Dodaj nową odpowiedź
Krajobraz po 11 listopada
XaViER, Sob, 2011-11-12 13:05 Antyfaszyzm | Protesty | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm | Ruch anarchistycznyEmocje po wczorajszych wydarzeniach związanych z organizowanym przez środowiska neofaszystowskie i nacjonalistyczne warszawskim Marszem Niepodległości oraz wrocławskim Marszem Patriotów nieco opadły, więc można spróbować stworzyć zarys podsumowania.
Być może miałem najszerszy obraz wydarzeń, ponieważ pisałem relację na żywo zarówno z Warszawy, jak i Wrocławia, więc otrzymywałem informacje od aktywistów i reporterów z różnych miejsc. Obserwowałem też wydarzenia w przekazach na żywo i z kamer internetowych. Z góry lepiej widać niż z dołu. Nie twierdzę, że dysponuję pełnią materiału źródłowego, ale prawdopodobnie mam więcej informacji niż przeciętny uczestnik obu wydarzeń. Obserwowałem na bieżąco także pojawiające się komentarze w mediach.
Spróbuję ocenić sytuację obu stron jaka wyłania się po wczorajszym dniu.
Zacznę od strony nacjonalistycznej.
W moim przekonaniu nie jest prawdą, że było ich kilkanaście tysięcy, jak twierdzą organizatorzy. Z widoku kamerki internetowej zawieszonej nad placem Konstytucji wynikało że było ich mniej niż 10 tysięcy. Notabene niektórzy próbują dowodzić, że były ich "dziesiątki tysięcy" pokazując zdjęcie z Krakowskiego Przedmieścia, gdzie wybrali się zwykli Warszawiacy, a pochód nacjonalistów w ogóle tamtędy nie szedł. Nie spór o tysiąc czy dwa w te czy wewte jest istotny. Istotne jest to, że w tym roku nie było ich kilkuset, ale kilka tysięcy i nad tym trzeba się zastanowić.
Sam ONR co prawda dzięki patriotycznym szopkom urósł nieco w ostatnich latach, ale nie można twierdzić, że to ONR czy MW i ich sympatycy stanowili trzon tej demonstracji. Składał się on z dwóch, w dużym stopniu odmiennych grup. W pewnym stopniu dzięki kampanii propagandowej, mającej na celu złagodzenie ich wizerunku, reklamowaniu ich marszu, jako pokojowego patriotycznego przedsięwzięcia dla dziadka, babci, ojca, matki i dziecka (choć głównie z innego powodu o czym poniżej). Dzięki temu udało się im przyciągnąć trochę zbałamuconych przez szkolną propagandę nacjonalistyczną rodem z Sienkiewicza i wierszy o Niemcach "co to chcą nam pluć w twarz" (do Niemców jeszcze wrócę potem). Jednak to nie oni stanowili główny komponent tej grupy, ale organizacje powiązane z PiS i Kościołem - przyłączyli się Solidarni (ci od krzyża na Krakowskim Przedmieściu), Kluby Gazety Polskiej, do tłumnego przybywania nawoływał najpopularniejszy tygodnik w Polsce, tj. Gość Niedzielny. Oni sami byli wstanie przyciągnąć kilka tysięcy osób i prawdopodobnie ta grupa była najliczniejsza i najmniej zorientowana w tym "co jest grane". Do tej grupy należy zaliczyć też różnej maści korwinowców (sam Korwin-Mikke w Internecie nawoływał do "bicia lewaków, ale oszczędzania kobiet i dzieci"). Marsz Niepodległości promowano na okładce Najwyższego Czasu, jako wydarzenie patriotyczne i antylewicowe.
