Dodaj nową odpowiedź

Cóż, żal dupę ściska

Cóż, żal dupę ściska jak się czyta wynurzenia o ekologicznych atomach, zwłaszcza gdy jako argument za przytacza się przeludnienie świata. Jak kto uważa że atomy są takie ekologiczne i wspaniałe to nikt nie broni wyprowadzki np. w okolice Fukushimy (te naiwne Japończyki jednak błędy Sowietów powtórzyły siejąc u ciemnych mas radiofobię przez niepotrzebną ewakuację), albo Czernobyla - tam z kolei Łukaszenko (i polscy atomiści) od dawna przekonuje że skażenia są znikome i problemu nie ma.
A są też inne miejsca np. atol Bikini, Palomares, Kisztym na Uralu, przylądek la Hague, czy okolice Sellafield. Nikt dziś nikogo w Polsce nie trzyma. Liczba ofiar Czernobyla to po 25 latach około miliona wg prof. Jablokova (rosyjski epidemiolog specjalizujący się w badaniu skażeń radioaktywnych). To że nie są to ofiary bezpośrednie (jak w przypadku wspomnianego noża) to tylko pokazuje ogrom zagrożenia. W przeciwieństwie do noża ma ono zakres nieograniczony czasowo i przestrzennie, bo radioizotopy krążą w łańcuchu pokarmowym latami, a ich czas rozpadu to setki lat, czasem tysiące, a nie widać ich, więc nie ma się żadnych szans obrony i przeciwdziałania. Skutki wychodzą po latach ukrytej inkubacji (rak) lub w przyszłych pokoleniach (mutacje i deformacje). Co do samej ekologii atomu to poza katastrofą jak ostatnio w Fukushimie, wydobycie i przerabianie uranu też jest silnie toksyczne (kwas siarkowy, fluorowodorowy itd), a odpadów nie da się utylizować. Składowanie wymaga tak długiego czasu że nie mamy żadnej gwarancji zabezpieczenia na ten cel pieniędzy (zwłaszcza w coraz szybciej bankrutującym świecie), a wycieki z prowizorycznych składowisk zatruwają gleby i wody gruntowe. Oczywiście wobec logiki niektórych przedmówców może to być korzystne bo wyginięcie/ograniczenie populacji ludzi może doprowadzić do rozkwitu dzikiej przyrody (vide czernobylska ZONA), ale takie rozumowanie ociera się o absurd, bo człowiek też ma prawo tu być jako część świata Natury.
Co do kwestii przeludnienia to i owszem, jest to problem, ale dotyczy nie tyle liczby ludzi, co raczej nadmiernie rozbudzonych potrzeb konsumpcyjnych w tzw. Pierwszym Świecie. Faktycznie gdyby każdy chciał żyć na takim poziomie jak przeciętny Europejczyk to planet jak Ziemia musiałoby być kilka. Niestety takiego modelu życia nie da się w skończonym świecie utrzymać (a raczej da się utrzymać tylko dzięki militarnej dominacji), a coraz większa podaż energii (niezależnie czy z atomu czy z wiatraków) tylko ten kierunek rozwoju stymuluje. Czemu zużycie energii jest coraz większe? Bo coraz więcej kamer obserwuje nas na ulicach, coraz potężniejsze bazy danych gromadzą coraz więcej informacji na nasz temat, a i coraz więcej wszechobecnych teleekranów serwuje nam propagandę byśmy kupowali coraz więcej urządzeń - zwykle również na prąd. Można mnożyć w nieskończoność, ale dość jednoznacznie wynika że zaklęty krąg produkcji i konsumpcji dzięki atomówce będzie kręcił się coraz szybciej. Czyli w bezpośredni sposób służy atom umocnieniu systemu technokratycznego, w którym człowiek pełni rolę wymiennego trybika w maszynie, a Natura to tylko zasobnik surowców do eksploatacji.
Niestety zarządzanie elektrownią atomową przez jakieś kolektywy pracownicze to mrzonki w które nie wierzą chyba nawet piewcy tego typu poglądów. Koordynacja precyzyjnej pracy setek, a może i tysięcy ludzi (bo sama elektrownia to tylko element łańcucha) wymaga odgórnego nadzoru, czy nam się to podoba czy nie. Wyobraźmy sobie np. strajk pracowników nadzorujących wypalone paliwo, którego ułamek miligrama jest śmiertelnie toksyczny, a samo się stale nagrzewa i wymaga stałego nadzoru bo może wybuchnąć. Nie chcę by zabezpieczenie takich trucizn zależało od kogokolwiek, bo odpowiedzialności zwykle nikt nie ponosi, a nawet jeśli to jest już za późno.
Niestety wygląda na to, że wielu tzw. anarchistów w głębi swojego jestestwa wierzy w system, lub dobrze się w nim czuje, bo tylko tym można tłumaczyć naiwną apologię technokratycznych wynalazków. Dobrze nam jest bo system daje nam wiele wygodnych gadżetów, pozwala żyć w miarę daleko od ciężkiej pracy i trudów życia, a nad ofiarami technokratycznego porządku (np. Aborygeni wydobywający z narażeniem życia uran - swoją drogą ciekawe jak by się te atomy opłacały gdyby im uczciwie płacić, przestrzegać BHP itd.) możemy się użalać z miną miłosiernego Samarytanina, jako rozwiązanie podsuwając jednak ideologie nie mające szans realizacji, ale pozwalające nam na radykalne acz teatralne pozy. Niestety jakakolwiek zmiana świata w kierunku bardziej wolnościowym wymagać będzie utraty części przywilejów które system nam dziś daje. Czy się nam to podoba czy nie wkrótce prawdopodobnie te przywileje utracimy i tak, bo system śrubę dokręca, ale to już inna bajka...
Tak czy inaczej dzięki dla Krawata za ciekawy blok materiałów i podjęcie niewygodnego tematu.

Odpowiedz



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.