Dodaj nową odpowiedź

Tekst jest napisany

Tekst jest napisany racjonalnie, niektóre spostrzeżenia są dość słuszne. Zwróciłbym jednak uwagę na kilka rzeczy.

"Dlatego KKO podkreślają, że społeczeństwo jest współwinne trwania systemu, a jego konformizm i uległość jako takie również powinny stać się celem anarchistycznego ataku, po to by pobudzić w ludziach samoświadomość i potrzebę wolności. Społeczeństwo w filozofii KKO - a przynajmniej jego większość - nie jest sojusznikiem lecz wrogiem."

Chociaż konformizm jest faktycznie podporą systemu, nie ma sensu obarczać winą konkretnych konformistów i ich uznawać za wrogów. To droga donikąd. Konformizm łamie się, gdy konformista zderza się z rzeczywistością klasową i traci grunt pod nogami. Wtedy jest odpowiedni moment, by wsprzeć go w walce i zmienić jego świadomość w trakcie walki (nawet jeśli walka toczy się o drobne ustępstwa - liczy się sam fakt podjęcia działania).

jeden z prawników związanych ze sprawą planowanego wydalenia, zatrzymanej wówczas działaczki na rzecz praw uchodźców, Oksany Makarenko, obrzucił stekiem epitetów, rzekomo "radykalną" pikietę warszawskich anarchistów. Twierdził bowiem, że z powodu jej krzykliwego i rzekomo agresywnego charakteru, sędzina zdecydowała się przedłużyć areszt zatrzymanej. W ten oto sposób, anarchistyczni zwolennicy działań legalnych, stali się przez moment "insurekcjonistycznymi" kozłami ofiarnymi, w środowisku liberalnych obrońców praw człowieka.

Ci sami ludzie, których tekst nazywa "dogmatykami", sprzeciwiają się więzom organizacyjnym z liberałami - dlatego właśnie, że nie można im zaufać jako sojusznikom. Niektóre czasopisma i strony lewicowe i anarchistyczne z równym brakiem krytycyzmu zachwycają się zarówno insurekcjonizmem, jak i liberalizmem. Nie brak stron, na których artykuły o Aung San Suu Kyi z Birmy sąsiadują z linkami do Baader-Meinhof, a fascynacja retoryką zbrojną idzie w parze z zachętami do udziału w wyborach samorządowych. Jeśli to ma być przykład spójności idei i praktyki, to ja już wolę żeby mnie nazywali dogmatykiem.

Wydaje się zatem, że kwestią zasadniczą dla anarchistów legalistycznych, nie jest kwestia samego użycia przemocy czy też jej środków, lecz takiego jej zastosowania, by było ono w ich mniemaniu adekwatne do stopnia rozwoju procesu rewolucyjnego, tak by nie narazić się na przedwczesne represje i nie zniechęcić do siebie społeczeństwa.((Pytanie o zgodność momentu w którym rewolucjoniści akceptują używanie przemocy z momentem, kiedy gotowe ją zaakceptować są same masy. Pytanie: Jak uczynić masy rewolucyjnymi, aby momenty te uległy utożsamieniu?) Z pewnością jest to złożona kwestia, którą należałoby rozpatrywać każdorazowo, w ramach konkretnych, określonych warunków i stosunków sił - kwestia, której nie da się rozstrzygnąć jednoznacznie na poziomie teoretycznym, abstrahując od danej praktyki i okoliczności historycznych. Zarówno fetyszyzowanie masowości może prowadzić do ugodowości oraz reformizmu, ciągłego czekania na odpowiedni moment (a następnie rozczarowania gdy masy rozejdą się do domu zadowolone podwyżkami), jak i fetyszyzowanie illegalizmu, może zakończyć się przedwczesnym wypaleniem wywrotowego potencjału oraz sekciarskim terroryzmem, zagrożonym izolacją nie tylko od społeczeństwa ale i od ruchu. Niektórzy twierdzą, że w pewnej sytuacji przemoc może pobudzić masowość i zdynamizować czynnik rewolucyjny, pomóc w przejściu od żądań częściowych do całościowych, inni zaś, że umiarkowane metody mogą pozyskać sympatię mas, które później łatwiej będzie zachęcić do bardziej zdecydowanych posunięć i które ze względu na swoją masowość nie będą musiały być już tak brutalne i desperackie.

Kwestią zasadniczą jest odrzucenie zasady awangardyzmu. Czyli zasady, że elitarna grupa wie lepiej, w którą stronę powinny pójść masy i próbuje dokonywać za masy wyborów. Takie podejście musi spalić na panewce. Rolą rewolucjonistów organicznych, jest przygotowywanie gruntu, tworzenie oddolnych struktur współpracy, które zaowocują w momencie wybuchu społecznego. Samego wybuchu nie da się ani przewidzieć ani spowodować.

Rzeczywiście nie chodzi o kwestię przemocy (legalizm zakłada przyzwolenie na monopol przemocy państwowej, a nie odrzucenie przemocy). Nie wiem, czy w ogóle istnieje coś takiego jak "anarchizm legalistyczny", raczej anarchiści uciekają się również do środków legalistycznych, wtedy, gdy to może przynieść skutki w jakiejś konkretnej kampanii (zablokowanie nowelizacji ustawy, zmuszenie pracodawcy do zapłaty wynagrodzenia, itp). Celem tych działań jest walka o konkretne ustępstwa systemu - dlatego, że w procesie tej walki - nieważne o jak błahe ustępstwa - następuje przewartościowanie świadomości i zrozumienie, co można osiągnąć wspólną walką. Cienką czerwoną linią, której nie należy przekroczyć, jest współpraca w realizacji celów oficjalnych instytucji - podyktowana ambicjami i złudzeniami działaczy. Dopóki anarchiści jej nie przekroczą, nie ma sensu nazywać ich "legalistami". A jeśli ją przekroczą, przestaną być anarchistami, a staną się kolejnymi Cohn-Benditami, Joschka Fischerami, itp...

Odpowiedz



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.