Dodaj nową odpowiedź
Anarchizm tradycyjny, a misyjny
eS, Nie, 2011-10-16 11:20 Publicystyka | Ruch anarchistycznyDo skreślenia tych kilku linijek tekstu i stworzenia roboczo tytułowych pojęć, pchnęła mnie nigdy jasno nie sprecyzowana linia- koniecznego moim zdaniem podziału, stopniowe zawłaszczanie przestrzeni działania przez jedną z postaw, oraz coraz częściej poruszane kwestie zagrożeń wypływających z demokracji.
Zacznę od sklasyfikowania metod działania, gdyż to właśnie od nich pochodzą te nowatorskie określania. Na własne potrzeby wyróżniłem więc metodę reakcyjną i misyjną. Reakcja wywodzi się ze sprecyzowanych żądań danej grupy społecznej, jest odpowiedzią na jej potrzeby i bezpośrednim wsparciem w podejmowanych przez nią przedsięwzięciach. Doskonałym przykładem takiego postępowania jest aktywność na polu lokatorskim czy związkowym- pod warunkiem rzeczywistego zainteresowania problemem który jest odczuwalny dla podmiotu naszych starań. Na drugiej szali znajduje się działalność nie poparta w żaden sposób realnymi potrzebami społeczności. Sprowadza się więc ona do reklamowania swoich przekonań z nadzieją zarażenia nimi innych. Tutaj wzorem będą wszelkie wojaże na rzecz tolerancji czy praw zwierząt. Nie znaczy to jednak, że jedna lub druga forma anarchizmu jest ścisłą reprezentacją któregoś z tych typów aktywności. Mogą one czerpać z wielu form działania również takich o których ta notka nie traktuje. Chodzi raczej o wyznaczenie horyzontów które są w ten podział wpisane.
Anarchizmu tradycyjnego nikomu przytaczać nie potrzeba. Zrobiono to wystarczająco dużo razy zarówno w wieku XIX jak i czasach najnowszych. Jego podstawowym, niezaprzeczalnym dogmatem- betonem jest dla mnie wiara w człowieka dobrego z natury, tym bardziej zdolnego do altruistycznych zachowań im bardziej czuje się tożsamy ze wspólnotą w której funkcjonuje. Poczucie wspólnotowości natomiast, wzrasta wraz z możliwością współdecydowania- najsilniejsze jest w grupie o której kształcie, decyzjach, priorytetach i wszystkim co jej dotyczy decydujemy razem; najsłabsze w grupie za którą musimy ślepo podążać, a i z czasem możemy zostać z niej usunięci. Idąc za Kropotkinem: „Całe zło w świecie bierze się ze sprzecznych z naturą sztucznych instytucji i struktur, które krępując wolną, spontaniczną działalność jednostek uniemożliwiają realizację naturalnych, wrodzonych ideałów równości i sprawiedliwości.”
Trudno przewidzieć jaki jest dogmat-beton anarchistów misjonarzy. Każdy z nich może przecież zdecydować o propagowaniu zgoła innego ideału, Nie wynikają one „od dołu” , a jedynie z własnej potrzeby wyrazu poglądów na temat niedoskonałości otaczającego nas świata. Mamy więc walczących: z faszyzmem, o prawa zwierząt, z homofobią, z seksizmem, o racjonalizm i wiele, wiele innych. Wątpię czy istnieje jakiś nieskazitelny wzór-ideał który zawierałby wszystkie te postulaty. W konfrontacji z rzeczywistością lubimy czasem kogoś dyskryminować ze względu na charakter, zatrudnienie, nałogi, złą dietę, wiarę, małą aktywność itd. Proporcjonalnie z każdym podjętym protestem rośnie liczba usprawiedliwień które możemy wystosować aby skutecznie kogoś wykluczyć. Każdy taki sprzeciw wobec niewłaściwych zachowań nierozerwalnie łączy się z prezentacją własnych, z założenia właściwszych. Działanie takie zyskuje więc kolejne zalety- w ten sposób za każdym razem ujawniamy swoją lepszą, wrażliwszą naturę i podnosimy własną samoocenę.