Drugim bardzo ważnym składnikiem tej koalicji byli prawicowo nastawieni kibice piłkarscy. To oni mieli stanowić trzon bojowy tego Marszu i jako tacy byli zapraszani przez organizatorów. Mieli tworzyć "sztafety ochronne" Marszu. Dodatkowo jest tajemnicą poliszynela, że prawicowa część kibiców przenika się z organizacjami neofaszystowskimi takimi jak ONR, czy NOP. Kibice stanowili co najmniej 1/3, jeśli nie prawie połowę Marszu. Ale też i najmniej zdyscyplinowaną grupę. Organizatorzy wprowadzili totalitarną wręcz kontrolę transparentów (każdy musiał uzyskać imprimatur MW/ONR), żeby czasem komuś nie przyszło do głowy ujawniać swoje prawdziwe poglądy. Nie byli jednak w stanie zapanować nad ciałami swoich zwolenników. Kibice bardziej niż lewaków nienawidzą policji, nie od dziś o tym wiadomo. W takiej ich masie, jaka była obecna na Marszu musiało dojść do spięcia z panami w kaskach. Część wyraźnie była na tę walkę nastawiona. W kontekście faktu, że ONR i MW sami zapraszali kibiców i chwalili się na Facebooku, że transparenty zachęcające do przybywania na Marsz pojawiały się na różnych stadionach, wydaje się zabawne odcinanie się organizatorów od kibiców. Przecież dokładnie wiedzieli kogo zapraszają, część z nich jest kibicami i zna to środowisko i zdawać musieli sobie sprawę co z tego może wyniknąć.
Wygląda na to, że organizatorzy Marszu przeliczyli się. Stworzyli zupełnie egzotyczną koalicję narodowych radykałów, rekrutowanych najczęściej na stadionach z narodowymi katolikami i konserwą. Będzie interesujące obserwować jak ta koalicja będzie wyglądać w przyszłości. Albo ONR i MW odetną się od kibiców, albo zrezygnują z łagodzenia wizerunku i stracą wtedy poparcie Solidarnych i innych religijnych konserwatystów. Na razie dominuje pierwsza opcja, jak można zrozumieć z ich oświadczenia wydanego po Marszu, czyli odcinają się od "prowokatorów", czyli bojowo nastawionych kibiców. W takim razie prawdopodobnie utracą część zwolenników, ale i zaczną tracić swoją pozycję na stadionach. Potępianie i oddawanie w ręce policji kibiców nie zostanie chyba zbyt dobrze tam odebrane.
Z drugiej strony po wczorajszych wydarzeniach utracili także twarz wśród wielu tych, którzy zostali przypadkowo zwabieni na Marsz, jako "pokojowe wydarzenie patriotyczne". Wiele osób stwierdzi, że to jest zadymiarskie środowisko. Nie wiadomo czy konserwatyści nadal będą chcieli firmować coś tak niepewnego pod względem wizerunkowym. Mogą nienawidzić TVN, ale płonący wóz transmisyjny tej stacji (oraz zniszczone wozy Polsatu i Polskiego Radia), to może być już dla nich przesada (w końcu konserwatyzm zobowiązuje). Bez wątpienia część osób na następny marsz się już nie wybierze, czy to ze strachu, czy też z niechęci do zadym. Jakkolwiek oceniać to, co się wydarzyło, nie była to raczej impreza dla dzieci.
Organizatorzy Marszu stoją w bardzo trudnej sytuacji. W którąkolwiek stronę nie pójdą stracą część uczestników. Nie wiem czy drugi raz ktoś da się zwabić na łagodny wizerunek polskiego narodowca pod krawatem, jaki widniał na plakatach Marszu. Ja, gdybym miał konserwatywne poglądy i nie lubił zadym, raczej bym nie poszedł na coś takiego.
Przejdę teraz do strony antyfaszystowskiej
Sytuacja antyfaszystów nie jest aż tak trudna, jak organizatorów Marszu, nie muszą wybierać między jednym złem a drugim. Frekwencja, mimo bojkotu, a nawet nagonki głównych mediów nie była zła (choć oczywiście mogła być znacznie lepsza).
Niemniej jednak, tak jak pisałem już wcześniej, strategia Koalicji jest w moim przekonaniu nie do końca przemyślana. Przecież to zeszłoroczny, krótkotrwały i trudny sojusz z Gazetą Wyborczą w który mimo krytyki m.in. anarchistów, weszła Koalicja spowodował więcej szkód niż pożytku.
Po pierwsze, to nie miłość do ojczyzny, patriotyzm, a nawet zmiana wizerunku organizatorów Marszu, spowodowała jego wysoką frekwencję. Była nim nienawiść do środowiska Gazety Wyborczej, która jednoczy wszystkich na prawicy ponad podziałami - od łagodnych konserwatystów po agresywnych faszystowskich bojówkarzy. To ona spowodowała, że na ulice wyszły tysiące a nie setki. Koalicja antyfaszystowska chyba nie docenia nastrojów anty-gazetowyborczych. Zwolennicy tej strategii powiadają, że dzięki GW szeregi blokujących się powiększyły. Być może, ale szeregi po stronie prawicy wzrosły wielokrotnie bardziej i to co było do tej pory wydarzeniem mniej lub bardziej marginalnym, dzięki sojuszu antygazetowemu, urosło do dużego wydarzenia łączącego całą prawicę. To był strzał w stopę. W dodatku lewica została przez strategów Koalicji zmuszona do bycia kojarzoną po raz kolejny z neoliberałami z Czerskiej, której idole, tacy jak Balcerowicz, doprowadzili do wzrostu rozwarstwienia społecznego, biedy i bezrobocia (i za to jest nienawidzona w wielu kręgach, nie tylko na prawicy). Ja nie czuję żadnej łączności z tymi ludźmi, ani ideowej, ani mentalnej. Nawet ich rzekomy antyfaszyzm był bardzo miałki. W tym roku odcięli się, a teraz portal gazeta.pl lansuje tezę, że "obie strony są tak samo karygodne". We Wrocławiu Gazeta zorganizowała własny marsz 9 listopada, co spowodowało dodatkowy zamęt wśród ludzi.
Media to ogólnie rzecz biorąc trzecia strona konfliktu. To media liberalne, mimo że to nacjonaliści spalili im wozy transmisyjne i pobili część reporterów, lansują obraz, że obie strony są tak samo złe. Rozdmuchiwany jest we wszystkich mediach do absurdalnych rozmiarów incydent z Nowego Świata, gdzie doszło do kilkusekundowego starcia antyfaszystów z nacjonalistami. To spięcie jest tak pompowane, że próbuje stawiać się znak równości pomiędzy zdemolowaniem placu Konstytucji. Wczoraj słuchając relacji nie mogłem wyjść ze zdumienia, kiedy w mediach non stop była mowa o "złych anarchistach niemieckich" i zaraz potem płynne przejście do zamieszek na placu Konstytucji, gdzie mówiono już tylko o "chuliganach", ani razu nie używając pojęcia politycznego - czyli np. nacjonaliści, prawicowcy, czy faszyści. Postronny obserwator wyrobił sobie opinię - znowu anarchiści sprowokowali zamieszki, a jacyś nieokreśleni chuligani zakłócili Marsz Niepodległości. Majstersztyk manipulacji.
W całym tym szumie przebija się także hasło - Niemcy biją Polaków. Nie da się już ukryć że nawet nasze "liberalne" media, to jest po prostu konserwatywna prawica, która ujawnia tym samym swoje fobie antyniemieckie i sprzedaje je publiczności. "Zatrzymano x zadymiarzy z czego połowa to Niemcy". Daje to niesamowite narzędzie propagandowe w ręce prawicy i podglebie do kolejnej nacjonalistycznej teorii spiskowej - Niemcy przyjechali wywoływać burdy między Polakami. Ta histeria antyniemiecka nakręcana była już wcześniej. Generowały ją prawicowe media i prawicowi dziennikarze tacy jak Pospieszalski, który nakręcił histeryczny reportaż o niemieckiej antifie. Nie ma się co dziwić, że nastawiona odpowiednio tymi wiadomościami policja zatrzymała wszystkich Niemców na jakich udało im się trafić i to grubo przed rozpoczęciem zamieszek. Większość Niemców nie brała udziału w jakichkolwiek starciach. Nawet z filmiku lansowanego przez prawicę ze zdarzenia na Nowym Świecie nie widać, żeby w starciu na tej ulicy brało udział 96 osób. Z relacji korespondentki CIA wynikało, że doszło do krótkiego spięcia, a policja wykorzystała pretekst, żeby zatrzymać wszystkich młodych ludzi, którzy stali w okolicy. Szczególnie polowali na Niemców. W efekcie Niemcy siedzieli już na Wilczej, gdy nacjonaliści zaczęli dymić na placu Konstytucji, więc nie byli w stanie nikogo prowokować.Są natomiast wykorzystywani przez media jako kozły ofiarne. I to za pomocą wręcz języka szowinistycznego. Polacy jeżdżą do Drezna blokować tamtejszych faszystów i nikt tam nie
wywołuje histerii szowinistycznej pod hasłem "Polacy jadą bić Niemców". Wydrukowanie takich słów poza gazetkami skrajnej prawicy wywołałoby niesamowity skandal. (Zob. też: Jak to było z niemiecką antifą?)
Ktoś zapyta - po co ściągnięto niemiecką antifę. A ja odpowiem - widocznie niemiecka antifa ma większe doświadczenie i większą świadomość niż polscy liberałowie i konserwatyści tego, co mogą nacjonalistyczne i faszystowskie organizacje zrobić. U nas wśród elit panuje ciągły strach przed lewicą, która nie oszukujmy się, nie jest szczególnie w Polsce silna. Te lęki uosabia Tomasz Wróblewski, nowy szef Rzeczpospolitej, który spać nie może, bo zagraża mu jakaś "militarystyczna lewica", a bagatelizuje bardzo niebezpieczne i rosnące w siłę bojówki nacjonalistyczne, w tym bojówki tak chore jak Combat Adolf Hitler. Obyście państwo konserwatyści nie obudzili się z ręką w nocniku. Ale ta ślepota ma to swoje historyczne analogie - to konserwatyści umożliwili Hitlerowi dojście do władzy w 1933 roku. Uważali go również za "mniejsze zło" względem lewicy. Teraz mniejszym złem dla większości konserwatywnych liberałów stanowią "weseli chłopcy z ONR", którzy wyszli się na miasto zabawić i "troszkę przegięli".
Tak można było wywnioskować z komentarzy większości tzw. ekspertów od wszystkiego, którzy zostali zaproszeni do studia TVP Info. Ogólnie rzecz biorąc zrównywanie antyfaszystów z faszystami czy nacjonalistami w tym konflikcie jest w ogóle nieuczciwe. Wyłania się z tego obraz jak gdyby obie strony reprezentowały równorzędnie moralnie postawy, ot jedne z wielu takich samych pudełek w hipermarkecie idei postawionym przez liberalne media. Bez odwołania do historii, do tragicznych skutków jakie ideologie nacjonalistyczne, szowinistyczne, rasistowskie i faszystowskie doprowadziły. Dla mnie to jest prawdziwy skandal.
Z drugiej strony Koalicja, być może pod wpływem środowisk zbliżonych do GW, postanowiła być tak grzeczna, że aż bez wyrazu. Baloniki miały przyciągnąć zwykłych Warszawiaków, ale jednocześnie przy realnym zagrożeniu ze strony bojówek faszystowskich trzeba było być naprawdę zdeterminowanym i świadomym politycznie Warszawiakiem, żeby mieć odwagę wyjść z domu tego dnia. Chwała tym, którzy przyszli, ale to nas nie obroni przed narastającą nacjonalistyczną falą.
