Dodaj nową odpowiedź
OBI w Niemczech: Skąpy gryzoń bez rad pracowniczych
Yak, Śro, 2011-01-19 00:33 Świat | Prawa pracownika | PublicystykaPracownicy oskarżają wielką sieć supermarketów OBI o wydalanie członków związków zawodowych, sztuczne zwolnienia zbiorowe i obstrukcję prowadzoną na masową skalę, by uniemożliwić wybory do rad pracowniczych. Firma mówi jednak o "pełnej ufności" współpracy z radami pracowniczymi.
Monachium: Dla Klausa Armbrustera to nie były przyjemne święta Bożego Nardzenia. W skrzynce na listy otrzymał raczej niemiły prezent: zwolnienie z pracy bez terminu wypowiedzenia. Powodem zwolnienia podanym przez szefów OBI było niezapłacenie za choinkę. Chodziło o to, że Klaus podliczył zniżkę na kupno towarów w OBI przysługującą jemu i jego żonie i uznał, że pokrywa ona koszt drzewka. Zanim zabrał choinkę do domu, zadzwonił jednak do swojego szefa po pozwolenie.
W tej sprawie orzekał Sąd Pracy w Stuttgarcie. Sąd nie dopatrzył się żadnego oszustwa i unieważnił zwolnienie. „Miesiąc bez pracy podczas procesu był dla mnie straszliwym okresem - nie wiedziałem, czy pozwolą mi znów pracować." Z zewnątrz, to mogło wyglądać na nieporozumienie, jednak według związkowców, jest w tym pewna metoda. „OBI nie chce rad pracowniczych, a zwłaszcza takich, które są krytycznie nastawione wobec kierownictwa" - powiedział Christian Paulowitsch, szef Ver.di w Badenii Wirtembergii. Armbruster jest dokładnie tego samego zdania: "Chcieli się mnie pozbyć, bo jestem niewygodny.” Armbruster organizował w OBI strajki.
Wybory do rad pracowniczych nigdy nie przebiegają normalnie
Uczestnictwo pracowników może być kosztowne dla firmy, gdyż pracownicy mają prawo wypowiadać się na różne tematy, takie jak czas pracy i zwolnienia. Dlatego też OBI stara się zapobiec utworzeniu rad pracowniczych, jak mało która firma. Jak powiedział Rainer Reichenstetter, przedstawiciel pracowników OBI w niemieckim związku Ver.di: „gdy tylko powstaje rada pracownicza, pojawia się opór i kłopoty". OBI stara się zapobiec regularnym wyborom do rad pracowniczych. Wybory nigdy nie odbywają się zgodnie z planem. Ta kwestia jest dokładnie monitorowana przez zarząd OBI, a Tengelmann - właściciel OBI - osobiście nadzoruje działania w tej sprawie.
Liczby mówią same za siebie. Według związku Ver.di, jest około 40 rad pracowniczych na ponad 330 sklepów w Niemczech. Jedna z tych rad działa w Stuttgarcie-Wangen. Pracownicy wybrali tam swoich przedstawicieli w 2005 r. "To była ciężka walka" - wspomina Herbert Fehlisch, zastępca szefa rady w OBI w tym mieście.
Fahlisch został brutalnie zaatakowany. Choć pracował przez 7 lat bez żadnych skarg ze strony szefów, jak wspomina: "gdy starałem się o wybór na przedstawiciela, rozpoczęła się wobec mnie kampania mobbingu". W czasie kilku miesięcy, dwa razy dano mu ostrzeżenia. Oznajmiono mu, że zachowuje się w sposób nieprzyjazny dla klientów i nie wykonuje poleceń przełożonego. Został zwolniony bez okresu wypowiedzenia. Jednak decyzja o zwolnieniu została anulowana przez sąd. „Próbowali mnie zastraszyć” – mówi Fahlisch.
Pieniądze dla niesubordynowanych pracowników
W Bawarii też jest mnóstwo problemów. Podczas spotkania w 2007 r. w jednym ze sklepów OBI w Erding, szefowie grozili pracownikom - opowiada sekretarz Ver.di Orhan Aman. Pracownicy byli poddawani presji podczas indywidualnych rozmów. Szefowie pytali ich kto stoi za pomysłem utworzenia rady pracowniczej i rozpowszechniali opinię, że rady pracownicze stanowią zagrożenie dla miejsc pracy. Gdy doszło do wyborów, liczba pracowników, którzy ośmielili się poprzeć rady, była zbyt mała.
