Dodaj nową odpowiedź
Kiedy wielu obserwuje kilku. Spektakl tragedii jako przejaw spektaklu zintegrowanego
oski, Wto, 2010-04-13 17:37 Kraj | PublicystykaZamieszanie wobec tragedii ujawnia mechanizm funkcjonowania współczesnej polityki, czy raczej formę partycypacji dostępnej społeczeństwu. Tragedia – ukazująca się na ekranach telewizorów, na monitorach komputerów, stronach gazet, rozbrzmiewająca z głośników radiowych – pojawiła się jako spektakl, demaskując spektakularność panującego porządku. Ukazuje też irracjonalność jaką przesiąknięta jest medialna „przestrzeń publiczna”.
Partycypacja obywateli i obywatelek w rządzeniu jest zredukowana do roli „fana”, który obserwuje zawodowych polityków na ekranie niczym aktorów, gwiazdy czy po prostu ludzi znanych z tego, że są znani. Raz na jakiś czas głosują kogo chcą oglądać częściej, w jakiej tym razem roli. Przy pomocy karty wyborczej, jak przy pomocy SMS-ów w „Tańcu z gwiazdami”, głosują na ulubioną osobę. Przyglądają się z mniejszym lub większym (im większym tym lepiej) zafascynowaniem losom, potyczkom elity. Komentują w swoich pokojach, do głuchego medium. Przy piwie, wódce, winie, kawie czy herbacie roztrząsają, który klub sportowy jest lepszy: PiS czy PO, a może SLD. Idole, gwiazdy, które w tym przypadku zachęca do utożsamienia się nie tylko z „pozornym życiem”, ale i „pozorną polityką” (o ile takie rozróżnienie jest uzasadnione). Uosabiając to, co niedostępne dla szerokich mas, gwiazdy afirmują spektakl (Debord). Zaangażowanie w kiepski serial polityczny, identyfikacja z partią, konkretnym politykiem, oddziela nas tak naprawdę od zaangażowania, udziału w rządzeniu. Politycy nie tylko ustalają nasze życie, ale również niejako żyją za nas. W szeregu sław nauczają form istnień zgodnych z panującym porządkiem.
Obecnie jesteśmy świadkami kilku długich odcinków specjalnych zatytułowanych „Tragedia”, gdzie zmarli aktorzy powracają za grobu, powtarzani w najlepszych scenach, ulubione powiedzonka, które przeniknęły do języka potocznego, jak „O Móóóój Boże!” z „Przyjaciół”. Przypomnienia, wspomnienia i zapominania niewypałów scenicznych. A to wszystko by pogłębić identyfikację ze spektaklem i jego logiką. I to pogłębić w najohydniejszy ze sposobów, gdyż stosując terroryzm emocjonalny. Presję połączenia się w zbiorowej histerii i stępienia zmysłu krytycznego. Flagi, czarne wstęgi, wzdychanie za „wielkimi ludźmi”… Język spektaklu przemawia wspólnotowo w tonach totalitarnych.
Identyfikacja z idolami sprawia, że są oni postrzegani jako bliżsi nam niż nasi bliscy. Przez znaczną część życia gościli w naszych domach, straszyli z plakatów, towarzyszyli podczas jazdy samochodem. Raczej jako gwiazdy, niż ludzie odpowiedzialni za masowe zwolnienia, komercjalizację przestrzeni publicznej, demontaż świadczeń socjalnych, cenzurę, wzrost represji policyjnych, morderstwa niewinnych ludzi w Iraku czy Afganistanie. „Żałoba narodowa”, wzmacniając tę identyfikację, przyczynia się jednocześnie do zamaskowania realnych czynów i realnych podziałów w obrębie społeczeństwa. Ponadto potwierdza, że „ludźmi” są ci, których uznano za godnych nimi bycia. Wypadki na autostradzie, gdzie ginie sto osób nie wywołają takiej szopki, jak przypadek śmierci zawodowych aktorów (chyba, że będzie na tyle spektakularny, by na jego obrazie można wytwarzać utożsamienia z całością wokół śmierci). Oni żyli za nas, oni myśleli za nas, oni nawet umierają za nas. Im więcej człowiek wkłada w Boga, tym mniej mu zostaje (Feuerbach). Nasze życie nie jest godne uwagi, tak jak i śmierć.
Zasada, że ktoś jest znany, dlatego, że jest znany, przejawia się w przypadku narracji spektaklu, że kto został przez media uznany za ważnego, jest ważny. I tak, nagle wypadek - przypominający atak terrorystyczny, a żałoba stan wyjątkowy – pozbawił nas inteligencji. Nikt już nie myśli w Polsce.
Niektórzy wspominają, że należy abstrahować do tego, kim były ofiary i opłakiwać je jak każdego. Należy, pod rolą jaką grali, dostrzec człowieka jako człowieka. Tylko, że śmierć polityków była śmiercią polityków, śmiercią aktorów, i jest prezentowana w zgodzie z logiką spektaklu, który jedynie nawiązuje do humanizmu. Język humanizmu okazuję się językiem władzy apelującym do „odpowiedniego zachowania się”. Abstrakcyjny człowiek przyćmiewa realnych ludzi i ich realne tragedie (Stirner).
Podsumowując, wydarzenia, których jesteśmy świadkami, ukazują następujące cechy systemu: podkreślają różnicę, jednocześnie starając się ją maskować (Oni godni naszego szacunku, lepsi niż my, a zarazem będący częścią ciała narodowego, którego i my częścią jesteśmy); brak partycypacji, zanik krytycyzmu czyli powszechna irracjonalność, afirmacja władzy, pozór życia poprzez identyfikację z życiem aktorów.
Tragedia o której mówią media, nie jest tragedią. Tragiczne jest to, że przyjmujemy ją jako tragedię, przy totalnej obojętności wobec tragedii zwykłych ludzi. Kontrast między powszechną obojętnością, a histerią związaną ze śmiercią znanych postaci, ukazuje spektakularność wspólnoty. Jej pozór, by nie powiedzieć – obrzydliwość.
Oskar Szwabowski