Istnienie klas społecznych często pomijane jest w mediach główno-nurtowych, a jeżeli już pada termin „klasa” trudno nie odnieść wrażenia, że na świeci...
Po raz 44 spotykamy się na łamach anarchistycznego periodyku „Inny Świat”. Tym razem, nieco szerzej, podjęliśmy dwa, a nawet trzy tematy... Niejako te...
Tureckie władze w osobie prezydenta Erdoğana rozpoczęły zmasowaną kampanię prześladowania zamieszkałej w tym kraju mniejszości kurdyjskiej. Wszystko z...
Jak blisko jesteśmy nienawiści Niemców lat trzydziestych do „obcych”? W ostatnią sobotę zorganizowano manifestacje skierowane przeciwko uchodźcom z kr...
Bardzo duża część uchodźców, przedstawianych jako Syryjczycy, jest tak naprawdę Kurdami, zamieszkującymi Syrię. Kurdowie od lat toczą walkę o stworzen...
Cóż, żal dupę ściska jak się czyta wynurzenia o ekologicznych atomach, zwłaszcza gdy jako argument za przytacza się przeludnienie świata. Jak kto uważa że atomy są takie ekologiczne i wspaniałe to nikt nie broni wyprowadzki np. w okolice Fukushimy (te naiwne Japończyki jednak błędy Sowietów powtórzyły siejąc u ciemnych mas radiofobię przez niepotrzebną ewakuację), albo Czernobyla - tam z kolei Łukaszenko (i polscy atomiści) od dawna przekonuje że skażenia są znikome i problemu nie ma.
A są też inne miejsca np. atol Bikini, Palomares, Kisztym na Uralu, przylądek la Hague, czy okolice Sellafield. Nikt dziś nikogo w Polsce nie trzyma. Liczba ofiar Czernobyla to po 25 latach około miliona wg prof. Jablokova (rosyjski epidemiolog specjalizujący się w badaniu skażeń radioaktywnych). To że nie są to ofiary bezpośrednie (jak w przypadku wspomnianego noża) to tylko pokazuje ogrom zagrożenia. W przeciwieństwie do noża ma ono zakres nieograniczony czasowo i przestrzennie, bo radioizotopy krążą w łańcuchu pokarmowym latami, a ich czas rozpadu to setki lat, czasem tysiące, a nie widać ich, więc nie ma się żadnych szans obrony i przeciwdziałania. Skutki wychodzą po latach ukrytej inkubacji (rak) lub w przyszłych pokoleniach (mutacje i deformacje). Co do samej ekologii atomu to poza katastrofą jak ostatnio w Fukushimie, wydobycie i przerabianie uranu też jest silnie toksyczne (kwas siarkowy, fluorowodorowy itd), a odpadów nie da się utylizować. Składowanie wymaga tak długiego czasu że nie mamy żadnej gwarancji zabezpieczenia na ten cel pieniędzy (zwłaszcza w coraz szybciej bankrutującym świecie), a wycieki z prowizorycznych składowisk zatruwają gleby i wody gruntowe. Oczywiście wobec logiki niektórych przedmówców może to być korzystne bo wyginięcie/ograniczenie populacji ludzi może doprowadzić do rozkwitu dzikiej przyrody (vide czernobylska ZONA), ale takie rozumowanie ociera się o absurd, bo człowiek też ma prawo tu być jako część świata Natury.
Co do kwestii przeludnienia to i owszem, jest to problem, ale dotyczy nie tyle liczby ludzi, co raczej nadmiernie rozbudzonych potrzeb konsumpcyjnych w tzw. Pierwszym Świecie. Faktycznie gdyby każdy chciał żyć na takim poziomie jak przeciętny Europejczyk to planet jak Ziemia musiałoby być kilka. Niestety takiego modelu życia nie da się w skończonym świecie utrzymać (a raczej da się utrzymać tylko dzięki militarnej dominacji), a coraz większa podaż energii (niezależnie czy z atomu czy z wiatraków) tylko ten kierunek rozwoju stymuluje. Czemu zużycie energii jest coraz większe? Bo coraz więcej kamer obserwuje nas na ulicach, coraz potężniejsze bazy danych gromadzą coraz więcej informacji na nasz temat, a i coraz więcej wszechobecnych teleekranów serwuje nam propagandę byśmy kupowali coraz więcej urządzeń - zwykle również na prąd. Można mnożyć w nieskończoność, ale dość jednoznacznie wynika że zaklęty krąg produkcji i konsumpcji dzięki atomówce będzie kręcił się coraz szybciej. Czyli w bezpośredni sposób służy atom umocnieniu systemu technokratycznego, w którym człowiek pełni rolę wymiennego trybika w maszynie, a Natura to tylko zasobnik surowców do eksploatacji.
