Istnienie klas społecznych często pomijane jest w mediach główno-nurtowych, a jeżeli już pada termin „klasa” trudno nie odnieść wrażenia, że na świeci...
Po raz 44 spotykamy się na łamach anarchistycznego periodyku „Inny Świat”. Tym razem, nieco szerzej, podjęliśmy dwa, a nawet trzy tematy... Niejako te...
Tureckie władze w osobie prezydenta Erdoğana rozpoczęły zmasowaną kampanię prześladowania zamieszkałej w tym kraju mniejszości kurdyjskiej. Wszystko z...
Jak blisko jesteśmy nienawiści Niemców lat trzydziestych do „obcych”? W ostatnią sobotę zorganizowano manifestacje skierowane przeciwko uchodźcom z kr...
Bardzo duża część uchodźców, przedstawianych jako Syryjczycy, jest tak naprawdę Kurdami, zamieszkującymi Syrię. Kurdowie od lat toczą walkę o stworzen...
"Nie ma zagrożenia", "doszło do kontrolowanego uwolnienia promieniotwórczej pary", "nie doszło do znaczącego skażenia", jednocześnie informacje o ewakuacji amerykańskich żołnierzy (czyżby nie wiedzieli nic o dobroczynnym działaniu małych dawek?), powiększeniu do 20 km strefy ewakuacji (czyżby naiwni Japończycy nie wiedzieli że może to wywołać "radiofobię"?), kolejne informacje o wybuchach w reaktorach (ponoć "fizycznie wykluczonych"). Kampania dezinformacji w mediach przypomina kompanię zakłamywania skutków Czernobyla prowadzoną tak przez władze ZSRR jak i agendy ONZ np. UNSCEAR. W Czernobylu wg nich zginęło 31 osób. Całkowicie ignorują przedwczesną śmierć kilkudziesięciu tysięcy likwidatorów, inwalidztwo ok. 200 000, jak i dramatyczne długofalowe konsekwencje zdrowotne, szeroko udokumentowane poza WHO. Choroby nowotworowe rozwijają się latami, podobnie jak ujawniające się mutacje - stąd chór technofilów i entuzjastów atomu radośnie poszczekuje dziś o "katastrofie psychologicznej", "radiofobii" itd. - bo po latach nie da się wykazać jednoznacznych związków przyczynowo skutkowych. Gdyby konsekwencją DDT był rozwijający się przez kilka lat w utajnieniu rak to do dziś środek ten byłby reklamowany i przedstawiany jako "bezpieczny", a piewcy "nowoczesności" rzucali by kalumnie pod adresem siejących panikę "pseudoekologów".
Nieprawda, że po Three Mile Island nie było długotrwałych konsekwencji - kilkukrotnie wzrosła ilość białaczek i poronień, około 2000 ludzi miało też objawy choroby popromiennej, ale sprawę utajniono. Metodą zakłamywania rzeczywistości było uśrednianie dawek na duże obszary. Podobnie jak po Czernobylu gdzie radioaktywne chmury szły na zachód i północ (70% opadu na terenie Białorusi), skażenia zostały uśrednione na cały obszar sowieckiego imperium (tzn. na prawie całą Azję). Takie dane podaje do dziś UNSCEAR i powołujący się nań atomiści w zachodnich krajach (w tym w Polsce).
W Japonii podany dziś oficjalnie poziom promieniowania to 12 milisivertów na godzinę tzn. w godzinę otrzymuje się dawkę 4 razy większą niż naturalnie w ciągu roku. Nawet tzw. dopuszczalna dawka (zbliżona do tła) oznacza statystycznie oznacza jeden śmiertelny przypadek nowotworu na 10 000 ludzi. Promieniotwórcze związki, jak np. wykryty już w Tokio cez 137 (30 lat półrozpadu), będą teraz latami krążyć w łańcuchu pokarmowym, przenikać do gleby, wód gruntowych i zabijać powoli i wielokrotnie. Prawdopodobnie wraz z falami tsunami substancje te rozprzestrzenią się na ogromnych obszarach.
Ale nic to. Eksperci zapewniają, że nic poważnego się nie stało (ciekawe czemu zatem zdecydowano się na chłodzenie reaktorów wodą morską - nigdy już nie będą działać, a to wielomiliardowe straty), wszystko jest w normie. Za 10 lat nikt nie będzie pamiętał o długofalowych konsekwencjach, więc będzie to kolejny incydent bez ofiar, tylko niepotrzebna panika. "Poważne media" już dziś masowo publikują uspokajające artykuły - czyżby obawa o powodzenie polskiego programu nuklearnego? A może lepiej uczyć się na błędach bardziej rozwiniętych krajów...
Protest przeciwko zawłaszczaniu tegorocznego marszu antyfaszystowskiego 11 listopada przez partię Razem i współpracujące z nią organizacje, podpisaneg...
