposób zamierza zatrzeć wrażenie moczarowskiego sposobu myślenia, które niestety stworzył i dalej stwarza, choć już nie tak agresywnie. Ale przede wszystkim pozwala mu to nie mówić o realnym problemie.
Jaki jest realny problem?
Zacznijmy od refleksji na temat "burżujów" – głównej figury, która pozwala uciec przed rzeczywistością. "Będąc pracodawcą ktoś jest burżujem i koniec, niezależnie od kategorii prawnych" - taka jest istota wypowiedzi autora. Słowo burżuj pochodzi tu albo ze słownika bolszewickiego albo ze slangu młodzieżowego. Jedno i drugie wskazuje na pewne cechy osobowe, a przede wszystkim jest oparte na stosunku emocjonalnym ("burżuj" to ktoś bogatszy od nas, od kogo należy się trzymać z daleka, napiętnować).
Przede wszystkim ma się to nijak do realnej kwestii klasowej. Przykład z samozatrudnieniem, wykluczającym tych ludzi z grona "burżujów", jest może i słuszny, ale tendencyjny.
Bo co zrobić dla odmiany z nadzianymi menadżerami, specjalistami i innymi wysokozarabiającymi którzy są PRACOWNIKAMI? Niewątpliwie są "burżujami", szastają kasą, identyfikują się z systemem jak nikt inny, ale pracodawcami nie są.
Z drugiej strony co zrobić z małymi właścicielami firm, którzy bywają zadłużeni po uszy i nawet pożyczają od swoich własnych pracowników (zatrudnianych najczęściej na czarno, a jakże!) na tę wódkę, żeby ją z nimi wypić. Często też z dnia nadzień przestają nimi być, bo plajtują. Czy oznacza to, że przestają być burżujami z dnia na dzień? Zmieniają barwy jak kameleony? Kły im się chowają i wysuwają, zależnie czy akurat mają firmę czy nie? Może należy patrzeć na nich z nieufnością i na wszelki wypadek nie upijać się za bardzo, gdy mają firmę, a gdy nie mają można pić z nimi d o woli?
Cały tekst służy podtrzymaniu fikcji, że mamy jeden jasno zdefiniowany podział klasowy i że wiadomo kto dobry, a kto zły. Dlatego jest niczym więcej, jak pewnym usprawiedliwieniem ucieczki przed rzeczywistością. Bo z praktycznego punktu widzenia cała sprawa zatrąca już absurdem. Tak jakby większość ludzkości była trędowata z tego powodu że relacji pracy nie postrzega przede wszystkim jako konfliktu, a oczywiście POWINNA tak postrzegać. Winni są zarówno pracodawcy bo są źli jako burżuje jak i pracownicy bo są źli jako kolaboranci burżujów. Tylko my jesteśmy dobrzy i ci którzy nam ufają. Jeżeli pracownicy nam nie ufają, nie chcą nas posłuchać zrywając swoje konszachty z burżujami, to sami są sobie winni. A to, jaka jest ich codzienna praktyka życiowa, jak działa potrzeba normalnego psychicznego funkcjonowania w systemie u ludzi, którzy chcą jakoś przetrwać, wszystko to NIE MA TU NIC DO RZECZY.
No to jeżeli społeczeństwo nie wykazuje takiego moralnego zapału jak wy, to może powinniście wybrać sobie nowe społeczeństwo?