Niestety zarządzanie elektrownią atomową przez jakieś kolektywy pracownicze to mrzonki w które nie wierzą chyba nawet piewcy tego typu poglądów. Koordynacja precyzyjnej pracy setek, a może i tysięcy ludzi (bo sama elektrownia to tylko element łańcucha) wymaga odgórnego nadzoru, czy nam się to podoba czy nie. Wyobraźmy sobie np. strajk pracowników nadzorujących wypalone paliwo, którego ułamek miligrama jest śmiertelnie toksyczny, a samo się stale nagrzewa i wymaga stałego nadzoru bo może wybuchnąć. Nie chcę by zabezpieczenie takich trucizn zależało od kogokolwiek, bo odpowiedzialności zwykle nikt nie ponosi, a nawet jeśli to jest już za późno.
Niestety wygląda na to, że wielu tzw. anarchistów w głębi swojego jestestwa wierzy w system, lub dobrze się w nim czuje, bo tylko tym można tłumaczyć naiwną apologię technokratycznych wynalazków. Dobrze nam jest bo system daje nam wiele wygodnych gadżetów, pozwala żyć w miarę daleko od ciężkiej pracy i trudów życia, a nad ofiarami technokratycznego porządku (np. Aborygeni wydobywający z narażeniem życia uran - swoją drogą ciekawe jak by się te atomy opłacały gdyby im uczciwie płacić, przestrzegać BHP itd.) możemy się użalać z miną miłosiernego Samarytanina, jako rozwiązanie podsuwając jednak ideologie nie mające szans realizacji, ale pozwalające nam na radykalne acz teatralne pozy. Niestety jakakolwiek zmiana świata w kierunku bardziej wolnościowym wymagać będzie utraty części przywilejów które system nam dziś daje. Czy się nam to podoba czy nie wkrótce prawdopodobnie te przywileje utracimy i tak, bo system śrubę dokręca, ale to już inna bajka...
Tak czy inaczej dzięki dla Krawata za ciekawy blok materiałów i podjęcie niewygodnego tematu.
Protest przeciwko zawłaszczaniu tegorocznego marszu antyfaszystowskiego 11 listopada przez partię Razem i współpracujące z nią organizacje, podpisaneg...
Manchester Solidarity Federation sprzeciwia się zarówno opcji "in" jak i "out". W sprawie referendum dotyczącego członkostwa w Unii Europejskiej wyraż...
Nie należy jednak zbyt na to liczyć. Można być niemal pewnym, iż żaden uczony nie ośmieli się dziś traktować człowieka tak, jak traktuje królika; trze...
Mówiłem już, gdzie szukać zasadniczej praktycznej przyczyny potężnego jeszcze obecnie oddziaływania wierzeń religijnych na masy ludowe. Owe właściwe i...
W dniach 25-26 czerwca, anarchosyndykaliści spotkali się na konferencji pod Madrytem, by omówić powstanie nowej federacji i utworzenie na nowo anarch...
„Omawiając działalność i rolę anarchistów w rewolucji, Kropotkin powiedział: ‘My, anarchiści rozmawialiśmy dużo o rewolucjach, ale niewielu z nas zost...
Jak się okazuje, kulturalne elity zaczęły dyskutować o warunkach pracy w restauracjach i barach, gdzie są stałymi bywalcami. Pomimo faktu, że wiele sz...
Cóż, żal dupę ściska
Cóż, żal dupę ściska jak się czyta wynurzenia o ekologicznych atomach, zwłaszcza gdy jako argument za przytacza się przeludnienie świata. Jak kto uważa że atomy są takie ekologiczne i wspaniałe to nikt nie broni wyprowadzki np. w okolice Fukushimy (te naiwne Japończyki jednak błędy Sowietów powtórzyły siejąc u ciemnych mas radiofobię przez niepotrzebną ewakuację), albo Czernobyla - tam z kolei Łukaszenko (i polscy atomiści) od dawna przekonuje że skażenia są znikome i problemu nie ma.
