Dodaj nową odpowiedź

Obrona praw pracowniczych to

Obrona praw pracowniczych to niewiele, demokracja uczestnicząca to za mało - dziś mamy do czynienia z programami dotowanymi np. przez UE, które same w sobie promują np ekonomię społeczną, tworzenie spółdzielni pracowniczych, gdzie kolektywnie podejmuje się decyzje i nie ma szefa itp. W wielu korporacjach, na poszczególnych poziomach spłaszcza się hierarchię i wprowadza elementy kolektywnej decyzyjności aby pobudzić ludzką kreatywność i innowacyjność (kapitał informacyjny) - mimo to kapitalizm pozostaje kapitalizmem. Czy to znaczy, że system robi krok w stronę anarchizmu?

Nie wiem do czego takie posunięcia doprowadzą system, a i wydaje mi się, że ty też nie masz podstaw do jednoznacznych wartościowań w stylu "tak, tak, nie, nie". Takie gadanie jak żywo przypomina mi dawne obawy żywione przez wielu radykałów w obliczu początków fordyzmu, który w ich mniemaniu miał na wieki wieków rozbić i spacyfikować ruch robotniczy, a samych robotników nieodwracalnie zintegrować z kapitalistyczną maszynerią. Jak pokazuje m.in. Beverly J. Silver w "Globalnym proletariacie", stało się inaczej.

Nie robi tak, samo jak i wy go nie robicie, doprowadzając do tego, że
pracownikom wypłacono zaległe pensje za nadgodziny. Rozumiem, argument, że ludzie organizując się do obrony własnych praw, uczą się demokracji bezpośredniej, odkrywają nowy model działania itp - skłaniać się jednak można ku twierdzeniu, że w momencie gdy socjal uda się ocalić, pójdą oni za tym kto zagwarantuje im to materialne bezpieczeństwo, a nie będzie wskazywał dodatkowo na potrzebę jednoczesnego ocalenia ich wolności

Nie, nie można się skłaniać, o ile chce się zachować minimum intelektualnej uczciwości i konsekwencji. Ty masz z tym problem: najpierw twierdzisz, że kolektywna walka klasowa prowadzona horyzontalnie i na zasadzie pomocy wzajemnej, o pewne pomniejsze cele, musi skończyć się nawrotem do socjaldemokratycznej świadomości. Natomiast ileś tam linijek niżej, omawiając efekty taktyk promowanych przez insów kwitujesz je stwierdzeniem, że radykalnie przeobrażają one nie tylko rzeczywistość ludzi je podejmujących, ale także ich samych. Oczywiście bez ryzyka regresu do świata socjaldemokratycznych lub po prostu systemowych wartości.

Nie podejmuję się wnikania, mocą czego (jakichś tajemnych wiązań chemicznych? ducha dziejów?) taka transformacja zachodzi w przypadku taktyki insów, a nie zachodzi w przypadku strategii anarchosyndykalistycznej, bo to na tobie spoczywa ciężar dowodzenia prawdziwości tych cokolwiek śmiałych tez. Chciałbym tylko przypomnieć o biografii niektórych prominentnych niemieckich Zielonych, mających na koncie epizody zadymiarstwa w insurekcyjnym stylu z lat 60 i 70. Jak rozumiem, ich późniejsza wolta w stronę parlamentaryzmu i modelu opiekuńczego to te uberradykalne przeobrażenie świadomości do rewolucyjnej postaci, o którym wspomniałeś przy okazji spuszczania się nad taktykami insurekcjonistów?

I oczywiście - powiem to po raz 10 i ostatni - żadni insurekcjoniści nie twierdzą, że zamiast budowania ruchu społecznego, należy się zająć wyłącznie stosowaniem przemocy, a reszta jakoś sama się ułoży. Insurekcjoniści SĄ częścią szerszego ruchu i w niczym nie zamierzają go wyręczać, a jedynie uzupełnić, promując pewną postawę właściwą anarchizmowi.

A czy tobie po 10 razy trzeba przypominać, że nikt tu nie odrzuca a priori insurekcyjnych metod jako części, uzupełnienia kolektywnej walki pracowniczej? Jedyne co odrzucamy to ideę budowania anarchizmu wyłącznie lub głównie na fundamencie takich metod. KPW czy bodem pierdolnąć?

Odpowiedz



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.