Pramatką blokad antyfaszystowskich nie jest Drezno. Jest najbardziej chyba skuteczna w historii blokada antyfaszystowska w historii, tj. blokada na Cable Street w Londynie, gdzie właśnie nie tylko hardkorowi działacze zablokowali marsz faszystów, ale zwykli mieszkańcy dzielnicy budowali barykady, bili się z faszystami i policją. Tak, bili się. Mężczyźni na pięści, kobiety patelniami, a dzieci rzucając szklane kulki pod kopyta policyjnych koni. Nie stali z balonikami, licząc że policja ich ochroni.
Nie, wcale nie chodzi mi tu o gloryfikację przemocy. Przemoc w stylu bicie po kryjomu w krzakach młotkiem pojedynczych nazioli mnie w ogóle nie podnieca, ani nie interesuje. To, co było ważne na Cable Street, to był fakt, że ludzie uznali, że faszyzm stanowi dla ich społeczności realne zagrożenie i byli gotowi nawet bić się a może i zginąć, niż ich przepuścić. Prasa konserwatywna także wtedy krytykowała i grzmiała. Ale, co z tego. Faszyści nie przeszli, mało tego - po tej porażce już nigdy się nie podnieśli w Wielkiej Brytanii, a zwycięzców się nie ocenia. Pytanie więc nie jak zbudować silniejsze bojówki, ale jak sprawić, żeby zwyczajni ludzie, zwykli pracownicy, poczuli, że nacjonalizm to zagrożenie, a nie rozwiązanie, że nacjonalizm to produkt władzy, żeby odwrócić uwagę od prawdziwej przyczyny ich problemów - czyli systemu kapitalistycznego i takiego a nie innego systemu politycznego.
Tego nie zrobi się z Gazetą Wyborczą, ani z Karolakiem czy Szycem - zadowoleni i zamożni ludzie bardzo rzadko czują masowo aż taką determinację, żeby narażać się na ataki faszystowskich bojówek. Nie rozwinie się silnego ruchu antyfaszystowskiego "walcząc o zmianę dyskursu" na uniwersytetach. To można zrobić tylko i wyłącznie ciężko pracując z ludźmi atakowanymi przez ten system, towarzyszyć im i pomagać im w ich problemach. Pokazywać na czym polega solidarność międzynarodowa, odcinając ich tym samym od wpływów prawicy. W tym kontekście dziwi mimo formalnego poparcia OPZZ, największej po Solidarności centrali związkowej w kraju, brak faktycznej mobilizacji swoich członków. Samo OPZZ powinno przynajmniej tysiąc członków wystawić na blokadzie.
Wracając na swoje podwórko. Ciekaw jestem ilu nacjonalistom pomogliśmy, gdy ich szef oszukał na saksach w Holandii. Trudno w takiej sytuacji nadal pozostać nacjonalistą, gdy holenderscy związkowcy angażują się w imię solidarności międzynarodowej w pomoc dla oszukanych Polaków. Człowiek najlepiej uczy się poprzez praktykę, wtedy najłatwiej obala się różnego rodzaju ideologiczne zasłony dymne i stereotypy. Ci ludzie najczęściej nie są zainteresowani wysublimowaną literaturą wydawaną przez niektóre lewicowe wydawnictwa.
Nie twierdzę, że teoria jest nieistotna, ale w Polsce zostało to wszystko postawione na głowie. 90 proc. lewicowców zajmuje się teorią, a 10 proc. realną pracą wśród ludzi. Tu jest coś nie tak i nie ma się co dziwić, że prawica rośnie w siłę na ulicach. Martwi mnie, że największe mobilizacje w tym kraju dotyczą albo obrony skłotów, albo antyfaszyzmu (i to podawanego w liberalnym sosie). Działając w ten sposób na dłuższą metę nie obronimy ani skłotów, ani nie zablokujemy faszystów, bo to oni będą kontrolować ulice, wyręczając w pacyfikacji realnych ruchów protestu władze. Jak we współczesnej Rosji.
Blog Lewica Wolnościowa
Profil na Facebooku: http://www.facebook.com/wolnelewo