Istnienie klas społecznych często pomijane jest w mediach główno-nurtowych, a jeżeli już pada termin „klasa” trudno nie odnieść wrażenia, że na świeci...
Po raz 44 spotykamy się na łamach anarchistycznego periodyku „Inny Świat”. Tym razem, nieco szerzej, podjęliśmy dwa, a nawet trzy tematy... Niejako te...
Tureckie władze w osobie prezydenta Erdoğana rozpoczęły zmasowaną kampanię prześladowania zamieszkałej w tym kraju mniejszości kurdyjskiej. Wszystko z...
Jak blisko jesteśmy nienawiści Niemców lat trzydziestych do „obcych”? W ostatnią sobotę zorganizowano manifestacje skierowane przeciwko uchodźcom z kr...
Bardzo duża część uchodźców, przedstawianych jako Syryjczycy, jest tak naprawdę Kurdami, zamieszkującymi Syrię. Kurdowie od lat toczą walkę o stworzen...
Kilkudziesięciu pracowników z Ukrainy koczuje pod firmą Bio-Agro z Piotrkowic w gminie Prusice. Byli zatrudnieni do zbioru ogórków, ale od kilku miesięcy nie mogą się doczekać zapłaty. Przedsiębiorca tłumaczy, że ma kłopoty finansowe
Bio-Agro zajmuje się uprawą oraz sprzedażą warzyw i owoców. Do zbioru ogórków firma zatrudniła blisko 60 Ukraińców. Zgłosili się po anonsie umieszczonym w internecie. 31 sierpnia powinni zakończyć pracę i otrzymać całe wynagrodzenie. Do dziś jednak firma nie wypłaciła im pensji. Od kilku dni przychodzą pod jej siedzibę w Piotrkowicach i czekają, aż pracodawca się z nimi rozliczy. - Każdemu z nas jest winny od 2 do 7 tys. zł. Będziemy tu stać tak długo, aż nam zapłaci - mówi jedna z pracownic Oksana Bolec. - Jednak wciąż słyszymy tylko: "Nie ma pieniędzy, nie ma pieniędzy. Firma ma problemy".
Do tej pory Ukraińcy mogli mieszkać w budynku, który wynajęło dla nich Bio-Agro. Jednak w poniedziałek firmie skończyła się umowa z właścicielem nieruchomości. - Mieszkaliśmy po siedem osób w pokoju, ale teraz nie wiem, co z nami będzie. Przyjechaliśmy tu całymi rodzinami - mówi Tatiana Stiepan. - Mnie i moim bliskim firma jest dłużna 12 tys. zł. Nie mamy za co wrócić na Ukrainę. Mówią nam tylko: "Czekajcie, przelew idzie".
Od kilku miesięcy Bio-Agro wypłaca pracownikom jedynie zaliczki, by mieli za co przeżyć. - Dają nam po 100-200 zł. Zanim dostaniemy resztę, wszystko przejemy, a przecież pracowaliśmy po to, by zawieźć coś do domu - mówi Oksana Bolec.
Pracownicy nie chcą wrócić na Ukrainę, bo boją się, że wtedy już w ogóle nie dostaną pieniędzy. - Przy tych ogórkach była ciężka robota po 15-16 godzin dziennie, w deszcze i upały. Pracowałem nawet wtedy, gdy byłem chory - narzeka Mikola Matwiejenko. - Dlatego nie odpuścimy. Zgłosimy sprawę do prokuratury i inspekcji pracy.
Bio-Agro obiecuje, że zapłaci, ale dopiero 15 października. - W czerwcu nasza firma została napadnięta i okradziona - wyjaśnia Jorg Berning, mąż właścicielki firmy.
Spółka działała na terenie dzierżawionym od firmy Pinto-Agro. - Mieliśmy tam biura, chłodnie, sortownie, magazyny, traktory i sprzęt do zbierania warzyw. Umowę na dzierżawę mamy do 2012 roku - mówi Paweł Jóźwiak, pracownik Bio-Agro. - Właściciel ziemi wynajął jednak firmę ochroniarską, która wyrzuciła za bramę naszych pracowników. Od tej pory nie mamy tam wstępu. Wszystko po to, by się nas pozbyć i sprzedać teren. Teraz jest tam już nowy właściciel, a my wciąż nie mamy dostępu do naszej własności.
W poniedziałek nie udało nam się skontaktować z Pinto-Agro.
Bio-Agro tłumaczy, że aby uratować firmę przed bankructwem, musiało kupić nowy sprzęt do zbioru warzyw. - Próbowaliśmy minimalizować straty. Wydaliśmy na to wszystkie pieniądze firmy. Dlatego zapłacimy pracownikom z opóźnieniem - tłumaczy Berning. Jak szacuje, Bio-Agro jest dłużne Ukraińcom około 80 tys. zł.
Firma złożyła przeciwko Pinto-Agro zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Śledztwo prowadzi prokuratura w Środzie Śląskiej. Pracowników z Ukrainy nie interesują jednak problemy pracodawcy. - Wykonaliśmy pracę i należy nam się wynagrodzenie - mówi Mikola Matwiejenko. - O sprawie wie już konsul honorowy Ukrainy. Pomoc obiecał nam też burmistrz Prusic.
Protest przeciwko zawłaszczaniu tegorocznego marszu antyfaszystowskiego 11 listopada przez partię Razem i współpracujące z nią organizacje, podpisaneg...
