Istnienie klas społecznych często pomijane jest w mediach główno-nurtowych, a jeżeli już pada termin „klasa” trudno nie odnieść wrażenia, że na świeci...
Po raz 44 spotykamy się na łamach anarchistycznego periodyku „Inny Świat”. Tym razem, nieco szerzej, podjęliśmy dwa, a nawet trzy tematy... Niejako te...
Tureckie władze w osobie prezydenta Erdoğana rozpoczęły zmasowaną kampanię prześladowania zamieszkałej w tym kraju mniejszości kurdyjskiej. Wszystko z...
Jak blisko jesteśmy nienawiści Niemców lat trzydziestych do „obcych”? W ostatnią sobotę zorganizowano manifestacje skierowane przeciwko uchodźcom z kr...
Bardzo duża część uchodźców, przedstawianych jako Syryjczycy, jest tak naprawdę Kurdami, zamieszkującymi Syrię. Kurdowie od lat toczą walkę o stworzen...
Czytelnik CIA (niezweryfikowane), Czw, 2011-09-08 18:13
Jeśli nauka państwowa jest lepsza i tańsza od prywatnej, to może warto przeprowadzić eksperyment i powołać np. ministerstwo żywienia, które zajmowałoby się karmieniem wszystkich ludzi.
ahh, nie ma to jak Koorwin-style reductio ad absurdum. nie wiadomo tylko czy śmiać się czy płakać?
natomiast przechodząc ad rem, to "wolnorynkowe" szkolnictwo może byłoby tańsze w misesowskim never never landzie, na rynku zdominowanym przez drobną i szeroko rozpowszechnioną własność. może.
tyle tylko że coś takiego nie istnieje. mamy za to dominację silnie skoncentrowanych w monopole i oligopole kapitału, który w warunkach "wolnej konkurencji" błyskawicznie wygryzłby i/lub podporządkował maluchów.
jedynym kontr-argumentem neoliberałów jest mantrowanie o zlikwidowaniu państwowych subwencji dla wielkiego biznesu, co samo z siebie miałoby rzekomo podminować jego pozycję na rynku czy wręcz doprowadzić korporacje do upadku i rozproszenia własności. argument tak naiwny, że ręce opadają: jedynie idiota może przyjąć założenie, że wielki biznes będzie biernie przyglądał się zwijaniu skrojonego na jego potrzeby porządku prawno-instytucjonalnego i nie wykorzysta zgromadzonych zasobów, know-how itp do przywrócenia swojego dyktatu na rynku.
w tym kontekście "tanie" prywatne szkolnictwo na zasadzie sąsiedzkiej ściepy, zdolne konkurować z korporacyjną edukacją, można włożyć między bajki. dyktat wielkiej, skoncentrowanej własności już na starcie wymusiłby kapitałochłonność przekraczającą możliwości pracowników najemnych. zwłaszcza pracowników najemnych poddanych "elastycznym", opartym na jednostronnym dyktacie pracozdzierców, formom zatrudnienia (a tylko takie zakładają szermierze "wolnego rynku") z całym ich bogactwem (a raczej nędzą) inwentarza: niskie i niepewne pensje, zawężone możliwości długoterminowego planowania, oszczędzania i inwestowania itp.
więcej argumentów i danych empirycznych przemawiających za tym, że państwowa i/lub kolektywna własność niekoniecznie musi być "genetycznie" ułomna w stosunku do prywatnej, a nawet przewyższać efektywnością, znaleźć można w jego książce "Ekonomiczny sens prywatyzacji".
zresztą naukowców przyjmujących podobne co prof. Tittenbrun stanowisko nie brakuje także w zachodnim mainstreamie (vide wolta Krugmana i Sachsa, którzy porzucili wyznawany przez ciebie neoliberalizm). generalnie chyba tylko w Polsce dominuje jaskiniowy neoliberalizm, dogmatycznie trzymający się wiary w "prywatne lepsze niż państwowe i/lub społeczne".
myślę, że podawanie przykładu OFE jest lekko nietrafione
nietrafione to są twoje zarzuty do tego przykładu, jak żywo oparte na bredniach o "dobrowolności" rynku. żyjemy w świecie, w którym materialne zabezpieczenie się na starość jest koniecznością, której zaniedbanie oznacza w "najlepszym" wypadku wegetowanie w nędzy, chorobie i zniedołężnieniu, a w najgorszym razie śmierć. z uwagi na erozję i wymieranie innych niż rynkowe form opieki nad starszymi osobnikami (rodzina, rozszerzona rodzina, klan, plemię itp), rynek i państwo historycznie uzyskały w tej materii niemal 100% wyłączność. zniesienie lub ograniczenie jednej z tych instytucji raczej wzmocniłoby przymusowość drugiej, a nie ją zlikwidowało - w przypadku wzmocnienia mechanizmów "wolonorynkowych" przymusowość dodatkowo zostałaby wzmocniona wspomnianymi wcześniej monopolami i oligopolami.
zresztą sama podstawa rynku, czyli prywatna własność środków produkcji z "dobrowolnościa" nie ma wiele wspólnego, ponieważ zakłada legalne stosowanie siły przez właściciela (co zawsze oznacza łamanie woli innych osób, zaistnienie niedobrowolnych stosunków międzyludzkich) w pewnych przynajmniej sytuacjach. na tym poziomie analizy "państwo" i "własność" są w zasadzie tożsame!
Protest przeciwko zawłaszczaniu tegorocznego marszu antyfaszystowskiego 11 listopada przez partię Razem i współpracujące z nią organizacje, podpisaneg...