Skutki działalności misjonarskiej nie prowadzą, wbrew staraniom, do zmiany poglądów kogokolwiek. Niedotknięte faszyzmem, ani wyrzutami sumienia z powodu zwierząt społeczeństwo ma innego rodzaju problemy na głowie. Utrapienia te dzień po dniu trawią nasze poczucie godności, poprzez niepewność zatrudnienia, dachu nad głową, pożywienia, wykształcenia i inne bezpośrednie zagrożenia którymi jesteśmy bombardowani w każdej minucie swojego, zdanego na łaskę i nie łaskę pana, życia. Co miałoby nas pchnąć do działania jeśli nie te bezpośrednie zagrożenia? Ciągła promocja marginalnych zagadnień prowadzi jedynie do wzrastania zainteresowania osób już przekonanych. Dzięki temu na dobrze wypromowany marsz wegetarian przyjdzie więcej wegetarian, a na blokadę przyjedzie więcej antyfaszystów. W tym drugim przypadku działa to jednak obusiecznie i być może dalsza eskalacja konfliktu doprowadzi do czyjejś tragedii. Przykład niegdysiejszych działań stowarzyszenia „Nigdy Więcej” dobrze ilustruje istotę poruszonej sprawy. Udało im się zmusić poszczególne kluby do przystąpienia do akcji „Wykopmy rasizm ze stadionów”. Trudno wyobrazić sobie lepszą promocję- piłkarze wybiegali na murawę w ich koszulkach, a na stadionach zawisły banery akcji. Co z tego, skoro zostało to uczynione wbrew woli i zainteresowaniu samych kibiców? Ano akcja wzbudziła jawną niechęć obojętnych (acz pominiętych) w całym przedsięwzięciu, natomiast wzrosło zainteresowanie osób już przekonanych czyli w tym wypadku skrajnej prawicy, która po dziś dzień z największą ochotą wywiesza się na wszelkich kibicowskich banerach.
Działalność misyjna wymaga zdwojonych wysiłków- przed przystąpieniem do wspólnej walki należy przekonać kogoś, że problem w ogóle istnieje, a w ogromnej większości przypadków to się nie udaje. W dodatku tracimy przy tym na autentyczności. Ci sami anarchiści potrafią z patosem mówić o oddaniu władzy w ręce nas wszystkich, a następnie wymieniać jakie są warunki takiego oddania tzn. czym musiałoby się charakteryzować społeczeństwo żeby nie powoływać do życia „tyranii większości”. Sami sobie odkładamy polecane przez nas zmiany na potem, gdy będziemy już odpowiednio przygotowani. Poza tym musielibyśmy wytworzyć jakieś niesamowite narzędzia kontroli, żeby wszędzie tam gdzie jakaś mniejszość zacznie być ciemiężona pospieszyć z odsieczą. Dyskryminująca większość jest w przewadze liczebnej dlatego potrzebowalibyśmy specjalnie wyszkolonych jednostek bezpieczeństwa. Problemem też byłaby ocena: co kwalifikuje się do podjęcia ratunku, a co nie. Większość jest dyskryminująca, demokracja traci sens. Należałoby się więc na wszelki wypadek zrzec własnej decyzyjności na rzecz suwerena który byłby w stanie trzeźwo ocenić sytuację. Oto jak wąska jest granica pomiędzy hiper-moralnością misyjną, a aparatem kontroli, przemocy i władzy który musi zostać ustanowiony żeby tej moralności dopilnować. Władza w rękach ludzi bez żadnego ale! Tylko taki postulat gwarantuje nam wewnętrzną spójność i autentyczność. Jako anarchiści wierzymy, że będzie to władza możliwie najbardziej sprawiedliwa i równa, a przede wszystkim dynamiczna- odporna zatem na wszelkie błędne decyzje które można łatwo skorygować gdy przestaną się sprawdzać. Oczywiście z działań misyjnych może wypłynąć ogromna korzyść. Stanie się to jednak tylko wtedy, gdy będą się one odnosiły w prostej linii do zwiększenia decyzyjności społeczeństwa tj. przeciwko kontroli i opresyjności, albo za decentralizacją i samostanowieniem. Czyli wszystko to, co wiąże się z zlikwidowaniem aparatu państwa i ustanowieniem demokracji bezpośredniej. Resztę powinno się oddzielić grubą linią od pola działania anarchistów. Ludzie Ci mogą prowadzić działalność w różnego rodzaju stowarzyszeniach również po dokonaniu przewrotu. Każdy nasz krok powinien być podparty społecznym przyzwoleniem, budując do nas zaufanie i legitymizując nasze działania. Tylko wtedy będziemy mogli dumnie kroczyć po to, co należy do nas od zawsze.
eS