Manchester Solidarity Federation sprzeciwia się zarówno opcji "in" jak i "out". W sprawie referendum dotyczącego członkostwa w Unii Europejskiej wyraż...
Nie należy jednak zbyt na to liczyć. Można być niemal pewnym, iż żaden uczony nie ośmieli się dziś traktować człowieka tak, jak traktuje królika; trze...
Mówiłem już, gdzie szukać zasadniczej praktycznej przyczyny potężnego jeszcze obecnie oddziaływania wierzeń religijnych na masy ludowe. Owe właściwe i...
W dniach 25-26 czerwca, anarchosyndykaliści spotkali się na konferencji pod Madrytem, by omówić powstanie nowej federacji i utworzenie na nowo anarch...
„Omawiając działalność i rolę anarchistów w rewolucji, Kropotkin powiedział: ‘My, anarchiści rozmawialiśmy dużo o rewolucjach, ale niewielu z nas zost...
Jak się okazuje, kulturalne elity zaczęły dyskutować o warunkach pracy w restauracjach i barach, gdzie są stałymi bywalcami. Pomimo faktu, że wiele sz...
Zakiszone pensje
Zakiszone pensje ukraińskich robotników rolnych
Kilkudziesięciu pracowników z Ukrainy koczuje pod firmą Bio-Agro z Piotrkowic w gminie Prusice. Byli zatrudnieni do zbioru ogórków, ale od kilku miesięcy nie mogą się doczekać zapłaty. Przedsiębiorca tłumaczy, że ma kłopoty finansowe
Bio-Agro zajmuje się uprawą oraz sprzedażą warzyw i owoców. Do zbioru ogórków firma zatrudniła blisko 60 Ukraińców. Zgłosili się po anonsie umieszczonym w internecie. 31 sierpnia powinni zakończyć pracę i otrzymać całe wynagrodzenie. Do dziś jednak firma nie wypłaciła im pensji. Od kilku dni przychodzą pod jej siedzibę w Piotrkowicach i czekają, aż pracodawca się z nimi rozliczy. - Każdemu z nas jest winny od 2 do 7 tys. zł. Będziemy tu stać tak długo, aż nam zapłaci - mówi jedna z pracownic Oksana Bolec. - Jednak wciąż słyszymy tylko: "Nie ma pieniędzy, nie ma pieniędzy. Firma ma problemy".
Do tej pory Ukraińcy mogli mieszkać w budynku, który wynajęło dla nich Bio-Agro. Jednak w poniedziałek firmie skończyła się umowa z właścicielem nieruchomości. - Mieszkaliśmy po siedem osób w pokoju, ale teraz nie wiem, co z nami będzie. Przyjechaliśmy tu całymi rodzinami - mówi Tatiana Stiepan. - Mnie i moim bliskim firma jest dłużna 12 tys. zł. Nie mamy za co wrócić na Ukrainę. Mówią nam tylko: "Czekajcie, przelew idzie".
Od kilku miesięcy Bio-Agro wypłaca pracownikom jedynie zaliczki, by mieli za co przeżyć. - Dają nam po 100-200 zł. Zanim dostaniemy resztę, wszystko przejemy, a przecież pracowaliśmy po to, by zawieźć coś do domu - mówi Oksana Bolec.
Pracownicy nie chcą wrócić na Ukrainę, bo boją się, że wtedy już w ogóle nie dostaną pieniędzy. - Przy tych ogórkach była ciężka robota po 15-16 godzin dziennie, w deszcze i upały. Pracowałem nawet wtedy, gdy byłem chory - narzeka Mikola Matwiejenko. - Dlatego nie odpuścimy. Zgłosimy sprawę do prokuratury i inspekcji pracy.
Bio-Agro obiecuje, że zapłaci, ale dopiero 15 października. - W czerwcu nasza firma została napadnięta i okradziona - wyjaśnia Jorg Berning, mąż właścicielki firmy.
Spółka działała na terenie dzierżawionym od firmy Pinto-Agro. - Mieliśmy tam biura, chłodnie, sortownie, magazyny, traktory i sprzęt do zbierania warzyw. Umowę na dzierżawę mamy do 2012 roku - mówi Paweł Jóźwiak, pracownik Bio-Agro. - Właściciel ziemi wynajął jednak firmę ochroniarską, która wyrzuciła za bramę naszych pracowników. Od tej pory nie mamy tam wstępu. Wszystko po to, by się nas pozbyć i sprzedać teren. Teraz jest tam już nowy właściciel, a my wciąż nie mamy dostępu do naszej własności.
W poniedziałek nie udało nam się skontaktować z Pinto-Agro.
Bio-Agro tłumaczy, że aby uratować firmę przed bankructwem, musiało kupić nowy sprzęt do zbioru warzyw. - Próbowaliśmy minimalizować straty. Wydaliśmy na to wszystkie pieniądze firmy. Dlatego zapłacimy pracownikom z opóźnieniem - tłumaczy Berning. Jak szacuje, Bio-Agro jest dłużne Ukraińcom około 80 tys. zł.
Firma złożyła przeciwko Pinto-Agro zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Śledztwo prowadzi prokuratura w Środzie Śląskiej. Pracowników z Ukrainy nie interesują jednak problemy pracodawcy. - Wykonaliśmy pracę i należy nam się wynagrodzenie - mówi Mikola Matwiejenko. - O sprawie wie już konsul honorowy Ukrainy. Pomoc obiecał nam też burmistrz Prusic.
Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław