Istnienie klas społecznych często pomijane jest w mediach główno-nurtowych, a jeżeli już pada termin „klasa” trudno nie odnieść wrażenia, że na świeci...
Po raz 44 spotykamy się na łamach anarchistycznego periodyku „Inny Świat”. Tym razem, nieco szerzej, podjęliśmy dwa, a nawet trzy tematy... Niejako te...
Tureckie władze w osobie prezydenta Erdoğana rozpoczęły zmasowaną kampanię prześladowania zamieszkałej w tym kraju mniejszości kurdyjskiej. Wszystko z...
Jak blisko jesteśmy nienawiści Niemców lat trzydziestych do „obcych”? W ostatnią sobotę zorganizowano manifestacje skierowane przeciwko uchodźcom z kr...
Bardzo duża część uchodźców, przedstawianych jako Syryjczycy, jest tak naprawdę Kurdami, zamieszkującymi Syrię. Kurdowie od lat toczą walkę o stworzen...
Znam temat od podszewki, gdyż mam w rodzinie administratywistę. Sprawa wygląda tak: w urzędach niższego szczebla rzeczywiście około 80% to "znajomi królika". Bez kompetencji i potrzebnej wiedzy. Od pewnego czasu (mniej wiecej po zaprzestaniu rządzenia przez PIS) w urzędach terenowych dość skrupulatnie dobiera się ludzi, organizując na każde stanowisko konkurs. I takich stanowisk, dla ludzi z odpowiednim wykształceniem jest zbyt mało. Więcej: potrzeba ich w urzędach.
Obecna "afera" z cięciami to efekt kaprysów "barona" Rostowskiego, który na każde pytanie ma gotową zgrabną bajeczkę. Efekty widać w pracy urzędów: 20% kompetentnych pracuje za siebie oraz za 80% nieudaczników i znajomych naczelniczki.
Mam świetny przykład z jednej z Izb Skarbowych niedaleko Bydgoszczy, w której panuje właśnie taki system świadczenia służby podatkowej: dzwoni do właściwego działu facet, który kupuje dużą maszynę ale jedna z jej znaczących części jest remontowana poza granicami kraju i pyta dobrowolnie i sam od siebie, jak ma owy zakup opodatkować. Panienka wyjaśnia grzecznie wszelkie formalności po czym dla pewności kieruje jeszcze sprawę do koleżanki z innego działu na tym samym piętrze urzędu. Tam zdziwiony przedsiębiorca otrzymuje odpowiedź ... dokładnie odwrotną do poprzedniej. Efekt był taki, że facet sie wkurwił i następnego dnia przyjechał do Izby z własnym prawnikiem, za którego musiał zapłacić skarb państwa. Ale skąd Jaśnie Pan "baron" Rostowski może o tym wiedzieć?
Protest przeciwko zawłaszczaniu tegorocznego marszu antyfaszystowskiego 11 listopada przez partię Razem i współpracujące z nią organizacje, podpisaneg...
Manchester Solidarity Federation sprzeciwia się zarówno opcji "in" jak i "out". W sprawie referendum dotyczącego członkostwa w Unii Europejskiej wyraż...
Nie należy jednak zbyt na to liczyć. Można być niemal pewnym, iż żaden uczony nie ośmieli się dziś traktować człowieka tak, jak traktuje królika; trze...
Mówiłem już, gdzie szukać zasadniczej praktycznej przyczyny potężnego jeszcze obecnie oddziaływania wierzeń religijnych na masy ludowe. Owe właściwe i...
W dniach 25-26 czerwca, anarchosyndykaliści spotkali się na konferencji pod Madrytem, by omówić powstanie nowej federacji i utworzenie na nowo anarch...
„Omawiając działalność i rolę anarchistów w rewolucji, Kropotkin powiedział: ‘My, anarchiści rozmawialiśmy dużo o rewolucjach, ale niewielu z nas zost...
Jak się okazuje, kulturalne elity zaczęły dyskutować o warunkach pracy w restauracjach i barach, gdzie są stałymi bywalcami. Pomimo faktu, że wiele sz...
To by byo zbyt łatwo!
Znam temat od podszewki, gdyż mam w rodzinie administratywistę. Sprawa wygląda tak: w urzędach niższego szczebla rzeczywiście około 80% to "znajomi królika". Bez kompetencji i potrzebnej wiedzy. Od pewnego czasu (mniej wiecej po zaprzestaniu rządzenia przez PIS) w urzędach terenowych dość skrupulatnie dobiera się ludzi, organizując na każde stanowisko konkurs. I takich stanowisk, dla ludzi z odpowiednim wykształceniem jest zbyt mało. Więcej: potrzeba ich w urzędach.
Obecna "afera" z cięciami to efekt kaprysów "barona" Rostowskiego, który na każde pytanie ma gotową zgrabną bajeczkę. Efekty widać w pracy urzędów: 20% kompetentnych pracuje za siebie oraz za 80% nieudaczników i znajomych naczelniczki.
Mam świetny przykład z jednej z Izb Skarbowych niedaleko Bydgoszczy, w której panuje właśnie taki system świadczenia służby podatkowej: dzwoni do właściwego działu facet, który kupuje dużą maszynę ale jedna z jej znaczących części jest remontowana poza granicami kraju i pyta dobrowolnie i sam od siebie, jak ma owy zakup opodatkować. Panienka wyjaśnia grzecznie wszelkie formalności po czym dla pewności kieruje jeszcze sprawę do koleżanki z innego działu na tym samym piętrze urzędu. Tam zdziwiony przedsiębiorca otrzymuje odpowiedź ... dokładnie odwrotną do poprzedniej. Efekt był taki, że facet sie wkurwił i następnego dnia przyjechał do Izby z własnym prawnikiem, za którego musiał zapłacić skarb państwa. Ale skąd Jaśnie Pan "baron" Rostowski może o tym wiedzieć?