Według Akmana, OBI przyznaje duże odszkodowania członkom rad pracowniczych lub kandydatom do nich za to, że odejdą z firmy. Gazeta Spiegel Online otrzymała kopię umowy z 2008 r., która została wręczona kandydatowi do rady pracowniczej przed wyborami do rad pracowniczych. Kwota odszkodowania wynosi 15500 Euro wraz z prawem do emerytury. Nieźle, jak na kogoś kto przechodził na emeryturę pół roku później. Z tą opinią zgadza się Burkhard von Fritsch, który prowadzi firmę OBI-Franchiser HEV w Erding: „Oni chcieli przekupić członka rady pracowniczej”. Jednak zostało to wykonane w bardzo dyletancki sposób, gdyż było wielu innych kandydatów do rady pracowniczej. Na pytanie, czy HEV także próbuje sabotować wybory do rad pracowniczych odpowiedział: "Zdecydowanie nie".
Ucząc się od Lidla
Takich przykładów jest więcej. Dwóch kolegów pracujących w OBI w Feuerbach, dzielnicy Stuttgartu, było pod taką presją, że musieli poszukać opieki medycznej i leczyli się przez dłuższy okres czasu. Opowiedział nam o tym członek związku Rüdiger Kamm. OBI udało się zapobiec wyborom do regionalnej rady pracowniczej w supermarkecie przy użyciu kruczka prawniczego. `Dzień przed wyborami, zmieniono strukturę korporacyjną sklepu. To sztuczka, której nauczyli się od Lidla. Tak uważa Andreas Heinrich, członek rady pracowniczej w OBI w Waibling.
Związki zawodowe w OBI mają trudną sytuację. W jednym sklepie w Stephanskirchen w Bawarii, kierownictwo doradzało rezygnację z członkostwa w związku i udostępniało standardowe formularze wystąpienia ze związku. Gazeta Spiegel jest w posiadaniu takiego formularza zatytułowanego "Rezygnacja z członkostwa w związku”. Lokaly franczyzobiorca OBI zaprzecza, jakoby taka sytuacja miała kiedykolwiek miejsce. W Stuttgart-Wangen, OBI wykorzystało technikę „tajemniczego klienta” przeciw wybranym pracownikom, nie informując o tym rady pracowniczej. Później okazało się, że każdy członek związku zawodowego, który brał udział w strajku otrzymał ostrzeżenie za opryskliwość wobec klientów.
Jakby tego było mało, według Akmana, w OBI prowadzi się szkolenia o tematyce “jak zabić radę pracowniczą”. Franczyzobiorca OBI, Fritsch, nie pamięta takich szkoleń, jednak pamięta, że uczestniczył w szkoleniu na temat właściwego traktowania rad pracowniczych. Tematyka szkoleń dotyczyła tego "jak zbić rady pracownicze na kwaśne jabłko”. Prawnik OBI ujął to tak: „mówimy jedynie o legalnych sposobach pozbycia się rad pracowniczych”.
Konsekwencją polityki OBI jest mała liczba przedstawicieli rad pracowniczych w większości marketów OBI, oraz brak porozumień w sprawie wysokości płac w większości sklepów. W niektórych wschodnioniemieckich sklepach, pracownicy zarabiają od czterech do pięciu euro za godzinę. „OBI jest chciwe jak gryzoń i wyzyskuje pracowników” – podsumowuje sytuację związkowiec Akman. W kwaterze głównej OBI w Wermelskirchen nie rozumieją problemu. W krótkim komunikacie dla gazety Spiegel Online napisano: „Pojedyncze błędy zdarzają się wszędzie. Ale my rozwiązujemy wszystkie problemy w sposób sprawiedliwy." Według zarządu: "OBI, pracownicy i rady pracownicze pracują w pełnej atmosferze zaufania".
Tłumaczenie tekstu “Bibergünstig ohne Betriebsrat”, in: Der Spiegel, 13.07.2009 z www.spiegel.de