Dodaj nową odpowiedź
Niewykwalifikowani górnicy
Czytelnik CIA, Czw, 2006-11-23 06:13 Kraj | Prawa pracownikaCoraz częściej w kopalniach pracują ludzie, którzy nie są wykwalifikowanymi górnikami. Po wybuchu w Halembie związki obarczyły winą za katastrofę prywatne firmy, które na zlecenie kopalń wykonują w nich prace i zatrudniają pracowników niewykwalifikowanych bądź emerytowanych górników. Związkowcy twierdzą, że efektem tej sytuacji są coraz częstsze wypadki.
Dziś GW opisała historia jednego niewykwalifikowanego pracownika:
"35-letni Adam Łudzik był pracownikiem Przedsiębiorstwa Robót Górniczych "Bytom" (PRG). Wygrało ono przetarg na podziemne roboty na kopalni Halemba w Rudzie Śląskiej. Robotnicy z PRG pracowali na poziomie 1030 metrów. Tym samym, na którym we wtorek doszło do tragicznego w skutkach wybuchu metanu.
Łudzik oficjalnie był zatrudniony jako pracownik niewykwalifikowany na etacie ładowacza. Nieoficjalnie pracował jako pomocnik strzałowego. Nie miał żadnego przeszkolenia, a pomagał zakładać pod ziemią ładunki wybuchowe.
- Nie miałem wyboru. Stawki były niskie, a za robotę ze strzałowym dostawałem 100 proc. premii - przyznaje Łudzik. Za pracę w Halembie miesięcznie dostawał 800-900 zł. Tymczasem średnio górnik zarabia ok. 2 tys. zł na rękę.
18 kwietnia zeszłego roku podczas przygotowywania ściany do strzelania ze stropu oderwała się ogromna skała i przygniotła Łudzika. Nieprzytomnego wyciągnęli koledzy. Diagnoza była wstrząsająca: złamanie kręgosłupa, kości skroniowej, stłuczenie klatki piersiowej, otwarte złamanie podudzia, rany tłuczone stóp, niewydolność oddechowa, odma, krwawienie obupłucne i głuchota. Łudzik przeleżał w szpitalu 11 tygodni. Potem przez wiele miesięcy jeździł na wózku. Dzisiaj porusza się o kuli, niedosłyszy, ma zaniki pamięci i powtarzające się ataki paniki. - Jestem wrakiem człowieka, już nigdy nie będę mógł pracować - przyznaje Łudzik, pokazując orzeczenie lekarskie. ZUS przyznał mu 617 zł renty.
Po wypadku żona górnika zwróciła się do PRG Bytom o pomoc finansową. Potrzebowała pieniędzy na leczenie męża i utrzymanie dwójki małych dzieci. - Dostałam 900 zł, i to w trzech ratach - wspomina Aneta Łudzik. Potem dostali jeszcze 5 tys. zł. - Większy gest mieli koledzy męża, którzy mimo że sami zarabiają grosze, dwukrotnie już zrobili nam paczki - podkreśla kobieta.
Adam Łudzik pozwał swoją byłą firmę. Za utratę zdrowia oraz przyszłych zarobków domaga się 300 tys. zł odszkodowania. 27 listopada sąd w Katowicach przesłucha pierwszych świadków w tej sprawie.
Jego sprawę prowadzi prawnik Leszek Krupanek z Katowic: - Gdyby mój klient był górnikiem zatrudnionym przez kopalnię, dostałby pełne odszkodowanie i rentę górniczą. Do tragedii doszło z winy pracodawcy.
Krupanek twierdzi, że przypadek Łudzika nie jest wyjątkowy i takie wypadki zdarzają się w innych firmach zewnętrznych pracujących dla kopalń. - Mam klienta, który pracował dla firmy w kopalni Bielszowice. Nie miał odpowiednich kwalifikacji, ale został zatrudniony jako ślusarz-elektryk. Zamiast atestowanego łańcucha górniczego do wyciągania wentylatora dano mu tam łańcuch, jakim na pastwisku wiąże się krowy. W efekcie wentylator spadł na mojego klienta. Efekt: złamane udo, podudzie, przedramię i siedem żeber. Początkowo firma wypłacała mojemu klientowi rentę, ale wstrzymała ją po tym, jak zaczął domagać się odszkodowania. Walczymy więc w sądzie. Nie tylko o pieniądze, ale też o prawo do godnego traktowania - mówi Krupanek."