Manchester Solidarity Federation sprzeciwia się zarówno opcji "in" jak i "out". W sprawie referendum dotyczącego członkostwa w Unii Europejskiej wyraż...
Nie należy jednak zbyt na to liczyć. Można być niemal pewnym, iż żaden uczony nie ośmieli się dziś traktować człowieka tak, jak traktuje królika; trze...
Mówiłem już, gdzie szukać zasadniczej praktycznej przyczyny potężnego jeszcze obecnie oddziaływania wierzeń religijnych na masy ludowe. Owe właściwe i...
W dniach 25-26 czerwca, anarchosyndykaliści spotkali się na konferencji pod Madrytem, by omówić powstanie nowej federacji i utworzenie na nowo anarch...
„Omawiając działalność i rolę anarchistów w rewolucji, Kropotkin powiedział: ‘My, anarchiści rozmawialiśmy dużo o rewolucjach, ale niewielu z nas zost...
Jak się okazuje, kulturalne elity zaczęły dyskutować o warunkach pracy w restauracjach i barach, gdzie są stałymi bywalcami. Pomimo faktu, że wiele sz...
"Nie ma zagrożenia",
"Nie ma zagrożenia", "doszło do kontrolowanego uwolnienia promieniotwórczej pary", "nie doszło do znaczącego skażenia", jednocześnie informacje o ewakuacji amerykańskich żołnierzy (czyżby nie wiedzieli nic o dobroczynnym działaniu małych dawek?), powiększeniu do 20 km strefy ewakuacji (czyżby naiwni Japończycy nie wiedzieli że może to wywołać "radiofobię"?), kolejne informacje o wybuchach w reaktorach (ponoć "fizycznie wykluczonych"). Kampania dezinformacji w mediach przypomina kompanię zakłamywania skutków Czernobyla prowadzoną tak przez władze ZSRR jak i agendy ONZ np. UNSCEAR. W Czernobylu wg nich zginęło 31 osób. Całkowicie ignorują przedwczesną śmierć kilkudziesięciu tysięcy likwidatorów, inwalidztwo ok. 200 000, jak i dramatyczne długofalowe konsekwencje zdrowotne, szeroko udokumentowane poza WHO. Choroby nowotworowe rozwijają się latami, podobnie jak ujawniające się mutacje - stąd chór technofilów i entuzjastów atomu radośnie poszczekuje dziś o "katastrofie psychologicznej", "radiofobii" itd. - bo po latach nie da się wykazać jednoznacznych związków przyczynowo skutkowych. Gdyby konsekwencją DDT był rozwijający się przez kilka lat w utajnieniu rak to do dziś środek ten byłby reklamowany i przedstawiany jako "bezpieczny", a piewcy "nowoczesności" rzucali by kalumnie pod adresem siejących panikę "pseudoekologów".
Nieprawda, że po Three Mile Island nie było długotrwałych konsekwencji - kilkukrotnie wzrosła ilość białaczek i poronień, około 2000 ludzi miało też objawy choroby popromiennej, ale sprawę utajniono. Metodą zakłamywania rzeczywistości było uśrednianie dawek na duże obszary. Podobnie jak po Czernobylu gdzie radioaktywne chmury szły na zachód i północ (70% opadu na terenie Białorusi), skażenia zostały uśrednione na cały obszar sowieckiego imperium (tzn. na prawie całą Azję). Takie dane podaje do dziś UNSCEAR i powołujący się nań atomiści w zachodnich krajach (w tym w Polsce).
W Japonii podany dziś oficjalnie poziom promieniowania to 12 milisivertów na godzinę tzn. w godzinę otrzymuje się dawkę 4 razy większą niż naturalnie w ciągu roku. Nawet tzw. dopuszczalna dawka (zbliżona do tła) oznacza statystycznie oznacza jeden śmiertelny przypadek nowotworu na 10 000 ludzi. Promieniotwórcze związki, jak np. wykryty już w Tokio cez 137 (30 lat półrozpadu), będą teraz latami krążyć w łańcuchu pokarmowym, przenikać do gleby, wód gruntowych i zabijać powoli i wielokrotnie. Prawdopodobnie wraz z falami tsunami substancje te rozprzestrzenią się na ogromnych obszarach.
Ale nic to. Eksperci zapewniają, że nic poważnego się nie stało (ciekawe czemu zatem zdecydowano się na chłodzenie reaktorów wodą morską - nigdy już nie będą działać, a to wielomiliardowe straty), wszystko jest w normie. Za 10 lat nikt nie będzie pamiętał o długofalowych konsekwencjach, więc będzie to kolejny incydent bez ofiar, tylko niepotrzebna panika. "Poważne media" już dziś masowo publikują uspokajające artykuły - czyżby obawa o powodzenie polskiego programu nuklearnego? A może lepiej uczyć się na błędach bardziej rozwiniętych krajów...