Dodaj nową odpowiedź
Berlin: Liebig 14 bleibt!
Alan, Wto, 2011-02-08 18:53 BlogKoniec stycznia i początek lutego w Berlinie z całą pewnością należał do wszystkich tych, którzy sprzeciwiali się ewikcji skłotu Liebig 14. Tysiące aktywistów oraz dwa i pół tysiąca policjantów walczyło ze sobą za pomocą różnych technik, jedni, by wyrazić swój gniew i sprzeciw, drudzy w ramach „służbowego obowiązku”.
Nie warto się skupiać na spaczonym przez dziennikarzy bilansie zysków i start. Na powtarzaniu cyferek oraz rasowaniu PRu grup, które są tak wspaniałe z faktu pojawienia się tam. Kilka spraw, które są ważne, a o których nie przeczyta się na portalach informacyjnych, to min. różnice między radykalnością akcji bezpośrednich w Polsce i w Niemczech, oraz pojawieniem się negatywnych opninii osób postronnych na temat uczestnictwa w akcjach zagranicznych ( ich zdaniem niezgodność w postępowaniu z zasadą „ Myśl Globalnie Działaj Lokalnie ‘’ ).
Bez obaw, nie nastąpi apoteoza ruchu anarchistycznego w Niemczech, na rzecz pogłębienia się w depresji na myśl o ruchu skłoterskim w Polsce. Ani obnażenie struktur działania obu. Nie zdziwię się jednak, gdyby i takie refleksje naszły osoby po przeczytaniu tego krótkiego sprawozdania.
Po dotarciu do Berlina wystarczyło tylko zajrzeć z wizytą do InfoPointu znajdującego się na parterze jednego z kreuzberskich skłotów. Jeden telfon i trzy obce osoby z innego państwa znalazły gościnę w mieszkaniu niemieckich studentów-aktywistów.
Rankiem drugiego lutego miejsce miały blokady skrzyżowań, podczas których aktywiści i aktywistki wraz z bannerem i krzesłami obstawiali je, dopóki kierowcy wszystkich aut na światłach nie dostali ulotek informacyjnych na temat przeprowadzanej blokady. Zazwyczaj nie trwało to zbyt długo. Nie przeszkodziło to jednak niektórym kierowcom próbować przedrzeć się wzdłuż swojej trasy przez chodnik przeznaczony dla pieszych, lub wyjść z auta by wyrazić swój sprzeciw wobec wstrzymania ruchu na danej ulicy. Obyło się jednak bez przepychanek z nimi czy z policją. Szybka i treściwa akcja, po której usłyszeliśmy od naszych niemieckich znajomych, że jeżeli jest ona dla nas zbyt mało radykalna, to możemy cierpliwie poczekać do wieczora. Miły poranek dnia, który w Polsce miałby charakter stricte radykalny.
Przed południem miało miejsce spontaniczne zgromadzenie na skrzyżowaniu głównych ulic. Bieganina za lub przed policjantami zapowiadała ’miły’ wieczór. To piękne, gdy wychodzisz rozejrzeć się po mieście i widzisz wcale nie małą grupę osób chcących pokazać na co ich stać jeszcze przed ‘Godziną Zero’.
W międzyczasie w całym mieście miały miejsce liczne inne akcje solidarnościowe, których nie sposób opisać czy chciażby zliczyć. Z resztą, nie tylko w samym Berlinie…
Wyżej wymieniona Godzina Zero to godz. 19.00. Wtedy to zebraliśmy się w większości na Boxhagener Platz. Ruszyliśmy. Głośno i żwawo. Ogniście zrobiło się ok. po 20 minutach od rozpoczęcia marszu. Bo jak nazwać sytuację, gdy to aktywiści biorą w kocioł policję, a nie na odwrót? Każdy robił swoje i sukcesem tych działań był brak koordynatorów społeczniaków, którzy chętnie pokrzyczeliby „zostawcie policję, skupmy się na rozdawaniu ulotek”. Na tej demonstracji ulotek już nie było.
Demonstranci rozbiegli się po całym mieście. Były strzaskane witryny, rozwalone suki policyjne ( zaparkowane i te w ruchu ), barykady w biegu przeciągnięte wzdłuż ulic, którymi poruszaliśmy się zostawiając po sobie akty zniszczenia. Konstruktywne, bo wywołane nadzieją na inne jutro.
Zmęczeni, zgrzani, zdyszani, szczęśliwi, nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że to co robimy jest słuszne. Myśleliśmy wtedy zarówno i o sposobie działania i o celu jaki wtedy nam przyświecał.
Sami nie wiedzieliśmy jak daleko oddaliliśmy się w tym ekstatycznym biegu przez miasto od centrum Kreuzberga. Po powrocie metrem na ulicach naszej dzielnicy nadal były budowane barykady.
Podczas tej podróży padło pytanie „ jak kilka słupków w ziemi może powodować takie różnice”. Jednoznacznej odpowiedzi nie ma. Wiadomo natomiast jakie korzyści wynosi uczestnictwo w tego typu akcjach. Zapewne osoby bojkotujące idee wspierania akcji zagranicznych zrobiły podczas berlińskiej mobilizacji u siebie wiele konstruktywnych rzeczy. Nie wątpię. Nie ma jednak konstruktywnej krytyki w bojkotowaniu integracji europejskiego ruchu anarchistycznego, wyrażania poparcia dla ideii ruchu skłoterskiego, czy nadziei na wsparcie ze strony zachodnich sąsiadów tego typu akcji w Polsce, bo na tym opierał się ten wyjazd. Krzyczeliśmy tam, by następnym razem nie milczeć tutaj.