A są też inne miejsca np. atol Bikini, Palomares, Kisztym na Uralu, przylądek la Hague, czy okolice Sellafield. Nikt dziś nikogo w Polsce nie trzyma. Liczba ofiar Czernobyla to po 25 latach około miliona wg prof. Jablokova (rosyjski epidemiolog specjalizujący się w badaniu skażeń radioaktywnych). To że nie są to ofiary bezpośrednie (jak w przypadku wspomnianego noża) to tylko pokazuje ogrom zagrożenia. W przeciwieństwie do noża ma ono zakres nieograniczony czasowo i przestrzennie, bo radioizotopy krążą w łańcuchu pokarmowym latami, a ich czas rozpadu to setki lat, czasem tysiące, a nie widać ich, więc nie ma się żadnych szans obrony i przeciwdziałania. Skutki wychodzą po latach ukrytej inkubacji (rak) lub w przyszłych pokoleniach (mutacje i deformacje). Co do samej ekologii atomu to poza katastrofą jak ostatnio w Fukushimie, wydobycie i przerabianie uranu też jest silnie toksyczne (kwas siarkowy, fluorowodorowy itd), a odpadów nie da się utylizować. Składowanie wymaga tak długiego czasu że nie mamy żadnej gwarancji zabezpieczenia na ten cel pieniędzy (zwłaszcza w coraz szybciej bankrutującym świecie), a wycieki z prowizorycznych składowisk zatruwają gleby i wody gruntowe. Oczywiście wobec logiki niektórych przedmówców może to być korzystne bo wyginięcie/ograniczenie populacji ludzi może doprowadzić do rozkwitu dzikiej przyrody (vide czernobylska ZONA), ale takie rozumowanie ociera się o absurd, bo człowiek też ma prawo tu być jako część świata Natury.
Co do kwestii przeludnienia to i owszem, jest to problem, ale dotyczy nie tyle liczby ludzi, co raczej nadmiernie rozbudzonych potrzeb konsumpcyjnych w tzw. Pierwszym Świecie. Faktycznie gdyby każdy chciał żyć na takim poziomie jak przeciętny Europejczyk to planet jak Ziemia musiałoby być kilka. Niestety takiego modelu życia nie da się w skończonym świecie utrzymać (a raczej da się utrzymać tylko dzięki militarnej dominacji), a coraz większa podaż energii (niezależnie czy z atomu czy z wiatraków) tylko ten kierunek rozwoju stymuluje. Czemu zużycie energii jest coraz większe? Bo coraz więcej kamer obserwuje nas na ulicach, coraz potężniejsze bazy danych gromadzą coraz więcej informacji na nasz temat, a i coraz więcej wszechobecnych teleekranów serwuje nam propagandę byśmy kupowali coraz więcej urządzeń - zwykle również na prąd. Można mnożyć w nieskończoność, ale dość jednoznacznie wynika że zaklęty krąg produkcji i konsumpcji dzięki atomówce będzie kręcił się coraz szybciej. Czyli w bezpośredni sposób służy atom umocnieniu systemu technokratycznego, w którym człowiek pełni rolę wymiennego trybika w maszynie, a Natura to tylko zasobnik surowców do eksploatacji.
Niestety zarządzanie elektrownią atomową przez jakieś kolektywy pracownicze to mrzonki w które nie wierzą chyba nawet piewcy tego typu poglądów. Koordynacja precyzyjnej pracy setek, a może i tysięcy ludzi (bo sama elektrownia to tylko element łańcucha) wymaga odgórnego nadzoru, czy nam się to podoba czy nie. Wyobraźmy sobie np. strajk pracowników nadzorujących wypalone paliwo, którego ułamek miligrama jest śmiertelnie toksyczny, a samo się stale nagrzewa i wymaga stałego nadzoru bo może wybuchnąć. Nie chcę by zabezpieczenie takich trucizn zależało od kogokolwiek, bo odpowiedzialności zwykle nikt nie ponosi, a nawet jeśli to jest już za późno.
Niestety wygląda na to, że wielu tzw. anarchistów w głębi swojego jestestwa wierzy w system, lub dobrze się w nim czuje, bo tylko tym można tłumaczyć naiwną apologię technokratycznych wynalazków. Dobrze nam jest bo system daje nam wiele wygodnych gadżetów, pozwala żyć w miarę daleko od ciężkiej pracy i trudów życia, a nad ofiarami technokratycznego porządku (np. Aborygeni wydobywający z narażeniem życia uran - swoją drogą ciekawe jak by się te atomy opłacały gdyby im uczciwie płacić, przestrzegać BHP itd.) możemy się użalać z miną miłosiernego Samarytanina, jako rozwiązanie podsuwając jednak ideologie nie mające szans realizacji, ale pozwalające nam na radykalne acz teatralne pozy. Niestety jakakolwiek zmiana świata w kierunku bardziej wolnościowym wymagać będzie utraty części przywilejów które system nam dziś daje. Czy się nam to podoba czy nie wkrótce prawdopodobnie te przywileje utracimy i tak, bo system śrubę dokręca, ale to już inna bajka...
Tak czy inaczej dzięki dla Krawata za ciekawy blok materiałów i podjęcie niewygodnego tematu.