Manchester Solidarity Federation sprzeciwia się zarówno opcji "in" jak i "out". W sprawie referendum dotyczącego członkostwa w Unii Europejskiej wyraż...
Nie należy jednak zbyt na to liczyć. Można być niemal pewnym, iż żaden uczony nie ośmieli się dziś traktować człowieka tak, jak traktuje królika; trze...
Mówiłem już, gdzie szukać zasadniczej praktycznej przyczyny potężnego jeszcze obecnie oddziaływania wierzeń religijnych na masy ludowe. Owe właściwe i...
W dniach 25-26 czerwca, anarchosyndykaliści spotkali się na konferencji pod Madrytem, by omówić powstanie nowej federacji i utworzenie na nowo anarch...
„Omawiając działalność i rolę anarchistów w rewolucji, Kropotkin powiedział: ‘My, anarchiści rozmawialiśmy dużo o rewolucjach, ale niewielu z nas zost...
Jak się okazuje, kulturalne elity zaczęły dyskutować o warunkach pracy w restauracjach i barach, gdzie są stałymi bywalcami. Pomimo faktu, że wiele sz...
Jeśli nauka państwowa jest
ahh, nie ma to jak Koorwin-style reductio ad absurdum. nie wiadomo tylko czy śmiać się czy płakać?
natomiast przechodząc ad rem, to "wolnorynkowe" szkolnictwo może byłoby tańsze w misesowskim never never landzie, na rynku zdominowanym przez drobną i szeroko rozpowszechnioną własność. może.
tyle tylko że coś takiego nie istnieje. mamy za to dominację silnie skoncentrowanych w monopole i oligopole kapitału, który w warunkach "wolnej konkurencji" błyskawicznie wygryzłby i/lub podporządkował maluchów.
jedynym kontr-argumentem neoliberałów jest mantrowanie o zlikwidowaniu państwowych subwencji dla wielkiego biznesu, co samo z siebie miałoby rzekomo podminować jego pozycję na rynku czy wręcz doprowadzić korporacje do upadku i rozproszenia własności. argument tak naiwny, że ręce opadają: jedynie idiota może przyjąć założenie, że wielki biznes będzie biernie przyglądał się zwijaniu skrojonego na jego potrzeby porządku prawno-instytucjonalnego i nie wykorzysta zgromadzonych zasobów, know-how itp do przywrócenia swojego dyktatu na rynku.
w tym kontekście "tanie" prywatne szkolnictwo na zasadzie sąsiedzkiej ściepy, zdolne konkurować z korporacyjną edukacją, można włożyć między bajki. dyktat wielkiej, skoncentrowanej własności już na starcie wymusiłby kapitałochłonność przekraczającą możliwości pracowników najemnych. zwłaszcza pracowników najemnych poddanych "elastycznym", opartym na jednostronnym dyktacie pracozdzierców, formom zatrudnienia (a tylko takie zakładają szermierze "wolnego rynku") z całym ich bogactwem (a raczej nędzą) inwentarza: niskie i niepewne pensje, zawężone możliwości długoterminowego planowania, oszczędzania i inwestowania itp.
o rly?
a co powiesz na badania prof. Tittenbruna w tej materii, których streszczenie można znaleźć choćby tu: http://main3.amu.edu.pl/~jacek/PRIVATE%20AND%20PUBLIC%20OWNERSHIP.html
?
więcej argumentów i danych empirycznych przemawiających za tym, że państwowa i/lub kolektywna własność niekoniecznie musi być "genetycznie" ułomna w stosunku do prywatnej, a nawet przewyższać efektywnością, znaleźć można w jego książce "Ekonomiczny sens prywatyzacji".
zresztą naukowców przyjmujących podobne co prof. Tittenbrun stanowisko nie brakuje także w zachodnim mainstreamie (vide wolta Krugmana i Sachsa, którzy porzucili wyznawany przez ciebie neoliberalizm). generalnie chyba tylko w Polsce dominuje jaskiniowy neoliberalizm, dogmatycznie trzymający się wiary w "prywatne lepsze niż państwowe i/lub społeczne".
nietrafione to są twoje zarzuty do tego przykładu, jak żywo oparte na bredniach o "dobrowolności" rynku. żyjemy w świecie, w którym materialne zabezpieczenie się na starość jest koniecznością, której zaniedbanie oznacza w "najlepszym" wypadku wegetowanie w nędzy, chorobie i zniedołężnieniu, a w najgorszym razie śmierć. z uwagi na erozję i wymieranie innych niż rynkowe form opieki nad starszymi osobnikami (rodzina, rozszerzona rodzina, klan, plemię itp), rynek i państwo historycznie uzyskały w tej materii niemal 100% wyłączność. zniesienie lub ograniczenie jednej z tych instytucji raczej wzmocniłoby przymusowość drugiej, a nie ją zlikwidowało - w przypadku wzmocnienia mechanizmów "wolonorynkowych" przymusowość dodatkowo zostałaby wzmocniona wspomnianymi wcześniej monopolami i oligopolami.
zresztą sama podstawa rynku, czyli prywatna własność środków produkcji z "dobrowolnościa" nie ma wiele wspólnego, ponieważ zakłada legalne stosowanie siły przez właściciela (co zawsze oznacza łamanie woli innych osób, zaistnienie niedobrowolnych stosunków międzyludzkich) w pewnych przynajmniej sytuacjach. na tym poziomie analizy "państwo" i "własność" są w zasadzie tożsame!