Dodaj nową odpowiedź

Według mnie, słabość

Według mnie, słabość doktryny demokracji uczestniczącej i budżetu partycypacyjnego jest dość dobrze widoczna w tym tekście. Zacytuję jego fragment, który mnie szczególnie uderzył:

Zacznę od tego, że „sondaży” czy „konsultacji społecznych” nie należy mylić z „budżetem partycypacyjnym”. Pierwsza i podstawowa różnica polega na tym, iż w dwóch pierwszych przypadkach formalnie władze zarówno decydują co będzie dyskutowane, na jakich zasadach, oraz jaka ostatecznie zapadnie decyzja. Czyli zachowają one pełną kontrolę nad całym procesem decyzyjny, a ewentualne „konsultacje” czy „sondaże” są najczęściej jedynie dodatkowym narzędziem rządzenia. W przypadku „budżetu partycypacyjnego” to wspólnota samorządowa orzeka nad czym ma się toczyć debata i jak ma ona przebiegać, a istniejące ciała przedstawicielskie ewentualnie stawiają „kropkę na i” - akceptują to, co zostanie wspólnie wypracowane i nadają mu realny kształt.

W powyższym akapicie zderzone zostają dwa modele: "formalnie władze zarówno decydują co będzie dyskutowane, na jakich zasadach, oraz jaka ostatecznie zapadnie decyzja", oraz "wspólnota samorządowa orzeka nad czym ma się toczyć debata i jak ma ona przebiegać, a istniejące ciała przedstawicielskie ewentualnie stawiają „kropkę na i” - akceptują to, co zostanie wspólnie wypracowane i nadają mu realny kształt."

Rzuca się w oczy brak realnej różnicy pomiędzy tymi dwoma stwierdzeniami. Pojęcie "wspólnota samorządowa" jest rozkosznie nieokreślone: może chodzić o radnych, a może chodzić o zwykłych mieszkańców - jednym słowem następuje zbitka pojęciowa tych dwóch bardzo różnych płaszczyzn, tak jakby głos szarego mieszkańca dzielnicy był tożsamy z głosem polityków zasiadających we władzach miasta. Żaden istniejący model demokracji uczestniczącej nie zakłada decyzyjności mieszkańców - ich głos jest tylko i wyłącznie konsultacyjny, nawet w "modelowym" rozwiązaniu funkcjonującym w Porto Alegre.

Autor sam stwierdza, że władze podjęły temat demokracji uczestniczącej lansowany podczas jednej z kampanii. Przyjęcie przez władze "konsultacyjnej" frazeologii nie jest oczywiście niczym innym, niż zasłoną dymną i tutaj autor ma rację. Ale jakiego innego skutku można było się spodziewać, lansując doktrynę, która u swoich podstaw zakłada konsultacyjny a nie decyzyjny charakter udziału mieszkańców?

Odpowiedz



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.